Musztardowa rękawiczka
- Hop, siup, i dwa i raz. To
umrzeć czas, więc pora w las, na szyję pas, dyndajmy wraz - mała istota
podskakiwała radośnie skacząc po fioletowym chodniku. Sprawiała wrażenie osoby
o dość skomplikowanej koordynacji ruchowej. Nie można było się spodziewać co
zaraz zrobi któraś z jej kończyn. Zrobione z liści rododendrona buty odbijały
kolor podłoża i kontrastowały z błękitem podkolanówek. Dziewczyna nuciła pod
nosem podskakując, po czym niespodziewanie, możliwe, że także dla siebie, wykonała
obrót, który malowniczo uniósł czerwoną, tiulową spódnicę. Poprawiła ją i
podskakiwała dalej. Na dłoniach miała pomarańczowe rękawiczki.
Ludzie mijali ją obojętnie. Gdyby
zapytać ich wieczorem, gdy jedli kolacje topiąc smutki w głębokich fotelach,
czy widzieli dzisiaj coś ciekawego, odpowiedzieli by, że chleb za złoty
dwadzieścia w Lidlu i uśmiechniętego szefa. Tylko pięć osób spośród paru
tysięcy zapamiętały śpiewającą dziewuszkę.
Połowa z nich zdała sobie sprawę z tego co widzi i usłyszała złowrogą
wyliczankę.
Hop, siup, i dwa i raz.
To umrzeć czas,
więc pora w las,
na szyję pas,
dyndajmy wraz.
Wyliczanka wpadała w ucho i
przyczepiała się upierdliwie jak mama, przypominająca o lekcjach. Andżelika
wpatrywała się uporczywie w zadanie z matematyki, jednak w jej głowie
nieustannie leciał tekst wierszyka. Miała również wrażenie, że gdzieś ten tekst
słyszała. Tylko gdzie to było? Wyciągnęła z kieszeni telefon, otworzyła
wyszukiwarkę. W czarnym ekranie widziała odbicie twarzy. Ryzykowała życiem, bo
gdy mama przyłapie ją z telefonem, zamiast nad lekcjami, to pewnie go straci.
Ostatnio chwila rozrywki pozbawiła ją laptopa na cały, długi tydzień. Mama w
ogóle nie rozumiała, jak w tych czasach niezbędnym narzędziem jest internet.
Nienawidziła jej, to był jedyny powód, dla którego mogła tak postąpić.
Andżelika postanowiła, że odegra się na mamie. Nie będzie się uczyć.
Zaczęła wpisywać tekst wyliczanki.
Po dwóch wyrazach w autopodpowiedzi pokazała się całość. Na liście wyników były
bajki dla dzieci. Chwila czytania, i zdała sobie sprawę, że to nie są zwyczajne
bajki, tylko opowiadania o jej życiu. "Mała dziewczynka i pijący
tata", "Mała dziewczynka i niemiła pani ze sklepu", "Mała
dziewczynka i znęcający się koledzy z klasy". Tytułów była cała, długa lista.
Andżelika zaczęła czytać bajki. Każda z nich opatrzona była ilustracjami, na
których można ją było z łatwością rozpoznać. Wszystkie kończyły się podobnie.
Zjawiała się mała, kolorowa istotka i uwalniała dziewczynę od oprawców
śpiewając im wyliczankę, po której wędrowali do lasu i wieszali się na
gałęziach drzew. Dyndali uśmiechnięci jak bombki na choince. Pożerała
opowiadania jak komplementy. Jedno, drugie, trzecie. Przypomniała sobie skąd
zna małą dziewczynkę. Ona była zawsze gdzieś na pograniczu jawy i snu. Zawsze
blisko. Wiedziała, że kiedyś nadejdzie nucąc tą swoją obrzydliwą wyliczankę.
Liczyła jednak, że nie teraz. To był błąd. Spojrzała na zegarek. Północ. Strach
odbierał rozum. Gdzie jest mama, przecież powinna ją zawołać na kolację?
Chciała wstać, ale nogi stały się ciężkie jak z ołowiu. Drzwi od pokoju
uchyliły się. W mroku zamigotała mała, skórzana, musztardowa rękawiczka.
-
Mamo! - szepnęła bezgłośnie dziewczyna. Światło zgasło. Ciszę przełamała
wzbierająca fala śpiewanej wyliczanki.
Biedna.
OdpowiedzUsuńChyba mnie to opowiadanie zniechęca do wyliczanek. Trzyma w napięciu i nie da się go łatwo rozgryźć. Dzieki
Jaka pioseneczka :D
OdpowiedzUsuń"Pożerała opowiadania jak komplementy."
hihi :D
Które dziecko je kolacje o północy?!
Krótkie, za krótkie.
Ale dobre. Bardzo dobre.
Całkiem, całkiem. Pomysł ciekawy, wykończenie dobre. Może rzeczywiście przykrótkie. Brakuje mi takiego porównania bajek z życiem Andżeliki. Niby jest to stwierdzenie, że to tak jak u niej, ale nadal czegoś mi brakuje. Ale to szczegół.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam