Moja przygoda z pisaniem
zaczęła się od połączenia kryminału z romansem. Do obu cały czas mi tęskno,
jednak widzę po sobie, że jak mordy i straszne rzeczy mi wychodzą, tak pisanie
o miłości przychodzi mi z większą dozą zmuszania się. Kto wie, może to opowiadanie
sprowadzi mnie na dobre tory?
Podkreślone zdania pochodzą z dramy Kinkyori renai ~Season Zero, bo po filmie nie mogłam się powstrzymać. W hołdzie dla Kanaty-kun.
Podkreślone zdania pochodzą z dramy Kinkyori renai ~Season Zero, bo po filmie nie mogłam się powstrzymać. W hołdzie dla Kanaty-kun.
Lód brzęczał o ścianki szklanki, kiedy zamieszałem nią w powietrzu już
dobre kilka minut. Whisky zdążyło już z
niej zniknąć, nie podsunąłem jej jednak barmanowi, by ten uzupełnił zawartość.
Wolałem wsłuchiwać się w stukot znikających powoli kostek, czym denerwowałem
swojego towarzysza.
- Mógłbyś przestać to robić? - zapytał rozdrażniony i szturchnął mnie ramieniem. - zamiast słuchać tego hałasu, wolałbym się dowiedzieć, co się ostatnio wydarzyło między tobą a Riną. Wyglądaliście tak, jakbyście mieli się pozabijać.
Nie było to nawet dalekie od prawdy.
- Nie wiem, czy jestem w stanie o tym mówić.
- Ej no! Na pewno jesteś! - Przyjaciel poklepał mnie po plecach. - Przecież tobie nigdy nie brakuje szczerości ani języka w gębie.
Dym papierosowy wciskał się w każdą wolną przestrzeń, osiadał na ubraniach i we włosach. Pewnie będę cholernie śmierdział, jak stąd wyjdę, pomyślałem. Jednak to ja wybrałem - i to celowo - ten lokal, nie mogłem więc narzekać.
- To właśnie o tę szczerość nam poszło - wyszeptałem i podsunąłem barmanowi szklankę, bo zaschło mi w ustach. Ten w ułamku sekundy wiedzał, co ma robić dalej.
Wspomnienie wieczora sprzed dwóch dni, kiedy to pokłóciłem się z najlepszą przyjaciółką, uderzyło mi do głowy zdecydowanie mocniej niż alkohol. Przygniotło swoim ciężarem do tego stopnia, że aż musiałem podeprzeć głowę dłonią. Łokiec wbił się nieprzyjemnie w blat starego baru z wystającymi drzazgami.
- Nie bardzo rozumiem.
Spencer był moim przyacielem tak samo długo jak Rina. Poznaliśmy się pierwszego dnia gimnazjum i dość szybko znaleźliśmy wspólny język - szkolna koza była odpowiednim miejscem do zapoznania się i zapoczątkowania przyjaźni. Dzieliłem się z nim większością swoich myśli, to z nim upiłem się po raz pierwszy w życiu, to on był zawsze chętny na spontaniczne wypady w nieznane. Był jedyną osobą, której szczerze mogłem powiedzieć, co takiego wydarzyło się między mną a Riną. Pytanie tylko, czy tego chciałem.
Spojrzałem na niego, a widząc tę sympatyczną twarz, poczułem, że nie mogę ukryć przed nim prawdę. Skoro ta próbowała mnie zabić, nasyłając liczne wspomnienia, ja skorzystam z pomocy kogoś, kto zawsze mi jej udziela.
- Kiedy wyszliśmy na zewnątrz podczas deseru, znaleźliśmy miejsce przed wejściem do parku, tam na nią naskoczyłem.
Spencer pochylił głowę w moją stronę, by wśród barowego hałasu nie przegapić żadnego z moich słów.
- Dlaczego i jak to zrobiłeś?
Znowu zamieszałem szklanką, nie napiłem się jednak - potrzebowałem zachować trzeźwość, by przedstawić to, co miało miejsce.
- Nie podobało mi się zachowanie jej chłopaka podczas tego przyjęcia. - Zaśmiałem się gorzko pod nosem. - Wiesz, co jej powiedziałem? Że nigdy nie miałem jej za idiotką, ale powoli zmieniam zdanie.
Przyjaciel spojrzał na mnie z otwartą buzią.
- No co ty? Nie powiedziałeś tego, nie mogłeś!
- A jednak zrobiłem.
- Dostałeś za to w twarz?
Zaśmiałem się i spojrzałem na nigo. Przez przeszło dekadę znajomości zdołał poznać moje gesty, wiedział, jak się zachowam w danej sytuacji. To samo miał z Riną - żyliśmy we trójkę dość blisko wystarczająco długo, by nauczyć się o sobie wszystkiego. No, prawie wszystkiego. O niektórych uczuciach wciąż nie umieliśmy mówić między sobą głośno.
- A jak myślisz?
- Oberwałeś.
- Tak, po raz pierwszy.
- Żeby poznać miłość, trzeba stać się idiotą. - zauważył filozoficznie. - Co było później?
Przed oczami stanęła mi scena rozmowy z przyjaciółką, kiedy zdenerwowany jak nigdy dotąd próbowałem dowieść jej, że zachowuje się nieracjonalnie i daje wykorzystywać dupkowi, który na każdym kroku ją upokarza i ma za śmiecia, dosadnie mówiąc. Z perspektywy czasu wiedziałem, że nie powinienem być tak dosłowny, że powinienem skupić się na delikatnym przekazaniu jej swojej opinii. Byłem jednak zbyt wkurzony, by w porę się opamiętać.
Świętowaliśmy pierwszą rocznicę ślubu naszych przyjaciół z liceum. Dość kameralne przyjęcie w jednej z brdziej stylowych restauracji w mieście samo w samo już było subtelne i wymagało pewnych prawie że arystokratycznych zachowań. Do chłopaka Riny, z którym ta się pojawiła, nie dotarła powaga sytuacji. Był zbyt głośny, chamski w swoich odzywkach, a ją samą przez część imprezy traktował jak powietrze. Czy tak zachowuje się mężczyzna wobec kobiety, której zadeklarował miłość? Nie wydawało mi się.
I pomyśleć, że na weselu świętujących przyjaciół to ja bawiłem się z Riną, nie ten cholerny dupek.
Upiłem spory łyk bursztynowego napoju, który prawie spalił mi przełyk. Nie zwróciłem na to większej uwagii.
- Powiedziałem, co myślę dokładne o jej chłopaku. Że to najgorszy wybór z możliwych. Że jest wykształcona, inteligentna, oczytana, piękna, po prostu doskonała, a związała się z kimś, kto jej nie szanuje, a czego ja w ogóle nie rozumiem i zupełnie nie zaakceptuję oraz że nie zrobię tego nigdy. Dodałem również, że jeśli ten gościu się jej oświadczy, ona się zgodzi i zaczną ustalać termin, ma mnie nie brać pod uwagę. Nie chcę patrzeć, jak rujnuje sobie życie.
Spencer zagwizdał z podziwu, jednocześnie, kiedy na niego spojrzałem, w jego oczach zobaczyłem oburzenie i niezadowolenie.
- Czyli było mocno.
Upiłem kolejny łyk.
- I za to oberwałem drugi raz.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem.
- Bo powiedziałem jej coś jeszcze.
- Co takiego?
- Że to przez ojca. To przez brak obecności ojca w nastoletnim życiu teraz szuka sobie kogoś starszego, kto mógłby obdarzyć ją miłością bezwzględną i zaopiekować się nią, niekoniecznie licząc na wzajemność. To za to uderzyła mnie drugi raz.
- No to pojechałeś po całości. Należało ci się. - Kumpel upił łyk swojego ciemnego piwa. Obojętnie, w jakim lokalu się spotykaliśmy, zawsze zamawiał ten sam trunek. Czasami zazdrościłem mu tej rutyny. - Co ci odpowiedziała? Bo nie wątpię, by pozostała ci dłużna.
Jakżeby mogła? Nasza Rina zawsze umiała walczyć o swoje, choć jednocześnie była najbardziej wrażliwą i delikatną osobą, jaką znałem.
- Powiedziała, że sam jest emocjonalnie upośledzony. Że odsuwam od siebie ludzi i jestem wobec nich chłodny, że się nie zakochuję, bo moim największym lękiem jest strach przed zranieniem siebie. Coś w tym jest - zauważyłem gorzko i opróżniłem szklankę, bursztynowy płyn podrażnił mi przełyk. - Co nie zmienia faktu, że nie rozumiem, jak tak wspaniała, wykształcona, piękna, mądra, zabawna, roztargniona i spóźnialska osoba może mieć tak fatalny gust. Powinna być z kimś, kto będzie ją uwielbiał w każdej sekundzie życia, kto będzie ją nosił na rękach i kochał nie za coś, a mimo wszystko. Kto nie będzie klepał ją w tyłek, będąc w towarzystwie, a służył ramieniem, by miała się komu wypłakać. Czy tak trudno jest jej to pojąć? - zapytałem, a moje rozważania zawisły w tym zadymionym lokalu pełnym fanów alkoholu i narzekania na swoją niedolę.
Między naszą dwójką zaleła cisza. Nie wiedziałem, dlaczego Spencer milczy. Może uśpiłem o swoim gadaniem?
Zerknąłem na niego i westchnąłem. Zamiast jakoś podsumować moje słowa, on bawił sie komórką, w dodatku moją.
- Co ty robisz? - zapytałem. - Ja tu ci się żalę, że najwspanialsza dziewczyna mojego życia chodzi z jakimś przydupasem, a ty...
- O mój Boże! - wykrzyknął, jakby dopiero teraz dotarło do niego cokolwiek z tego, co powiedziałem. - O mój Boże! - powtórzył, patrząc na mnie z mieszaniną zaskoczenia i dzikiej radości. - Ty się zakochałeś!
- Cicho bądź! - syknąłem na niego, zerkajac na boki. - Co ty pleciesz, debilu? Nic z tych rzeczy!
Zaśmiał się i poklepał mnie po plecach, w jego głosie brzmiała duma.
- Ty się zakochałeś! I to w swojej najlepszej przyjaciółce!
Upiłem łyk whisky i skrzywiłem się lekko.
- Ta, nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy z tego powodu.
Spencer nie dosłyszał sarkazmu w moim głosie, zamiast tego nie zważając na moje zabójcze spojrzenie, które mu posłałem, zaczął coś wystukiwać na klawiaturze mojej komórki. Próbowałem mu ją odebrać, zostałem jednak zatrzymany przez potężne ramię barmana.
- Kolego - zwrócił się do mnie - proszę mu pozwolić kontynuować. Widać, że wpadł pan po uszy, że ta dziewczyna, o której pan mówi, to ktoś naprawdę ważny. Niech mu pan pozwoli kontynuować.
Czy to była jakaś zmowa, do jasnej ciasnej?!
- Ha! - Spencer uśmiechnął się szeroko. - No i poszło. Teraz tylko trzeba mieć pewność... - wymamrotał i już z własnego telefonu napisał kolejną wiadomość. - Gotowe.
- Coś ty zrobił?
Mężczyzna wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Wyświadczyłem ci przysługę i umówiłem z Riną na spotkanie pojednawcze. Nie ma za co.
- Słucham?!
Westchnął i spojrzał na zegarek.
- Za piętnaście minut Rina będzie przed lokalem, masz ją przeprosić za swoje ostatnie zachowanie i prosić o wybaczenie. Zrozumiałeś?
Patrzyłem na niego jak na wariata, ale kiwnąłem głową na znak, że jego słowa do mnie dotarły. Uśmiechnął się.
- Nie musisz jej od razu wyznawać miłości, ale przeproś. Jako najlepszej przyjaciółce to się należy.
Przełknąłem ślinę. Miałem więc jakieś piętnaście minut, by wymyślić, co jej powiedzieć.
Jak wiadomo, czas jest dla każdego subiektywny. Kiedy chce się, by płynął wolniej, on drastycznie przyspiesza i analogicznie - kiedy chce się, by płynął szybciej, on zwalnia. Jakby miał niezły ubaw z tego, że nigdy nie był, nie jest i nigdy nie będzie podlegał marnemu człowiekowi.
Zanim się obejrzałem, Spancer kazał mi ubrać kurtkę i popchnął w stronę wyjścia.
- Powodzenia! - krzyknął jeszcze, zanim zacząłem przeciskać przez klienów baru.
Na spotkanie z przyjaciółką szedłem jak na ścięcie. Nie wiedziałem, co powiedzieć jej poza zwykłym przepraszam, co zrobić, by się na mnie nie gniewała. Chciałem, by była w moim życiu, nie mając do mnie o nic pretensji.
Nie musiałem się rozglądać, moje oczy same natrafiły na jej widok. Westchnąłem cicho. Od zawsze Rina miała w sobie coś, co przykuwało wzrok, coś poza niezwykłym wyczuciem stylu. To coś, co sprawiało, że nie dało się przejść obok niej obojętnie.
Nim o tym na dobre pomyślałem, już wywoływałem ją z tłumu:
- Rina!
Usłyszała mnie, spojrzała w odpowiednią stronę i uśmiechnęła się delikatnie, jakby w niepamięć poszło to, co nie tak dawno jej nagadałem.
