Każdy Zmrok ma obowiązek nosić nieśmiertelnik, na którym wyryte są jego dane personalne, grupa krwi, przynależność oraz ranga.
Destroyers to ugrupowanie ludzi
obdarzonych nieprzeciętnymi zdolnościami, Łowców, którzy polują na Zaćmionych.
____________________________
Postanowiła
się nie pierdolić. Nie w tym sensie, nie. Nie miała nic przeciwko tego typu atrakcjom,
chociaż ciężko było znaleźć ryzykanta, który odważył się zrobić to ze Zmrokiem.
Na liście potencjalnych kandydatów już dawno wylądował Brown, ale jego ciężko
było poderwać. I to nie tylko dlatego, że był głuchy. Ostatnio do rejestru
trafił też ten chłoptaś od Daniela, no ten, z którym ostatnio pracowała, Jezu,
jak mu było? Taki blondas, młodszy od Nicka, chyba w jej wieku. Fajny. Ale ani
nie była dobra w uwodzeniu, ani nie miała czasu na coś bardziej wyszukanego,
niż zaciągnięcie go w pierwsze lepsze ustronne miejsce. A ponieważ wątpiła, czy
chłopak uznałby to za zaloty i nie chciała chodzić potem przez tydzień ze śliwą
pod okiem i dożywotnio z łatką gwałciciela, darowała sobie ten pomysł. Wtedy
już w ogóle byłaby na tym gruncie spalona.
Czas. Zawsze go brakowało. Teraz też nie było czasu
na grę wstępną. Postanowiła więc trochę niekulturalnie wpieprzyć się między
wódkę, a zakąskę.
Obserwowała
ich z ukrycia od samego początku. Dwóch morderców, skaczących sobie do gardeł.
Któryś z nich dzisiaj zginie. Obaj zasłużyli na ten los. Ale jeden z nich był
jej bliski. Może nie mogła nazwać go „przyjacielem”, bo to zbyt duże słowo, by
opisać relację, jaka łączyła ją z Marco, ale można było powiedzieć, że na swój
sposób go lubiła. A na pewno nie miała ochoty go z marszu zabić, tak jak tego
drugiego.
Mimo
wszystko to nie była jej walka. Marco miał z nim na pieńku tak samo, jak ona i
pewno nie spodoba mu się, że się wtrąci, ale… Nie mogła czekać dłużej. I tak już
zbyt długo trwały te podchody. Szukała go przecież kilka lat. Gdy tylko
trafiała na jakiś trop, okazywało się, że docierała na miejsce za późno. Zawsze
był o krok przed nią. Wymykał się. Bezczelnie i bezustannie. Ale obiecała
sobie, że go dorwie. W taki czy inny sposób.
One way or
another
I
teraz, kiedy wreszcie go znalazła, po prostu nie mogła pozwolić, żeby załatwił
go ktoś inny. To musiała być ona, a on musiał zapłacić za wszystko, co zrobił.
Krwią, swoją własną, zepsutą krwią. Chciała ją z niego spuścić do ostatniej
kropelki, jak z najzwyklejszej świni. Wyciąć mu z twarzy ten pewny siebie,
obłąkany uśmiech, tłuc jego głową o ścianę, patrzeć, jak spływa po niej ten
pozbawiony zdrowych komórek mózg i cieszyć się tą chwilą, triumfować, śmiać się
w głos i czuć ulgę, w końcu. Wiedziała, że tym razem jej się uda. Przygotowała
się do tej chwili. Śledziła go, odkąd spotkała go na ulicach Ergastulum. Wtedy
jeszcze nie była gotowa, wtedy by przegrała. Wtedy ktoś ją powstrzymał.
Wciskam ręce w kieszenie rozpiętego
jesiennego płaszcza i idę przed siebie. Klap, klap. Podeszwy cmokają mokry
chodnik. Człapię niemrawo, bez energii. Nie chce mi się. Ten stary cep Danny
myśli, że może się mną wysługiwać i zlecać mi byle gównianą robotę. Co za chuj.
Nie lubię go. Nie wiem czemu zgodziłam się dla niego pracować. Nie ufam mu.
Taki jest miły, taką ma życzliwą tę mordę… Brr! Tacy ludzie nie zasługują na
zaufanie. Ale jaki mam wybór? Iść do gildii? Do tej obmierzłej baby postury
starego dębu? Słyszałam, że zmusza swoje Zmroki do uprawiania z nią seksu! Tak
zdesperowana nie jestem, kurwa! Nie ma mowy! Wolałabym żyć na ulicy!
Ale życie na ulicy też nie jest
moim marzeniem. Już wyszło z mody. Nic specjalnego, przereklamowana opcja. To
prawda, nie można narzekać na brak wyzwań, bo co rusz ktoś próbuje pozbawić cię
życia, pieniędzy albo cnoty, albo wszystkiego po trochu, najczęściej.
Zakładając, oczywiście, że jeszcze dychasz, sam wcześniej kogoś okroiłeś i nie
dałeś się zgwałcić wcześniej.
Mrużę oczy, dostrzegając coś w
kałuży. Coś błyszczącego. O w mordę, może mam farta i los postawi mi zaraz
kebaba. Kucam i zanurzam dwa palce w kałuży, wyławiając okrągłą, płaską
baterię. Serio? Już większa szansa była na to, że jednak znajdę jakiegoś
pieniądza, niż… Kto, kurwa, wymienia baterie na środku ulicy?! Wściekła, ciskam
śmieciem z powrotem w wodę i, no pewnie, w zemście opryskują mnie kropelki
brudnej wody. Patrzę, jak po tafli kałuży rozchodzą się kręgi i zastanawiam się,
czy jak ją podeptam, zrobię większą krzywdę tej francy, czy sobie… Nie
podejmuję żadnej decyzji, bo nagle dostrzegam, że ktoś za mną stoi. Widzę w
wodzie czyjeś odbicie oprócz swojego, pochyla się nade mną, więc natychmiast
się podnoszę, prawie przywalając komuś głową w podbródek. Odwracam się, z
rękawa wyłania się tekagi, unoszę je i ledwo udaje mi się zatrzymać cios,
rozpoznając tę zakazaną mordę i fryz jak u gości z Visual Kei.
– Nick! – krzyczę, z nerwów i
stresu podskakując w miejscu. – Zwariowałeś?! Życie ci nie miłe, że mnie od
tyłu zachodzisz?!
Nicolas patrzy na mnie bez śladu
emocji na twarzy. Może lekko się uśmiecha. Cholernik. Ręce trzyma w kieszeni,
przy boku jak zwykle ma swoją katanę. Coś do mnie miga, ale nie mam
cierpliwości znowu tłumaczyć mu, że gówno rozumiem z tego jego machania łapami.
Zresztą, co on by mi mu mógł odpyskować? Że myślał, że lubię od tyłu? Tch.
Jebani głuchoniemi. Myślą, że jak ich nie rozumiesz, to mogą cię obrażać.
Jeszcze bardziej rozzłoszczona,
wdeptuję w kałużę i idę dalej. Nicolas łapie mnie za ramię, czym wkurza mnie
jeszcze bardziej.
– Skąd możesz wiedzieć, co lubię, a
co nie! – wrzeszczę po nim, zupełnie jakbyśmy byli w trakcie kłótni. – Może
spróbuj się kiedyś przekonać, zamiast zgadywać!
Nicolas puszcza moje ramię i patrzy
na mnie jak na wariatkę. Cóż, nigdy się nie upierałam, że wszystko ze mną w
porządku. Niewyżycie seksualne niszczy człowiekowi psychikę, serio. Wzdycham
ciężko, przejeżdżając ręką po twarzy. Chcę odejść, kręcąc głową, ale Nick znowu
mnie zatrzymuje. Uspokaja mnie gestem dłoni, widząc moją wkurwioną minę i
pokazuje za siebie. W przeciwnym kierunku, niż ten, w który zmierzam.
– Nigdzie z tobą nie idę – fuczę,
ale po chwili pojawia się we mnie nadzieja. – No chyba, że chcesz…?
Nick marszczy brwi w konsternacji.
Nie, z całą pewnością nie ma na myśli tego, co ja.
– Wo-rrick. Ma łopod-y – bełkocze,
drapiąc się po potylicy.
– To co tu jeszcze robisz? –
prycham, wzruszając ramionami. Znowu się odwracam i chcę odejść w swoją stronę,
ale słyszę, że Nicolas po raz kolejny łamie sobie język:
– N-ee pomo-szesz mi-i?
Oglądam się na niego, zaciskając
usta i mrużąc oczy.
– Ani za nim nie przepadam na tyle,
żeby ratować mu tyłek, ani ty nie potrzebujesz mojej pomocy. – Wyciągam palce i
pstrykam blaszkę jego nieśmiertelnika, na której pyszni się ranga A/0. – Poza
tym, mam robotę.
Tym razem udaje mi się odejść, ale
już po kilku krokach orientuję się, że mam ogon. Patrzę za siebie. Nicolas jest
tuż za mną, niemal dyszy mi w kark.
I'm gonna win ya
– Matko, odczep się, Zmroku! –
warczę. Nicolas wyrównuje ze mną krok. Idziemy ramię w ramię, czuję na sobie
jego czarne spojrzenie. Zerkam na niego gniewnie. Czego on chce? Dopiero teraz
dostrzegam pionową zmarszczkę między jego brwiami. Coś jest na rzeczy.
– O co chodzi? – pytam, a mężczyzna
wzrusza ramionami i odwraca wzrok. – Możesz mi powiedzieć. – Dopilnowuje, żeby
widział, co mówię. Nicolas łypie na mnie z urazą. Przewracam oczami. – No to
wymamrotać albo nie wiem, może jakiś kalambur? – Nick wydyma usta i prycha.
„Weź spierdalaj.”
– Akurat ten znak znam! –
wykrzykuję, z podniecenia (mieszaniny dumy, że wiem, co zamigał i złości na to,
co to było) aż podskakuję. – Wiedziałam, że mi ubliżasz, jak myślisz, że nie
wiem, co tam wymachujesz!
Drę się po nim przez następny
kwadrans, co Nick ma zapewne głęboko w dupie, jako że nie musi tego słuchać.
Zerka na mnie tylko od czasu do czasu, a wyczytując z ruchu warg, że nie
odpuszczam tematu, błądzi zaniepokojonym wzrokiem gdzieś dalej. Nagle zauważam,
że jego twarz tężeje, gdy coś dostrzega. Szybko przenosi wzrok na mnie, akurat
mówię mu, jakim jest palantem, a on wystawia język. To jest dobra próba, ale i
tak szybko podążam wzrokiem w miejsce, w którym on przed chwilą coś zauważył.
Widzę wysokiego, barczystego mężczyznę o siwych włosach, niezdrowym uśmiechu i
tak, oczywiście, w obcisłych rybaczkach i nieśmiertelnych baletkach. Albo mu
przez lata gira już nie urosła, albo jego zamiłowanie do balerinek ma czysto
gejowskie podłoże. Marszczę brwi, coś we mnie wrze, ale odwracam się z powrotem
do Nicolasa. Przecież pokazał mi język. Co on sobie myśli, do chuja. Więc
opieprzam go w najlepsze, a tym razem Nick spija słowa z moich ust, rzucając
śpieszne spojrzenia na mijającego nas Strikera i żywo przytakuje mi głową, choć
wyzywam go od najgorszych.
Dopiero, gdy w moje nozdrza dociera
ten smród, którego nie czułam od tamtej pory, gdy Striker zostawił mnie w
kałuży mojej własnej krwi i odszedł, uprowadzając mojego brata i obiecując, że
wychowa go na takiego potwora, jakim sam był, zatrzymuję się i przestaję kłapać
jadaczką.
Zapach Destroyers. Pleśni toczących
meliny, w których bazowaliśmy, starej krwi i żywego strachu.
– Zaraz… – Odwracam się powoli,
wbijając wzrok w oddalającą się postać. Nie poznał mnie. Ten chuj miał czelność
zapomnieć, jak wygląda twarz kobiety, która urwie mu ten tleniony łeb. W tym
czasie Nicolas desperacko próbuje odwrócić moją uwagę. Coś tam mamrocze,
ciągnie mnie za włosy, w końcu łapie za kaptur, gdy automatycznie ruszam przed
siebie, utkwiwszy wzrok w szerokich plecach Strikera.
– Puść mnie – mówię głosem bez
wyrazu, ale Nick nie słucha. – Puść! – podnoszę głos, zerkając na niego kątem
oka. – Nie masz pojęcia…
– Mam – przerywa mi Nico, głosem
tak pewnym siebie, jakby rzeczywiście cokolwiek wiedział na temat pomszczenia
kogoś z rodziny. A potem zawija mnie pod pachę jak zrulowany dywan i zwinnie
jak szympans wspina się na kamienicę, i zaczyna przeskakiwać po dachach,
oddalając się od Strikera. Rzecz jasna drę się w niebogłosy i rzecz jasna on
nic sobie z tego nie robi. Odstawia mnie dopiero, gdy dociera ze mną na
budynek, w którym zamieszkują Benriya. Patrzy na mnie niepewnie, zagryzając
wargi. Miga krótko, zostawia ręce w powietrzu, jak zawsze, gdy o coś pyta.
Wzruszam ramionami.
– Nie miałeś prawa – szepczę.
Gardło mam ściśnięte, czuję masę emocji. Jestem wściekła, ale nie tylko
dlatego, że Nicolas mnie stamtąd zabrał. Wraca do mnie wszystko, co już
przeżyłam. Przypominam sobie dokładnie, dlaczego tak nienawidzę Strikera. Każdą
chwilę, w której mnie poniżył.
– C-o byź tehaz zlobi-iła? – pyta
Nick, zakładając ręce na ramiona. Milczę. – Sabił by c-ię – informuje mnie, a
ja nie mam siły się z nim kłócić. – W takim z-tanie…
– Wiem! – wyrzucam z siebie, trąc
dłońmi twarz. Wiem, że Nick ma rację. Jednak mimo to… Powinnam być gotowa na tą
chwilę. A gdybym teraz się na niego rzuciła, bez żadnego planu, bez opanowania…
Poniosłabym klęskę.
Zamierzam usiąść na skraju budynku,
przegonić Nicka i po prostu tu zostać jakiś czas, patrząc jak słońce zachodzi,
a kurz i pył Ergastulum unosi się w powietrzu i mieni. Jednak kiedy tak
podziwiam brudne widoki dookoła, serce mi zamiera. Cóż, zamiast dziwić się
kolejnemu niespodziewanemu spotkaniu, powinnam raczej go przewidzieć, skoro
Destroyers wychodzą z ukrycia.
Prawie spadam z dachu, wołając go
po imieniu. Udaje mi się odzyskać równowagę, zanim Nicolas chwyta moje ramię,
żeby mną potarmosić. Patrzę w dół na kilkunastoletniego chłopaka o ciemnych,
opadających za uszy włosach i oczach szarych jak moje własne. Wołam go znowu,
raz i drugi, ale on nie podnosi głowy, chociaż musi mnie słyszeć. Jestem
załamana. Spada na mnie zimna kurtyna dreszczy i prawdy. Wiem, że Striker
dotrzymał słowa.
– Colt. – Chociaż tym razem nawet
nie podnoszę głosu, toczy się on dookoła ciężkim echem, a chłopak na dole podnosi
na mnie pusty wzrok. – Powiedz mu, że po niego przyjdę.
One day, maybe next week
Dzieciak stoi nieruchomo, a ja nie
mogę znieść jego spojrzenia. Nie mogę patrzeć na niego ani sekundy dłużej. Bo
się rozpadnę.
– Słyszysz?! – Teraz już krzyczę.
Gdybym miała przy sobie broń, pewno strzeliłabym mu pod nogi. Ale nie mam, więc
zrywam z szyi swój nieśmiertelnik i rzucam w niego, jakbym tym właśnie chciała
go przegnać. – Idź i powiedz Strikerowi, że jest już martwy!
