Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 16 lipca 2017

[48] Po prostu ty ~ Eleison


Po prostu ty – eleison
Dla żmijki, ave anakonda.

przeznaczenie
1. «praktyczny cel, do którego coś jest przeznaczone, zakwalifikowane, któremu dana rzecz służy»
2. «powołanie, posłannictwo»
3. «nieunikniona przyszłość, nieuchronna konieczność nadejścia, stania się czegoś»

Przeznaczenie nie istnieje.
Jak tak wielu ludzi mogło wierzyć w to, że jakaś nieznana siła pochodząca rzekomo od bogów sprawia, że dzieje się tak, jak było to zapisane już dawno w naszym losie? To człowiek sam kształtuje siebie i swoją historię. Teoria o byciu nędznymi marionetkami w rękach przeznaczenia ani trochę mnie nie przekonywała. A nawet jeśli… nić łącząca mnie z tą wszechmocną siłą już dawno musiała się zerwać. Teraz moja laleczka sama podejmowała decyzje.
No, może nie do końca sama. Niektóre z nich zostały zainicjowane przez czynniki zewnętrzne. Jak na przykład to, że zostałam niańką jednego ze słynnych bożych Wybranków. Oni to dopiero wierzyli w przeznaczenie. W końcu oznaczało ono dla nich cudowne życie. Urodzeni tylko po to, aby być lepszymi od innych, przeznaczeni do wielkich czynów. A jednocześnie najwyraźniej na tyle bezbronni, żeby potrzebować kogoś takiego jak opiekun, który bezpiecznie odeskortuje ich do świątyni przodków.
Jakiś kamień ląduje z pluskiem w wodzie zaraz obok mojej głowy. Wynurzam się, niemal natychmiast odgarniając włosy. Nawet nie muszę się obracać, aby wiedzieć, kto właśnie chciał mnie zabić.
– Ojej, nie tam chciałem rzucić – słyszę w odpowiedzi miękki, męski głos. Pobrzmiewa w nim poczucie winy, ale wiem, że nie jest prawdziwe. Wzdycham ciężko, posyłając w stronę mojego zamachowca karcące spojrzenie. Ten jednak tylko wzrusza ramionami. – Za długo tam siedziałaś.
– Zacząłeś się o mnie martwić? Jakie to szlachetne.
– Po prostu potrzebuję kogoś, kogo zabiją zamiast mnie w razie niebezpieczeństwa.
– Jesteśmy na całkowitym odludziu, idioto.
– Odludzie oznacza brak ludzi, nie brak zwierząt czy innych istot.
Jego uwaga nie robi na mnie większego wrażenia. Woda jest tak przyjemnie zimna, pierwsze promienie słońca leniwie wychylają się zza horyzontu, rosnąca wokół jeziora trawa cicho szeleści, jakby grała swoją własną piosenkę. Ten obraz mógłby być idealny, gdyby nie jedna osoba, zakłócająca całe piękno. Desiderium. Wybranek bogów, a jednocześnie największy dupek, jakiego w życiu spotkałam.
Długi, czarny płaszcz doskonale zakrywa praktycznie całą jego sylwetkę. Narzucony na głowę duży kaptur nie pozwala mi z kolei na chociażby chwilowe zerknięcie na jego twarz. Tyle razy zastanawiałam się, co takiego skrywa. Jakie emocje malują się na niej, kiedy jest dla mnie kompletnym dupkiem. Duma? Nie zdziwiłabym się. To pasowało do Desiderium.
Całe to jego maskowanie się nie było kwestią tego, że nie grzeszył urodą. Tego nie wiedziałam. Wybrankowie ujawniają się raczej dopiero po spełnieniu swojego przeznaczenia. Do tego czasu pozostają anonimowi. Ponoć ich oczy mają w sobie coś niezwykłego, są hipnotyzujące, a człowiek może utonąć w ich głębi.
Osobiście w to nie wierzyłam, a wyglądam Desiderium nie ciekawił mnie na tyle, aby zaglądać mu pod kaptur. Wybrankowie byli jedynie wybrani przez bogów, nie byli nimi. Są tylko ludźmi uważanymi za lepszych. Tych, którzy spełnią swoje pieprzone przeznaczenie.
Które zresztą nie istnieje. To tylko jakieś durne rozkazy od bogów.
Z powrotem zanurzyłam się w wodzie, rozkoszując się jej przyjemnym chłodem. Kąpiel w cudownym jeziorze była obowiązkowa dla każdego opiekuna przed doprowadzeniem Wybranka do świątyni. Miało to być pewnego rodzaju oczyszczenie, które pozwalało na stąpanie po świętej, boskiej ziemi.
Dla mnie to po prostu zimna kąpiel, która pozwoliła mi na chwilę odpoczynku od Desiderium. Chwilę, która właśnie minęła.
– Nie ma w tym jeziorze żadnych ośmiornic żądnych nagich dziewczyn? – pyta chłopak, opierając głowę na swojej szczupłej, bladej dłoni. – A może lubisz, kiedy jej macki owijają się najpierw wokół talii, a potem…
– Skończ – przerywam mu ostrym tonem, zanim zdąży kontynuować.
– Wybacz, nie chciałem cię podniecić. Chociaż… i tak jesteś już mokra.
Dałabym sobie rękę uciąć, że Desiderium właśnie uśmiecha się szelmowsko pod nosem. Ba, nawet dwie ręce.
Niechętnie zaczynam kierować się w stronę brzegu. Kiedy już będę miała z głowy niańczenie tego dupka, wrócę tu. A wtedy będę mogła oddać się zimnej wodzie na dłuższy czas. Na samą myśl o tym moje usta wykrzywia lekki uśmiech.
– O, widzę że ktoś już umawia się ze swoim podwodnym kochankiem na kolejne macanko – kwituje mój towarzysz. – Myślałem, że jesteś typem dziewczyny, która woli coś, co ma przynajmniej trochę mózgu, ale najwyraźniej bardziej zależy ci na mackowej przyjemności, osiem razy pod rząd.
– Sugerujesz, że ośmiornicy nie mają mózgu?
– Po prostu to wiem. – Wzrusza ramionami. – Te wielkie głowy to tylko tak na pokaz.
– W takim razie masz coś wspólnego z ośmiornicami.
– Podniecam cię tak bardzo jak one?
– Ty też nie masz mózgu.
Desiderium przez chwilę milczy, bawiąc się źdźbłem trawy trzymanym między palcami.
– No tak, przecież wiem, że podniecam cię bardziej niż ośmiornice.
Prycham pod nosem z oburzenia.
– Nie zaprzeczyłaś – zauważa chłopak, po czym zaczyna się śmiać.
Mam ochotę zepchnąć go z tego wielkiego kamienia, na którym właśnie siedzi. Zamiast tego stawiam na opanowanie. Wychodzę z wody, czuję, jak zimne powietrze otula moje nagie ciało niczym koc. Kątem oka zauważam, że Desiderium lustruje mnie wzrokiem.
– Zdecydowanie lepiej ci w ubraniu – mruczy pod nosem, ale mimo  komentarza wciąż czuję jego wzrok na sobie. Ignoruję go i ubieram się w swoją białą, przewiewną suknię. Wokół pasa zapinam swój pas ze sztyletami, po czym narzucam na ramiona pelerynę. Z moich włosów wciąż kapie woda, ale nie zwracam na to uwagi.
– Chodźmy, ośmiornico – rzucam do niego niechętnie, ruszając przodem.
– Chciałbyś, żebym zmacał cię tak jak one – śmieje się w odpowiedzi, podążając za mną.
W myślach dziękuję bogom za to, że moja podróż z tym idiotą zbliża się ku końcowi.

Świątynia przodków nie była tak wspaniała, jak opowiadali o niej pozostali opiekuni.
Spodziewałam się naprawdę monumentalnej budowli o marmurowych kolumnach niczym wyjętej z greckich krajobrazów, czystej i zadbanej, od której emanowała aura magii i tajemniczości.
Zamiast tego spotkałam się z niewielką świątynią zbudowaną na planie koła o zaledwie trzech kolumnach porośniętych bluszczem. Już dawno musiała mieć czasy świetności za sobą. Właściwie to sprawiała wrażenie takiej, która może zawalić się w każdej chwili.
Jak dobrze, że to nie ja miałam do niej wejść.
Desiderium stoi obok mnie, ale jego spojrzenie utkwione jest raczej w widoku widocznym z tej wysokości, aniżeli w świątyni. Podążam za jego wzrokiem. Setki małych chatek wyglądają tu jak malutkie kamyczki, rozległe pola są zaledwie łatkami, a jeziora to tylko małe kałuże. Nic szczególnego.