Nie da się skłamać nieświadomymi gestami. Czyli nie była już na mnie tak zła, jak myślałem, że będzie. Poczułem swego rodzaju ulgę, choć jednocześnie zachodziłem w głowę, zbliżając się do niej, dlaczego nie jest na mnie wściekła, dlaczego właśnie nie krzyczy na mnie i robi mi scenę przy zgromadzonych przed lokalami ludziach. Przecież na coś takiego zasłużyłem sobie swoim zachowaniem.
- Cześć - przywitała się, kiedy stanąłem tuż przed nią. - Coś się stało, że koniecznie chciałeś się ze mną spotkać jeszcze tego wieczora? Wiesz, najpierw myślałam, że to jakiś żart po pijaku, ale kiedy Spencer napisał mi, że mam nie ignorować twojej wiadomości, zaczęłam się martwić. Wszystko w porządku?
Patrzyła na mnie z taką troską, że aż moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej, a w ustach mi zaschło. Spróbowałem przełknąć ślinę, ale to nic nie dało, nadal czułem się jak zadurzony po uszy nastolatek.
Dzisiaj nigdy nie nadejdzie jutro. Dlatego dzisiaj trzeba powiedzieć to, co się czuje.
To dlatego pozwoliłem działać sercu. To dlatego nie miałem oporu, by chwycić kobietę za ramiona, przyciągnąć do siebie i mocno objąć, wtulając twarz w jej aksamitne włosy.
- Przepraszam - wyszeptałem do jej ucha. - Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Przepraszam, że nazwałem cię idiotką. Przepraszam za to, że tak źle mówiłem o twoim chłopaku i...
- Byłym chłopaku - przerwała mi. - Zerwałam z nim zaraz po wyjściu z imprezy.
Zaskoczony odsunąłem się od niej, przyjrzałem jej twarzy, a uczucie ulgi rozlało się po całym ciele.
- Naprawdę? - zapytałem, nie dowierzając.
- Naprawdę. Miałeś rację - pragnęłam czyjeś miłości i uwagi, by zapełnić pustkę po tacie. Szkoda tylko, że wybrałam takiego debila.
- Nie martw się. - Pogłaskałem ją po głowie. - Następnym razem będzie lepiej, zobaczysz. Następnym razem trafi ci się ktoś, kto będzie cię wkurzał, ale codziennie będziesz oddalać myśl o zabiciu go na kiedy indziej.
- Czyli to będzie ktoś taki jak ty? - zapytała, a ja prawie straciłem dech.
- Być może - powiedziałem cicho, zastanawiając się, dokąd możemy zmierzyć z tą rozmową.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się łagodnie, co odwzajemniłem, a nad naszymi głowami spadła jedna gwiazda.
Tak zaczęła się nasza wspólna wiosna. Miałem nadzieję, że nigdy się nie skończy.
- Mógłbyś przestać to robić? - zapytał rozdrażniony i szturchnął mnie ramieniem. - zamiast słuchać tego hałasu, wolałbym się dowiedzieć, co się ostatnio wydarzyło między tobą a Riną. Wyglądaliście tak, jakbyście mieli się pozabijać.
Nie było to nawet dalekie od prawdy.
- Nie wiem, czy jestem w stanie o tym mówić.
- Ej no! Na pewno jesteś! - Przyjaciel poklepał mnie po plecach. - Przecież tobie nigdy nie brakuje szczerości ani języka w gębie.
Dym papierosowy wciskał się w każdą wolną przestrzeń, osiadał na ubraniach i we włosach. Pewnie będę cholernie śmierdział, jak stąd wyjdę, pomyślałem. Jednak to ja wybrałem - i to celowo - ten lokal, nie mogłem więc narzekać.
- To właśnie o tę szczerość nam poszło - wyszeptałem i podsunąłem barmanowi szklankę, bo zaschło mi w ustach. Ten w ułamku sekundy wiedzał, co ma robić dalej.
Wspomnienie wieczora sprzed dwóch dni, kiedy to pokłóciłem się z najlepszą przyjaciółką, uderzyło mi do głowy zdecydowanie mocniej niż alkohol. Przygniotło swoim ciężarem do tego stopnia, że aż musiałem podeprzeć głowę dłonią. Łokiec wbił się nieprzyjemnie w blat starego baru z wystającymi drzazgami.
- Nie bardzo rozumiem.
Spencer był moim przyacielem tak samo długo jak Rina. Poznaliśmy się pierwszego dnia gimnazjum i dość szybko znaleźliśmy wspólny język - szkolna koza była odpowiednim miejscem do zapoznania się i zapoczątkowania przyjaźni. Dzieliłem się z nim większością swoich myśli, to z nim upiłem się po raz pierwszy w życiu, to on był zawsze chętny na spontaniczne wypady w nieznane. Był jedyną osobą, której szczerze mogłem powiedzieć, co takiego wydarzyło się między mną a Riną. Pytanie tylko, czy tego chciałem.
Spojrzałem na niego, a widząc tę sympatyczną twarz, poczułem, że nie mogę ukryć przed nim prawdę. Skoro ta próbowała mnie zabić, nasyłając liczne wspomnienia, ja skorzystam z pomocy kogoś, kto zawsze mi jej udziela.
- Kiedy wyszliśmy na zewnątrz podczas deseru, znaleźliśmy miejsce przed wejściem do parku, tam na nią naskoczyłem.
Spencer pochylił głowę w moją stronę, by wśród barowego hałasu nie przegapić żadnego z moich słów.
- Dlaczego i jak to zrobiłeś?
Znowu zamieszałem szklanką, nie napiłem się jednak - potrzebowałem zachować trzeźwość, by przedstawić to, co miało miejsce.
- Nie podobało mi się zachowanie jej chłopaka podczas tego przyjęcia. - Zaśmiałem się gorzko pod nosem. - Wiesz, co jej powiedziałem? Że nigdy nie miałem jej za idiotką, ale powoli zmieniam zdanie.
Przyjaciel spojrzał na mnie z otwartą buzią.
- No co ty? Nie powiedziałeś tego, nie mogłeś!
- A jednak zrobiłem.
- Dostałeś za to w twarz?
Zaśmiałem się i spojrzałem na nigo. Przez przeszło dekadę znajomości zdołał poznać moje gesty, wiedział, jak się zachowam w danej sytuacji. To samo miał z Riną - żyliśmy we trójkę dość blisko wystarczająco długo, by nauczyć się o sobie wszystkiego. No, prawie wszystkiego. O niektórych uczuciach wciąż nie umieliśmy mówić między sobą głośno.
- A jak myślisz?
- Oberwałeś.
- Tak, po raz pierwszy.
- Żeby poznać miłość, trzeba stać się idiotą. - zauważył filozoficznie. - Co było później?
Przed oczami stanęła mi scena rozmowy z przyjaciółką, kiedy zdenerwowany jak nigdy dotąd próbowałem dowieść jej, że zachowuje się nieracjonalnie i daje wykorzystywać dupkowi, który na każdym kroku ją upokarza i ma za śmiecia, dosadnie mówiąc. Z perspektywy czasu wiedziałem, że nie powinienem być tak dosłowny, że powinienem skupić się na delikatnym przekazaniu jej swojej opinii. Byłem jednak zbyt wkurzony, by w porę się opamiętać.
Świętowaliśmy pierwszą rocznicę ślubu naszych przyjaciół z liceum. Dość kameralne przyjęcie w jednej z brdziej stylowych restauracji w mieście samo w samo już było subtelne i wymagało pewnych prawie że arystokratycznych zachowań. Do chłopaka Riny, z którym ta się pojawiła, nie dotarła powaga sytuacji. Był zbyt głośny, chamski w swoich odzywkach, a ją samą przez część imprezy traktował jak powietrze. Czy tak zachowuje się mężczyzna wobec kobiety, której zadeklarował miłość? Nie wydawało mi się.
I pomyśleć, że na weselu świętujących przyjaciół to ja bawiłem się z Riną, nie ten cholerny dupek.
Upiłem spory łyk bursztynowego napoju, który prawie spalił mi przełyk. Nie zwróciłem na to większej uwagii.
- Powiedziałem, co myślę dokładne o jej chłopaku. Że to najgorszy wybór z możliwych. Że jest wykształcona, inteligentna, oczytana, piękna, po prostu doskonała, a związała się z kimś, kto jej nie szanuje, a czego ja w ogóle nie rozumiem i zupełnie nie zaakceptuję oraz że nie zrobię tego nigdy. Dodałem również, że jeśli ten gościu się jej oświadczy, ona się zgodzi i zaczną ustalać termin, ma mnie nie brać pod uwagę. Nie chcę patrzeć, jak rujnuje sobie życie.
Spencer zagwizdał z podziwu, jednocześnie, kiedy na niego spojrzałem, w jego oczach zobaczyłem oburzenie i niezadowolenie.
- Czyli było mocno.
Upiłem kolejny łyk.
- I za to oberwałem drugi raz.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem.
- Bo powiedziałem jej coś jeszcze.
- Co takiego?
- Że to przez ojca. To przez brak obecności ojca w nastoletnim życiu teraz szuka sobie kogoś starszego, kto mógłby obdarzyć ją miłością bezwzględną i zaopiekować się nią, niekoniecznie licząc na wzajemność. To za to uderzyła mnie drugi raz.
- No to pojechałeś po całości. Należało ci się. - Kumpel upił łyk swojego ciemnego piwa. Obojętnie, w jakim lokalu się spotykaliśmy, zawsze zamawiał ten sam trunek. Czasami zazdrościłem mu tej rutyny. - Co ci odpowiedziała? Bo nie wątpię, by pozostała ci dłużna.
Jakżeby mogła? Nasza Rina zawsze umiała walczyć o swoje, choć jednocześnie była najbardziej wrażliwą i delikatną osobą, jaką znałem.
- Powiedziała, że sam jest emocjonalnie upośledzony. Że odsuwam od siebie ludzi i jestem wobec nich chłodny, że się nie zakochuję, bo moim największym lękiem jest strach przed zranieniem siebie. Coś w tym jest - zauważyłem gorzko i opróżniłem szklankę, bursztynowy płyn podrażnił mi przełyk. - Co nie zmienia faktu, że nie rozumiem, jak tak wspaniała, wykształcona, piękna, mądra, zabawna, roztargniona i spóźnialska osoba może mieć tak fatalny gust. Powinna być z kimś, kto będzie ją uwielbiał w każdej sekundzie życia, kto będzie ją nosił na rękach i kochał nie za coś, a mimo wszystko. Kto nie będzie klepał ją w tyłek, będąc w towarzystwie, a służył ramieniem, by miała się komu wypłakać. Czy tak trudno jest jej to pojąć? - zapytałem, a moje rozważania zawisły w tym zadymionym lokalu pełnym fanów alkoholu i narzekania na swoją niedolę.
Między naszą dwójką zaleła cisza. Nie wiedziałem, dlaczego Spencer milczy. Może uśpiłem o swoim gadaniem?
Zerknąłem na niego i westchnąłem. Zamiast jakoś podsumować moje słowa, on bawił sie komórką, w dodatku moją.
- Co ty robisz? - zapytałem. - Ja tu ci się żalę, że najwspanialsza dziewczyna mojego życia chodzi z jakimś przydupasem, a ty...
- O mój Boże! - wykrzyknął, jakby dopiero teraz dotarło do niego cokolwiek z tego, co powiedziałem. - O mój Boże! - powtórzył, patrząc na mnie z mieszaniną zaskoczenia i dzikiej radości. - Ty się zakochałeś!
- Cicho bądź! - syknąłem na niego, zerkajac na boki. - Co ty pleciesz, debilu? Nic z tych rzeczy!
Zaśmiał się i poklepał mnie po plecach, w jego głosie brzmiała duma.
- Ty się zakochałeś! I to w swojej najlepszej przyjaciółce!
Upiłem łyk whisky i skrzywiłem się lekko.
- Ta, nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy z tego powodu.
Spencer nie dosłyszał sarkazmu w moim głosie, zamiast tego nie zważając na moje zabójcze spojrzenie, które mu posłałem, zaczął coś wystukiwać na klawiaturze mojej komórki. Próbowałem mu ją odebrać, zostałem jednak zatrzymany przez potężne ramię barmana.
- Kolego - zwrócił się do mnie - proszę mu pozwolić kontynuować. Widać, że wpadł pan po uszy, że ta dziewczyna, o której pan mówi, to ktoś naprawdę ważny. Niech mu pan pozwoli kontynuować.
Czy to była jakaś zmowa, do jasnej ciasnej?!
- Ha! - Spencer uśmiechnął się szeroko. - No i poszło. Teraz tylko trzeba mieć pewność... - wymamrotał i już z własnego telefonu napisał kolejną wiadomość. - Gotowe.
- Coś ty zrobił?
Mężczyzna wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Wyświadczyłem ci przysługę i umówiłem z Riną na spotkanie pojednawcze. Nie ma za co.
- Słucham?!
Westchnął i spojrzał na zegarek.
- Za piętnaście minut Rina będzie przed lokalem, masz ją przeprosić za swoje ostatnie zachowanie i prosić o wybaczenie. Zrozumiałeś?