Chłystek na dole robi kilka kroków
w miejsce, gdzie upada nieśmiertelnik i podnosi go z ziemi. Odczytuje, co jest
na nim zapisane i bez słowa wkłada go do kieszeni. Jeśli imię „Ivrel” coś mu
mówi, nie daje tego po sobie poznać. Odchodzi.
– Tak, jak ty… – dodaję, drżąc i
patrząc jak się oddala. – Jak ja. Jak my, kurwa, wszyscy.
Opuszczam ręce wzdłuż ciała. Czuję
się taka bezsilna. Mijam Nicolasa, nawet na niego nie patrząc.
– Dzięki – mruczę, choć on nie może
tego słyszeć, ani zobaczyć, jak to mówię. Mam to gdzieś. W tym momencie zwisa
mi cały ten popieprzony świat. Tak będzie, dopóki czegoś nie wymyślę.
Teraz
nie było tu Nicolasa, który by ją powstrzymał. Zresztą, tym razem może by nie
próbował. Może podałby jej dłoń, jak kiedyś i wyciągnąłby swoją katanę. Ale
Ivrel nie zamierzała liczyć na niczyją pomoc. Marco przegrywał. Po wszystkim może
być sobie wściekły albo jej wdzięczny, nie dbała o to i nie robiła tego po to,
żeby go uratować. Po prostu ten moment był idealny. Widok parszywej mordy
Strikera niemal ją cieszył.
Spadła mu
na kark dokładnie w tym momencie, w którym on pochylał się nad Marco,
przyciągając go do siebie za przód potarganej koszuli. Marco wyciągnął rękę,
jakby chciał się obronić. Ivrel złapała ją, zaciskając nogi wokół szyi Strikera.
Nacisnęła na zamocowaną wokół nadgarstka Marco broń i mimo, że obandażowała
dłonie, pokaleczyła palce, wyszarpując z niej jedną z żyłek, którymi zwykle
walczył. Striker dyszał, ale przestał się szarpać, gdy żyłka owinęła się wokół
jego gardła, wżynając się w skórę.
– Słyszałeś
plotki, że nadchodzę, ale nie chciałeś w to uwierzyć – zaśpiewała Ivrel wprost
do ucha Strikera, naprężając żyłkę i obserwując pierwsze kropelki krwi,
spływające po jego gardle. – Duży błąd.
I'm gonna get ya, get ya
WOW. Bardzo barwne (to chyba tego slowa uzywa się kiedy chce sie opisać fragment tekstu który widziało sie oczami wyobraźni jak własne wspomnienie). Bardzo dobrze napisane.
OdpowiedzUsuńOficjalnie zazdraszczam
Tak sobie popatrzyłam na tekst i pierwsze co pomyślałam to: znowu zabijesz jakiegoś zwierzaczka ;____;? Oby nie. Jakoś łatwiej znosić mi w tekstach śmierć ludzi niż zwierząt >D. Ludzi fajnie się zabija. W tekstach, oczywiście. TAAAK.
OdpowiedzUsuńPoczątek trochę mnie zdezorientował, bo jakiś Daniel, jakiś Nick, a ja tych gości nie znam ;____; i generalnie nie rozumiałam co się dzieje chwilami.
"Kto, kurwa, wymienia baterie na środku ulicy?!" - rozwaliło mnie to XD, ale bynajmniej popieram! KTO WYMIENIA BATERIE NA ŚRODKU ULICY?! >D
Pojawia się w tym tekście masa powtórzeń. "wtedy", "wcześniej" i inne takie, co zazwyczaj u ciebie niespotykane!
"wódkę, a zakąskę" - kiedy jest coś a coś to się nie robi przecinka! A tak generalnie to jestem pełna podziwu dla twoich przecinków, bo tak ładnie leżą :D. Leżące przecinki, czaisz? LOL.
"Że myślał, że lubię od tyłu?" - hueheuheuehueu.
"w niebogłosy" - wniebogłosy, ale spoko, ja jeszcze rok temu pisałam: w niebo głosy lol.
Podoba mi się to, że dzielisz teksty, które są napisane różną narracją! Propsuję!