– Hej, rzuć na to okiem – odzywa się nagle, unosząc dłoń w górę. Po chwili jego palec zastyga w powietrzu, jakby się nad czymś zastanawiał. – Ach tak, zapomniałem, że masz tylko jedno oko – śmieje się, jednocześnie wskazując na obszar porośniętymi lasami. Daje mi chwilę na odnalezienie odpowiedniego punktu. – Widzisz przebłyskujące między koronami drzew mury twojej akademii?
Kiwam głową w odpowiedzi. Po co mi to pokazywał?
– Teraz zobacz, jak długą drogę przebyliśmy. – Przesuwa dłoń na wschód, wskazując nią trasę, którą wędrowaliśmy tutaj. – A jest o wiele prostsze wyjście. – Znów przenosi palec, przesuwając go na południe od lasu. Teraz pokazuje mi ścieżkę osadzoną w wąwozie, która prowadzi do góry, na której właśnie się znajdowaliśmy. – Tą drogą bylibyśmy tu już dużo wcześniej – mówi.
– To ślepy zaułek – odpowiadam mu. – Byłam tam parę razy. Prowadzi do skalnej ściany, nic więcej.
– Nie rozglądnęłaś się zbyt uważnie – prycha, a jego dłoń opada. – Jest tam pewna szczelina, którą przeszłaby nawet taka osoba jak ty. A za nią znalazłabyś kamienne schody. Taką drogą mógłbym nawet pójść sam.
Milczę. Nie dlatego, że głupio mi z powodu swojej nieuwagi. Raczej dlatego, że mogłabym spędzić z tym dupkiem o wiele mniej czasu. Jęczę z rezygnacją.
– Wierzysz w przeznaczenie? – słyszę głos Desiderium, tym razem wydaje mi się niesamowicie miękki i delikatny.
– Wierzę w śmierć – odpowiadam mu ponuro. Nie czekam, aż potwierdzi swoją gotowość do wielkiego rytuału spotkania z bogami. Ruszam w stronę świątyni.
– Od zawsze uważałem cię za pogodną osobę – stwierdza chłopak, znów słyszę w jego głosie uśmiech.
Wciąż wpatruje się w krajobraz, kiedy jestem już przy wejściu do świątyni. Bogowie, załatwcie to jak najszybciej. Chcę wrócić wreszcie do swojego życia, w którym nie ma Desiderium i jego błyskotliwych uwag.
Chłopak decyduje się ruszyć swój tyłek dopiero po dłuższej chwili. Odruchowo odwracam wzrok od jego osoby. Gdybym cały czas na niego patrzyła, mogłabym zobaczyć jego twarz. Chyba nie chcę wiedzieć, co kryje się pod kapturem. Snułam już różne domysły na ten temat, ale… to wszystko. Nie czuję  pragnienia spojrzenia na twarz Wybranka. Zdecydowanie wystarcza mi sam charakter.
Zatrzymuje się na chwilę przy mnie. Czuję jego obecność tuż obok, ale w dalszym ciągu na niego nie patrzę. Udaję zainteresowanie sztyletami przy moim pasie. Przez chwilę mam wrażenie, że coś powie. Nie mam racji.
Nie żegna się. Po prostu przekracza próg świątyni, a drzwi zamykają się za nim z cichym skrzypnięciem. Zostaję sama.
Ze świątyni nie dobiega do mnie żaden dźwięk. Wydaje mi się, że to sprawka dość grubych ścian. Z drugiej strony… czego się spodziewałam? Przecież to spotkanie z bogami. Chyba nie zstąpili nagle z nieba tylko po to, aby spotkać się z takim dupkiem. Przy takim zjawisku chyba słyszałabym głośny podmuch wiatru czy też grzmoty. Bogowie na pewno lubią wielkie wejścia.
Ale nie słyszę nic. Nie ma tu żadnych ptaków, które umilałyby mi czas swoim ćwierkaniem. Wiatr już dawno ucichł. Wokół mnie panuje cisza. Po tak długim czasie spędzonym z Desiderium wydaje mi się olbrzymią przyjemnością. Nareszcie mogę zostać sam na sam ze swoimi myślami.
Co tak właściwie zrobię, kiedy mój Wybranek spełni już swoje wielkie przeznaczenie? Mam możliwość wzięcia pod swoje skrzydła kolejnego, ale… czy naprawdę tego chcę?
