Życie wojownika
Jestem zadowolona z tego tekstu. Jest
niezadługo, ale takie shoty lubię chyba pisać Lol. Poza tym to drugi tekst na
ten tydzień, więc weźmy to jako moje usprawiedliwienie.
Tekst znowu o Nefilim, tylko tym razem
poznacie bliżej inną postać. Słowniczek był ostatnio i przedostatnio i chociaż
nie powinnam odsyłać do tamtych tekstów w tym celu, to jednak polecam, bo
łatwiej zrozumieć też relacje i świat. Mam nadzieję, że spodoba się wam tak,
jak mi.
Enjoycie!
Lauriene ostrożnie i powoli położyła dłoń na
rękojeści noża, który trzymała pod płaszczem. Nie musiała się nawet rozglądać,
by wiedzieć, że wróg czai się dosłownie z każdej strony. Wpakowali się w samo
źródło kłopotów nawiedzających Kopenhagę od wielu tygodni. Nicolae albo nie zdawał
sobie z tego sprawy, albo miał to głęboko w dupie. Przypuszczała, że raczej to
drugie.
Niemal czuła chęć mordu tych demonów czających się
w mroku. I nie miało to nic wspólnego z odorem tlenku siarki, który niósł się
po całym budynku już od wejścia.
– Nico – zaczęła Lauriene – jesteśmy otoczeni.
– Świetnie! – Jej bliźniak uśmiechnął się i obrócił
wokół własnej osi. – Możemy atakować w każdym kierunku! – Nim zdążyła cokolwiek
odpowiedzieć, chłopak wyszarpnął zwinięty przy udzie bicz z elektrum i zamachnął
się w byle jakim kierunku. Rozległ się demoniczny ryk, brzmiący trochę jak
tłuczone szkło i demon został unicestwiony.
Nie minęła sekunda, a w kierunku dwojga Nocnych Łowców
pędziły z każdej strony demony wszelkiej maści, obnażające swoje zęby i pazury.
Nie żeby spodziewała się innego scenariusza. Serio.
To były demony. Istoty, które wdarły się do świata ludzi z Edomu, chcące
jedynie zabijać lub krzywdzić ludzi. A z drugiej strony był jej brat, którego
znała od urodzenia. Byli cholernymi bliźniętami, na dodatek Nefilim. Znała go
jak nikt inny, a on znał ją. I właściwie cały przebieg tego zdarzenia był tylko
kwestią formalną. No, może z wyjątkiem liczebności wroga i ran, których nie do
końca się spodziewała. Cała reszta była raczej do przewidzenia. Raczej.
Zignorowała dzwoniący telefon, który skutecznie
irytował ją ciągle powtarzającą się melodią – zapewne zgraną przez Nicolae.
Skupiła się na wrogu. Blokując jedną ręką demoniczną łapę zakończoną ostrymi
pazurami – zapewne pokrytymi demoniczną wydzieliną, trującą dla ludzi i Nefilim
– drugą złapała ostrze schowane w cholewce buta i rzuciła je w bok, prosto w
głowę bestii, próbującej zaatakować Nico od tyłu. Likwidując kolejnego potwora,
trochę bardziej skupiła się na bracie, który wyglądał jakby bawił się wyśmienicie
i zupełnie nie przeszkadzało mu, że jest pokryty demoniczna krwią i
prawdopodobnie ranami. Uśmiechnęła się pod nosem. Wielu uważało Nico za
szalonego, a ją za dziwaka, podczas gdy oboje byli po prostu wojownikami.
Zostali stworzeni do walki i to był ich żywioł. Oboje czuli radość z walki,
nawet jeśli ostre pazury przecinały skórę, nawet jeśli jakaś kość pękła w ręce.
Może tym właśnie było szaleństwo. Może byli szaleni. Ale to nie było ważne. Dla
nich liczyło się wtedy tylko to, co było tam i wtedy, w czasie walki. Dla nich
liczyło się pokonanie wroga, walka, zwycięstwo. A obrażenia były nieodłączną
częścią życia wojownika. I oznaczały, że po prostu należy więcej ćwiczyć, by
następnym razem nie zostać rannym. Kto ich nigdy nie zaznał, nie mógł być
nazwany prawdziwym wojownikiem.
