Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 23 lipca 2017

[49] Światełko w tunelu ~SadisticWriter

Zazwyczaj większość tematów GPK podchodzi pod moje opowieści. Gorzej z tematem w tym tygodniu. W końcu każda postać mogła się zakochać. Chwyciłam się pierwszej myśli, bo ostatnio dużo rozmyślam o Paranoidalnej, dlatego jeżeli ktoś czytał Wyobrażalnego z 44 tygodnia, no to nie będzie zaskoczony stylem tego tekstu.
Nie wiem czy to dobre, czy złe. Pisałam trochę na prędkości, żeby tylko zdążyć, no ale grunt, że jest, a wyzwanie zostało wypełnione.

***
Znów leciałem w dół, prosto w otchłań zbudowanej z miniaturowych cegiełek wspomnień. Przed oczami przewijały mi się obrazy z dzieciństwa i doczesnego życia – oglądałem je z chłodną obojętnością utkwioną gdzieś w moim zamarzniętym czasem sercu.
Traktowałem to jako zwyczajową codzienność. Wiedziałem, że śnię, a moje ciało w rzeczywistości wędruje gdzieś po niezbadanych rejonach miasta, pragnąc złożyć krwawą ofiarę z niewinnego przechodnia. Nie miałem nad tym kontroli, a świadomość niewiele pomagała. Nie potrafiłem się obudzić bez ludzkiej krwi na dłoniach, to było jak wewnętrzne uzależnienie, na które nie miałem wpływu. Na tym polegała moja choroba, której nie potrafił zdefiniować żaden naukowiec. To dlatego nazywano mnie Wyobrażalnym.
Nikt nie znał mojego prawdziwego imienia, nikt nie znał prawdziwego mnie, nikt nie wiedział co przeżyłem – to wszystko tkwiło w mojej głowie, zamknięte w małej, czarnej skrzynce, otwierającej się tylko we snach. Nikt nie miał do nich dostępu i nikt nie potrafił się przez nie przebić. Nieważne, że krzyczał, że prosił, potrząsał, uderzał raz po raz w twarz. W tym momencie byłem w innym świecie, w innej rzeczywistości.
Upadłem na miękką trawę, wprawiając w ruch oschłe, czarne kwiaty, które wzniosły się ku pochmurnemu niebu i rozpadły na kawałeczki jak popiół niesiony wiatrem przez pola. Spodziewałem się, że kwiaty znikną, że popiół uleci w inny zakątek wyobrażalnego świata – myliłem się. Szare drobiny nicości utworzyły pędzące tornado wspomnień, które wciągnęło mnie w gwałtowny, wirujący taniec. Obracałem się w rytm nieznanej mi pustej melodii, unosiłem się na świszczącym wietrze przecinającym moją skórę. Leciałem bezwładnie jak liść wciągnięty w jesienny rytuał wiatru, obojętny i chłodny na dziejące się wokół mnie dziwy. W odcieniach szarości tornada zacząłem dostrzegać białe plamy przypominające puszyste chmury – powolnie pochłaniały tło ulepione z chaosu myśli. Zbyt dobrze znałem ten świat, aby cieszyć się tym widokiem.
Moje mięśnie się napięły. Nie byłem już bezwładną kukłą frunącą z biegiem wiatru. Gwałtownie płynąłem w dół, próbując dotknąć trawiastego podłoża. Dusiłem się, kaszlałem, brakowało mi powietrza.
Wpadłem w panikę.
Obok mnie stali już biali ludzie, którzy szeptali do mojego ucha słodką symfonię kłamstw. Szarpali mnie za koszulkę, za spodnie, za włosy. Kusili, zwodzili, ściągali na dno. Czułem się ociężały, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, mogłem tylko krzyczeć, krzyczeć ile sił w płucach, aby wyzwolić się z rąk kłamliwych uzdrowicieli, owijających wokół mnie biały płaszcz ochronny.  
Potrzebowałem pomocy, wyzwolenia, ucieczki. Moje serce waliło jak oszalałe, a głowa pękała od nadmiaru emocji. Machałem rękami na oślep, próbując odpędzić papierowe kruki dziobiące moją skórę.
Znów byłem małym dzieckiem nierozumiejącym świata, które ufnie podawało dłoń obcym ludziom. Wspomnienia trzymały mnie w swoich ramionach od lat i nie chciały mnie z nich wypuścić.
Głosy zaczęły zamieniać się w bulgoczące pod powierzchnią wody bąbelki. Moje owinięte w płaszcz ciało spadało na dno wodnej krainy tak lekko i bezwładnie, jakby ktoś zamienił je w ulotną duszę. Biali ludzie otaczali mnie zewsząd jak wygłodniałe rekiny, gotowe odgryźć mi głowę.
Już dawno straciłem nadzieję na ratunek. Już dawno straciłem nadzieję na to, że kiedykolwiek uwolnię się od swojej choroby. Mogłem się tylko poddać, spadać dalej na dno.
Zamknąłem powieki i oddałem się woli własnego umysłu.
Wyobrażalny. Wyobrażalny. Wyobrażalny.
Ktoś krzyczał. Myślałem, że to kolejna przerażająca wizja, która doprowadzi do mojego upadku, ale moje sny zazwyczaj były bezgłośne. Czy to moment mojego przebudzenia? Ktoś zdołał mnie odnaleźć na nocnej, krwawej schadzce? Jedno było pewne: ten ktoś mnie znał.
Otworzyłem oczy. Wciąż tonąłem w chłodnej toni morskiej. Zdziwiony zamachałem nogami w górze. To niemożliwe, żeby ktoś przedarł się do mojej głowy. Nie wtedy, kiedy byłem tu uwięziony.
– Wyobrażalny! – Teraz głos był bardziej wyraźniejszy. Spojrzałem w stronę skąd dochodził. Między białymi płetwami niebezpiecznych rekinów i pęcherzykami powietrza, jak wodna nimfa w długiej, krwawej sukni płynęła dziewczyna. Jej krótkie blond włosy opływały okrągłą bladą twarz, a zielono-brązowe oczy wyrażały paniczny strach przed utratą czegoś ważnego.
Kiedy do mnie dopłynęła, objęła dłońmi moje blade poliki i wyszeptała:
– Wyobrażalny.
– Blaven.
Otworzyłem oczy i zachłysnąłem się świeżym powietrzem. Moje przebudzenie było gwałtowne jak uderzenie głową o bęben. Ze zdziwieniem spoglądałem na osobę, która przede mną siedziała. To wciąż były te same migdałowe oczy przejętej dziewczyny, płynącej do mnie przez wspomnienia. Teraz w jej spojrzenie wkradło się jednak niezrozumienie.
– Blaven? – spytała niepewnie, zabierając ostrożnie dłonie z moich policzków.
– Ja – odpowiedziałem zduszonym głosem.
Dziewczyna klęcząca wcześniej na kolanach, teraz usiadła na swoich łydkach i złożyła dłonie w podołku jak grzeczna małolata. Nie mogłem rozczytać z jej twarzy reakcji. Patrzyła na mnie nieprzerwanie, czekając aż zacznę normalnie oddychać.
Moje serce waliło tak mocno, że lada moment mogło wybuchnąć w piersi. Czułem się jak po ciężkiej przeprawie przez górskie szlaki, gdzie dotknięty niebezpieczeństwem, zacząłem uciekać ile sił w nogach.
Z przyzwyczajenia spojrzałem na swoje dłonie. Nie były we krwi. Po raz pierwszy od kilku lat nie otaczała je szkarłatna, płynna maź. To wprowadziło mnie w stan zaskoczenia.
– Blaven – usłyszałem ten miękki, zatroskany głos, który wymawiał to obciążone złą klątwą słowo. Poderwałem głowę do góry i spojrzałem w jej twarz.
– Nie zabiłem – szepnąłem.
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem i kiwnęła głową.
Moja lodowa powłoka zaczęła pękać. Nie pamiętam kiedy ostatnim razem tak szeroko się uśmiechałem. Musiałem wyglądać jak dziecko, którym nigdy nie byłem. Moje zachowanie ją zdziwiło. Nigdy nie widziała mnie szczęśliwego. Marzyłem o tym, aby utrwalić ten wyraz  i oglądać go codziennie rano w lustrze, ale to był tylko moment, tylko chwila, która w ciągu kilku minut miała prysnąć jak bańka.
Dławiąc się własnym szczęściem przeniosłem się do pionu. Dziewczyna poszła w ślad za mną. Nie spuszczała mnie z oczu, zupełnie jakby się bała, że zaraz odlecę do krainy swojej nieopanowanej wyobraźni i będę chciał ją zabić z zimną krwią. A może się myliłem? Przecież ktoś, kto boi się śmierci nie podchodzi do swojego potencjalnego oprawcy i nie pomaga mu wyrównać chwiejnego kroku, poprzez zarzucenie jego ręki na swoje barki.
Spoglądałem z góry na tę drobną istotę, próbując rozszyfrować jej intencje. Były dobre, co do tego nie miałem wątpliwości, ale czy nie kryło się za nimi coś więcej? Z jej oczu można było rozczytać naprawdę wiele. Wiele sprzeczności.
– Co robiłaś sama o tej porze w lesie? – spytałem w końcu, chwilowo żegnając się ze swoją dziecięcą radością.
– Przyszłam po ciebie – odpowiedziała spokojnie. – Widziałam, że wychodzisz i jesteś w tym swoim sennym stanie. Trochę się zmartwiłam, przecież już kilka razy zrobiłeś sobie krzywdę, prawda?
Zmartwiła się. Powiedziała, że się zmartwiła. Inne jej słowa nie docierały do wnętrza mojej świadomości.
Moje serce zastukało niespokojnie do drzwi zbudowanych z kości żebrowych, jakby poczuło niepokój. Wtedy zrozumiałem, że zaczyna się ze mną dziać coś dziwnego.
– Dziękuję – mruknąłem.
– Nie ma za co, Blaven.
***
Siedziałem przy stole i majtałem widelcem w rzadkiej jajecznicy, układając z niej faliste, biało-żółte wzory na talerzu. Przed oczami widziałem puszyste chmury mieszające się z promieniami wschodzącego słońca.
Oderwałem wzrok od rozbełtanej potrawy autorstwa najgorszego kucharza pod słońcem i spojrzałem za okno. Uśmiechnąłem się, a wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że jestem obserwowany.
R. spoglądał na mnie z drugiego końca stołu z rozdziawionymi ustami. Natychmiastowo uciekłem od niego wzrokiem. W ułamku sekundy zmieniłem swoje poranne, radosne usposobienie w lodowato chłodną postawę, z którą mnie tutaj kojarzono.
– Stary – usłyszałem niedowierzający głos. – Z tobą dzieje się coś nie tak.
– Dlaczego tak uważasz? – spytałem obojętnie, kontynuując malowanie jajecznymi pastelami obrazu.
– Uśmiechasz się, do cholery! – Ten nadpobudliwy typ uderzył pięściami w stół, wprawiając mój talerz w ruch. Właśnie zniszczył to rzadkie w konsystencji dzieło, które chciałem utrwalić w pamięci. – Coś jest z tobą nie tak!
Udałem zdziwienie. Byłem mistrzem kłamstw i zwodzenia.
– Myślałem, że to ludzki odruch.
– To ty jesteś człowiekiem? – R. przyłożył dłonie do policzków i zrobił minę żywcem wyrwaną z obrazu Edwarda Muncha.
Westchnąłem, nie komentując jego obelgi.
Poniekąd zgadzałem się z tym stwierdzeniem. Jeszcze niedawno mało było we mnie człowieka. Przynajmniej do czasu, kiedy ktoś częściowo nie okiełznał mojej wyobraźni.
Kolejny nieopanowany uśmiech, kolejny okrzyk zaskoczenia.
– O mój Boże! Ty się zakochałeś! – R. aż wyskoczył do góry, trącając kolanem stół.
Poczułem jak krew odpływa z mojej głowy. W strachu przed konsekwencjami mającymi wyniknąć z rozczytanych z mojej twarzy emocji, wstałem od krzesła i udając oburzonego tym stwierdzeniem, ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych z jadalni. Na słabe potwierdzenie mojego sprzeciwu głośno prychnąłem. Nie mogłem jednak ukryć różowych plam, które pojawiły się na moich polikach.
Uciekłem jak tchórz, pozostawiając mojego towarzysza bez tłumaczenia. Nie musiałem się nikomu tłumaczyć. Chciałem zachować to rodzące się w moim lodowym sercu uczucie dla siebie. Dla nikogo innego. Nikt się o tym nie dowie. To będzie moje osobiste światełko w tunelu.  




11 komentarzy:

  1. Wyobrażalny ma w sobie coś takiego, co do niego przyciąga. To chyba to, jaki jest niestabilny i zawieszony między różnymi wyobrażeniami.
    Dobrze, że jest Blaven, która widzi prawdziwego Wyobrażalnego. Dobrze, że ten ma szansę kochać, zasługuje na to jak każdy człowiek.
    A R. mnie rozwalił swoim zaskoczeniem :D Chcę go więcej!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, że Blaven to imię Wyobrażalnego XD!
      Serio? Polubiłaś R.? Aż mnie to dziwi! Toż to matoł z ADHD!
      Dziękuję <3

      Usuń
  2. Masz ewidentny talent. Świetnie ubierasz w słowa ludzi, sytuacje i emocje, po prostu czyta się to gładko jak po kremie wygładzającym a przy tym tekst nie jest płytki. Fragment z jajecznicą swietny^^ Śmiało mogę powiedzieć że jestem twoją fanką.

    Trochę mnie nie przekonało wytłumaczenie przydomku Wyobrażalnego. Nie kwestionuje samej nazwy tylko to wyjaśnienie do mnie nie trafia.

    Poza tym super i czekam na inne teksty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejciu, nawet nie wiesz jakiego ogromnego banana miałam jak to przeczytałam! (Tak, Sadistic to ja, bawię się kontami, lenistwo i te sprawy). DZIĘKUJĘDZIĘKUJĘDZIĘKUJĘ! I to wielkimi literami!
      Hmmm, musiałabym chyba bardziej dosadnie przetłumaczyć przydomek Wyobrażalnego! Bo to było takie... fru, niech leci! Ale spokojnie >D!

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to doszłam do najnowszego tekstu z serii (jeśli nie wiesz jeszcze, to przeczytałam Paranoidalną i Wyobrażalnego, także możesz sobie poczytać komentarze). Zacznę od tego, że gdzieś zauważyłam nie tę formę słowa, podyskutowałabym na temat paru przecinków, ale skoro pisałaś na szybko, to pewnie dlatego.

    Czasem potrafię uprzeć się na jeden szczegół i ciągle wokół niego krążyć. I tak nagle połączyłam białe płetwy rekina z lekarzami, którzy są określani jako biali i według Wyobrażalnego czyhają na niego i otaczają go z każdej strony jak te rekiny. Stąd u nich element biegłych płetw. Mistrzyni teorii spiskowych w akcji xD

    Dałabym "Wyobrażalny! Blaven!" W jednej linijce, w sensie w jednej wypowiedzi. Wtedy nie byłoby takich wątpliwości, jakie wyszły u Cleo.

    Tajemnicza dziewczyna to ta nowa z poprzedniego tekstu? Interesujące jest to, że udało jej się dotrzeć do Wyobrażalnego. Ta troska i siła uśmiechu... uroczo. Gdyby tylko chłopak nie zabijał przez sen, lunatykując, czy jak to to tam u niego dokładnie wygląda xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, swoje teksty jest o wiele trudniej sprawdzać, szczególnie gdy się człowiek spieszy XD.
      Właśnie o to chodziło z lekarzami i rekinami XDD! Więc twoja teoria spiskowa okazała się słuszna! Wyobraźnia Wyobrażalnego to taka jedna wielka metafora, gdzie wszystko się ze sobą pokrywa!
      Ale nie mogłoby tak być, bo owa dziewoja nie wiedziała jak się nazywa Wyobrażalny, on jej po raz pierwszy powiedział jak ma na imię, bo nikt tego nie wiedział. Nie było gdzieś tam wcześniej, że nikt nie znał jego imienia :o? Nie pamiętam już XD.
      Yep, to ta nowa, a tak dla spoilera to tytułowa Paranoidalna >D!

      Usuń
    2. A, i ten... DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZ BUAHAH XD.

      Usuń
    3. Jeeej... udało mi się rozszyfrować element jego "wizji". Mogę być z siebie dumna xD
      Pamiętam, że nikt miał nie znać jego imienia, ale myślałam, że to ona jakaś bardziej przenikliwa była xD czemu ja nie wpadłam na to, że on się po prostu przedstawił? O.O przecież to była najbardziej oczywista wersja wydarzeń xD jeszcze przy tym zapisie.

      Usuń
    4. Jesteś mistrzem rozczytywania schiz >D! Gratuluję!
      Można taka nie do końca oczywista, wiesz XD? Bo w mojej głowie mogła być oczywista, ale może nieprawdiłowo ją zapisałam i nikt sie nie skapnął, że właśnie o to chodzi XD.

      Usuń
    5. To teraz już nie wiem, czy oowinnam być dumna xD
      Też tak czasem mam. Gdyby to ciągnęło się dalej, to w końcu dałoby się na 100% zidentyfikować, że Blaven to Wyobrażalny.

      Usuń