Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 6 maja 2018

[90] Strasz Pożarna - Justyna W-R.

Słowa kluczowe: Zasada odważny alarmować
Straż
- Moje życie śmierdzi - westchnęłam, po czym zebrałam resztki kocich rzygów z podłogi. W mieszkaniu panowała duchota. Właśnie wróciłam z pracy. Do wypłaty zostało mi pięćdziesiąt złotych. Przeszło mi przez myśl, żeby zamówić pizzę i przez kolejny tydzień gotować resztki makaronu, które zalegały na dnie szuflady. Jednak przypomniało mi się, że zrobiłam tak w zeszłym miesiącu. I że kot gardzi makaronem. Na nieszczęście w moim malowniczym mieszkaniu, by dotrzeć do sypialni, trzeba było przekicać przez przechodnią kuchnię połączoną z salonem. Pięć lat temu wydawało mi się to fantastyczne i nowoczesne. Teraz szłam do sypialni jak przez powojenną Warszawę. Jedynie czego brakowało to radzieckich żołnierzy.


Padłam na łóżko jak ser na kanapkę. Naciągnęłam na głowę kołdrę i poczułam, że wypadałoby uprać pościel.

Jutro - mruknęłam do siebie. - Jutro na pewno to zrobię.

Wyciągnęłam się w łóżku, podłączyłam telefon do ładowarki i zaczęłam najcudniejszą część dnia. Zapadłam się w poduszkę i w marzenia. W mojej głowie pokazał się piękny las. Zza drzewa wyszedł on. Zapytał mnie, co tu robię. Ja odpowiedziałam, wplatając w wypowiedź cytat z Paolo Coelho. Mojemu wybrankowi błysnęły oczy. Wymyśliłam go jako wrażliwą duszę. Zastanowiłam się, czy rurki w lesie to najlepszy wybór? Pstryk i przebrałam się w sukienkę w kwiaty. On dotknął mojej dłoni. Spojrzał głęboko w oczy.

Obudziłam się wcześnie rano. Zaczynał się kolejny, szary dzień. Od paru lat każdy wyglądał tak samo. Koło czwartej budziły mnie kocie łapy na twarzy i zawodzące miauczenie. Raz na dziesięć przypadków kończyło się to malowniczą blizną od pazurów, co zaowocowało nazywaniem mnie w pracy per Harry Potter. I niestety nie wiązało się z dodatkowym wynagrodzeniem, mimo że miałam ogromny wpływ na morale zespołu. Nic tak nie jednoczy, jak wspólnie śmianie się z samotnej pokrzywdzonej osoby. Brawo, ludzkość!

Weszłam do kuchni, włączyłam płomień pod czajnikiem i poczłapałam do szafki z kocim żarciem. W przedpokoju coś dziwnie pachniało.

- Kocie, czy ty paliłeś maryśkę? - zapytałam ocierającego się o moje nogi futrzaka.

Zauważyłam, że spod drzwi wejściowych sączy się dym. Zamrugałam. To było właśnie to, czego mi brakowało! Pożar w bloku. Żeby wykluczyć zwidy, zerknęłam przez wizjer. Było szaro jak w moim życiu. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że nie czuję ani odrobiny paniki. Złapałam za telefon i wykręciłam numer alarmowy. Sprawnie poinformowałam dyspozytora, który nakazał mi się przygotować do ewakuacji, i czekać na przyjazd Straży. Ubrałam się, zawinęłam na twarzy chustę, wzięłam kota pod pachę i wyszłam z mieszkania. Wtedy właśnie przypomniała mi się staruszka z czwartego piętra. I ta rodzina z dziećmi, której członków chcąc nie chcąc znałam z imienia, ponieważ ich krzyki przenikały przez sufit. Pobiegłam na piętro. Kot wyrywał się, wiedziony instynktem samozachowawczym, a ja pukałam i dzwoniłam, zawzięcie do drzwi wrzeszcząc.

- Pali się! - zerknęłam na tabliczkę na drzwiach. - Państwo Zasada... Zasadowie... pali się!!!

Zbiegłam na sam dół, alarmując po drodze sąsiadów. Dym dochodził z piwnic. Musiało się nieźle hajcować, skoro dym doszedł aż na trzecie piętro. Przy drzwiach od klatki wpadłam na strażaka. Na mój widok nie wiedzieć czemu przewrócił oczami i pacnął się rękawicą w górę hełmu. Nie wiem, co to miało znaczyć, pewnie jakiś międzynarodowy gest podziwu dla bohaterów. Przed klatką przejęli mnie pozostali członkowie ekipy. Zauważyłam, że zaalarmowani sąsiedzi wychodzą na balkony i machają do mnie. Wyprostowałam się i spróbowałam przybrać skromny wyraz twarzy, ale ni cholery mi to nie wychodziło. Jeden ze strażaków podszedł do mnie i pogratulował. Czułam się jak bohaterka. To było cudowne uczucie. Dopiero po chwili przypomniał mi się czajnik, zostawiony na gazie. Uśmiechnęłam się do przystojnego strażaka. Chyba zaproszę go na herbatę. Na wszelki wypadek, niech weźmie gaśnicę.

2 komentarze:

  1. porównanie "padania jak ser na kanapkę" podbiło moje serce, naprawdę. ogólnie super wyrażenia wplotłaś w ten tekst. jest prosty i przyjemny do czytania. chociaż muszę przyznać, że na końcu ten strażak okaże się przystojniakiem ze snu głównej bohaterki.
    pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Jak zwykle dajesz nam tekst, który kryje w sobie pewien komizm. Bohaterka bardzo przypadła mi do gustu. Jest taka trochę pesymistyczna, ale i zakręcona. Polubiłam ją :)
    Temat ujęty tak, jak tylko Ty potrafisz. Mnie kupiłaś tym pożarem, mam nadzieję, że pan strażak zgodził się na herbatkę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń