Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 9 lipca 2017

[47] You're all that I adore ~ Miachar

                Jak parę osób z Grupy, tak i ja dałam się porwać Angel with a shotgun (u mnie było to związane z kadrami z City Hunter). Tekst pisany bez większego namysłu, właściwie to napleciony przez palce, ale chyba ujdzie w tłumie.
                Kocham być piątym kołem u wozu. To takie zabawne. To nie sarkazm. Nie, definitywnie nie, pomyślałam, wyglądając przez okno na skąpaną w deszczu ulicę i żałując, że dałam się wyciągnąć swoim przyjaciołom na gorącą czekoladę do naszej ulubionej kawiarni w pobliżu szkoły. Nie mogłam już znieść tego, jak obie pary w naszej pięcioosobowej - co za przypadek - paczce wesoło ze sobą gruchają.
                Powinnam w końcu przestać robić z siebie taką masochistkę i choć raz odmówić wspólnego wyjścia z przyjaciółmi. Oczywiście, cieszyło mnie każde nasze pozaszkolne spotkanie, ale od kiedy Martin spiknął się z Miriam, a Janet i Charles robili do siebie maślane oczy, czulam się odsunięta na naprawdę daleki plan.

                Jestem żałosna, przemknęło mi przez myśl. Węstchnęłam, co nie uszło uwadze siedzącej najbliżej mnie Janet. Na moment przerwała wsłuchiwanie się w opowieść drugiej pary, która w poprzedni weekend udała się na kemping (moim zdaniem połowa marca to jeszcze trochę za wcześnie na podobne eskapady, ale może po prostu się nie znam), i zwróciła się w moją stronę. Lewą ręką dotknęła mojego ramienia.
                - Nana - odwróciłam głowę, by spojrzeć jej w twarz - wszystko w porządku?
                Czy może być w porządku, kiedy zakochani przyjaciele w ogóle nie zwracają na mnie uwagi? Czy może być w porządku, kiedy z własnej woli daję się katować ich miłosnymi opowiastkami? Czy może być w porządku, kiedy mam ochotę krzyczęć, bo nie radzę sobie z ignorowaniem mnie w towarzystwie?
                Nie. To wszystko świadczyło o tym, że nie jest w porządku. Ale nie miałam prawa mówić tego przyjaciółce, nie mogłam zniszczyć jej tego popołudnia.
                To dlatego przywdziałam na twarz uprzejmy uśmiech i odezwałam się radosnym głosem:
                - Tak, jest w porządku. Po prostu się zamyśliłam, to wszystko.
                Janet wyjrzała przez okno, przez któe niedawno i ja patrzyłam na zewnętrzny świat, i zmarszczyła lekko swój zgrabny nosek.
                - Czyżby powodem tego zamyślenia był ten chłopak, który często tu przychodzi i z którym zawsze wymieniasz spojrzenia?
                Spąsowiałam, a żeby ukryć nerwowy uśmiech upiłam kilka łyków swojej wystudzonej już czarnej kawy. Nie sądziłam, że nadal zwracają na to uwagę.
                - Nie, to nie on. Myślałam nad propozycją UC, nie wiem, czy powinnam pojechać na ich obóz wstępny.
                Janet aż wciągnęła powietrze.
                - Jak to nie wiesz?! Musisz jechać, Nana! Kalifornia musi zobaczyć, jaką geniuszkę może u siebie mieć!
                Skinęłam lekko głową w ramach odpowiedzi. Nie wiedziałam, co zrobić, poza tym nie chciałam za bardzo obarczać swoimi problemami innych. Wolałam milczeć niż znaleźć się nagle w samym centrum zamieszania. Choć chciałabym, by inni zgromadzeni przy stoliku zwrócili na mnie uwagę przynajmniej podczas tego spotkania.
                Dziewczyna chyba odczytała moje myśli, bo raptownie zwróciła się do reszty:
                - Słyszeliście? Nana się zastanawia, czy powinna pojechać wcześniej do Kalifornii.
                Miriam oderwała wzrok od ust Martina, Charles prawie zaksztusił się sokiem marchwiowym. Otarł usta chusteczką i spojrzał na mnie dziwnie, prawie gniewnie.
                - Naprawdę? Jak możesz się wahać, Nana? To przecież rewelacyjna i niepowtarzalna szansa!
                Tak, oznaczająca również trzy tygodnie poza domem, kiedy to nasza przyjaźń może się rozluźnić jeszcze bardziej. A jakoś nie chciałam do tego dopuścić.
                Charles przypatrywał mi się badawczo, co oznaczało, że muszę mu w jakikolwiek sposób odpowiedzieć.
                - Nie jestem pewna, czy zaakceptują kogoś o azjatyckim pochodzeniu - przyznałam cicho i znowu sięgnęłam po kawę. W przeciwieństwie do społeczności naszego miasteczka, w większym mieście, gdzie mieszkałam do dwunastego roku życia, wyśmiewano się ze mnie i kazano wracać do Japonii. Do ludzi nie docierało tłumaczenie, że urodziłam się już w Stanach, nie chcieli mieć ze mną nic do czynienia, bo wyglądałam inaczej. Egzotycznie, a to nie bardzo było im w smak.
                Przyjaciółki spojrzały na mnie ze współczuciem - jakby właśnie tego było mi potrzeba - a Martin uniósł zaciśniętą w pięść dłoń i oznajmił twardo:
                - Jeśli ktoś taki się znajdzie, będzie miał do czynienia z nami! Prawda, Charlie?
                Drugi z chłopców przytaknął skinieniem głowy.
                - No jasne. Dasz nam tylko znać, a przybądziemy z odsieczą. Od tego są przecież przyjaciele.
                Uśmiechnęłam się na te ich zapewnienia i zamrugałam szybko, chcąc pozbyć się napływających do oczu, bardzo niechcianych łez.
                - Dziękuję. - Wstałam z miejsca. - Wybaczcie, idę do toalety.
                - Tylko się nie utop - rzuciła żartobliwie Miriam, na co pozostali się roześmiali. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej oni mają dobre humory.
                Toalety zlokalizowano na końcu małego korytarza. Weszłam do damskiej i zbliżyłam się do umywalek, by pod jego zaczerpnąć wody i lekko zmoczyć twarz. Brak makijażu sprawiał, że nie musiałam martwić się tak prozaiczną rzeczą jak rozmazany tusz czy błyszczyk. Zwilżyłam skórę, po czym spojrzałam na siebie w lustrze i po raz milionowy w swoim dotychczasowym życiu zapragnęłam wyglądać bardziej jak przeciętna nastoletnia Amerykanka. Nie przepadałam za swoimi skośnymi, ciemnymi oczami. Nie lubiłam bladej cery ani czarnych włosów. Jedynym plusem mojego pochodzenia, była szczupła, prawie że chuda figura. Gdybym znalazła dżina, poprosiłabym go o całkowitą zmianę wyglądu. I może o odrobinę zainteresowania ze strony chłopców, nie chciałam przecież być zawsze piątym kołem u wozu wśród zakochanych par.
                Wytarłam ręce w dwa papierowe ręczniki, które następnie zmięłam i wysłałam w otchłań kosza. Westchnęłam. Nie miałam ochoty wracać do przyjaciół, ale nie mogłam też siedzieć w toalecie w nieskończoność, bo zaczęliby się martwić. Może powiem, że dostałam telefon z domu, że brat się pochorował i muszę się nim zająć, bo tata w delegacji, a mama powoli zbiera się na nocną zmianę?
                To się mogło nie udać. Przecież przyjaciele wiedzieli, że Kyori ma już dwanaście lat i potrafi sam o siebie zadbać. Chyba musiałoby się stać coś naprawdę dziwnego i niespodziewanego, bym mogła wcześniej opuścić kawiarnię bez urażenia tym swojej paczki.
                Rozmyślając nad możliwymi wymówkami, wróciłam na główną salę. Od niechcenia, jak to miałam w zwyczaju, zerknęłam w stronę kas i stanęłam jak wryta.
                Oto chłopak, o którym wspominała Janet, właśnie stał przed jedną z nich i zamawiał dla siebie kawę.
                Americano z dużą ilością spienionego mleka. Jak zawsze.
                Chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo gdy tylko schował resztę ze swojego zakupu do portfela, zerknął w moją stroną i również znieruchomiał. Odzyskał rezon szybciej niż ja, bo po kilku sekundach uśmiechnął się przyjaźnie i uniósł dłoń w geście powitania.
                Nieśmiało, zażenowana zaistniałą sytuacją, odwzajemniłam to, po czym wróciłam do swojego stolika, kryjąc twarz za fasadą z włosów. Nie chciałam, by starszy ode mnie nieznajomy zobaczył moją czerwoną twarz.
                - Wróciłam - oznajmiłam, zajmując to samo krzesło, co wcześniej.
                - Witaj z powrotem - odpowiedzieli mi przyjaciele i roześmiali się. To jedyny zwyczaj z domu, który przeniosłam do innego towarzystwa, pozostałe kultywowane i przekazane przez rodziców tradycje nie wychodzą poza nasze mieszkanie w północnej części miasta.
                Myślałam, że któreś z czwórki rzuci jakimś tematem do rozmowy, jak często bywało podczas podobnych spotkań, musiałam się jednak zawieść - powrócili do swoich czułości w parach, a ja znowu poczułam się odsunięta na boczny tor.
                Naprawdę kocham być piątym kołem u wozu i patrzeć, jak moi przyjaciele się do siebie migdalą.
                Znowu skierowałam wzrok na okno, z rezygnacją chcąc poprzyglądać się przechodniom, jednak ten plan dość szybko spalił na panewce.
                - Ech... Przepraszam?
                Miękki, męski głos oderwał od zajęć całą naszą piątkę. Zgodnie, w tym samym momencie spojrzeliśmy na osobę, któa podeszła do naszego stolika. Na jej widok aż wciągnęłam powietrze, a na mojej twarzy zakwitł rumieniec.
                - Przepraszam, że wam przezkadzam, ale... Czy mogę na chwilę porwać ze sobą Nanę?
                Oniemiałam. Ten chłopak, wysoki, bardzo szczupły szatyn o ciemnych oczach, chciał, bym na chwilę gdzieś z nim poszła?
                Przełknęłam ślinę, a Janet aż klasnęła uradowana w ręce.
                - Oczywiście, że możesz! Możesz ją nawet porwać na wieczność!
                - Janet - syknęłam na nią, kiedy pociągnęła mnie za rękę, bym wstała.
                - Spokojnie, Nana - spróbowała mnie uciszyć, po czym zwróciła się do chłopaka: - Jest cała twoja.
                Ten uśmiechnął się łagodnie.
                - Cała nie jest mi potrzebna. Przynajmniej na razie.
                Wyciągnął rękę i pociagnął mnie do swojego stolika, usłyszałam jeszcze głos Miriam:
                - Bawcie się dobrze!
                Zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie, wbiłam wzrok w blat, splotłam w dłonie i zaczęłam prosić wszechświat, bym nie wyszła na idiotkę.
                - Zamówić ci coś, Nana?
                - Nie trzeba - odpowiedziałam szybko.
                - Dobrze się czujesz?
                Przymknęłam oczy.