– Riene! – Nico zawołał w pewnym momencie śpiewnym
głosem. – Ale fajnie! A Lizzy mówiła, że to beznadziejne miejsce! Niech żałuje,
że ominęła ją taka zabawa!
Lauriene wywróciła oczami, ale nie mogła
powstrzymać lekkiego uśmiechu. Rozumiała tę radość. Ale jako ta, która przyjęła
rolę odpowiedzialnej, nie powiedziała tego na głos. Skupiła się raczej na
pierwszej części wypowiedzi brata.
– Lizbeth wiedziała co się tu czai? – powiedziała,
kiedy przeskoczyła obok chłopaka, unikając tym samym paszczy demona.
– Wspominała coś o dużej aktywności demonów w
okolicy tego miejsca. Nie trudno było dodać dwa do trzech! – Nico zaśmiał się
głośno, niemal tracąc równowagę i jedynie kolejne ostrze rzucone przez siostrę
uratowało go od utraty głowy.
W pierwszym odruchu Lauriene chciała zapytać, czemu
Midwinter nie jest razem z nimi, jako parabatai Nicolae, ale odpowiedź była
oczywista – dziewczyna pewnie nawet nie wiedziała o tej wyprawie, nie
wspominając już o konkluzji Nico.
– Skup się lepiej, bo cię cała zabawa ominie –
rzuciła niby od niechcenia, zabijając przy tym demona, który stał tuż przy
Nico.
– Ej! Ten był mój! – oburzył się chłopak. W
odpowiedzi, jego siostra jedynie zabiła kolejnego demona. Chwilę później
elektrum znowu przecinało demony (lub związywało co odporniejsze), kiedy bicz
Nico znów zaczął świstać w powietrzu.
Nie pamiętali dokładnie całej walki. Nie pamiętali
jakim cudem udało im się we dwoje zabić chmarę demonów. Nie pamiętali jak
wyszli z budynku. Wtedy żyli chwilą. A teraz… teraz dyszeli siedząc na chodniku
i rysując sobie nawzajem lecznicze runy z uśmiechami na pobrudzonych krwią i
mazią twarzach.
I wtedy telefon zadzwonił ponownie. Lauriene
odebrała tym razem, nie przejmując się, że znowu go pobrudzi, a uśmiech nie schodził
jej z twarzy. A przynajmniej do momentu, kiedy usłyszała spanikowany głos
Chrisa – najstarszego z rodzeństwa Ashdown, informującego ją o atakach na
Isntytuty na całym świecie i o masakrze jaką ze sobą niosły. Krew odpłynęła jej
z twarzy. Kiedy przekazała wiadomość Nico, chłopak nie czekał aż leczenie
runami się skończy, tylko zerwał się do pionu i ruszył biegiem w kierunku ich
Instytutu. A Lauriene była tuż za nim.
Hej :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie opisany tekst. Udało Ci się przekazać w nim emocje starcia i mrok sytuacji. Przywykłam do świata Nocnych Łowców, lubię go, a zabijanych demonów nie jest mi szkoda.
Rozumiem to uczucie szaleństwa u bliźniaków i ich wpadanie w trans. Zostali wyszkoleni do takich potyczek, nic dziwnego, że zapominają o świecie i walczą.
Mam nadzieję, że pociagniesz wątek ataku na Instytuty przy kolejnym sprzyjającym temacie.
Pozdrawiam.
Podoba mi się założenie tego tekstu, ale mam trochę problem z jego wykonaniem. Mam wrażenie, że trochę się nie starałaś, więc mogłabyś to bardziej dopracować. Mimo to sama esencja, ten głód walki u bliźniaków, jest widoczna i to mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pierwsze co przychodzi mi do głowy to: o matko, jak ja dawno nie miałam do czynienia ze światem Nocnych Łowców! A zaraz potem: jak dobrze znowu się z nim spotkać!
OdpowiedzUsuńWalka z demonami była świetna i radość z niej rozumiem w pełni. Może i szaleństwo, ale tak wygląda życie wojownika.
Pozdrawiam cieplutko