Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 7 października 2018

[112] Przebudzenie ~ WiedźmaZeWschodu

To mój debiut w grupie, mam nadzieję, że zostanie ciepło przyjęty. Historia jest częściowo inspirowana prawdziwymi zdarzeniami. Zapraszam do lektury :) 

Kiedy chciała otworzyć oczy, odkryła, że nie może tego zrobić.
Trochę absurdalne, ale prawdziwe. Ze wszystkich sił starała się unieść powieki, te jednak były jakby z ołowiu. W końcu dała za wygraną.
Wzięła głęboki wdech... spróbowała wziąć głęboki wdech. Bo coś ściskało ją w klatce piersiowej na tyle, że uniemożliwiało pełne oddychanie. Chciała to z siebie ściągnąć, więc poru... właściwie, to chciała ruszyć ręką. Ale znów napotkała opór. To samo w nogach.

Poczuła, jak cienka strużka potu spływa jej po karku. Nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, myśli goniły jedna za drugą.
Gdzie jest? Kto ją unieruchomił? Jaki dziś dzień? Kim jest?
W panice zaczęła się szarpać, ale żadną miarą nie mogła się uwolnić. Im bardziej próbowała, tym wyraźniej czuła zapach potu, krwi i strachu, który unosił się gdzieś w powietrzu. Aż w końcu usłyszała kroki. Zamarła.
Ktoś ukłuł ją w ramie, zimna, oleista ciecz dostała się do jej krwiobiegu. Powoli zaczęła się uspokajać, odprężyła się, zwiotczała.
Znów usłyszała kroki.
A potem pojawiła się ciemność.

***

Miejsce po uderzeniu paliło żywym ogniem. Zastygła w oczekiwaniu na kolejny cios. Nigdy nie kończyło się na jednym. Przynajmniej nie pamiętała, by kiedykolwiek dała jej spokój po jednym. Wszystko krzyczało w niej : uciekaj. Lecz ciało, sparaliżowane, nie nadążało za myślą. Gdy więc pojawiła się kolejna fala cierpienia, a po niej następna i następna... biernie przyjmowała na siebie atak. Nie poruszyła żadnym mięśniem.
Czekała.
Czekała, aż to się skończy. I zastanawiała, jak się skończy.
Przy ciosie w brzuch zgięła się w pół i cicho jęknęła, co tylko rozwścieczyło zirytowaną matkę. Usłyszała jakiś dziki, nieludzki ryk i odruchowo, nie myśląc nad tym, co robi, jak zwierzę zbudzone z letargu, cofała się tak długo, aż za plecami poczuła drewniane biurko. I zrozumiała, że nie ucieknie, że nie ma odwrotu, że nikt jej nie pomoże, że jest sama. Zamknęła przerażone oczy.
I czekała.
Nie trwało to długo.
Seria ciosów w głowę była szybka, ostra, ale chaotyczna. Niekontrolowana, jakby ktoś sterował jej matką.
Skuliła się pod naporem tej agresji, otoczyła ramionami i krzyczała. Krzyczała, choć nikt jej nie słyszał. Błagała o pomoc, ale nikt tego nie widział. Nie mogła poradzić sobie sama, ale nie było nikogo, kto chciałby jej pomóc.
W końcu atak ustał, a kreatura, która już nie była jej matką, wycedziła :
- Nie jesteś moją córką. Ktoś musiał podmienić Cię w szpitalu.
I odeszła.
A wraz z nią ostatni promyk słońca i nadziei.

