Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 14 listopada 2016

[13] Nikt na świecie nie wie ~ Laurie



Nikt na świecie nie wie

To nie jest mój najlepszy tekst, ale to pierwsza myśl, która pojawiła się po przeczytaniu tematu. Sądzę, że nic lepszego nie wymyślę. G – tak, takie imię – trochę się rozjechał. Może w myśl, że nawet najwięksi twardziele w obliczu miłości miękną, ale chyba w tym przypadku więcej niż trochę. To wina mojego ostatniego kryzysu. I pisania w pierwszej osobie. Nie lubię tej narracji. Ogranicza mnie.
Jest to dodatek do Ósmej Woli, fanfika do mangi KHR, ale w tym przypadku myślę, że znajomość kanonu nie jest konieczna. Nie o to zresztą chodzi. Miało być nieco humorystycznie, ale sami oceńcie, co z tego wyszło.


Nikomu jeszcze o tym nie mówiłem, ale zamierzam zrobić to teraz. Najwyższy czas z kimś o tym porozmawiać, bo nawet nie wiem, co powinienem z tym zrobić. To się nigdy nie powinno zdarzyć, ale los sobie ze mnie zadrwił. Nie mogę dłużej udawać, że to nie ma miejsca, nie w tej sytuacji. Inaczej znowu zrobię coś głupiego i tym razem ktoś inny może ponieść tego konsekwencje, a dokładanie problemów Giotto nie jest w moich intencjach. Czas coś ze sobą zrobić.

Giotto był sam w gabinecie. To dobrze, bo ostatnimi czasy zbyt często można było tu się natknąć na Aki, a na to gotowy nie byłem. Nie teraz, gdy w końcu przyznałem się do tego przed samym sobą i ten fakt zaakceptowałem. Naprawdę nisko upadłem, skoro boję się spotkania z jedną, bezbronną, kruchą dziewczyną. Ja, Prawa Ręka Primo Vongoli, numer dwa mafii, która rządzi okolicą. Ja, Strażnik Burzy wzbudzający w wrogach strach, nieustannie w centrum wydarzeń. Ja, który nie boi się żadnego starcia. Przegrałem z własnym, nieposłusznym sercem i z tą niewinną, bezbronną dziewczyną, którą ocaliliśmy pewnego jesiennego poranka.
– Coś się stało, G? – zapytał Giotto.

G wyglądał jakoś nieswojo. Zwykle minę miał obojętną albo wkurzoną, co potrafiło wystraszyć wszystkich dookoła. A teraz zdawał się być w rozterce. Może i w drzwiach wydawał się pewny jakiejś decyzji, ale już chwilę później pojawiło się wahanie. Jak na niego było to dziwne. Nigdy, odkąd go poznałem, nie wyglądał na tak... pogubionego. To chyba najlepsze słowo, które określa jego stan.
Nie powinno mnie to dziwić. Ostatnimi czasy nie zachowywał się normalnie. A wszystko z powodu Aki. Początkowo był jej strasznie niechętny. Chciał w niej widzieć jedynie utrapienie, ale chwilami otaczał ją opieką. Aki była nim zafascynowana, więc nie zdziwiło mnie, gdy zamieniło się to w konkretne uczucie. Przynajmniej była szczera wobec siebie.
Szkoda, że G nie postawił sprawy jasno. Chciałbym mu jakoś pomóc, ale to musi rozwiązać sam. Wiem, co mu po głowie chodzi. Wiecznie to samo. Tamten dzień ciągnie się za nim do tej pory, zostawił w nim ślad, który teraz sprawia, że G się waha i obawia ponownie otworzyć przed kimś serce. Nie chce zrozumieć, że Aki akceptuje go właśnie takim, a to prowadzi do robienia głupot. Jak ostatnio. Chyba naprawdę powinienem mu przyłożyć.
– G, coś nie tak? – zapytałem ponownie.

Nagle opuściła mnie odwaga. To głupie, ale nie potrafiłem wykrztusić z siebie tych dwóch cholernych słów. Przecież to było proste, a mam wrażenie, że zrobię z siebie idiotę. Może to nie był aż tak dobry pomysł, jak jeszcze przed chwilą myślałem?
Co ta dziewczyna ze mną zrobiła? Dlaczego wciąż tak uparcie zabiegała o moją uwagę? Teraz nie wiem, co powinienem z tym zrobić. Potrzebuję jej, ale...
– Kocham Aki – wykrztusiłem, czując się jak idiota.
A może idiotą byłem, bo co ja sobie myślałem? Aki pochodzi z książęcego rodu, jest delikatna i krucha. Potrzebuje kogoś, kto będzie jej oddany całym sercem, kto zapewni jej życie, do którego była przyzwyczajona. A ja co sobą reprezentuję? Margines społeczny o rękach splamionych krwią. Zbyt porywczy, zbyt gwałtowny, zbyt szorstki. Czy potrafię kogokolwiek uszczęśliwić?

– Wiem o tym. Wszyscy wiemy.
Uśmiechnąłem się ciepło. Dotąd G stanowczo zaprzeczał, że czuje coś wobec Aki. Nieważne, czy to ja próbowałem mu wyjaśnić, że nie ma w tym nic złego, czy inni nieco z niego kpili z tego powodu. Już dawno zauważyliśmy, że Aki nie jest mu obojętna.
– Wszyscy...
– G, my nie jesteśmy ślepi – powiedziałem nieco pobłażliwie. – Od miesięcy widać, że coś się z tobą dzieje. Trzymasz Aki w niepewności, raniąc ją niepotrzebnie. Cieszę się jednak, że w końcu postanowiłeś być ze sobą szczery.
Wiem, że to od niego wymagało sporo wysiłku. Chce chronić Aki, więc nie chciał dopuścić jej do siebie, ale ten mur kruszał. Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, ale nie mogłem się wtrącać. Mógłbym tylko utrudnić całą sprawę. Wystarczająco dobrze znam G, żeby to wiedzieć.
– Już ci mówiłem. To nic złego – dodałem.

Czułem się jak ostatni idiota. Giotto musiał mieć ze mnie właśnie niezły ubaw. Tyle czasu się wzbraniałem, a teraz przyleciałem mu się przyznać do czegoś, czego był świadomy od miesięcy. Ba, wszyscy wiedzą, że robię z siebie idiotę. Ale jestem głupi. Prawa Ręka Primo Vongoli robi z siebie pośmiewisko z powodu dziewczyny. Boki zrywać.
– G, rozumiem twój niepokój, ale te wątpliwości są zupełnie niepotrzebne – odezwał się znowu Giotto. – Ile razy trzeba ci jeszcze powtarzać, że Aki akceptuje cię takim, jakim jesteś i nic tego nie zmieni? Przeszłość jest przeszłością. Nie można jej zmienić, ale nie powinna mieć aż takiego wpływu na nasze teraźniejsze decyzje.
– A co jeśli zostanie celem z mojego powodu? – zapytałem.
– Ochronimy ją. Jesteśmy rodziną i nikt z nas nie walczy samotnie. A teraz idź do niej i daj jej w końcu odpowiedź, bo zrobię to sam, a Knuckle udzieli wam ślubu, nim zdążysz wymyśleć kolejną głupią misję.
Uśmiechnąłem się. Już dawno Giotto nie nagadał mi z innego powodu niż samowolne rozprawienie się z wrogami. Miał rację, zbyt długo się wahałem. Mogłem udawać, że nikt tego nie dostrzega, że mogę trzymać się od Aki z daleka, ale prawda była taka, że potrzebowałem jej. Przy niej czułem się lepszym człowiekiem, a moje splamione krwią dłonie nie miały aż takiego znaczenia. Była moim aniołem, który przynosił ukojenie za każdym razem, gdy tego potrzebowałem. Chciałem ją uszczęśliwić. Myślenie o tym, czy potrafię, nie przystoi grzmiącej Burzy. Po prostu muszę zrobić to, co należy. Jak zawsze.

6 komentarzy:

  1. Krótkie, odrobinę niedopracowane, ale nie można Cię za to winić, biorąc pod uwagę krótki czas na pisanie. Humorystycznie niekoniecznie, to raczej poważna sprawa. Ale G nie rozjechał się tak, jak myślisz. Wydaje mi się całkiem spoko. I na ile poznałam jego charakter, wydaje mi się, że takie skołowanie przy miłości do niego pasuje. Za to w pierwszej chwili nie załapałam, że zmienia się narracja, ale nie jest źle. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może pewnego dnia będzie czas, żeby usiąść, pomyśleć i podreperować ten tekst. Na razie mam nadzieję, że na ten tydzień uda mi się stworzyć coś, z czego będę naprawdę dumna.

      Usuń
  2. Przesadzone i nieadekwatne emocje i reakcje bohaterów w romansach to nie dla mnie. Na początku śmieszą, ale im głębiej w las tym bardziej irytują.
    I nic się ci nie rozjechało, jest tak samo irytujący po całości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, myślę, że Wilczy w swoim komentarzu zawarła wystarczająco, żebym nie musiała się powtarzać. Ale mam dla Ciebie dobrą radę w zamian za tę spod poprzedniego tekstu: jeśli jakiś gatunek Ci nie leży, wystarczy napisać o tym w jednym zdaniu. Albo dać sobie spokój.

      Usuń
  3. Aha, czekaj, że z dwóch perspektyw tu mammy tą narrację, rany, ale ze mna jest kiepsko, mam terminy u neurologa, takze wiesz, wybacz mi ;D Nie chcę się tu bawić w adwokata, ale serio nie wiem w którym momencie emoje były nieadekwatne. Trudno też mówić o przesadzie, cóż, każde wyznanie miłości niesie za sobą trochę patetycznych emocji, ale jeszcze nie słyszałam, żeby komuś udało się powiedzieć to kocham bez ich udziału. Chyba mi, jak po siedmiu latach związku mowie do faceta, ze go kocham, bo chcę zeby oddał mi zbroję w diablo. -.- Za to kiedy wyznajemy to po raz pierwszy... Jej, jemu, czy przyznajemy się do tego osobom postronnym... Kuźwa, to zawsze będzie podniosły moement. Dziwne by było, gdyby nie było. Dziwne i nieszczere. Tego się nie da odrzeć z "tych" emocji i każdy, kto kiedyś kochał wie o co kaman. :D Żałuję, że nie znam uniwersum Ósmej Woli, żeby móc się wypowiedzieć głębiej na temat rozjeżdzania, za to z całą pewnością nikt mnie w tekście nie zirytował. Za to mam smaka liznąć tę Wolę, yhym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zapraszam, choć przyznaję się, że część, do której pije ten tekst, dopiero się zaczęła. Resztę ocenisz sama.

      Usuń