I
kto tu jest potworem?
Notka:
Tekst
zainspirowany jest cytatem siostry Jude z American Horror Story: „All monsters
are human”. Pisany na ostatnią chwilę, ale… chyba nie ma aż tak źle.
Czego
boją się ludzie?
Odpowiedzi
na to pytanie jest wiele. Ciemności, duchów, psów, pająków, śmierci, istot
nadprzyrodzonych… Tak, każdy z nas ma swój własny lęk, schowany gdzieś w głębi
swojej duszy przed światem. Zazwyczaj nie chcemy go ujawniać. Zostajemy z nim
sam na sam, męczymy się z nim. Nie chcemy, aby inni się o tym dowiedzieli.
Wyjawilibyśmy przed nimi swoją słabość. Pozostawili odsłonięty fragment siebie,
który łatwo zaatakować.
Teraz
jednak jest inaczej. Wszyscy ludzie mają wspólny strach. Boją się siebie
nawzajem. Potwory z szaf, spod łóżek czy ciemnych zakamarków odeszły w
niepamięć. Potworami stali się ludzie.
Każdy
żył sam. Więzi rodzinne były oschłe, czułość ograniczono raczej do minimum.
Miłość opierała się jedynie na pieniądzach lub chęci przedłużenia rodu.
Zaufanie przestało istnieć. Prawda zaczęła zanikać, kłamstwo stało się
zjawiskiem powszechnym. Dominującym uczuciem był strach.
Kiedy
chciałam uniknąć tłumów, hałasu ulicy, wrzasków rozwścieczonych ludzi,
uciekałam do lasu. Zieleń działała na mnie kojąco, podobnie jak cichy szum
liści i trzaskające pod moimi stopami gałązki. Kiedyś bałabym się, że gdzieś z
gałęzi będzie zwisał trup. Jakiś wampir mógłby wyskoczyć zza drzewa i wbić kły
w moją szyję. Ale teraz głównym lękiem było to, aby nie spotkać tutaj żadnego
człowieka.
Ale
szczęście nigdy nie stało po mojej stronie.
Ten
potwór wyglądał niepozornie. Jak na mężczyznę był właściwie całkiem niski.
Upodobał sobie jedną z brzóz i wykorzystał jako oparcie dla swoich pleców. Jego
skulona pozycja przywodziła mi na myśl małe dziecko, które chce przenieść się
tak w krainę własnej wyobraźni. Ramiona nieznajomego drżały, całe jego ciało
się trzęsło – najprawdopodobniej z zimna. Chłopak miał na sobie tylko cienką
czarną koszulę.
Przystanęłam
za jednym z drzew i obserwowałam go przez chwilę. Serce mi przyspieszyło,
niewidzialna łapa ścisnęła mocno za gardło. Złapałam się na tym, że szukam u
chłopaka broni, którą mógłby mnie zaatakować. Jednak wiedziałam, że to
bezsensowne.
Gorsze
od pistoletu czy noża były słowa. Wielu ludziom wydaje się, iż nie mogą zabić –
są w końcu niematerialne. Pozory mylą. Znam parę osób, które popełniły
samobójstwo z powodu wypowiedzianych przez kogoś słów.
Kiedyś
to ja mogłam być jedną z nich. Czasem chciałabym, abym to ja była jedną z nich.
–
Słyszałem cię – wyszeptał cicho chłopak, podnosząc powoli głowę. Jego czarne
jak noc oczy były zaczerwienione, pod nimi widniały fioletowe sińce. – Odejdź
stąd, potworze.
Czy
właśnie tak miał wyglądać potwór? Żałośnie, z rozczochraną czupryną i
chorobliwie bladą skórą? Gdzie było to groźne spojrzenie, gdzie ociekające
jadem obelgi charakterystyczne dla naszego gatunku?
Bałam
się, ale mój strach zaczął słabnąć. A może… nie wszyscy ludzie byli potworami?
–
Odejdź, powiedziałem! – warknął złowrogo chłopak, przeczesując niedbale ciemne
włosy. – Jesteś potworem! I ja też nim jestem! Zabiję cię, jeśli mnie nie
zostawisz!