                - Nie do końca, ale jest znośnie. W tej chwili dziwi mnie, że moi przyjaciele zgodzili się bez niczego, bym dołączyła do ciebie. Nawet nie byli zaskoczeni tym, że znasz moje imię.
                Podskórnie poczułam, że się uśmiecha.
                - Może już zauważyli, że nie wpadamy tu na siebie przez przypadek? - zauważył, czym mnie lekko zaszokował. Do tego stopnia, że aż na niego spojrzałam. Uśmiechał się, a ja znowu zwróciłam uwagę na małą bliznę na jego lewym policzku. - Może dotarło do nich, że wcale nie jesteśmy dla siebie nieznajomymi?
                Znowu spuściłam wzrok, znowu przełknęłam ślinę.
                - Na pewno dobrze się czujesz, Nana? Czy może nadal cierpisz na syndrom piątego koła u wozu, o którym mi pisałaś?
                Przygryzłam wargi. Nie chciałam, by dwa moje życia zmieszały się w jedno.
                - Może - odparłam wymijająco, czując nagle, że nie powinnam tu być. On nie powinien tu być już nigdy więcej.
                -  To znaczy tak - zaśmiał się.
                - Czego ode mnie chcesz? - Spojrzałam na niego spode łba. - Zniszczyć mi dzień?
                - Nie - odpowiedział, a z rozbawienia nie pozostał nawet cień. Patrzył na mnie twardo, a głos stał się szorstki. - Chcę, żebyś wreszcie zaczęła się do mnie przyznawać. Chcę być kimś więcej niż tylko chłopakiem, które spotykasz w kawiarni.  Chcę, byś wreszcie dostrzegła istnienie moich uczuć. Chcę, by inni widzieli, jaka jest prawda. Chcę się stać integralną częścią twojego życia. Czy to za dużo?
                To jest jego życzenie? Stać się namacalną istotą w moim życiu? Być kimś więcej niż przyjacielem z internetu, któremu od roku żalę się na wszystko, co mi nie wychodzi? Któremu pisałam o swoich radościach i osiągniętych celach, które sobie wyznaczałam? Nie może chcieć czegoś mniej trudnego?
                - Tak, dla mnie to za dużo, Thomas. Nie chciałam zderzyć twojej przyjaźni z moim życiem w realnym świecie. Chciałam, byś pozostał moim przyjacielem po drugiej stronie ekranu i klawiatury. Nadal nie chcę cię ujawniać, bo nie chcę, by ktoś mi ciebie zabrał.
                Ostatnie zdanie zabrzmiało żałośnie i infantylnie, ale taka była prawda. Przez przeprowadzki i własny charakter nie umiałam za bardzo odnajdywać się wśród tłumów, nie tworzyłam szybko nowych znajomości, a swoimi problemami dzieliłam się jedynie z maskotką. Dopiero poznanie na forum jednego z fandomów starszego o rok Thomasa sprawiło, że otworzyłam się nieco bardziej na świat. Był tą osobą, do której zwracałam się, kiedy z czymś sobie nie radziałam. Był niewidzialnym przyjacielem, który podnosił mnie na duchu. Dlaczego musiał to zniszczyć cztery miesiące temu, nagle przychodząc do mojej ulubionej kawiarni? Dlaczego tu wracał i coraz bardziej zwracał na siebie uwagę moich przyjaciół? Dlaczego to się musiało tak skomplikować?
                Czułam napływające do oczu łzy.
                - Dlaczego? - zapytałam tylko, a głos zupełnie mi się załamał.
                Lekkie poruszenie, już po chwili chłopak kucał przede mną i trzymał moje dłonie w swoich. Zaintonował:
                - They say before you start a war, you better know what you're fighting for, well baby, you are all that I adore, if love is what you need, a soldier I will be...
               
Nasza piosenka. To ona nas połączyła.
                Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się łagodnie.
                - I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe, don't you know you're everything I have? And I, wanna live, not just survive, tonight ­­­- dodał, a ja pochyliłam się do przodu i oparłam swoim czołem o jego.
                - Wiem - odparłam. - Zgadzam się. - Moje serce i intuicja raczej mnie nie oszukają. - Witaj w moim prawdziwym życiu - powiedziałam, a on przytulił mnie do siebie, czym wywołał aplauz u Janet i reszty.
                Nareszcie nie jestem piątym kołem u wozu, co tak kochałam, pomyślałam, wtulając się w chłopaka jeszcze bardziej.

                I wtedy zadzwonił budzik, a nocna mara odeszła tam, skąd przyszła.

                Z jękiem przewróciłam się na bok i zerknęłam na wyświetlacz komórki. Czekała na mnie jedna wiadomość.
                Od: Thomas
                You're all that I adore.
                Daj mi wreszcie szansę.

                Uśmiechnęłam się, odnajdując w esemesie cel. Pora wcielić sen w życie.


                

2 komentarze:

  1. W pierwszym akapicie ( a dokladnie w czwartym zdaniu) wydaje mi się, że za dużo tam informacji, przez co musiałam wrócić do niego jeszcze raz i nie było, jak ja to mówię, płynne.
    O jak ja znam ten ból, wiecznie ta ciocia przyzwoitka za czasów szkolnych. Temat tygodnia może i mało oryginalnie wykorzystany ale hej, kto powiedział, że dobra rzecz musi być zawsze oryginalna?

    "Czy może być w porządku, kiedy zakochani przyjaciele w ogóle nie zwracają na mnie uwagi? Czy może być w porządku, kiedy z własnej woli daję się katować ich miłosnymi opowiastkami? Czy może być w porządku, kiedy mam ochotę krzyczęć, bo nie radzę sobie z ignorowaniem mnie w towarzystwie?"

    O, a tu przyklasnę aż bohaterce. A szczególnie jak rozmowa cały czas kręci się wokół tego, jaka miłość jest kolorowa i słodka. No aż się wymiotować chce. I jakoś tak mnie irytuje ta bohaterka. Najpierw chce uwagi, a potem nie chce, no kurde no... Nie zrozum mnie źle, zawsze uważam, ze jeżeli odczuwam silne emocje względem jakiegoś bohatera (dobre lub złe), to dla mnie jest to na plus dla autora bo stworzył taką postać, która potrafi mną poruszyć.

    "- Nie jestem pewna, czy zaakceptują kogoś o azjatyckim pochodzeniu."

    A no patrz, a ja już miałam jojczyć nad imieniem bohaterki, a tu ładnie wplecione dlaczego ma tak a nie inaczej na imię. Approved.

    "Weszłam do damskiej i zbliżyłam się do umywalek, by pod jego zaczerpnąć wody i lekko zmoczyć twarz"

    Rozumiem, że chodziło o JEDNĄ Z NICH. ;)

    "- Wróciłam - oznajmiłam, zajmując to samo krzesło, co wcześniej.
    - Witaj z powrotem - odpowiedzieli mi przyjaciele i roześmiali się. "

    Aż sobie w myślach rozegrałam scenkę: Tadaima! Okaeri! :D
    Mam wrażenie, że gdzieś w połowie zaczęłaś się śpieszyć i wpadło trochę więcej błędów.
    Ale chwila, to ja już tutaj chce ciskać się, że typowa scenka, że takie to wszystko hamerykańskie, a tu okazuje się, że oni już ze sobą gadali? Approved x2.
    Nie jestem fanką wplatania tekstów piosenek do dialogu, mam wrażenie takiej... kiczowatości.
    A... kurde! Bo to sen był tylko, dlatego to tak kiczowatością zajeżdżało. Nie bierz tego do siebie, nie chodzi mi o styl pisania tylko o takie utarte schematy, które w wielu romansidłach i książkach dla nastolatek się pojawiają. Nie lubię romansideł więc tekst czytałam troszkę się zmuszając, ale koniec mile mnie zaskoczył. To był dobry pomysł.
    Approved x3.

    I nawet, o dziwo, chciałabym się dowiedzieć jak tam bohaterka ogarnęła sobie życie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wierzę, napisałam taki piękny komentarz, a on się usunął. No cóż, ten będzie już krótszy, przepraszam :/
    To od początku: bardzo podoba mi się twój styl pisania, jest tego rodzaju, który lekko mi się czyta :)
    Błędów zbyt wielu nie wyłapałam, to znaczy, że jest dobrze, bo akurat mnie bardzo kłują w oczy, u Ciebie jest w porządku :)
    Główna bohaterka zapowiadała się na typowe emo, które nienawdzi całego świata, a tu proszę, takie zaskoczenie :)
    Tego było więcej, serio, natomiast zgubiłam wątek i nie wiem, co chciałam napisac więcej. Mogę Ci co najwyżej podziękować za pokazanie świetnej piosenki. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń