Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 9 lipca 2017

ANTOLOGIA: PJ - Pełni nadziei ~ Laurie

Pożegnaj jutro: Pełni nadziei

Tekst na antologię oczywiście musiał być spóźniony. Ostatnio w ogóle nie wyrabiam z czymkolwiek, więc pisałam go na ostatnią chwilę, trzy razy zmieniając koncepcję. Przede wszystkim dałam sobie spokój z kolejnym spojrzeniem na „Łowców”, co i tak nijak mi szło. Ten tekst jest taki, jaki jest, ale akurat PJ naprawdę dobrze mi się pisze. Możecie uznać to za taki wstęp do serii.

            Wiosna to piękny czas. Dni stają się dłuższe i cieplejsze, przyroda budzi się do życia, wybuchając wszystkimi barwami świata. Wszystko wygląda całkiem inaczej, nie jest już szaro-białe, przygnębiające. Można zrzucić ciepłe ubrania, wystawić twarz do słońca i częściej spędzać czas na zewnątrz. Wszyscy są bardziej żywotni, energiczni, szczęśliwsi. To dobry moment, żeby zacząć coś nowego. Nie bez powodu mówi się, że wiosną przychodzi miłość. Każdy chciałby zakochać się wiosną, przecież w tym tkwi cały romantyzm. Wiosną podejmujemy decyzje o zmianach w życiu. Nowa praca, element wyglądu, nowa pasja. Wiosna to początek pełny niewiadomych, do których podchodzimy z entuzjazmem i ciekawością. Pełni nadziei, że przyniesie nam coś lepszego niż ubiegła zima.

I'm dead but I'm living
I've played the part I've been given
Still kicked outta heaven
I'm into nothing new.


            Nieczęsto zdarzało się, by Corrie obserwowała wschód słońca. Zwłaszcza w ciągu ostatnich miesięcy. Teraz jednak owinięta w koc siedziała na parapecie i oglądała budzącą się Jokohamę. Znała ją tak dobrze, a jednak o tej porze była jej kompletnie obca. Jeszcze cicha i spokojna. Większość ludzi nadal spało albo dopiero szykowało się do pracy i codziennych obowiązków.
            Niebo powoli jaśniało, rozbłyskując ciepłymi kolorami. Pomarańcze i róże przeganiały granat nocy, robią miejsce błękitowi, na który dumnie wstępowało słońce. Coraz większe i cieplejsze, bo oto nastała wiosna.
            Corrie oparła głowę o chłodną szybę. Nie czuła się zmęczona, choć nie spała przez większość nocy. Chyba nie potrafiła zasnąć bez podjęcia decyzji, więc siedziała i myślała o tym wszystkim, co jej się przydarzyło. Wiedziała, że nie może wiecznie pozostać w tym zawieszeniu. Chyba wiosna była odpowiednim momentem na zmianę.
            Drzwi otworzyły się cicho. W progu stanął Ukitake. Białe włosy miał związane, co oznaczało, że znowu pracował po nocy. Chwilę później podał Corrie kubek świeżo zaparzonej herbaty. Drugi trzymał w dłoni i spojrzał na jaśniejące niebo.
            – Świt to naprawdę dziwna pora – stwierdził. – Już nie noc, ale jeszcze nie dzień.
            – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz oglądaliśmy wspólnie wschód słońca – odparła. – To musiało być dawno.
            – Rzeczywiście. – Uśmiechnął się łagodnie. – Czas tak szybko leci.
            Nic więcej nie dodał. Nie musiał. Oboje wiedzieli, co miał na myśli. Również dla niego ostatnie miesiące były ciężkie, może nawet cięższe niż dla Corrie, bo musiał obserwować zmagania córki z samą sobą. Mógł tylko przy niej być, skoro nie udało mu się jej ochronić przed tym wszystkim.
            – Chcę wyjechać z Jokohamy – odezwała się cicho Corrie. – Zacząć wszystko od początku i znów poczuć się żywą.
            – Myślałaś już, dokąd? – zapytał.
            – Może Karakura? Zaniedbałam Rukię i chciałabym jej to wynagrodzić.
            Pokiwał ze zrozumieniem głową. Sam przed sobą musiał przyznać, że poczuł ulgę, gdy oznajmiła, że nie wszystkie więzi chce zrywać. Ta z Rukią była szczególnie cenna i potrzebna. Zwłaszcza teraz.
            – Co prawda jest już po rekrutacji, ale myślę, że znajdzie się miejsce dla ciebie na Uniwersytecie w Karakurze – stwierdził.
            – Nie musisz tego robić. Nic się nie stanie, jeśli pójdę na studia za rok. To moja wina, że tak wyszło.
            – Wierzę, że nawet teraz zdasz egzaminy wstępne. Wystarczy ci to umożliwić. – Uśmiechnął się. – Przeprowadzka brzmi nieźle. Karakura z pewnością jest spokojniejsza od Jokohamy. Idealna dla takiego starego człowieka jak ja.
            – Nie jesteś stary, wujku – powiedziała z wyrzutem. – I nie oczekuję, że ze mną pojedziesz. Przecież masz tu swoje życie, wujka Shunsuia i ciocię Nanao. Nie mogę oczekiwać, że rzucisz wszystko, żeby ze mną pojechać.
            Pogłaskał ją po głowie czułym, ojcowskim gestem.
            – Jesteś moją córką i nie zostawiłbym cię samej w takim momencie. O mnie nie musisz się martwić. Pracować mogę w każdym miejscu na świecie, a Kyoraku chętnie nas odwiedzi. Przecież wiesz.
            Spojrzała przez okno, chcąc ukryć mokre oczy. Nie oczekiwała niczego, odkąd tyle spraw spieprzyła przez zaślepienie i głupotę. Przecież miała tak wiele w życiu, a na własne życzenie niemal to zniszczyła.
            – Dziękuję, wujku – szepnęła.
            – Nie ma za co. Prześpij się. Popołudniu poszukamy nowego domu. W Karakurze.

