Ocalały
W sumie od maja miałam
sobie zrobić przerwę, ale trochę nie mam ochoty odpuszczać tych tematów
zwłaszcza, kiedy pojawia się w mojej głowie obraz opowieści. W pierwszej chwili
pomyślałam o „Łowcach” i Arte, który ponownie staje na drodze pewnego wampira,
ale byłoby to chyba nieco zbyt naiwne. Drugi pomysł został – Bleach i „A potem
upadły Niebiosa”, które już tu gościły przy okazji innych tematów.
To był normalny dzień. Taki,
który zdarza się codziennie, choć od dziewięciu lat codzienność była dużo
bardziej skomplikowana. Nadal wszyscy żyliśmy w cieniu kataklizmu, który
zniszczył do cna Tokio, a jego okolice zdewastował do takiego stanu, że nie
dało się tam żyć. Nikt do końca nie wiedział, co się właściwie stało.
Myśleliśmy, że to tsunami, potem, że to koreański pocisk albo meteoryt. Później
przestaliśmy pytać, trzeba było sobie poradzić ze skutkami tej katastrofy, a to
nie było łatwe, gdy wśród nas zaczęły pojawiać się duchy, potwory i ludzie o
specyficznych mocach – Fullbringerzy. To oni zaczęli mówić o shinigamich, że to
ich wina, ale czy ci mityczni strażnicy naprawdę istnieli, o tym tylko
niektórzy byli przekonani. I właśnie oni do tej pory tworzą niepokoje, polując
na swoich wyimaginowanych wrogów.
Mało mnie to wszystko obchodziło.
Miałem swoje problemy, z którymi musiałem się zmierzyć, a kolejny właśnie
nadchodził.
To był normalny dzień. Taki jak
zawsze, tak samo nudny do momentu, gdy znowu go ujrzałem. W pierwszej chwili
nie bardzo wiedziałem, dlaczego ten mężczyzna wydał mi się tak znajomy, choć
wyglądał dość charakterystycznie. Trzy podłużne blizny ciągnące się przez prawy
policzek, tatuaż z liczbą 69 na drugim – tego nie widuje się codziennie. Na
pewno gdzieś go spotkałem, ale gdzie? Z pewnością to obraz z pamięci, którą
utraciłem w dniu katastrofy, z której wyszedł jedynie z imieniem, którego nie
było w żadnym ocalałym rejestrze.
Przyglądałem mu się przez chwilę.
Nieco nerwowym ruchem poprawił czarne włosy odstające na wszystkie strony.
Chyba na kogoś czekał, ale jeszcze nie zauważył, że na niego patrzę. Wtedy
zaskoczyło. To był drugi raz, jak się spotkaliśmy, a on wyglądał dokładnie tak
samo jak wcześniej. Z tym, że pierwsze spotkanie było jakieś dwadzieścia lat
temu. Nie pamiętam dokładnie gdzie, ale wiem, że go widziałem.
Moje ciało też się nie zmienia,
nie starzeję się jak inni ludzie, co jest dość kłopotliwe, gdy od dziewięciu
lat wciąż biorą cię za nastolatka. By nikt nie zadawał pytań, muszę się co
jakiś czas przeprowadzać w inną okolicę. Myślałem, że jestem jedyny. Teraz
zastanawiam się, jak wielu ich jest oprócz mnie.
Nie pamiętam okoliczności, w
jakich się spotkaliśmy, ale wiem, że go widziałem. Czy rozmawialiśmy? Czy on
mnie zna? Czy może mi pomóc? Tak wiele pytań, ale jeśli będę tylko stał jak ten
kołek, nigdy się nie dowiem.
Nim do niego podszedłem, zza rogu
wyszła dziewczyna o brązowych włosach i zielonych oczach. Uśmiechnęła się do
mężczyzny i coś powiedziała, na co się zmieszał. Nie słyszałem słów, ale jej
śmiech już do mnie dotarł. Wyglądała na młodszą od niego i nieco starszą ode
mnie, już nie nastolatka, ale jeszcze nie dorosła kobieta. Raczej nie byli
rodzeństwem, nic na to nie wskazywało. Zresztą jego córką też z pewnością nie
była. Chociaż? W końcu od dwudziestu lat wyglądał tak samo, więc może czas robi
mnie w konia?
– Przepraszam – zwróciłem się do
mężczyzny. – Już się kiedyś spotkaliśmy, prawda?
Oboje na mnie spojrzeli. On z
zastanowieniem, dziewczyna zaś zbladła, a w jej dłoni znikąd pojawił się
srebrny miecz. Nie, nie znikąd, jeszcze przed chwilą miała na szyi srebrny
sopel. Skierowała ostrze w moją stronę, zasłaniając sobą mężczyznę. Na jej
twarzy pojawiła się czysta nienawiść i przerażenie, choć w ogóle jej nie
kojarzyłem.
– Pamiętam cię. Jesteś z Dworu
Wiatru – warknęła. – Czego chcesz? Jakim cudem przeżyłeś?
Zupełnie nie rozumiałem, o co jej
chodzi. Uniosłem powoli ręce, żeby pokazać, że nie mam złych zamiarów, ale
nawet nie drgnęła. Jej spojrzenie stało się jeszcze głębsze, prawie czarne.
Wiedziałem, że chce mnie zabić, choć przecież nic nie zrobiłem.
– Odpowiadaj.
– Ja... – Wtedy mnie olśniło,
wróciły kolejne wspomnienia. – Królowa Zmierzchu.
– Nie jestem Królową Zmierzchu –
wycedziła z obrzydzeniem. – Kim jesteś i co tu robisz?
Pamiętałem. Już pamiętałem,
wysłano mnie z Dworu Wiatru, abym obserwował zbiegłą potomkinię rodu Shiroyama.
Nic więcej, nie miałem jej ani sprowadzić z powrotem, ani zabić za zdradę,
której się dopuściła, ale tylko obserwować i słać regularne raporty prosto do
rąk pana Ato Kazemichiego odpowiedzialnego za ochronę głowy Dworu Wiatru i swojego
brata.
Spoglądałem na nią, nie wiedząc,
co mam jej powiedzieć. Musieliśmy się spotkać chociaż raz, nim uciekła z Dworu,
zapamiętała mnie i pewnie sądziła, że Dwór wreszcie się o nią upomniał. Bo może
Niebiosa upadły, a Seireitei zostało zniszczone, ale Dwór Wiatru z pewnością
przetrwał. Powinienem go odnaleźć, wrócić i złożyć kolejny raport,
uwzględniając w nim swoją amnezję. Może zostanie mi to wybaczone.
– Odpowiadaj.
– Nie zamierzam robić ci krzywdy
– powiedziałem w końcu. – Ani temu shinigami. – Bo tym musiał być, skoro przez
dwadzieścia lat nie zmienił się ani odrobinę. Do tego również był gotowy do
walki uzbrojony w nóż. – To nie leży w mojej gestii. Odpowiesz przed swoim
władcą, gdy nadejdzie na to pora.
– Ja nie mam władcy – odparła. –
Wynoś się, psie Shizumo. Nie masz już komu służyć, więc nie zbliżaj się do mnie
ani mojej drużyny. – Miecz zniknął, a ona odwróciła się do mężczyzny. Shuuhei
Hisagi, tak się nazywał. Porucznik Dziewiątego Oddziału. Teraz pamiętam. –
Wracajmy do reszty.
Zniknęli w błyskroku. Zostałem
sam. I to dosłownie, o czym przekonałem się, gdy odnalazłem Dwór Wiatru. A
raczej to, co z niego zostało – ruiny pokryte wiecznym lodem, choć była wczesna
jesień. Nie miałem już pana, nie miałem domu. Nie miałem już celu, jedyny
ocalały.
O! Czy to jest to o czym myślę?! *.*Zaraz… czy ja dobrze rozumiem, że to jakiś fragment z początku? Takiego mega początku? Bo chyba tak mi to przedstawiałaś… Ugh! I NEED IT NOW! Że też nie mam czasu na dłuższe czytanie… bo bym cię pomęczyła trochę bardziej.
OdpowiedzUsuńDobra… miałam pisać komentarz na bieżąco, ale za bardzo mnie wciągnęło ^^".
Podobało mi się. I to bardzo. Tylko czemu Hisagi miał tylko nóż? Kurde, kolejna rzecz, która będzie mnie męczyć przez najbliższe dni… akurat jak mam tyle rzeczy na głowie i stresu… x.x
Klimat post-apo zmieszany z bleachem znowu mnie korci... idę się lepiej położyć spać, bo jutro wieczorem kolokwium, a rano ważna sprawa do załatwienia.
Opowiem ci, jak mnie złapiesz na fb, dlaczego Shuu chodzi z nożem^^
UsuńJako że klimaty postapo są jednymi z moich najbardziej ulubionych, wystarczyło tylko wspomnienie o Tokio i kataklizmie, bym sobie wyobraził tę metropolię po zagładzie - i nie ważne jak to zabrzmi, ale to był piękny widok xD Brak konkretnych wieści co do przyczyn tego zdarzenia pozostawiają sporo pola do manewru dla czytelnika, co można uznać za zaletę jak i wadę, lecz w moim przypadku jest to jak najbardziej na plus.
OdpowiedzUsuńKoncepcja w niestarzejącymi się ludźmi zawsze jest interesująca, ale jak przed chwilą pomyślałem, to być wiecznym nastolatkiem to w istocie ciężki los - jakoś dałoby się wytrzymać z życiem jako dorosły, lecz nastolatek? Ajaj, nie zazdroszczę mu xD
Lektura była bardzo ciekawa i w zasadzie po przeczytaniu tekstu mam w głowie tyle pytań odnośnie świata (w szczególności Domu Wiatru, Królowej Zmierzchu oraz obu nieśmiertelnych), że mam wielką nadzieję, iż doczekam się kontynuacji :)
Dziękuję za ciekawe opowiadanie i pozdrawiam :)
Hej :)
OdpowiedzUsuńJa nie jestem fanką postapo, ale ten tekst wyjątkowo mi się podobał :) w ogóle cała ta otoczka zniszczenia Tokio, Dwór Wiatru i Królowa Zmierzchu - tajemnicze, ale przy tym interesujące.
Nie chciałabym przez całe swoje życie wygladać jak nastolatka (choć ja akurat wyglądam tak samo jak jako siedemnastolatka), to musi być nużące.
Ładny tekst.
Pozdrawiam.