Pożegnaj jutro: Głośniej, bo cię świat nie słyszy (wyrwane z
kontekstu)
Tak prostego tematu
dawno nie było, bo nawet nie trzeba się do niego zbytnio wysilać. Niemal każde
uniwersum tu pasuje, a wymyślenie nowej historii też nie stanowiłoby problemów,
więc to kolejny raz, kiedy zabieram Was do świata Pożegnaj jutro. Scena z
któregoś rozdziału, wyrwana z całości i bez piosenki z nieco sparafrazowanym
tekstem z tematu. Nie oczekujcie za wiele:)
– To na
razie, panowie!
Corrie
pomachała im na pożegnanie i zniknęła za drzwiami klubu, mając nadzieję, że
jednak zdąży na autobus. Reszta zespołu rozsiadła się wygodnie na barowych
stołkach, delektując się zimną colą* przygotowaną przez Nel ku wyraźnemu
niezadowoleniu Grimmjowa, który przyglądał im się spode łba.
– Jak już
skończyliście rzępolić, zabierać zabawki i fora ze dwora – warknął
Jaegerjaquez.
– Nie
spinaj się tak, Grimm. – Renji wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Wiemy, że też byś
chciał zagrać, żeby laski na ciebie leciały.
– Na
bębniarzy nie lecą, Abarai – odgryzł się Grimmjow, sprawiając, że policzki
perkusisty zaczęły kolorem przypominać jego włosy.
To
rozbawiło pozostałych prócz Kiry, który zdawał się przebywać we własnym
świecie. Nie po raz pierwszy od jakiegoś czasu. Przekładał w palcach długopis z
nieobecnym spojrzeniem utkwionym w wejściu do klubu.
– Ej, Kira,
pobudka. – Renji zmienił obiekt zaczepek. – Coś się tak zawiesił na tych
drzwiach?
Izuru zaraz
odwrócił wzrok na notatnik przed nim, ale słowem się nie odezwał. Renji
spojrzał na Hisagiego, lecz ten wzruszył tylko ramionami na zachowanie
przyjaciela, wiedział już, o co chodzi, ale nie czuł potrzeby odzywania się.
Abarai
zmarszczył brwi, spoglądając to na Kirę na nowo zainteresowanego tylko białą
kartką, to na drzwi, za którymi parę minut temu zniknęła ich wokalistka. Coś mu
nie pasowało w tym wszystkim, chociaż elementy układanki powoli wskakiwały na
swoje miejsca.
– Renji, bo
ci się mózg przegrzeje – zażartował Kurosaki, widząc skupioną minę Abaraia.
Miał
jeszcze coś dodać, gdy perkusista wrzasnął:
– O mój
Boże! Kira, ty się zabujałeś! W Corrie!
– Głośniej,
bo cię świat nie słyszy. – Shuuhei zaliczył właśnie wzorowego facepalma.
Czasami
zastanawiał się, dlaczego, do diabła, wciąż trzyma go w zespole, bo czasem
głupota Abaraia była tak porażająca, że brakowało na nią słów.
Kira
tymczasem zdążył spurpurowieć i chyba próbował zniknąć w miejscu, uparcie nie
spoglądając na nikogo, jakby oczekiwał, że za chwilę go rozszarpią.
– No co? –
żachnął się Renji. – To w końcu twoja upragniona muza, za którą tak jęczałeś
przez całą wiosnę, a teraz Kira chce ci ją odbić.
– Zacznijmy
od tego, że przyjaźnię się z Corrie i nie ma między nami żadnej chemii? – Brew
Hisagiego uniosła się lekko w geście zirytowania.
–
Pieprzenie – prychnął Renji. – Startujecie do jednej laski. Ładna to ona jest,
ale to zwykle przez kobiety rozpada się męska przyjaźń, Kira.
– Nie wiem,
o czym mówisz, Renji – odparł Izuru, wrzucając swoje przybory do torby. – Też
powinienem iść, inaczej spóźnię się do pracy.
– Nie ma
takiego uciekania.
– Abarai,
przesadzasz, pawianie durny – odezwał się Hisagi. – Że ty nie umiesz przeboleć
nieodwzajemnionej miłości, nie znaczy, że wszystkich to dotyczy.
– To cios
poniżej pasa, Hisagi.
– Należało
ci się, skoro nie umiesz zamknąć gęby, kiedy trzeba. Kira, zdzwonimy się
wieczorem.
– Jasne. Na
razie.
Hisagi
westchnął ciężko, a atmosfera zrobiła się jakaś cięższa. Stukał niecierpliwie
palcami o bar jak zawsze, gdy coś wyprowadziło go z równowagi. Już od jakiegoś
czasu widział, co się kroi, ale że żadne nie zaczynało tego tematu, on też
milczał. Zresztą znał Kirę nie od dziś, wiedział, że prędzej zaprzeczy niż
przyzna się do czegokolwiek, z Corrie chyba było podobnie. Lepiej było dać im to
załatwić samym niż sztucznie przyśpieszać i doprowadzić do jakiegoś błędu.
– Ale bez
jaj. Corrie i Kira? To nawet nie jest śmieszne – stwierdził Renji, bawiąc się
pustą już butelką po coli. – Oni do siebie w ogóle nie pasują.
– Nie nam o
tym wyrokować – mruknął Shuuhei.
– Naprawdę
ci to nie przeszkadza? To w końcu twoja muza.
– To mam ją
w piwnicy zamknąć? Tu się puknij, pawianie. – Postukał w czoło przyjaciela. –
Tylko żebyś nie ogłuchł od echa pustki.
– Bardzo
zabawne. Zresztą wiesz, jak to się z nim zawsze kończy. Żeby nie było, że nie
ostrzegałem.
*Dlaczego cola? Bo próba była przed południem, a większość z
nich ma jeszcze jakieś zajęcia bądź pracę. Wolałabym nie narażać Abaraia choćby
po jednym piwie na spotkanie z jego przełożonym, niejakim Byakuyą Kuchikim. To
się może źle skończyć:) Dlatego jest grzecznie.
Krótko, ale mnie się podoba. Choć właściwie wiedziałam, jak to będzie wyglądać, bo podejrzenie nasuwa się samo, to czytało się przyjemnie.
OdpowiedzUsuńChłopaki mnie rozwalają swoimi odzywkami, ale lubię cały zespół.
Pozdrawiam.
Chociaż oglądałam trochę Bleacha, to jednak uderza mnie nadmiar tych nazwisk, z czego nie ogarniam w końcu kto jest kim.
OdpowiedzUsuńPrędzej to taki szybko dialogowy tekst, z którego wiele nie można wyczytać, ale niektóre teksty panów rzeczywiście rozwalają, szczególnie ten o muzie i piwnicy XDDD.
Na głupotę Abaraia tylko mocny sarkazm XD
Usuń