TAK! WIEDZIAŁAM, ŻE BĘDZIE ŚMIERĆ! Ohohoho, dobrze! >D
Tekst pod względem pisarskim jest dobry, ale przyznam ci się, że mam wielki chaos w głowie, czytając go. Nie znam tych postaci jeszcze na tyle dobrze, żeby się w nich łapać ;____; nie wiem generalnie co się chwilami dzieje. Nawet tłumaczenie na początku odnoszące się do Destroyersów i innych mieszają w głowie. Trudno jest się wczytać w tekst, który ma większe ambicje na powstanie - lepiej byłoby, gdyby powstał w całości, bo w takich fragmentach, po których się skacze jest się ciężko zorientować. Ja wiem, że ty znasz doskonale ten świat, ale istnieją jeszcze sklerotycy, którzy nie pamiętają wszystkich przeczytanych tekstów z danej serii *czytaj: ja XD* i czasem zaczynają się gubić w bohaterach, imionach i innych określeniach. Niemniej jednak, akcja była dobra. I zakończenie jak najbardziej propsuję!
akurat 'wtedy' celowo użyłam kilka razy, lubie czasem stosowac powtorzenia. ;)
Usuńszkoda, że chaos, ale rozumiem, z czego wynika. no niestety nie da sie na samym gpk od razu przedstawic calego swiata, to dopiero drugi tekst z tej serii, jaki wrzucam, na dodatek mocno wyrwany z kontekstu, dlatego sorry ;)
Striker nie?
OdpowiedzUsuńNo i mam racje.
Hyhyhy ^^ Nico i ta akcja z baterią <3
Aha czyli w sumie wściekła się na niego o to, co sobie ubzdurała, że jej powie :D Super. Kciuki w górę.
Nico w Twojej wersji to też psychol, chociaż on w sumie trochę psycholem jest i tak.
I ta Ivrella, podskakująca ze złości, mimo, że jest kurduplem :D
O boru! Colt!
Ej to jest takie przykre. Dlaczego mi to robisz? Whyyyyy?!
I och, czyżbym wyczuwała koniec Srikera kiedyś? Boru, mam nadzieję, że kończysz wreszcie swoją część Tagged!
Dlaczego mam wrażenie, że to, że Ivrel tam przyszła, to wcale nie znaczy, że to koniec Strikera? koleś jest dziwny i conajmniej popierdolony, ale pewnie chuja ciężko zabić.
OdpowiedzUsuńTa piosenka,kurde, będzie mnie prześladować, i ty sie nie znasz, Blondie wygrywa i chuj.
mam mieszane uczucia. nie wiem co to tym wszystkim myśleć. może dlatego, że czytam te wszystkie niedopasowane fragmenty, sama tworze jakieś gówna i teraz mi sie to miesza wszsytko.
na pewno czuje niepokój, bo wkurwia mnie ten Striker, nienawidzę takich złych charakterów, którym nie ma możliwości zetrzeć uśmieszka perfidnego z twarzy.
Niepokoi mnie Colt, bo tak naprawde gówno o nim wiadomo. Co on ma w glowie? jakie ma postępowanie? Kto nim kieruje?
Za dużo pytań.
Podoba mi się Nico on jest taki pocieszny, taki głuchy i takie wyjebane :D <3 kochany jest :D wlazł, znaczy doskonale go odwzorowałaś (nie będę używać dwuznacznych słów, bo potem mówisz, że pyskuję xD)
Ja naprawdę czekam, aż weźmiecie się do roboty i przedstawicie Tagged# w całości. Bezczelne jesteście z tym robieniem smaka, cholera.
OdpowiedzUsuńTo jest świetne. Takie wilcze, co naprawdę lubię. Świetnie odwzorowany Nico - zwłaszcza to jego "ja sobie pomigam, mniejsza, że wiem, że nie rozumiesz" - napięcie wiszące w powietrzu i zapowiedź akcji. Smaczne to.
Tylko, cholera, nie kojarzę tego Strikera, a gdzieś mi się obił o uszy. Muszę chyba wrócić do uniwersum.
Pozdrawiam