Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 7 listopada 2016

[12] Kawaii Mama ~ Cleo M. Cullen

            - Odejdź! ODEJDŹ! O D E J D Ź!
            Miasteczkiem wstrząsnął krzyk, za którym rozległ się dziecięcy płacz. Ponownie działo się coś niedobrego, podskórnie czułam, że ma to związek ze mną. Gnałam w kierunku dźwięku, starając się potrącić jak najmniejszą liczbę ludzi, którzy nie chcieli zejść mi z drogi, dobrze wiedząc, kim jestem. Ignoranci, nie pomyśleli, że być może tylko ja zdołam powstrzymać to, co się właśnie działo. Bo lepiej było widzieć zło w drugim człowieku niż jego starania bycia dobrym.
            Wypadłam z tłumu gapiów i zatrzymałam się na polanie. Wśród nocy, w świetle księżyca dało się wypatrzeć przerażoną prawie na śmierć dziewczynkę - nadal krzyczącą wniebogłosy - i stojącego przed nią stwora. Miał dobre trzy metry, połyskującą skórę i duże, żółte oczy. Nie dziwiałam się z krzyku sześciolatki, ale w tamtym momencie czułam na nią gniew. Dlaczego bawiła się o tej porzy na skraju lasu? Przecież to oczywiste, że nic dobrego się nie wydarzy!
            - Niech jej ktoś pomoże! - krzyknął ktoś spośród zebranych, jego prośba spotkała się jedynie z bezruchem i ciszą. Nikt nie chciał z własnej woli pchać się w łapy potwora.
            Nikt poza mną.


            Ruszyłam przed siebie, a wśród zgromadzonych podniosły się głosy. Ktoś wołał, że trzeba mnie zatrzymać, bo cała ta zaistniała sytuacja to moja wina. Podobne bzdury puszczałam mimo uszu, skupiając wzrok na stworze, który opuścił swoje legowisko, wyczuwając obecność małego człowieka.  Musiałam zbliżyć się do tej dwójki w odpowiedni sposób, nie za szybko i gwałtownie, by żadnego nie wystraszyć.
            Krzyk dziewczynki, odrobinę słabszy, nadal wwiercał mi się do głowy, co powoli stawało się nieznośne. Starałam się na nim nie skupiać, choć o wiele bardziej wolałam, by już się skończył. Jak długo można zdzierać sobie gardło? W przypadku dzieci chyba w nieskończoność.
            Byłam ze trzy kroki od nich, gdy potwór zwrócił uwagę na mnie. Jego wzrok odrobinę złagodniał, co oznaczało, że mnie rozpoznał i raczej mnie nie skrzywdzi.
            Zmniejszyłam odległość do zera i pochwyciłam w ramiona dziewczynkę. Ta - wystraszona nagłym atakiem - przestała krzyczeć, za co moje uszy były jej niewymownie wdzięczne. Patrzyła na mnie oczami wielkimi jak spodki, jej twarz wyrażała przerażenie. Nie chcąc straszyć jej bardziej, odezwałam się dość uprzejmym głosem, choć nerwy miałam napięte do granic możliwości:
            - Uciekaj. Uciekaj i nigdy więcej nie przychodź bawić się tutaj po zachodzie słońca. Zrozumiałaś?
            Kiwnęła głowę, wskazałam jej na tłum za naszymi plecami.
            - W takim razie leć, twoja mama pewnie gdzieś tam czeka.
            Przez kilka chwil patrzyłam, jak kilkulatka odbiega, zanim zwróciłam się bezpośrednio do potwora. Uśmiechnęłam się do niego, a moje ciało się odprężyło. Zgodnie z tym, czego zdołałam się nauczyć przez lata, ukłoniłam się nisko i odezwałam się śpiewnie, wpatrując w ciemną ziemię:
            - Witaj, Norisaama.
            Potwór odpowiedział na moje pozdrowienie, także się kłaniając.
            - Witaaj, Maryygold. Miłoo mi cię znowuu widzieć.
            Uśmiechnęłam się szerzej. Ja także się cieszyłam, bo stęskniłam się odrobinę za tym porządnego wzrostu stworem. Nie widzieliśmy się kilka tygodni, kiedy to byłam na ustach wszystkich, każdy śledził mój kolejny ruch w obawie, że sprowadzę do miasteczka nowe niebezpieczeństwo. Czasami chciałabym stąd odejść, ale wówczas nikt nie zadbałby o mieszkańców, a potwory, których tak strasznie boją się dzieci, przyszłyby tu i wybiły wszystkich co do jednego.
            Dlatego nadal tu tkwiłam. By próbować oswoić to, czego bali się najmłodsi, a przez to i starsi. Zadawałam się z potworami, próbowałam uczyć się z nimi żyć, by moi pobratymcy byli bezpiecznie. Narażałam siebie, by inni mogli trwać. Dlaczego nie widzieli, że kieruję się większym dobrem, a nie jestem wiedźmą, która rzuciła klątwę potworów?
            - Mnie także, Norisama. Wyszedłeś z lasu przejść się po okolicy?
            Nauczona doświadczeniem wiedziałam, że nie mogę od razu dociekać, dlaczego znalazł się dość blisko miasteczka. Choć trudno było w to uwierzyć, z potworami było jak z ludźmi - należało zdobyć ich zaufanie i nie pozwolić sobie na zdradę. Do tej pory mi się to udawało, miałam jedynie nadzieję, że żaden człowiek z okolicy nie uczyni nic, by stwory znienawidziły i mnie.
            - Właaściwie to chciałem spokojnie popatrzeć na górę. - Uniósł dłoń, czym wywołał lekki wiatr, i wskazał na niebo. - Tutaj lepiej widzieć.
            - Rozumiem.
            Nie wiedziałam, skąd pochodził Norisama, skąd zna ludzki język - choć gramatyka czasami porządnie kulała - z jakim celem tu przybył, dlaczego tęsknił właśnie do nieba, ale nie pytałam. Nie potrzebowałam wiedzy, by ufać. Musiałam to poczuć, jeśli nie umiałam, oddalałam się od nowo napotkanego potwora i zarzucałam pomysł jego oswajania. To musiało być obupólne, nie mogłam do tego zmuszać.
            - Norisama - zwróciłam się do stwora. - Czy mogę dzisiejszej nocy się z wami widzieć?
            Zajęło mi to lata, ale dogadałam się z większością potworów bytujących wokół miasteczka. Specjalnie dla nich w lesie przy zachodniej granicy utworzyłam miejsce, które mogli nazywać domem. Kilkanaście legowisk na ziemi i na gałęziach drzew, niektóre w norach - tak, by każdemu było wygodnie. Można powiedzieć, że się z nimi zaprzyjaźniłam. A to nie miałoby miejsca, gdyby dwadzieścia lat wcześniej inny potwór nie zechciał mnie zabić.
            Norisama uśmiechnął się swoimi dużymi ustami, wyciągniętą nadal dłoń skierował z moją stronę, powoli ujęłam jeden palec olbrzymiej dłoni.
            - Bęędzie nam miło, kawaii mama.
             Nie wiedziałam, co znaczy używane przez niego określenie, ale brzmiało, jakby ktoś wylewał miód na słodki chleb, czyli musiało być czymś przyjemnym.
            Norisama skierował się w stronę lasu, a ja obejrzałam się za siebie. Tłum gapiów rozszedł się już jakiś czas temu - pewnie, jak tylko ta dziewczynka trafiła cała i zdrowa w ich ręce - na polanie ostał się jeden człowiek. Mimo odległości zdołałam go rozpoznać, po moich plecach przebiegł dreszcz. Wiedziałam, dlaczego mnie obserwuje, wiedziałam, że jutro będzie wypytywał, co robiłam, ale to nie był czas, bym o tym myślała. Ruszyłam w ślad za Norisamą, a drzewa skryły mnie przed wzrokiem tego, który chciał mnie zniszczyć.
            Dotarliśmy tam, gdzie najczęściej siedzieli przedstawiciele ras, które nie były ludźmi, elfami, krasnoludami, orkami, wampirami, wilkołakami i zmiennokształtnymi, których wydał znany mi świat. Potwory z niego nie pochodziły, co wiedziałam, bo nie mieli żadnej cechy łączącej wymienione rasy. Każdy z potworów był inny, nawet trudno było powiedzieć, czy wśród nich są jakieś gatunki. Z moich badań wynikło, że pochodzą od żywiołów, miejsc gdzieś w kosmosie, a nawet z wyobraźni, jeśli któryś mag miał ją potężną. Istnieli dłużej, niż mogłam to sobie wyobrazić. Szanowałam ich, nawet swojego niedoszłego zabójcę. To on odkrył przede mną moje powołanie. Miałam nadzieję, że obrana ścieżka nie spróbuje mnie zabić.
            Przysiedliśmy przy rozpalonym ognisku, od razu zrobiło mi się cieplej, a stres towarzyszący mi przez ostatnie dni powoli znikał.
            - Kawaii mama przyszłaa! - oznajmił Norisama, a zza drzew i krzaków wychynęły głowy lub kończyny innych potworów.
            Nie wszystkie do nas podeszły, znaczna większość z daleko skinęła mi głową bądź inną kończyną, niemniej każdy potwór się ze mną przywitał. Znałam z imienia ich wszystkich. Korai. Madatma. Pinkosa. Sana. Aleblo. Każdy inny, każdy unikalny, o imieniu, którym się mi przedstawił. Nie nazwałam żadnego z nich. Z żadnego nie uczyniłam swojego żołnierza, co tak często sugerowali mieszkańcy. Każdy z oswojonych potworów szanował mnie, bo ja szanowałam ich. Dali się oswoić, z czego skorzystałam, nie wymagając więcej. W takiej komiktywie żyliśmy już lata. Nie rozumiałam, dlaczego ktoś chciał to zniszczyć.
            - Witajcie - przywitałam się. - Bardzo się cieszę, że spotykam was w zdrowiu.
            - Kawaii mama! - rozległ się głos gdzieś z prawej, skierowałam tam swoje spojrzenie i napotkałam Pi'a - różowego płaskiego stwora o przerażająco ciemnych oczach i łuskowatych odnóżach. Przypominał jaszczurkę, ale w przeciwieństwie do niej potrafił chodzić na dwóch łapach, skakać, a pazurami z przyjemnością rozdrapywał przeciwnikom oczy. W innych przypadkach był całkiem sympatyczny. Mówił z dziwnym akcentem niczym wąż. - Zosstaniessz z nami na noc?
            Uśmiechnęłam się do niego. Było to dziwne, ale wśród potworów, które żerowały na strachu małych dzieci, czułam się o wiele lepiej niż wśród ludzi. Skinęłam lekko głową.
            - Z przyjemnością, Pi.

~*~
            Przebudziłam się z nagłym uczuciem niepokoju rozlewającym się po ciele. Gwałtownie podniosłam się z pozycji leżącej i rozejrzałam wokół. Było cicho. Za cicho jak na miejsce zamieszkiwane przez kilkadziesiąt różnych stworów.
            W blasku porannego słońca musiałam zmrużyć oczy. Wiedziałam, że coś jest nie tak, dlatego dźwignęłam się z ziemi. Początkowo nie poruszyłam się bardziej, nie chcąc nikogo przestraszyć ani sama nagle nie znaleźć się twarzą w twarz z jakąś potworą. Mój krzyk pewnie obudziłby każdego, a wolałam nie ryzykować nagłego poruszenia wśród śpiących. Ale kiedy po raz kolejny usłyszałam stąpanie i ciężki oddech, postanowiłam działać.
            Ostrożnie wyminęłam Norisamę i skierowałam się w stronę, skąd dochodził mnie dziwny, nieznany do końca dźwięk dyszenia. Brzmiał, jakby należał do jednego ze stworów. Byłam ciekawa, który z moim kompanów nagle czymś się zdenerwował.
            Zrozumiałam, że nie o złość tu chodzi, kiedy pod niebo wzbił się ludzki okrzyk:
            - NIE ZABIJAJ!
            Jak głupia pognałam przed siebie, skręcałam gwałtownie przed drzewami, a moje serce biło mocno. Ktoś - jakiś człowiek - był w niebezpieczeństwie, z pewnością trzeba mu pomóc! Byłam człowiekiem, nie wyobrażałam sobie nie okazać wsparcia czy też ochronić w chwili, kiedy ktoś był w niebezpieczeństwie. Ludzie mogli mówić o mnie przeróżne rzeczy, ale nie mogli powiedzieć, że nie pomagam. Nie chcieli tego tylko dostrzegać.
            Wypadłam na polanę, gdzie kilkanaście godzin wcześniej odesłałam sprzed oblicza potwora małą dziewczynkę, a teraz doznawałam deja vu. Tym razem to dorosły człowiek stał przed stworem, co mnie zaskoczyło - jedynie małe dzieci się ich bały, innych przypadków nie odnotowano. Coś musiało być na rzeczy.
            Zachowując odpowiednią odległość, przyjrzałam się bestii. Osobnik był niższy od Norisamy, jednak i tak był wyższy przynajmniej o trzy stopy od dorosłego człowieka. Czarna, połyskująca skóra, długi i dość bujnie owłosiony ogon, szpony oraz błyszczące czerwienią oczy wywołały u mnie dreszcze. Nigdy wcześniej nie widziałam tego gatunku, nie wiedziałam czego się spodziewać.
            Przeniosłam wzrok na człowieka i westchnęłam na jego widok. Naprzeciwko potwora stał Rick - ten sam, który wczorajszego wieczora patrzył za mną, kiedy znikałam z Norisamą w lesie. Ten, który nienawidził mnie z całego serca, a ja nie wiedziałam, dlaczego tak jest. W tym momencie jego życie było ewidentnie zagrożone - potwór warczał na niego, pokazując swoje olbrzymie zębiska. Przełknęłam ślinę. Musiałam działać, nie chciałam patrzeć na niczyją śmierć, a jej oddech wisiał w powietrzu.
            Podbiegłam do mężczyzny, nakazałam mu się nie ruszać - chyba mnie nawet nie usłyszał - i stanęłam twarzą w twarz z potworem.
            Jak wspomniałam, nie miałam nigdy wcześniej do czynienia z kimś jego gatunku, nie wiedziałm, jak zareaguje na moje ruchy. Ale mając pewne doświadczenie, wyprostowałam się i skłoniłam nisko.
            - Witaj - powiedziałam na tyle wyraźnie, by mnie usłyszał.
            Nie odpowiedział, warknął jeszcze głośniej. Nie dałam się przestraszyć. Zamiast tego trwałam w tej pozycji. Nie ruszyłam się nawet wtedy, kiedy potwór zamachnął się potężną łapą na moją głowę. Jedynie zamknęłam oczy, czekając na to, co nastąpi.
            Spodziewałam się ciosu, który zwali mnie z nóg. Zamiast tego poczułam, jak ktoś mnie ofciąga.
            - Marygold! - wydarł mi się do ucha Rick. - Co ty wyprawiasz?!
            - Zostaw mnie!
            Objął mnie w pasie i zaczął odciągać od stwora, który już nie warczał, a ryczał niczym rozwścieczone zwierzę.
            - On cię rozszarpie! Nie chce być twoim żołnierzem!
            Nigdy nie miałam swoich żołnierzy, nie tworzyłam armii. Oswajałam potwory, by nie atakowały i nie zbliżały się do dzieci. Dlaczego wszyscy wmawiali sobie, że jest inaczej?
            - Nie będzie nim! Ja chcę go tylko poznać!
            Wyrwałam się z uścisku mężczyzny i wróciłam na dawną pozycję. Czarna bestia patrzyła na mnie, jej czerwień przywodziła na myśl krew. Siła jej spojrzenia była na tyle silna, że aż zadrżałam, kiedy znowu stanęłam przed nią. Postanowiłam się nie poddawać. Ponownie się ukłoniłam, tym razem potwór nie zaatakował. Za to Rick za nic chciał dać za wygraną, znowu starał się mnie odciągnąć.
            - Przestań - nakazałam mu twardo. - Pozwól mi robić to, co umiem. Proszę.
            Skapitulował, kiedy za trzecim razem powiedziałam mu dokładnie to samo.  Nie chciałam dać za wygraną. Oto miałam okazję poznać zupełnie nowego potwora. Jak miałam dać odejść tej szansie.
            Skłoniłam się jeszcze raz, stwór nareszcie mi na to odpowiedział. Wówczas uniosłam powoli dłoń z rozpostartymi palcami. W ten sposób witała się pewna grupa potworów, chciałam sprawdzić, czy ten nieznajomy także to kultywuje. Kiedy nie odpowiedział przy trzeciej próbie, odezwałam się:
            - Nazywam się Marygold. Jakie jest twoje imię?
            Nie dał mi odpowiedzi, nie zraziłam się jednak. Cierpliwie czekałam, a kiedy chciał wymierzyć kolejny cios, zrobiłam unik. Początkowy strach wyparował całkowicie, teraz pozostała jedynie ciekawość.
            Widząc, że nie ustąpię, potwór warknął, a z głębi jego gardła wydostało się jedno słowo.
            - Vidla.
            Uśmiechnęłam się. Pierwsza nić została nawiązana.
            - Miło mi cię poznać.
            Potwór prychnął, zmrużył oczy, po czym zgiął swoje potężne kończyny i skoczył tuż nad naszymi głowami - Rick wciąż stał za mną. Patrzyłam, jak Vidla zmierza w stronę miasteczka po to, by odbić kilkaset metrów od niego i skierować się w stronę jeziora. Odetchnęłam głęboko, zdając sobie sprawę, że mogło być ze mną źle. Odrobinę zmęczona zaistniałą sytuacją przykucnęłam, osłonięta przed słońcem przez cień mężczyzny.
            - Co to było? - zapytał ostro, a ja jedynie westchnęłam.
            - To, co widziałeś. Oswajanie.
            - Oswajanie?! - wydarł się. - Czy może próba samobójcza?
            Wiedziałam, że nie zrozumie. Żaden człowiek nie chciał zrozumieć, jak ktokolwiek może chcieć dogadać się z potworami, które budzą strach u dzieci. Nie zdziwiałam się, kiedy wypowiedział kolejne słowo:
            - Wiedźma.
            Splunął tuż przede mną, po czym odbiegł w stronę miasteczka, a ja poczułam palące łzy na policzkach. Tak właśnie odwdzięczano mi się za pomoc. Powinnam do tego przywyknąć, jednak nadal bolało mnie to, jak traktują mnie inni.
            Zaniosłam się cichym płaczem i pozwoliłam objąć ramionom Norisamy, który najwidoczniej obserwował całą tę scenę.
            - Gomeene - wyszeptał. - Przykroo mi.
            - Nie szkodzi, Norisama - odparłam. - Najwidoczniej moje miejsce jest wśród was.
            - Nie mów tak - zaprotestował stwór. - Jesteś człowiekiem, Marygold. Naleeżysz do tego ludu, a my zrobimy wszystko, byy cię zaakceptował.
            Smutnym wzrokiem podążyłam w stronę miasteczka. A jeśli to nie nastąpi? Będę piętnowana do końca życia?
            - Jesteś naszym nauczyciielem, kawaii mama. Nie damy cię skrzywdzić. Obiecuuję.
            Przytuliłam się do niego i pozwoliłam się zanieść z powrotem do lasu. Miałam dość walki o swój los, ale potwory miały zupełnie inny plan. Chciały się odwdzięczyć za to, że nigdy nie pozwoliłam nikomu zabić choćby jednego z nich. Robiły więc, co w ich mocy, bym nie była wyklęta.
            Teraz, patrząc na nich, jestem ciekawa, czy im się to uda. Życzę nam powodzenia.
           

3 komentarze:

  1. Smutny los bohaterki. Czyniła dobro, a ludzie i tak nazywali ją wiedźmą. Ue.
    Kawaii mama, huehuehue. Widzę, że za dużo ostatnio dram oglądałaś i weszło ci w krew używanie japońskich określników >D!
    W ogóle to wstępnie ta historia skojarzyła mi się z taką bajką od Disneya! Ach, te urocze potworki <3
    No i Rick... matko, co za gość. Tak się odwdzięczać za ratunek? Spedalony gnojek. Niech go tej... Vidla zatłucze na śmierć T_____T.
    Tekst wcale nie był kiepski! Był przyjemny! Ale może to kwestia tego, że kocham twoją twórczość!
    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie wkręciła ta bohaterka, bez problemu mogę się z nią utożsamiać (nie pytaj ;p ). Bardzo mi się podobają potwory, które nie są jednowymiarowe, tylko są zwyczajne, jednych nie lubią, innych nienawidzą. Tekst mi bardzo, ale to bardzo podszedł, i ta "kawaii mama", która cudnie rozładowuje napięcie. Rozumiem bohaterkę - jej cierpliwość odnośnie potworów, a brak chęci tłumaczenia się ludziom. Myślę, że coś podobnego robi się w pewnym momencie lekarzom i służbom około medycznym. Są tak zmęczeni tłumaczeniem ludziom, że robią co mogą, żeby im pomóc, że w końcu mają dość i po prostu mierzą się z potworami - chorobami, trudnymi decyzjami, itp ;) Bardzo fajny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, bardzo, ale to bardzo nie wiedziałam, co z tytułem, ale sensownie się wyjaśniło. Fajnie, fajnie.
    " Siła jej spojrzenia była na tyle silna, "
    Masło maślane :)
    Poza tym bardzo uroczy, ale i smutny tekst. Tym bardziej jestem pod wrażeniem, że sama miałam z tym tematem spory problem, Ty poradziłaś sobie świetnie.

    OdpowiedzUsuń