Postanawiam zostawić myśli o tym na później. Mam jeszcze czas.
A co z Desiderium? Kiedy wyjdzie z tej świątyni, już nie będzie taki sam. Może przestanie być dupkiem? W myślach śmieję się sama z siebie. Nie, to niemożliwe. Ten chłopak pozostanie taki nawet po wypełnieniu swojego przeznaczenia.
Czy będę za nim tęsknić? Nie. To nie tak, że go nienawidzę. Irytują mnie jego docinki, znosiłam jego obecność tylko z powodu pracy. Gdyby nie był jakimś pieprzonym Wybrankiem, już dawno nabawiłby się kilku ładnych siniaków lub blizn. Och, ile bym dała, aby zobaczyć zdziwienie na jego twarzy, gdy przekonałby się, że nie jestem taka bezbronna.
Wiele razy wyobrażałam sobie już jego twarz. Wiem już, że jest blady. Ale jeśli chodzi o oczy, jestem prawie pewna, że są błękitne. Pasują mi do jego dupkowatego charakteru w asyście z gęstymi, zapewne miękkimi w dotyku złocistymi włosami. Tak, to idealny obraz Wybranka, który mam w swojej głowie. Gdybym miała kiedyś zobaczyć Desiderium bez kaptura, właśnie tego bym się spodziewała. Łącznie z tym wrednym uśmiechem na jego ustach, mówiących „boski jestem, prawda?”.
Jakby na zawołanie drzwi świątyni uchylają się. Prawie podskakuję z przerażenia, niemal natychmiast odsuwam się od wejścia. Czy moje myśli mają jakąś cudowną moc przywoływania tego dupka? Myślałam, że będzie siedział na herbatce z bogami o wiele dłużej.
Odwracam wzrok, kieruję go na bluszcz porastający kolumnę. Nie wiem, co mam powiedzieć. Nie wiem, co zrobić.
– Zachowujesz się, jakbym właśnie przyłapał cię na romansie z ośmiornicą – mówi po chwili Desiderium, a ja już wiem, że wizyta u bogów nie zmieniła go nawet w najmniejszym stopniu.
– Och, daj spokój tym biednym ośmiornicom – mruczę niechętnie, poprawiając sztylety przy moim pasie. Zdecydowanie za często wykorzystuję je, aby nie patrzeć na mojego towarzysza. – Nic złego nie zrobiły, żeby mówił o nich niemile ktoś taki jak ty.
– Ktoś taki jak ja? Czyli kto?
– Po prostu… ty.
Chłopak śmieje się w odpowiedzi, dopiero teraz zamyka za sobą drzwi świątyni. Nie rusza się, cały czas stoi obok mnie, jakby na coś czekał. Ale na co?
– Jak poszło? – pytam go wreszcie, próbując jakoś przerwać tę niezręczną ciszę.
– Masz właśnie przed sobą nowego boga – oznajmia z nutką dumy w swoim głosie. Kątem oka widzę, jak zakłada ręce na piersi. – Boga seksu.
Zaczynam się śmiać. Desiderium? Nowym bogiem? Naprawdę nie mieli już kogo przygarnąć do swojego elitarnego grona? Nawet pieprzona ośmiornica byłaby lepsza niż on!
– Nie doświadczyłaś jeszcze moich cudownych mocy, tak, śmiej się dalej – prycha z oburzeniem chłopak. – Poczekaj, aż będziesz jęczeć z rozkoszy.
– Prędzej umrę ze śmiechu!
Wybranek daje mi chwilę, abym ochłonęła. Czuję na sobie jego karcący wzrok.
– Bardziej pasuje mi do ciebie bóg dupków – przyznaję, ocierając palcami łzy śmiechu, które pozostały mi na policzku. – Ale najwyraźniej twoje pieprzone przeznaczenie się pomyliło. – Wzruszam ramionami.
Jego zimne palce delikatnie dotykają mojego przedramienia i ujmują je w lekkim uścisku. Serce na moment przestaje mi bić, czuję dreszcze przechodzące całe moje ciało. Desiderium jeszcze nigdy mnie nie dotykał. Nigdy nie spodziewałam się, że to uczucie będzie takie… niesamowite.
Podnoszę wzrok, patrzę na niego zdziwiona. Mimo że wciąż ma na głowie kaptur, widzę jego oczy. Nie są błękitne, tak jak sobie je wyobrażałam. Są czarne. Przypominają mi przepaść, w którą łatwo można wpaść.
– Uważasz, że przeznaczenie się pomyliło? – pyta mnie. Pierwszy raz widzę, jak jego usta układają się w słowa, które wypowiada. Wcześniej sądziłam, że nie chcę zobaczyć Desiderium. Nie miałam powodu. Ale teraz jakaś nieznana siła sprawia, że podnoszę dłoń i strącam nią kaptur chłopaka.
Jego włosy wcale nie są złociste, a śnieżnobiałe. Idealnie pasują do jego bladej cery i błyszczących czarnych oczu. Chłopak uśmiecha się półgębkiem, w jego policzkach pojawiają się dołeczki. Przenosi dłoń z mojego przedramienia na podbródek, unosi go, abym spojrzała mu w oczy.
– Jestem bogiem – oznajmia spokojnie. – Bogiem śmierci.
– Cóż – mówię po chwili milczenia. – To pasuje do ciebie zdecydowanie bardziej niż bóg seksu.
– Spotkałaś się ze śmiercią już tak wiele razy… – mruczy, przenosząc wzrok na moją szyję. Przez moment przygląda się zdobiącej ją bliźnie. – Ale za każdym razem udało ci się przetrwać.
Milczę. Moje myśli natychmiast zalewają obrazy wszystkich sytuacji, w których prawie umarłam. Mogłam zostać zasztyletowana, utopiona, uduszona, spalona… Cholera, nie dało się tego zliczyć. Musiało mi sprzyjać niesamowite szczęście.
– A teraz stoisz oko w oko z bogiem śmierci. Masz mi coś do powiedzenia? – Unosi brew, uśmiech znika z jego twarzy. Pierwszy raz wydaje się być całkowicie poważny.
– Tym razem także nie dam ci wygrać – mówię chłodno, a usta same układają mi się w uśmiech.
– Nie śmiem w to wątpić. – Desiderium przenosi dłoń na bandaż zakrywający stracone kiedyś w walce oko. Przez chwilę mam wrażenie, że chce go odwiązać, ale ostatecznie przesuwa palce z powrotem na mój podbródek. – Wręcz przeciwnie.  Uczynię cię swoją towarzyszką.
Chcę zaprzeczyć, ale jednocześnie w głębi serca czuję dziwne przekonanie, że to coś w rodzaju… mojego powołania. Może to wszystko miało mnie doprowadzić właśnie tutaj?
Ale to wszystko zaprzeczało mojemu przekonaniu, że sama kieruję swoim losem i decyduję o swoim życiu. Cholera… Jak można odmówić, patrząc w te oczy? Mam wrażenie, jakbym spadała w przepaść. Jakbym właśnie zmierzała ku swojemu upadkowi.
I co dziwne, wcale mi to nie przeszkadzało. Mówią, że człowiek zmierza ku doskonałości. Ja zmierzałam w takim razie ku autodestrukcji…
Kątem oka zauważam ruch w okolicy szyi Desiderium. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że czarna istota pnąca się w górę nie jest moim złudzeniem. Wąż oplata się leniwie wokół swojego właściciela, jego łuski połyskują w popołudniowym słońcu. Syczy na mnie, jakby chciał zmusić mnie do mówienia.
– Milczenie mogę chyba uznać za tak – stwierdza Desiderium, wodząc palcami wokół moich ust. Dreszcze przechodzące moje ciało nie mają zamiaru odchodzić. I jest mi z tym dobrze. Pierwszy raz od dawna czuję się prawdziwie żywa.
Przez chwilę mam wrażenie, że w moim sercu rodzi się nowe uczucie. Mówi mi o tym ciepło wypełniające całe moje wnętrze, tajemnicze łaskotanie w brzuchu, chaos w myślach… 
– Miłość – szepczę mimowolnie, wracając wzrokiem do oczu Desiderium.
– Nie – słyszę w odpowiedzi jego melodyjny, miękki głos. – Pożądanie.
Kiwam głową, ledwo świadoma tego, co robię.
– Pożądanie – powtarzam za nim cicho.
– Świetnie. – Dłoń Desiderium opuszcza delikatnie mój podbródek, tym razem sięga po węża leniwie owijającego się w dalszym ciągu wokół jego szyi.
Dopiero teraz zauważam wypalony tam znak. Gad, podobny do tego łaszącego się aktualnie do Desiderium owinięty wokół serca.
Chłopak głaszcze delikatnie gada po łepku, uśmiechając się półgębkiem.
– Wiedziałam, że nie jesteś bogiem seksu – stwierdzam, zakładając ręce na piersi.
– W takim wypadku miałbym znamię w innym miejscu.
– Nie chciałabym tego widzieć.
– Jeśli myślisz, że mój wąż jest całkiem spory, to jeszcze nie widziałaś mojego pytona.
– Skończ – jęczę bezradnie.
– Spokojnie, będziesz miała okazję go poznać. Może nawet pozwolę ci go potrzymać?
– Desiderium…
Uśmiech chłopaka poszerza się, a dołeczki w policzkach wręcz zachęcają do dotknięcia jego gładkiej, bladej skóry.
– Moje imię w twoich ustach brzmi co najmniej jak wyznanie miłości – stwierdza z rozbawieniem, po czym rusza w kierunku zejścia z góry. – Spokojnie. Mój pyton powinien pojawić się wkrótce. Będziesz się z nim czuła pewniej.
– Nie potrzebuję węża – mruczę niechętnie pod nosem, ruszając za nim.
– Wolisz ośmiornicę?
– Nie, poradzę sobie sama.
– Och, więc zadowalasz się samodzielnie. Ciekawe.
Warczę pod nosem, nie komentując więcej jego uwag. Cholera, jak mam z nim wytrzymać?
– Wiedziałaś, że anakonda potrafi kopulować całe cztery tygodnie nawet z trzynastoma samcami? – odzywa się nagle Desiderium, zaszczycając mnie zdawkowym spojrzeniem. Jego gadzi towarzysz syczy głośno, jakby potwierdzając jego słowa.
– Zapewne żałujesz, że nie jesteś teraz anakondą.
– Jestem bogiem śmierci, to o wiele fajniejsze – prycha z oburzeniem.
Idziemy w milczeniu obok siebie, ciszę przerywa tylko chrzęst żwiru pod naszymi nogami i ciche syczenie węża. Niebo nad nami zaczyna się chmurzyć, chyba zapowiada się na deszcz. Ale nie spieszy nam się.
– Ładnie ci w bliznach, wiesz? – szepcze mój towarzysz po długiej chwili ciszy.
Mimowolnie na moje usta wypełza uśmiech.
Desiderium wciąż był taki sam, jak przed wizytą w świątyni. Ale jednocześnie był całkowicie inną osobą.
A może jednak przeznaczenie istnieje?

4 komentarze:

  1. Nie wiem, czy ten tekst mi się podoba. Jest ładnie skrojony fabularnie, płynny. Styl masz całkiem niezły. Gryzły mnie w oczy tylko dwa słowa: Wybranek i opiekuni. Albo użyłaś złych form, albo zrobiłaś to celowo. Nie wiem, ale strasznie mnie to gryzło. Bohaterowie też nie podbili mojego serca, nie ma w nich nic, co mogłabym docenić. Może nawet są nieco bezbarwni w moim odczuciu. Niemniej możesz zaliczyć tekst do udanych.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Tekst ciekawy, nie wiem czy miałaś taki zamysł ale ja go odebrałam jako totalną wojnę z oczekiwaniem czytelnika. Wyobrażamy sobie wybrańców jako przystojniaka opiekunkę jako piękna kobietę, a tymczasem jest zupełnie inaczej. Wyobrażenia opiekunki też sie nie spełniają. Właściwie co krok pojawia się jakieś zaskoczenie. Prawdopodobnie to kwestia subiektywna, ale dla mnie to taka zabawa z czytelnikiem. :-) ukłuło mnie w oczy "widok widoczny", ale to w sumie tyle. Opisy bardzo plastyczne, fajne. Natomiast tak jak wspomniałam, dla mnie w tym tekście nie fabuła stoi w centrum tylko właśnie gra oczekiwań :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powielam zdanie Estreli - bawisz się z czytelnikiem, dając mu możliwość obrania sobie jakieś wizji bohaterów, którą zgrabnie rujnujesz. Ale tekst bardzo mi się podoba, widać, że miałaś na niego pomysł, a jego napisanie sprawiło Ci przyjemność. Nietuzinkowo, przemyślanie, wciągająco. Lubię to ;)

    OdpowiedzUsuń