Chciał
wzbudzić we mnie przerażenie, ale nie potrafił ukryć drżenia głosu. Bał się
mnie. Bał się moich długich blond włosów, błękitnych oczu zasnutych mgłą i
krzywej miny. Kiedy ostatni raz się uśmiechałam? Nie, inaczej. Kiedy ostatni
raz uśmiechałam się szczerze? Chyba w czasach, kiedy byłam dzieckiem. Wciąż
pamiętałam opowieści matki na dobranoc o złych ludziach, czyhających w dorosłym
życiu. Zawsze widziałam ich jako istoty o czerwonych, świecących w ciemności
oczach i długich kłach do rozszarpywania gardeł. Utożsamiałam ich z potworami,
z którymi wcześniej miał do czynienia mój umysł.
–
Nie jesteś potworem – usłyszałam swój własny głos, który brzmiał dziwnie obco.
Czy naprawdę właśnie to chciałam powiedzieć? Lepiej było przecież odpowiedzieć
temu gościowi wiązanką przekleństw i obelg, pozostać potworem, za jakiego mnie
uważał. – Nie musisz się mnie bać, wiesz?
–
Nie kłam, szmato! – wrzasnął chłopak, gwałtownie podnosząc się z ziemi. Przez
chwilę chwiał się, jakby miał upaść z hukiem na ziemię, jednak ostatecznie
zachował równowagę. – Odejdź stąd. Mam nóż. Już raz nim kogoś zabiłem! –
groził, wpatrując się we mnie zmrużonymi, zalanymi łzami oczyma. – Nie
zawahałem się przed wymierzeniem śmierci. Tutaj też się nie zawaham.
Dopiero
teraz dotarło do mnie, że chłopak ma na rękach krew. Spływała po jego
nadgarstkach, dłoniach, koszuli. Na policzkach mieszała się z łzami.
–
Spokojnie – wyszeptałam kojąco, wychylając się zza drzewa. Zapewne wyglądałam
na spokojniejszą, niż byłam w rzeczywistości. Jednocześnie jakiś głos w mojej
głowie krzyczał: „Co ty wyrabiasz?!”. – Jesteś ranny? Skąd wzięła się ta krew?
Czy…
–
Nie zbliżaj się! – przerwał mi chłopak. – Nie chcę cię tutaj. Spieprzaj!
–
Chcę cię przytulić – oznajmiłam. Co mną kierowało? Może faktycznie zawładnął
mną jakiś potwór, który obudził uśpione dawno temu uczucia? Poczułam nagle
niesamowite pragnienie bliskości. Chciałam poczuć ciepło drugiego człowieka.
Usłyszeć od niego coś innego niż tylko zdawkowe odpowiedzi, ironię lub docinki.
–
Zwariowałaś czy co? – Chłopak wybuchł wymuszonym, suchym śmiechem. – W szpitalu
psychiatrycznym chętnie przyjmą taką szajbuskę. Tam cię poprzytulają.
–
Uspokój się. Nie jesteś potworem. – Z każdym kolejnym krokiem spokój coraz
bardziej ogarniał moje ciało, czułam się tak lekko.
–
Kłamiesz – załkał nieznajomy, chowając twarz w dłoniach. – Właśnie zabiłem
swoją dziewczynę. I to z tak błahego powodu! Co mną kierowało? Jestem potworem!
– warknął, zaciskając dłonie w pięści i uderzając nimi w drzewo. Chwilę potem
po lesie rozległ się wrzask bólu. – Zabiję się, zabiję się, zabiję się! Albo
nie! – Zaśmiał się cichutko i znów spojrzał w moim kierunku. – Ty mnie zabij.
Potrząsnęłam
głową, stąpając ostrożnie w jego kierunku. Czułam się tak, jakbym rozbrajała
właśnie bombę, która za chwilę wybuchnie.
–
Będzie fajnie! – Jego dłoń powędrowała za pas, gdzie schował zakrwawiony nóż
kuchenny. Włożył mi go do rąk, nawet nie czekając na moją odpowiedź. – Weź go.
Nie musisz mnie zabijać od razu, chętnie pocierpię za to, co zrobiłem. – Śmiech
zmieszał się z łkaniem, ciałem chłopaka wstrząsnęły dreszcze. – Potwory powinno
się zabijać, jak tylko obudzi się w nich pragnienie krwi – mruknął do siebie.
Objął zranionymi dłońmi głowę, po czym zaczął szarpać się za włosy. – Potwór,
potwór, potwór.
Nie
zastanawiałam się ani chwili dłużej. Odrzuciłam nóż na bok i przytuliłam do
siebie nieznajomego, kołysząc go jak małe dziecko. Wszystkie kołysanki, które
znałam, były związane z ludzkimi potworami, dlatego też do starej melodii
ułożyłam nowy tekst. Nie umiałam śpiewać, ale… to nie było ważne. Chciałam
tylko sprawić, żeby ten chłopak poczuł się lepiej. Może nie kochał swojej dziewczyny,
jednak sam fakt zabicia kogoś mocno zranił jego psychikę.
Oswoiłam
potwora. Teraz łkał w moich ramionach, szepcząc do siebie słowa przeprosin. A
może chciał je skierować do zmarłej dziewczyny? Kto wie. Ale patrząc na jego
zapłakaną, wykrzywioną bólem twarz, nie mogłem dostrzec w niej nawet cząstki
potwora.
Mój
umysł uspokoił się. Groźny głos podszeptujący mi, co mam robić zniknął.
Poczułam się wolna. Ale co ważniejsze – poczułam się jak prawdziwy człowiek.
–
I kto tu jest potworem? – wyszeptałam kojąco do mojego załamanego towarzysza. –
Ty? Czy może zdradziecki umysł, wykształtowany w tak okrutny sposób przez
społeczeństwo i okrutne życie?
–
Ja… Ja już nie wiem – usłyszałam w odpowiedzi. – Ja…
–
Jak masz na imię?
–
Corey. Jestem potworem.
–
Nie, Corey, nie jesteś potworem.
–
Ale ja zabiłem…
–
Przeszłości nie zmienisz, ale przyszłość tak. Pomogę ci ją zbudować na nowo.
Przepadłam. Kurczę, talkie podejście do tematu jest świetne. Bo to my stajemy się potworami.
OdpowiedzUsuńPodziwiam spokój i opanowanie bohaterki, widać, że człowieczeństwo w niej nie umarło, a ona chce się nim dzielić.
Smutno, ale i pięknie.
Kocham AHS i cieszę się, że wykozystałaś ten tekst jako motyw przewodni. Trafiłaś w sedno sprawy dzisiejszych czasów, bardzo przemówiły do mnie zdania, że słowa mogą ranić i pytanie kiedy przestała się bohaterka szczerze uśmiechać? Cieszę się, że udało jej się uratować chłopaka :) niemniej, też urzekło mnie jego zdanie o tym, że takich szajbusów zamykają w psychiatryku. Wielu ludzi w dzisiejszych czasach ma takie samo myślenie, na ulicach nikt się nie uśmiecha, a jak się to zrobi, to uważają cie za psychicznego.
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się twój tekt, bo był lekki do czytania, niesamowicie wciągał i do ostatniego zdania trzymał w napieciu, czy kolo przezyje czy nie. :) :D
Początek tekstu mi lekko nie grał, ale jak już się rozkręcił to pani kochana, leciałam przez niego jak tico po autostradzie. Widzę tą scenę bardzo dobrze, jest u mnie w mieście taki park, w którym to by się mogła totalnie dziać. Myślę, że taki lęk przed wszystkimi towarzyszy ludziom podczas wojen, gdzie każdy jest potencjalnym wrogiem i w każdej chwili można umrzeć. To musi być straszne uczucie i udało ci się w jakimś stopniu je przekazać, także gratuluję!
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest ^^
OdpowiedzUsuńTrudny był początek, ale reszta była naprawdę dobrze opisana, widziałam tą scenę i doskonale rozumiałam, co kieruje bohaterką. Była dla mnie bardzo realna. I bardzo mi się podobało. I w sumie nie umiem Ci powiedzieć nic więcej, ale to było mocne. Serio.