Every day is a battle
I made a deal with the devil
And now I'm deep into trouble

            Squalo złapał za kostkę i pogładził miękką skórę. Powolnym ruchem przesunął palce wyżej, zatoczył kilka kręgów na kolanie i podążył dalej. Uśmiechnął się, widząc, jak Vivian krzywi się we śnie, nie zrezygnował jednak ze swych zamiarów.
            – Nie szkoda ci palców? – mruknęła, nie otwierając oczu.
            – Już się obudziłaś?
            Zielone spojrzenie zmierzyło go z mieszanką irytacji i politowania. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo pochylił się nad nią i pocałował, odbierając cały dech. Oparła kolano na jego biodrze, uniosła własne.
            – Jak marcowy kot. – Zaśmiał się.
            – Uważaj, rybko, bo cię zjem – odparła.
            Błysk w jej oczach wprost mówił, że nie żartuje. Była zdolna go zniszczyć i doskonale o tym wiedział. Udowadniała mu to każdego dnia, doprowadzając na skraj szaleństwa. Jednak nie mógł się oprzeć tej nucie niebezpieczeństwa.
            Wplotła palce w jego białe kosmyki. Uwielbiała się nimi bawić, choć dla niego nie było to takie przyjemne. Lekka obsesja na punkcie włosów zwykle doprowadzała do tego, że robił się zirytowany. A mógł ich nie zapuszczać.
            Dziś było nieco inaczej. W ogóle się tym nie przejął, gdy ustami wędrował po jej ciele, drażniąc te najwrażliwsze punkty kochanki.
            – Kreatywny się zrobiłeś – wydyszała po kolejnym uniesieniu.
            – To ta wiosna. – Wyszczerzył zęby. – I nie myśl, że szybko cię dzisiaj wypuszczę z łóżka, Vivian.

So tired, I was trying to find a better way but everyday's the same
I'm trying to break the numbness and it's driving me insane
You could be my savior you could be just what I need
So I lay down and pray for something better

            O tej porze „Hueco Mundo” było jeszcze puste. Rzadko kiedy pojawiali się tu jacyś klienci przed dwunastą, więc ekipa Kazeshiniego mogła spokojnie ćwiczyć. Jedynymi świadkami prób byli barmani, ale ci zajęci byli swoimi obowiązkami i rzadko zwracali uwagę na to, co robią Hisagi i spółka.
            Shuuhei skrzywił się po raz kolejny i napił wody. Coś mu nie pasowało, a to budziło irytację.
            – O co ci znowu chodzi? – zapytał Renji, widząc charakterystyczną minę przyjaciela.
            – Brak w tym kreatywności.
            – Kreatywności? – powątpiewał Abarai. – Szukasz dziury w całym. Ta twoja chora perfekcyjność kiedyś zrobi komuś krzywdę i pewnie będziesz to ty, masochisto.
            Shuuhei westchnął ciężko. Renji może i był świetnym perkusistą, ale o pewnych rzeczach nie miał pojęcia. Nie winił go za to, nie każdy miał aż takie wyczucie.
            – Potrzebujemy czegoś świeżego – stwierdził.
            – Namów Kirę na nowy materiał i po sprawie.
            – Kreatywna riposta. – Zaśmiał się Kurosaki, wskakując na bar z butelką coli.
            – Masz jakiś problem, Ichigo? – warknął Renji. – Dobrze wiesz, jak kończy się podpuszczanie tego cholernego perfekcjonisty. Przypominam ci, że niektórzy muszą zarobić na życie, bo nie siedzą na garnuszku staruszka.
            – Mojego ojca w to nie mieszaj – prychnął Ichigo. – Równie dobrze możemy poszukać nowego perkusisty.
            – Albo nowej drugiej gitary i będzie kreatywnie.
            – Kurosaki, dupa z baru – warknął Grimmjow, jeden z barmanów. – Ile razy mam powtarzać, żebyś przyjął do wiadomości?
            Ichigo zeskoczył z blatu, nim dosięgła go ręką Jaegerjaqueza. Bójka z porywczym barmanem niekoniecznie mieściła się w marzeniach chłopaka.
            – Mam! – wykrzyknął nagle Shuuhei.
            – Nie ma mowy – stwierdził kategorycznie Renji.
            – Jeszcze ni usłyszałeś, co mam do powiedzenia.
            – Bez tego wiem, że to głupi pomysł.
            – Abarai, po prostu się przymknij. Wiem, czego nam brakuje. Drugiego wokalu.
            – Drugiego wokalu? – powtórzył Ichigo. – Wiesz, ile to pracy, żeby rozłożyć partie na dwa głosy?
            – Damy radę. – Uśmiechnął się Shuuhei.
            – Czarno to widzę. – Westchnął Renji.

Go ahead and leave me paralyzed
There's nothing left to sacrifice
In hell I'm shooting paradise
I'm ready so I'll close my eyes

            Wiosenny wietrzyk przyjemnie muskał skórę wystawioną na słońce. Anika jednak nie zwracała na to uwagi, spacerując po ogrodzie z Dino. To jeden z nielicznych momentów, gdy mieli czas tylko dla siebie bez tego całego mafijnego zgiełku.
            – Dziewiąty ustalił już datę waszego wyjazdu? – zapytał Cavallone.
            – W przyszłym tygodniu. Najpierw Namimori, żebyśmy się mogli rozeznać w sytuacji, potem Karakura. Nie wiem, jak długo mnie nie będzie. To duże przedsięwzięcie.
            – Zawsze mogę przyjechać do Japonii. – Wzruszył ramionami. – Kilkudniowy wyjazd nie powinien zrobić różnicy.
            – Masz sporo własnej roboty.
            – Z tym akurat szybko sobie poradzę. – Uśmiechnął się. – Ważniejsze to ustalić datę ślubu.
            – Wiesz, że starszyzna się wścieknie?
            – Jakby zdanie starszyzny było najważniejsze – mruknął. – Interesuje mnie tylko twoje zdanie. Ewentualnie twoich najbliższych.
            Anika zaśmiała się wdzięcznie. Lubiła tę stanowczość w jego postacie, gdy na czymś mu naprawdę zależało. Zdawała sobie przecież sprawę, jak bardzo Dino nie chce, aby wyjeżdżała z Włoch na tak długo. Jednak dzielnie to znosił.
            – Wiem, ale chyba lepiej, jak powiemy im teraz. Już słyszałam te pomysły, żeby uzależnić Kuchikich od nas. – Skrzywiła się wymownie.
            – Jest szansa, że Xanxus mnie nie zabije?
            – Najwyżej pośle Vivian, żeby sprawdziła, jak bardzo jesteś wierny.
           – To chyba jeszcze gorsze. – Zaśmiał się nerwowo. – Z tą diablicą nie mam ochoty mieć nic do czynienia.
            – Spokojnie. Nie jest taka zła.
            – W razie czego i tak jej się nie powiedzie – oznajmił. – Może i jest piękną kobietą, ale nie umywa się do ciebie, Aniko Vongolo.
            Miał ją pocałować, gdy usłyszeli:
            – A może spróbujemy, Don Cavallone?
            Dino drgnął nerwowo, bo nie słyszał kroków Vivian. Ta stała tylko dwa metry od pary i uśmiechała się niewinnie. Kto znał jej prawdziwą twarz, ten wiedział, że ten gest nie wróży nic dobrego.
            – Co tu robisz, Vivian? – zapytała Anika, pierwsza odzyskując zimną krew.
            Była przyzwyczajona do gierek Chmury Varii, więc nie robiły na niej wrażenia.
            – Dziewiąty prosił, żeby was znaleźć. Chyba macie coś do przedyskutowania.
            Odwróciła się i ruszyła w sobie tylko znanym kierunku. Każdy jej krok przyciągał uwagę i Dino musiał się porządnie wysilić, by oderwać wzrok od krągłych bioder Vivian.
            – Ta kobieta mnie przeraza – przyznał.

It's gonna hurt but I'm ready
It's clear where I'm heading
Don't call paramedics
I'm into nothing new

            Tegoroczne Hanami należało do najcieplejszych w ostatnich latach. Rukia cieszyła się z tego, bo mogła wybrać lżejsze kimono niż w roku ubiegłym. Wszystko układało się po jej myśli, a i Byakuya wyglądał na zadowolonego, gdy usiedli w ogrodzie pod ulubioną wiśnią mężczyzny.
            Do czasu, oczywiście. Ichigo się spóźniał, a spóźnialstwa Byakuya nie tolerował w żadnym przypadku. Przez to całe popołudnie mogło ucierpieć. Niby starszy Kuchiki siedział spokojnie z czarką herbaty, ale Rukia widziała gniew w jego oczach.
            W końcu Kurosaki się zjawił. Kamerdyner przyprowadził go prosto do ogrodu, odbierając kosz z owocami, który Ichigo przyniósł w prezencie.
            – Co tak długo, głupcze? – zapytała Rukia. – Zegarka nie masz?
            – Sorry, próba nam się przedłużyła. Pisałem ci.
            – Na Hanami nie znosimy telefonów. To czas na wyciszenie – ochrzaniła go.
           – Nie wiedziałem. Sorry, wiesz, że jak Shuuheiowi coś przyjdzie do głowy, trzeba pozwolić mu to zrobić, bo będzie marudził.
            – Rukia – odezwał się Byakuya. – Usiądźcie już.
            – Oczywiście, bracie.
            Kuchiki obserwował pilnie sympatię siostry. Do tej pory poznał go dość słabo, ale chłopak wydawał się dość nieokrzesany. Jednak jeśli Rukia miała być z nim szczęśliwa, nie zamierzał jej zabraniać.
            – Coś nie tak? – zapytał Ichigo, czując na sobie wzrok Byakuyi.
            Wiedział, że będzie trudno, ale nie z takimi przeciwnikami sobie radził. Na Kuchikiego też znajdzie sposób, by nie prowadzić z nim regularnej wojny. To by zraniło Rukię, która wręcz ubóstwiała starszego brata.
            – Zastanawia mnie, czy Rukia zapomniała ci przekazać, że w Hanami obowiązuje strój oficjalny, Ichigo Kurosaki.
            – A to. Sorry, nie zdążyłem się przebrać. Ale to szczegół, Byakuya, więc nie spinaj się tak.
            Rukia ukryła twarz w dłoniach. Tyle się natrudziła, by jej chłopak zrobił jak najlepsze wrażenie na jej bracie, a ten to wszystko zrujnował w ciągu paru chwil. Miała przerąbane.

I'll be gone in a minute
I'm not afraid to admit it
So wrong but I love it

            Elegancka restauracja, jej czerwona suknia, jego biały garnitur. Która to już taka kolacja? Ktoś mógłby powiedzieć, że brak w tym kreatywności, ale w ten wiosenny wieczór zupełnie jej to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że był tu z nią, nie znikał znowu nie wiadomo gdzie i po co, nie mówiąc ani słowa.
            – Dziękuję za zaproszenie, Gin – powiedziała z uśmiechem i upiła łyk wina.
            – Dla ciebie wszystko, Rangisiu. Jak wino?
            – Wyborne.
            – Cieszy mnie to.
            – Ale nie zaprosiłeś mnie tylko po to, żeby przyjemnie spędzić czas, prawda?
            Uśmiechnął się jak dziecko przyłapane na psikusie. Wydawać się mogło, że Rangiku jest tak próżna, że nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa, ale było wręcz odwrotnie. Zawsze miał to na uwadze, by nie dostrzegła w nim tego, co mogłoby sprowadzić na nią niebezpieczeństwo. Wystarczył jeden błąd młodości, by musiał balansować na granicy ryzyka. Nie żeby tego nie lubił, ale naprawdę nie chciał jej w to wciągać.
            – Wybrałem już asystenta – oznajmił.
            – Jednak cię przekonałam? Kto to taki?
            – Nazywa się Izuru Kira. Właśnie skończył studia i szukał czegoś na pół etatu. Jest idealnym kandydatem.
            – Na którego będziesz zwalać swoje obowiązki? – zapytała, unosząc brew.
            – Ależ, Rangisiu, dzięki temu będziemy mogli spędzać więcej czasu razem, jeśli Izuru będzie mi pomagał.
            – Chyba mu współczuję.
            – Jesteś okrutna, Rangisiu.
            Nie odpowiedziała, czując, że to nie wszystko. Jednak o nic nie zapytała. Miała nadzieję, że Gin nie zrobi temu chłopakowi krzywdy i nie wciągnie go w swoje szemrane sprawy. Zamierzała zrobić wszystko, by tak się nie stało, ale zbyt dobrze znała Gina, żeby pozbyć się wszelkich obaw.
            Nad ranem Ichimaru ubrał się cicho i opuścił mieszkanie Matsumoto. Jak zawsze, gdy musiał coś załatwić. To nie tak, że nie cenił tych spokojnych dni u jej boku, ale nadal były pewne niezakończone sprawy i czuł się w obowiązku zająć się tym. Wiedział, że przez to Karakura stanie się niespokojna, jednak nie chciał dłużej zwlekać. Wiosna to chyba dobry czas, by rozpocząć realizację tego planu.


I made a deal with the devil
Every day is a battle
Every day is a battle
This is my paradise!

1 komentarz:

  1. Nie jestem zapoznana ze wszystkimi postaciami, uważam jednak, że w tym dziele wystarczająco zawiązujesz postaci i relacje, by chcieć sięgnąć po całą historię.
    Kurosaki mnie rozbawił swoim nieprzystosowaniem do sytuacji i niszczeniem jeszcze nie zaczętej znajomości.
    Fragment z Corrie trochę smutny, ale opisanie świtu bardzo mi się podoba.
    Przemyślane, z zachowaniem tematu i z dobraną piosenką. Zgrabnie.

    OdpowiedzUsuń