Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 9 lipca 2017

[47] D.K.I.N.C.P. ~ Bożena

Po dłuższej przerwie, oto ja, syn... pfu! córka marnotrawna powracam. Egzamin napisany, więc czekając na wyniki można już troszkę odetchnąć i popisać, a jak tu nie pisać, skoro temat tak idealnie podłożył się pod jedną z moich wcześniejszych postaci? Pamiętacie jeszcze tekst GRA rozgrywający się w szpitalu psychiatrycznym? No to mamy ciąg dalszy w końcu.


D.K.I.N.C.P.
Zasadniczo miałem kilka problemów. Pierwszym z nich był Staruch z Odziału Drugiego. Ten chuderlak może i wyglądał jak rozpadające się truchło, ale cwany był z niego lis jak mało kto. No i całkiem dobrze umiał grać w pokera i tu wkraczał problem numer dwa. Zaczynało brakować mi fajek, a to natomiast prowadziło do spotkania się z problemem trzecim, jakim był Doktor Którego Imienia Nie Chciałem Poznać. Kiedy przychodziła pielęgniarka, pytałem co tam u Tego Doktora Którego Imienia Nie Chcialem Poznać, a kiedy ktoś z oddziału pytał mnie o niego, odpowiadałem:

- Co? Tak, byłem u Doktora Którego Imienia Nie Chciałem Poznać...
I tak próbowałem go wkurzyć już od miesiąca. Nie jestem głupi, czytać też umiem, wiem więc, jak ma na imię i nazwisko, ale przecież nie na tym polegała cała zabawa. Postanowiłem, że jeżeli już z tąd nie wyjdę, lub wyjdę, ale zakuty w kajdanki, to on pójdzie ze mną. Rozważałem przez chwilę opcję wgryzienia się w jego gardło, ale martwy doktor to żadna frajda. Reszta z pracowników jest na tyle nudna, że szkoda z nimi zaczynać jakąkolwiek grę. Ten przynajmniej ma charakterek i swoje za uszami.  W każdym razie, droga do otrzymania dodatkowej, nadliczbowej paczki papierosów prowadziła przez główną pielęgniarkę, aż do owego doktora nazywanego przeze mnie w myślach Doktorem S. Czemu S a nie X lub Y? A co to za różnica? Czemu róża nazywa się różą, a na cycki mówi się cycki? Bo ktoś tak kiedyś postanowił, więc i ja sobie postanowiłem, że dla własnych myśli skrócę imię doktora do ładnego, kształtnego S. No i jest oślizgły jak wąż, ale to już inna sprawa.
Tak czy tak, dzisiaj był pierwszy dzień, w którym pozwolono mojej rodzinie na odwiedziny. Cóż, nigdy nie byłem zbyt rodzinnym typem człowieka, więc jedyną osobą, która raczyła postawić swoje piękne stópki na tym poplamionym dywanie w sali spotkań, była moja starsza siostra. Nie żeby przyszła tu z potrzeby serca, raczej po prostu chciała mieć pewność, że nie wypuszczą mnie stąd nawet wtedy, jak już całkiem osiwieje i stetryczeje. Co wieczór zapewne modliła się, żebym w końcu zdechł, żeby któryś z pacjentów poderżnął mi gardło, albo udusił poduszką. Sama tak mi dzisiaj powiedziała. Przypomniałem sobie jak przygryzła na chwilę jeden z paznokci i popatrzyła na mnie ze strachem.
- Żeby cie ktoś udusił poduszką - mruknęła tak cicho, by nikt poza mną jej nie usłyszał. - Albo lepiej niech zrobią ci lobotomię. Taką permanentną.
- Mieszają ci się światy siostrzyczko - zaśmiałem się wtedy wesoło i zamachałem papierosem. Trzeba jej przyznać chociaż tyle, że zlitowała się nade mną i poczęstowała. W każdym razie, zaśmiałem się w tamtym momencie i rozglądnąłem po pokoiku. - To nie jest Oregon, a ja nie jestem McMurphy. Chociaż ty mogłabyś być taką drugą siostrą Ratched.
I rzeczywiście, jak tak teraz sobie o tym myśle, moja siostra mogłaby nią być. Tak samo mało kobieca, tak samo drętwa i posiadajaca większy niż normalnie spotykany biust. Westchnąłem z irytacją ponieważ sama myśl o kobiecych krągłościach przypomniała mi siłę swojego pożądania. Tu, w szpitalu, pielęgniarki nosiły tak doskonale zakrywające sylwetkę fartuchy, że łatwo je było pomylić z mężczyzną. Przewróciłem się na drugi bok i zerknąłem na zakratowane okno. Z jednej strony wolność była tak blisko, ale z drugiej ciężko rozwalić metalowe pręty, a nawet gdyby mi się to udało i bym uciekł, to co z moją grą? Nie lubię zostawiać rozpoczętej rozgrywki. Doktorek jeszcze nie zwariował.
Zza moich pleców dobiegło przeciągłe chrapnięcie. Chwyciłem więc za poduszkę i przycisnąłem ją sobie do głowy tak, by zakryła całą twarz. Chrapanie zostało słumione, ale moje palce coraz mocniej zaciskały się na sliskim materiale. Coraz silniej i silniej przyciskałem poduszkę do twarzy, czujac jak powietrze dociera w coraz mniejszych ilościach do płuc. Dopiero kiedy łzy napłynęły do oczu rozluźniłem palce i oderwałem poduszkę od twarzy. Kajdanki zacisnęły się boleśnie na nadgarstkach, kiedy wykonałem gwałtowny ruch. Niemal zachłysnąłem się nocnym powietrzem wydobywającym się z uchylonego okna i przewróciłem na plecy. W jeden z rąk wciąż kurczowo trzymałem poduszkę, a druga wisiała bezwładnie podtrzymywana przez gruby łańcuch. Wiązali mnie nocą jak zwierzę, ale nie przeszkadzało mi to. Odwróciłem głowę i zerknąłem na poduszkę. Nawet nie poczułem, kiedy ją puściłem. Leżała teraz na podłodze z kilkoma czerwonymi plamami szybko wchłanianymi przez materiał. Zmarszczyłem brwi i dotknąłem twarzy, a kiedy poczułem w ustach metaliczny smak, uśmiechnąłem się. Pielęgniarka nie będzie zadowolona pojawiając się rano, żeby mnie uwolnić. Nie chciałem wycierać krwi cieknącej mi z wargi, niech ma niespodziankę . Niech wszyscy myślą, że zwariowałem, że muszę tu zostać, że powinienem tu zostać, że jestem...
Zacisnąłem mocniej usta, ale to tylko pogorszyło sprawę. Tłumienie śmiechu nigdy nie jest proste, więc kiedy z moich ust wydobył się cichy chichot nie było już odwrotu. Pozwoliłem żeby narastające szaleństwo wyrwało mi  z gardła ten drwiący śmiech odbijający się od ścian, od każdej kosci w mojej głowie i powróciło po stokroć mocniejsze. Śmiałem się tak  z kilka dobrych minut zanim nie wpadła do sali dyżurująca pielęgniarka. Nie zwróciłem uwagi na jej wyraz twarzy nawet wtedy, kiedy pochyliła się nade mną, żeby zaświecić mi małą latarką prosto w oczy. Na nic zdały się jej słowa, zupełnie jej nie słyszałem, po prostu śmiałem się i śmiałem, a jedyną osobą, którą widziałem przed sobą, była twarz mojej siostry opuszczającej tego dnia salę spotkań. Jeszcze przy drzawiach odwróciła się i popatrzyła na mnie ni to z litością ni ze złością i odrazą.
- Czemu zawsze musisz wszystko psuć? Jesteś jak piate koło u wozu, którego nie można odczepić i tylko zajmuje niepotrzebnie miejsce.
Wtedy po prostu uśmiechnąłem się drwiąco i pomachałem jej na pożegnanie, ale teraz, gdy moje ramiona zostały pochwycone przez nadludzką siłę, kiedy w moje przedramię wbito cholernie dużą igłę i zakryto na chwilę oczy... teraz pozwalałem wydobywać się z mojego wnętrza czemuś upiornemu. Dopiero kiedy ochrypłem mój śmiech powoli cichł, aż w końcu jedyne co wydobywało się z ust to suchy kaszel. Pielęgniarka wciąż siedziała obok łóżka i z niecierpliwością zerkała na zegarek. Skinięciem odprawiła jednego z tych wielkich osiłków co to zjawiają się niewiadomo kiedy i skąd i popatrzyła na moją twarz. Uśmiechnąłem się do niej już lekko senny, ale ona pokręciła tylko głową nie tyle z nerwów, co z niezozumiałą dla mnie rezygnacją i pochylając się, po raz kolejny przetarła mi oczy, policzki i usta. Moja twarz była cała mokra, ale sam już nie wiedziałem, czy to pot, krew, łzy, a może wszystko na raz. Uśmiechnąłem się do niej jeszcze szerzej. Znowu miałem wrażenie, że patrzę na twarz swojej starszej siostry, choć  tym razem zapadałem już w półsen. Kiedy tak spoglądałem w te znudzone życiem oczy pomyślałem, że zanim całkowicie opadnę w objęcia snu, powinienem jej coś powiedzieć. Nie powiedziałem wtedy, to powiem teraz, choć sam już nie rozumiałem do kogo mówię i czy w ogóle z mojego gardła wydobywa się jakikolwiek dźwięk.
- Kocham być piątym kołem u wozu - wymamrotałem czując jednocześnie, jak język pląta się i gubi jakby zapomniał do czego został stworzony. - To takie zabawne. To nie sarkazm. Nie, definitywnie nie...
Zanim całkowicie odpłynąłem, poczułem jeszcze raz czyjś dotyk na twarzy. Niczym szpony kruka wbijające się w moją skórę, ale mimo to w jakiś dziwny sposób niezwykle delikatne i uspokajające.
Czy to wszystko sprawia, że jednak jestem szalony?