Patrzyłem na niego jak na wariata, ale kiwnąłem głową na znak, że jego słowa do mnie dotarły. Uśmiechnął się.
- Nie musisz jej od razu wyznawać miłości, ale przeproś. Jako najlepszej przyjaciółce to się należy.
Przełknąłem ślinę. Miałem więc jakieś piętnaście minut, by wymyślić, co jej powiedzieć.
Jak wiadomo, czas jest dla każdego subiektywny. Kiedy chce się, by płynął wolniej, on drastycznie przyspiesza i analogicznie - kiedy chce się, by płynął szybciej, on zwalnia. Jakby miał niezły ubaw z tego, że nigdy nie był, nie jest i nigdy nie będzie podlegał marnemu człowiekowi.
Zanim się obejrzałem, Spancer kazał mi ubrać kurtkę i popchnął w stronę wyjścia.
- Powodzenia! - krzyknął jeszcze, zanim zacząłem przeciskać przez klienów baru.
Na spotkanie z przyjaciółką szedłem jak na ścięcie. Nie wiedziałem, co powiedzieć jej poza zwykłym przepraszam, co zrobić, by się na mnie nie gniewała. Chciałem, by była w moim życiu, nie mając do mnie o nic pretensji.
Nie musiałem się rozglądać, moje oczy same natrafiły na jej widok. Westchnąłem cicho. Od zawsze Rina miała w sobie coś, co przykuwało wzrok, coś poza niezwykłym wyczuciem stylu. To coś, co sprawiało, że nie dało się przejść obok niej obojętnie.
Nim o tym na dobre pomyślałem, już wywoływałem ją z tłumu:
- Rina!
Usłyszała mnie, spojrzała w odpowiednią stronę i uśmiechnęła się delikatnie, jakby w niepamięć poszło to, co nie tak dawno jej nagadałem.
Nie da się skłamać nieświadomymi gestami. Czyli nie była już na mnie tak zła, jak myślałem, że będzie. Poczułem swego rodzaju ulgę, choć jednocześnie zachodziłem w głowę, zbliżając się do niej, dlaczego nie jest na mnie wściekła, dlaczego właśnie nie krzyczy na mnie i robi mi scenę przy zgromadzonych przed lokalami ludziach. Przecież na coś takiego zasłużyłem sobie swoim zachowaniem.
- Cześć - przywitała się, kiedy stanąłem tuż przed nią. - Coś się stało, że koniecznie chciałeś się ze mną spotkać jeszcze tego wieczora? Wiesz, najpierw myślałam, że to jakiś żart po pijaku, ale kiedy Spencer napisał mi, że mam nie ignorować twojej wiadomości, zaczęłam się martwić. Wszystko w porządku?
Patrzyła na mnie z taką troską, że aż moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej, a w ustach mi zaschło. Spróbowałem przełknąć ślinę, ale to nic nie dało, nadal czułem się jak zadurzony po uszy nastolatek.
Dzisiaj nigdy nie nadejdzie jutro. Dlatego dzisiaj trzeba powiedzieć to, co się czuje.
To dlatego pozwoliłem działać sercu. To dlatego nie miałem oporu, by chwycić kobietę za ramiona, przyciągnąć do siebie i mocno objąć, wtulając twarz w jej aksamitne włosy.
- Przepraszam - wyszeptałem do jej ucha. - Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Przepraszam, że nazwałem cię idiotką. Przepraszam za to, że tak źle mówiłem o twoim chłopaku i...
- Byłym chłopaku - przerwała mi. - Zerwałam z nim zaraz po wyjściu z imprezy.
Zaskoczony odsunąłem się od niej, przyjrzałem jej twarzy, a uczucie ulgi rozlało się po całym ciele.
- Naprawdę? - zapytałem, nie dowierzając.
- Naprawdę. Miałeś rację - pragnęłam czyjeś miłości i uwagi, by zapełnić pustkę po tacie. Szkoda tylko, że wybrałam takiego debila.
- Nie martw się. - Pogłaskałem ją po głowie. - Następnym razem będzie lepiej, zobaczysz. Następnym razem trafi ci się ktoś, kto będzie cię wkurzał, ale codziennie będziesz oddalać myśl o zabiciu go na kiedy indziej.
- Czyli to będzie ktoś taki jak ty? - zapytała, a ja prawie straciłem dech.
- Być może - powiedziałem cicho, zastanawiając się, dokąd możemy zmierzyć z tą rozmową.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się łagodnie, co odwzajemniłem, a nad naszymi głowami spadła jedna gwiazda.
Tak zaczęła się nasza wspólna wiosna. Miałem nadzieję, że nigdy się nie skończy.
Serio? A przecież zawsze tak ładnie pisałaś o Rulienie!
OdpowiedzUsuń"Żeby poznać miłość, trzeba stać się idiotą" brzmi nieźle!
Ja tam uważam, że kłótnia i uwagi tego pana były słuszne! Dostał w japę za szczerość! (i za miłość huehe)
WTF, ten kumpel tak nagle wyskoczył z tym odkrywczym "O boże, zakochałeś się", że glebłam! Spencer generalnie dobrze postąpił, tak myślałam, że napisze do niej smsa mwahhaha, w końcu po co by się bawił jego telefonem >D?
Ten tekst jest taki uroczy, że o mój Boże <3 rozpłynęłam się końcówką. Oooooch.
Rulien to Rulien, u nich się nad niczym nie zastanawiam, tylko piszę, bo mnie Ruiz pilnuje, stojąc za plecami xD Ale do pisania typowych romansów muszę się trochę zmuszać.
UsuńCieszę się, że się podobało :)
love is in the air <3 Fajny, zgrabnie napisany tekst. Fabuła krok po kroku, opisy są, dialogi są, wszystko gra. Drobne szczegóły mi się rzuciły w oczy, ale naprawde jakieś drobnostki, wiec nie ma o czym mówić.
OdpowiedzUsuńNatomiast...
czemu ten Spencer zachowuje się jak najgorszy kumpel pod słońcem? Łaj, łaj, łaj? Widzi kolege w friendzonie, który zrobił najmądrzejszą rzecz pod słońcem, a tymczasem jak świrnięta nastolatka łapie za telefon i pisze eska do dziewczyny :o !!!
A ona druga mądra... plaska przyjaciela po gębie za to że jej prawdę powiedział. Kuuurde, no przecież jej PRAWDĘ powiedział. Nie wiem czy przyjaciołom daje się po twarzy za coś takiego.. kwestia pewnie dyskusyjna.
Dla mnie zbyt cukierkowo. Chociaż w sumie taki był temat, wiec chyba powinnam się zamknąć xD Ale napisane bardzo ładnie.
Spencer jest specyficzny i czasami nie potrafi zachować się, jak na kumpla przystało xD
UsuńA Rina... Cóż, coś czuła do swojego byłego, uczucie mogło ją tymczasowo zaślepić, ale podejrzewam, że jak dostanie swoją szansę, to się zrehabilituje za tego plaskacza.
Dzięki za opinię! :)
kuzwaaaaa!!!! blue screen zapieprzyl mi caly komentarz......... !!! nienawidze sie powtarzac. ale zrobie to!! ;D
OdpowiedzUsuńHm, lód brzeczal obijajac sie o scianki albo po prostu sie obijal i mozemy sobie wyobrazic ten dzwiek, ale samo brzeczal o scianki... brakuje mi jakiegos lacznika ;) Nie mniej, znikajace kostki, ladnie oddana scena.
OdpowiedzUsuńDym papierosowy wciskał się w każdą wolną przestrzeń, osiadał na ubraniach i we włosach. Pewnie będę cholernie śmierdział,
za kazdym razem w barze mam taka sama rozkmine ;D
że nie mogę ukryć przed nim prawdę ->prawdy
Że nigdy nie miałem jej za idiotką, ale powoli zmieniam zdanie. - uuuuuu, gruuuuubo.
ło, sie zaczytalam. pijane monologi zawsze takie szczere i na propsie. ey bardzo fajnie wyszlo, bardzo prawdziwie i z ta klotnia miedzy Riną, a.... czy tu padlo imie naszego glownego bohatera?! ;D i barman i z tym prosze pozwolic kontynuowac ;D barmani zawsze sa kuzwa... takie dobre wrozki ;D
Podkreslone zdania dorzcaja takiego mocnego klimatu, wiesz, jakbym szla a ktos mi nadeptywal na piety z kazdym cytatem. ze czlowiek sie wybija z rytmu, ale tak DOBRZE, wyskakuje na moment z butow, rozumiesz, zatrzymuje sie, mysli. yhym. bardzo udany zabieg.
GD!!! Naprawde sie na koniec wzruszylam! damn, nie zdarza mi sie czesto, damn, wierz mi! Naprawde to... poczulam! i z ta wiosna, faaak. U MADE ME CRY!!!!! <3