***

Światło leniwie spłynęło po jej twarzy, na dłużej zatrzymując się w kąciku oka. Tym razem uniosła powieki bez problemu, w  duszy czuła spokój. Zaczęła się rozglądać.
Pierwsza myśl : nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Umysł jednak zepchnął ten fakt na drugi plan.
Leżała na twardym, ale wygodnym łóżku. Pachniało świeżym proszkiem do prania i lawendą. Chwilę później do jej nozdrzy dotarł ostry zapach środków do dezynfekcji. Zdezorientowana, spojrzała w kierunku, z którego do niej dochodził. Po jej lewej stronie stał rząd dokładnie takich samych, ale pustych łóżek, około 8. Sala była dość duża, prostokątna, mimo to – dosyć klaustrofobiczna ze względu na ustawienie. Obok każdego łóżka stał mały, obskurny stoliczek z niedziałającą lampką i szklanką wody – wyglądała na zimną i świeżą. Kiedy się obróciła do tyłu, ujrzała za sobą duże, zakratowane okno z widokiem na jakiś park. Pod oknem dosyć spory parapet, coś na nim odbijało się słońce, obiecała sobie, że potem to sprawdzi. Rozejrzała się teraz po całej sali i jej wzrok zatrzymał się na ścianach. Całych białych, poza jedną, z czerwonymi zaciekami. Nie musiała się im przyglądać, by wiedzieć, że to krew. Przeszedł ją dreszcz.
Gdzie ona właściwie jest?
Poczuła ulgę, gdy mogła wstać z łóżka. Tym razem na szczęście nic nie krępowało jej ruchów. Podeszła do okna i zobaczyła z niego to coś, co początkowo szumnie nazwała parkiem – kilka drzew na krzyż, w dodatku chorych i uschniętych, jakieś krzaczory i staw, który już z tej odległości napawał ją jakimś lękiem. Wydawało jej się, że ujrzała jakiś zniekształcony cień patrzący prosto w jej oczy. Jak gdyby coś w nim ją przyciągało i chciało wciągnąć pod wodę...
Musiała mieć omamy.
Jej uwagę od stawu odwróciło znowu jakieś migotanie. Przypomniała sobie o parapecie, spojrzała i szybko zorientowała się, że to, na co patrzy, to... sól. Sól, rozsypana po całym parapecie. Pytanie – dlaczego? Czyżby ktoś bał się tutaj istot nadprzyrodzonych?
A może wcale nie miała omamów?
Strach lekko ścisnął ją za gardło, ale nim zdążyła jeszcze raz zerknąć w stronę stawu, usłyszała za sobą kobiecy głos.
- Pani Liść? Proszę się uspokoić i wrócić na swoje miejsce.
Zdezorientowana, odwróciła się w jej stronę, a w oczy rzuciło jej się kilka rzeczy : to, że była to prawdopodobnie lekarka (biały fartuch), że była od niej wyższa, bardzo pewna siebie i to, że jej uśmiech był może odrobinę zbyt szeroki i odrobinę zbyt wesoły, biorąc pod uwagę krew na ścianach. Posłusznie wróciła na miejsce i czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Kobieta stanęła przed nią z plikiem kart w ręku.
- Trafiła Pani do nas po tym, jak zaczęła Pani krzyczeć na klatce schodowej, że matka chce Panią zabić (a to taka urocza kobieta...) i rzucała się Pani po ścianach. Podejrzewamy u Pani schizofrenię, więc proszę nie ufać niczemu, co Pani widzi i słyszy, a czego nikt nie potwierdzi. – Znów się uśmiechnęła, prawdopodobnie zbyt słodko, żeby można to było uznać za szczery uśmiech. - Czy pamięta Pani, kim jest?
- Nie do końca...
- Dobrze. Na tę chwilę wystarczy Pani informacja, że ma Pani na imię Amelia, nikt nie może Pani jeszcze odwiedzić, a reszta pacjentów jest teraz na kolacji, byśmy mogły sobie spokojnie porozmawiać. – Znów ten uśmiech.
- Paaaa-pacjentów? - wyjąkała Amelia.
- Witamy w Szpitalu Psychiatrycznym.
Uśmiechnęła się. Znowu. I zniknęła. Tak po prostu, jak duch. Amelia zauważyła jeszcze błysk kłów.
Czy naprawdę mogła mieć omamy dwa razy tego samego dnia?

***

Po „rozmowie” z „lekarką” - która ani się nie przedstawiła, ani nie miała identyfikatora – Amelia długo nie mogła dojść do siebie. Niby-kły, które niby-widziała, napawały ją lękiem – o siebie, o swój stan, o swoje zdrowie. Czy naprawdę mogła je widzieć? Czy może miała omamy? Ale czy mogła mieć omamy jedne po drugich?
Zamyślona, spacerowała po pustym, ciemnym korytarzu. Odgłos jej kroków niósł się za nią echem, z jednego końca na drugi, gdy poruszała się ruchem wahadłowym. Miała wrażenie, że słyszy jakieś głosy, że ściany do niej mówią. Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy.

Spokojnie. Idź poszukać innych.

Nie miała pewności, czy to na pewno jej myśli, ale postanowiła się nad tym dłużej nie zastanawiać by nie oszaleć... jeszcze bardziej.
Na końcu korytarza znajdowały się schody, bardzo kręte i jak na jej gust – bardzo strome. Powoli, ostrożnie stawiając kroki, trzymając się chwiejnej poręczy, niepewnie schodziła na dół. W pewnym momencie zauważyła rozsypaną sól. Ale nie tak, jak na parapecie – w sposób uporządkowany, przemyślany – tylko byle jak, jakby w roztargnieniu, chaotycznie. W dodatku nie była biała – tylko różowa.

Raczej mało prawdopodobne, że ktoś zdobył tutaj różową sól himalajską...

Dawniej chroniła przed demonami, dziś wierzono, że odstrasza zjawiska paranormalne. Jej przywidzenia, ta sól, ta cisza... nic nie było przypadkowe. Zebrała całą swoją odwagę, by zejść dalej tymi schodami, choć już czuła, że nie ma żadnych innych pacjentów, że ta lekarka wcale nie jest żadnym lekarzem i coś tu jest mocno nie tak.
Znalazła się w hallu, który przypominał salę balową z Pięknej i Bestii. Drzwi na zewnątrz były otwarte, jak gdyby ktoś zachęcał ją do wyjścia do parku. Wiedziała, gdzie pójdzie.
Do stawu.
Przekonać się, czy lekarka i widmo to ta sama istota.

***

Z bliska park wyglądał jeszcze gorzej, niż z widziany z okna. Wszystko spowiła gęsta, mleczna mgła. Drzewa sprawiały wrażenie zamarłych z przerażenia, zastygłych w czasie i agonii kikutów. Rzucały smutne cienie, jakby otaczając i zamykając Amelię w jakimś przeklętym kręgu, klatce, z której nie ma wyjścia. Wokół unosił się aromat lawendy, pomieszanej z zapachem śmierci i zgnilizny. Do stawu prowadziła kręta, wydeptana ścieżka, a im dłużej nią szła, tym większy odczuwała chłód. Całość przypominała jakiś opuszczony cmentarz, pełen pogrzebanych historii.
Zdawało jej się, że słyszy krzyki i jęki tych drzew. Że wołają ją o pomoc. Im bliżej stawu, tym głośniej zdawały się jęczeć i wyć, jedne przez drugie, odprowadziły ją aż nad brzeg stawu. Tam nagle ucichły, by po chwili wybuchnąć wszystkie naraz. Migrena, której w tamtej chwili dostała Amelia, powaliła ją na kolana. Złapała się za głowę i próbowała uciszyć te wszystkie myśli, bezskutecznie jednak. Zamknęła oczy i oddychała spazmatycznie. Wyławiała pojedyncze słowa.

ona-zaraz-uciekaj-póżno-już-blisko-ona-ona-ona-uciekaj-nadchodzi-staw-odejdź-nie-dotykaj-wody

Z trudem tworzyła oczy. Przed sobą zobaczyła zjawę, jednak nie przypominała ona lekarki. Jakby walcząc sama ze sobą, wypowiedziała tylko jedno słowo :
- Uciekaj!
I zniknęła pod taflą wody. Serce Amelii zaczęło szybciej bić.
Migrena nie ustępowała. Każdy ruch sprawiał jej ból i był okropnie powolny. Staw starał się ją do siebie zwabić, niemal czuła, jak ją przyciąga. Resztkami swej woli jednak za każdym razem zmieniała trasę. Bo wiedziała, że to, co się teraz kryje w głębinach, już jej nie pomoże. Prędzej ją wciągnie, utopi i bóg wie, co jeszcze. Mgła utrudniała poszukiwania wyjścia. Amelia czuła, że ma coraz mniej czasu. Gdy udało jej się okrążyć staw, ujrzała przed sobą zardzewiałą bramę, skrzypiąca na wietrze. Przez chwilę miała dylemat – brama wyglądała tak samo bezpiecznie jak staw i park. Z drugiej strony – to mógł być jej jedyny ratunek.
Gdy usłyszała za sobą odgłos łamanej gałązki, wiedziała, że to już koniec, a kobieta udająca lekarkę tylko się z nią bawi. Mimo to, rzuciła się ostatkiem sił w kierunku bramy.

Teraz albo nigdy. Ale raczej nigdy.

Rzuciła się na oślep. Kobieta zaśmiała się diabelsko i schwytała ją tuż przed bramą. Kobieta, która nie była żadnym człowiekiem, tylko strzygą.
- Naprawdę myślałaś, że mi uciekniesz? - nie dała jej odpowiedzieć. - Nie, nie myślałaś. Tak naprawdę nigdy w to nie uwierzyłaś. - Uśmiechnęła się słodko. - Z pułapki własnego umysłu nie da się uciec. Zawsze dogoni Cię jakiś wykreowany przez Ciebie potwór. - Uniosła ją w górę przy pomocy skrzydeł. - A miałaś szansę się od tego uwolnić...
Wracały do budynku. Amelię przeszedł dreszcz na myśl o tym, co tym razem jej zrobi. Tym razem jednak strach jej nie sparaliżował. Zaczęła się wyrywać, za wszelką cenę próbowała się uwolnić. Strzyga niestety trzymała ją mocno. Gdy przelatywały nad stawem, a ona intensywnie myślała, jak się uwolnić, przy samym brzegu zauważyła zjawę. Zjawę, która spojrzała na nią ludzkim wzrokiem. Ze smutkiem. A potem na strzygę. Jej spojrzenie się zmieniło, oczy zaświeciły na czerwono i z wściekłością chwyciła strzygę za stopę.
- Co do... - tylko tyle udało się strzydze wydusić, zanim zniknęła pod wodą razem ze zjawą. Amelia upadła mocno na trawę i poczuła promieniujący ból w kostce, ale tym razem nie przejmowała się ani migreną, ani nogą. Biegła. Już nie czuła przyciągania przez staw. Mimo to, nie zwolniła nawet na chwilę. Nie obejrzała się za siebie. Dopiero, gdy dotarła do bramy, gdy już miała przez nią przejść, obróciła się i posłała wiadomość w stronę stawu.

Dziękuję.
A potem, nie zważając na ryk strzygi, przeszła przez bramę.

***

- Znowu nie zamierzasz iść do szkoły?! - wrzask matki szybko ją obudził. Gwałtownie otworzyła oczy.
Wiedziała, gdzie jest, wiedziała, kim jest, wiedziała, jaki był dzień. I wiedziała, że ten był sygnałem, że czas coś zmienić.
- Nie zamierzam – głos jej drżał. -  I potrzebuję pomocy. Sama sobie nie poradzę.
Po tych słowach w pokoju nastała cisza. A potem matka usiadła powoli na jej łóżku i westchnęła.
- Dobrze, że się obudziłaś.

10 komentarzy:

  1. Witaj na grupie😃 ciesze się że kolejna osoba wprowadzi nas do swojego świata. Tekst bardzo przejmujacy. Trzymający w napięciu. Ba chwilę bie oderwalam sie od czytania az do ostatniej linijki. Cieszylam sie ze obudziła sie z serii tych koszmarów, choć jednocześnie zaniepokoilo mnie ze cos z tych koszmarow przedostało sie razem z nia do rzeczywistości. Kazdy sen byl pelen bardzo mocnych emocji i walki o przedtwranie. Niezwykle odważna na Amelia.

    Teskt bardzo mi sie podobał. Mam nadzieję że blizej z twoja twórczością sie zapoznamy w kolejnych tygodniach.

    Pozdawiam
    Kajuszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, przepraszam, że dopiero po 2 miesiącach odpisuję, ale Aktina świadkiem, miałam takie zawirowania, że to temat na oddzielną historię - może kiedyś mi przypasuje w jakimś temacie, to ją opowiem :p

      Postać Amelii jest odrobinę wzorowana na mnie i na pewno nie raz i nie dwa wróci. Bardzo lubię mieszać jawę ze snem, takie około horrorowe, choć horror obejrzałam raz i nigdy więcej :p Ale duszę może mam taką lekko psychodeliczną...
      Nic nie mogę obiecać, bo mam mnóstwo pracy, ale postaram się pisać trochę częściej niż ostatnio :p

      Dziękuję za miłe słowa! Serdecznie pozdrawiam,
      Wiedźma ze Wschodu

      Usuń
  2. Tak sobie popatrzyłam, że nowa osóbka, no to trza obczaić, co tam ciekawego pisze! Witaj w grupie c:
    Muszę przyznać, że intrygujący początek. W ogóle intrygujące opowiadanie. Takie w klimatach horroru. No i to zakończenie. Chwilami to człowiek już sam nie wiedział, czy to schizofrenia, czy to sen, czy rzeczywistość... W sumie ja do tej pory nie wiem :o. Brawo za namieszanie czytelnikowi w głowie! To właśnie lubię >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam się podpisać, bo standardowo jestem na innym koncie XD.

      ~SadisticWriter

      Usuń
    2. Hej! Bardzo Cię przepraszam, że dopiero po ponad dwóch miesiącach, ale - tak jak wyżej - miałam małe zawirowania w życiu.
      Co do samego opowiadania - dziękuję, właśnie takie miało być, miało namieszać w głowie czytelnikowi. Powiem Ci, że Amelia sama nie wie, czy to do końca był sen, czy schizofrenia, czy może w jakiś dziwny sposób - przeniosła się do innego wymiaru, gdzie lęki nabierają namacalnej postaci? Zobaczymy w kolejnych opowiadaniach, bo Amelia na pewno wróci :)

      Pozdrawiam serdecznie,
      Wiedźma Ze Wschodu

      Usuń
  3. Cześć! Fajnie że nie jestem jedyną nowa osobą :D Tekst ekstra, niepokojąc, mieszający rzeczywistość z fantazją. Fajny język, bardzo przyjemnie się czyta :) Trochę czepiając się mam jedyną, drobną uwagę - chyba lepiej jak cyfry zapisywane są słownie a nie liczbowo (przy łóżkach było że jest ich "8", a wydaje mi się że mniej z czytania wytrąciłoby "osiem"). Czekam na kolejny tekst :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Tak, nie tylko Ty, choć ja zniknęłam na ponad dwa miesiące z różnych przyczyn. Ale miejmy nadzieję, że wracam :p

      Tak, powinno być osiem, nie wiem, skąd wzięłam tam cyfrę. Możliwe, że chciałam napisać początkowo, że leżała na łóżku nr 8 i to by miało jakieś uzasadnienie, ale głowy nie dam :D

      Dziękuję i lecę czytać i komentować u Was :D

      Pozdrawiam serdecznie,
      Wiedźma ze Wschodu

      Usuń
  4. Wroce, jak tylko będę przy kompie, ktorego trzyma mi serwis, czyli mam nadzieję jutro, bo ja debiuty uwielbiam i niegodne sa, abym komentowala z telefonu, kiedy ctr c ctr v to yeno marzenie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć :)
    Witamy serdecznie na Grupie! Mam nadzieję, że często będziesz pisać, bo po tym debiucie chcę Ci powiedzieć, że piszesz świetnie, a w mojej osobie masz już wierną fankę. Uwielbiam bohaterów nieoczywistych, z problemami psychicznymi, o których opowiadania to nie tylko jakieś suche relacje z naukowymi wstawkami, a próba ukazania świata widzianego ich oczami. Rewelacyjny, bardzo niepokojący klimat, mrok i nadprzyrodzone istoty, choroba psychiczna - można by powiedzieć, że trochę tego dużo, ale jest to tak umiejętnie połączone i skonstruowane, że ja jestem zauroczona całością i pragnę więcej. Tak po prostu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! :D
      Matko kochana, bardzo przepraszam, że nie zaspokoiłam Twojego głodu :( Prawdę powiedziawszy, dopiero teraz odczytałam ten komentarz i serduszko urosło mi niesamowicie <3 Na pewno daje mi to dużo motywacji i postaram się wyrabiać normę bardziej niż dotychczas.

      Jeśli podoba Ci się mrok, niepokój i nadprzyrodzone istoty, to bardzo dobrze, bo Amelia i cały ten świat jeszcze wróci wielokrotnie, nie jestem pewna, czy linearnie, czy raczej będą to rozsypane elementy układanki, ale wróci, bo ta postać jest troszeczkę związana ze mną i bardzo ją lubię.

      Pozdrawiam serdecznie,
      Wiedźma ze Wschodu.

      Usuń