3 komentarze:

  1. Okej, dobra, nie do końca ogarniam o co chodzi, bo nie czytałam poprzedniego tekstu, natomiast ten mi się podoba. :) Robisz niewielkie błędy, które wynikają chyba raczej z nieuwagi, niż czegokolwiek innego. Powiedz mi tylko, czy tego gościa zabili? Nie rozumiem dlaczego wbili mu tę igłę :/

    OdpowiedzUsuń
  2. łelkom bak, soł! ;D
    Tak, pamiętam tekst. Może gdyby mnie ktoś przeczytał nie zaliczylabym na ajwyzsza ocene (skoro o egzaminach mowa ;D ale ja mam slaba pamiec! dlatego przeczytalam wp 500 razy zeby zapamietac, kto niosl pierscienxd), ale pamietam! I pamietam, ze mi sie podobal.

    a zaczynajac czytac przypomina mi sie coraz wiecej ;D

    już z tąd --> stąd

    Tak, glowny bohater rzadzi <3
    martwy doktor to żadna frajda xd

    Aha, rodzina, aha, ale zaraz...Albo z innym tekstem mi sie myli, albo ja cos o matce pamietam...?

    przed albo (oprocz sytuacji jaka akurat mi wyszla powyzej xd) nie dajemy , ;)

    uuu opis tej nocy z ta poduszka, cieknac krwai... SOŁ PSAJKO. AJ LAJK YT! Całty ten akapit skardl moje serce.

    Nastepny zreszta tez. Łał, naprawdę bohater jest... ach. <3

    Aj!!! ZA MAŁO MI!!! Nie chce wymuszac na Tb zebys pisala ciagle o jednym ale... POKOCHALAM TEGO SWIRA. I jego rozkminy czy nim jest czy nie, ktore jednak wydaja mi sie uzasadnione, o ile dobrze pamietam.
    Uwielbiam Twój styl. No mało mi!




    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, pamiętam GRĘ i stwierdzam, że ten tekst wpisuje się świetnie klimatem do cyklu, który tu się tworzy. Uwielbiam czytać o psychopatach i ludziach w wariatkowie, nic więc dziwnego, że jestem zauroczona tą opowieścią.
    Relacja bohatera z siostrą opisana nieźle, widać, że są dla siebie bardziej obcymi ludźmi niż krewnymi. Podobają mi się rozważania włożone w usta bezimiennego. Ładnie i psychodelicznie, daję swoje TAK! A o Doktorku S. chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń