Przez
firmowy trip nie miałam za wiele czasu na myślenie nad tematem, więc
wykorzystałam pomysł, który wpadł mi do głowy w drodze powrotnej. Krótko, ale
coś jest. Z przekleństwami - czujcie się ostrzeżeni.
Stal
błyszczała w popołudniowym świetle. Miecze ścierały się ze sobą, odgłos ich
uderzeń rozchodził się niczym korytarzem. Setki ludzi walczyło ze sobą, byle
tylko wykazać się podczas treningu, pokazać, na co ich stać, że mogą stanąć do
walki i zwyciężyć. Patrzenie na to wszystko z wysokości mogło źle działać na
nerwy niektórych ludzi, którzy mieli lęk wysokości, dla tych, którzy pragnęli
czegoś więcej, widok tylu ludzi i to, że można było mieć nad nimi władzę,
patrzenie było spełnieniem marzeń.
Stał obok dowódcy i spoglądał w dół, a jego żołądek ściskał się w węzeł. Nie widział wśród tych ludzi wojska, które można by wyprowadzić na pole bitwy i coś ugrać. Dla niego był to tłum, który mógł stać się dziki, jeśli tylko dać im ku temu powód.
- Pietrze - odezwał się dowódca - zapraszam na strawę.
Niechętnie ruszył do pokoju, gdzie podano posiłek. Bez zapachu, bez smaku, sztuczny, od którego widoku miał już powoli dość. Niechętnie usiadł na przeciwko, niezdolny wykazać entuzjazm.
- Przemyślałeś to, co ci powiedziałem? - zapytał dowódca, sięgając po kielich z marną zawartością. - Jesteś gotowy? Uwierz mi, nie znam nikogo lepszego od ciebie. To dlatego przekazuję ci ten obowiązek.
Pietr spojrzał na stół, a w jego piersi rodził się jęk.
- Tam jest ośmiuset ludzi na zewnątrz, którzy chcą się tym zająć. Dlaczego ja?
Dowódca powinien odpowiedzieć, ale nie mógł tego zrobić, gdyż rozległ się okrzyk:
- Cięcie!
Lampa z ultrafioletem, która była tu zupełnie nie potrzebna, przemknęła swoim promieniem po twarzy Pietra, a właściwie aktora, który się w niego wcielał. Adrien - bo tak miał naprawdę na imię - wiedział, co się teraz wydarzy, był więc przygotowany na kolejne okrzyki reżysera, winnego tego całego zamieszania, który jak zwykle potrafił jedynie gnoić, zamiast porządnie kręcić kolejny marny film w swojej karierze.
- Co to, do chuja jasnego, było?! - darł się niespełniony artysta, pzekonany o swoim geniuszu, a pozbawiony jakiegokolwiek zmysłu i wizji. - Adrien, czyś ty do reszty ocipiał? Jak można tak spierdolić tak prostą scenę tak źle wypowiedzianą kwestią?! - krzyczał, zbliżając się do aktora i uderzając go w ramię. - Czyś ty leków nie wziął dzisiaj?! Wypierdalaj na przerwę i się ogarnij, za dwadzieścia minut powtarzamy scenę! - Ostatnie słowa wykrzyknął jeszcze głośniej i odszedł w stronę swojego stołka przed monitorami, a Adrien zrzucił z siebie marną imitację rzymskiej zbroi i ruszył w przeciwnym kierunku, byle tylko wyjść poza scenografię i odetchnąć świeższym powietrzem.
- Dlaczego ja? - zapytał siebie, kucając na krawężniku przed budynkiem, gdzie kręcili film, i zapatrzył się w billboard naprzeciwko głoszący o jakimś nowym, innowacyjnym produkcie dostępnym w jednym z supermarketów.
Ulicą przejechał ciemny samochód, którego kierowca nic sobie nie robił z przepisów i palił w środku.
- Bo tylko wydajesz się być w stanie to znieść - odezwał się ktoś za Adrienem, a w polu jego widzenia pojawiła się puszka z mrożoną kawą.
Aktor spojrzał na tę osobę i uśmiechnął się. Asystentka reżysera, Pali-pala, jak zwali ją wszyscy, bo ubierała się tak, że przypominała barwnego motyla, była jedyną miłą osobą w całym tym młynie, która także uważała, że ta produkcja będzie klapą, nim na planie padnie ostatni klaps.
- Dzięki - powiedział, odbierając od niej puszkę, a kobieta przysiadła obok. - Chyba oboje musimy się z tym zmierzyć - zauważył.
- Na szczęście wiele nie zostało - odpowiedziała Pali-pala i uśmiechnęła się. - Masz ochotę pójść na drinka po tym, jak nasz wielki pan reżyser skończy z dzisiejszym wyciskiem?
Szczerze mówiąc, ta dziewczyna była jedynym jasnym promykiem w całym życiu Adriena, nie bardzo chciał ją wypuszczać z rąk. Uśmiechnął się i uniósł puszkę, jakby chciał wznieść toast.
- Z przyjemnością, jeśli tylko obiecasz mi, że upijemy się tak, by jutro kręcić na kacu.
Zaśmiała się dźwięcznie.
- Obiecuję, w końcu inaczej nie damy temu wszystkiemu rady.
Adrien poczuł się lepiej, siedząc obok niej, a obelgi, jakie usłyszał przez resztę dnia, spływały po nim jak po kaczce. Skupił się na tym, co zaplanowali na wieczór, i jakoś to było. Pytanie "dlaczego ja?" skryło się gdzieś w tyle głowy, ale nie zniknęło. W końcu było najważniejszym pytaniem całego jego życia.
Stał obok dowódcy i spoglądał w dół, a jego żołądek ściskał się w węzeł. Nie widział wśród tych ludzi wojska, które można by wyprowadzić na pole bitwy i coś ugrać. Dla niego był to tłum, który mógł stać się dziki, jeśli tylko dać im ku temu powód.
- Pietrze - odezwał się dowódca - zapraszam na strawę.
Niechętnie ruszył do pokoju, gdzie podano posiłek. Bez zapachu, bez smaku, sztuczny, od którego widoku miał już powoli dość. Niechętnie usiadł na przeciwko, niezdolny wykazać entuzjazm.
- Przemyślałeś to, co ci powiedziałem? - zapytał dowódca, sięgając po kielich z marną zawartością. - Jesteś gotowy? Uwierz mi, nie znam nikogo lepszego od ciebie. To dlatego przekazuję ci ten obowiązek.
Pietr spojrzał na stół, a w jego piersi rodził się jęk.
- Tam jest ośmiuset ludzi na zewnątrz, którzy chcą się tym zająć. Dlaczego ja?
Dowódca powinien odpowiedzieć, ale nie mógł tego zrobić, gdyż rozległ się okrzyk:
- Cięcie!
Lampa z ultrafioletem, która była tu zupełnie nie potrzebna, przemknęła swoim promieniem po twarzy Pietra, a właściwie aktora, który się w niego wcielał. Adrien - bo tak miał naprawdę na imię - wiedział, co się teraz wydarzy, był więc przygotowany na kolejne okrzyki reżysera, winnego tego całego zamieszania, który jak zwykle potrafił jedynie gnoić, zamiast porządnie kręcić kolejny marny film w swojej karierze.
- Co to, do chuja jasnego, było?! - darł się niespełniony artysta, pzekonany o swoim geniuszu, a pozbawiony jakiegokolwiek zmysłu i wizji. - Adrien, czyś ty do reszty ocipiał? Jak można tak spierdolić tak prostą scenę tak źle wypowiedzianą kwestią?! - krzyczał, zbliżając się do aktora i uderzając go w ramię. - Czyś ty leków nie wziął dzisiaj?! Wypierdalaj na przerwę i się ogarnij, za dwadzieścia minut powtarzamy scenę! - Ostatnie słowa wykrzyknął jeszcze głośniej i odszedł w stronę swojego stołka przed monitorami, a Adrien zrzucił z siebie marną imitację rzymskiej zbroi i ruszył w przeciwnym kierunku, byle tylko wyjść poza scenografię i odetchnąć świeższym powietrzem.
- Dlaczego ja? - zapytał siebie, kucając na krawężniku przed budynkiem, gdzie kręcili film, i zapatrzył się w billboard naprzeciwko głoszący o jakimś nowym, innowacyjnym produkcie dostępnym w jednym z supermarketów.
Ulicą przejechał ciemny samochód, którego kierowca nic sobie nie robił z przepisów i palił w środku.
- Bo tylko wydajesz się być w stanie to znieść - odezwał się ktoś za Adrienem, a w polu jego widzenia pojawiła się puszka z mrożoną kawą.
Aktor spojrzał na tę osobę i uśmiechnął się. Asystentka reżysera, Pali-pala, jak zwali ją wszyscy, bo ubierała się tak, że przypominała barwnego motyla, była jedyną miłą osobą w całym tym młynie, która także uważała, że ta produkcja będzie klapą, nim na planie padnie ostatni klaps.
- Dzięki - powiedział, odbierając od niej puszkę, a kobieta przysiadła obok. - Chyba oboje musimy się z tym zmierzyć - zauważył.
- Na szczęście wiele nie zostało - odpowiedziała Pali-pala i uśmiechnęła się. - Masz ochotę pójść na drinka po tym, jak nasz wielki pan reżyser skończy z dzisiejszym wyciskiem?
Szczerze mówiąc, ta dziewczyna była jedynym jasnym promykiem w całym życiu Adriena, nie bardzo chciał ją wypuszczać z rąk. Uśmiechnął się i uniósł puszkę, jakby chciał wznieść toast.
- Z przyjemnością, jeśli tylko obiecasz mi, że upijemy się tak, by jutro kręcić na kacu.
Zaśmiała się dźwięcznie.
- Obiecuję, w końcu inaczej nie damy temu wszystkiemu rady.
Adrien poczuł się lepiej, siedząc obok niej, a obelgi, jakie usłyszał przez resztę dnia, spływały po nim jak po kaczce. Skupił się na tym, co zaplanowali na wieczór, i jakoś to było. Pytanie "dlaczego ja?" skryło się gdzieś w tyle głowy, ale nie zniknęło. W końcu było najważniejszym pytaniem całego jego życia.
Ekstra, nie spodziewałem się filmu w czasach rzymskich :D Swoją drogą, ciekawe czy faktycznie środowisko filmowe jest takie toksyczne? Co do tekstu, żadnych zastrzeżeń, wszystko jest dobrze napisane. Szkoda tylko, że tak krótko ;)
OdpowiedzUsuńJak zaczęłam czytac, to poczułam te same emocje kiedy włączam nowy serial anime. Jeszcze nie wiem o czym będzie, ale kreska jest ładna i zaczyna się ciekawie. Ciekawie było do końca. Zwlaszcza postac rezysera, który skradł całą scene, wyszła bardzo realistycznie. Te jego bluzgi i mania wielkosci - idealne. Mega naturalnie to wyszło. Nie zazdroszcze Adrienowi pracy. Az sie prosi, zeby pana rezysera tez ktos pdobnie potraktowal. Gdyby to wlasnie by serial, z niecierliwoscia czekalabym na odcinek, w którym dostaje za swoje. Z technicznych uwag, wskoczyly krotkie myslniki zamiast polpauz w dialogach i raz "nie" rozlaczylo sie z przymiotnikiem. Nie jestem tez przekonana co do wyrazenia, ze żołądek sciska sie w węzeł, ale szczerze mówiąc, nie przychodzi mi do głowy, jakby to mogło zabrzmiec lepiej... W pochmurny dzien myslenie mi nie wychodzi.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy to kolejne uniwersum, które bedziemy odwiedzac, czy byla to jednorazowa wycieczka ;)
O, ja tu już miałam powiedzieć, że taki trochę średniowieczny tekst u ciebie, a tu bum, CIĘCIE! >D I te krzyki reżysera. No, padłam! Tak poza tym to może tekst krótki, ale ciekawy, bo przy okazji fajnie nawiązujesz do tytułu c: a podsumowanie - genialne.
OdpowiedzUsuńAh! Uwielbiam takie suprise'y! XD
OdpowiedzUsuńCiężka atmosfera, starożytność, ogólne zdołowanie wojną i niepokojem... i "cięcie!" - robimy film xd
Mój klimat, mój klimat. Znaczy może nie klimat, bo mam wrażenie, że tu klimat nieco bardziej "życiowy" niż "suprise'owo-trollowy", ale niespodzianka w moim stylu xd
Krótki tekst, ale oh well, podobało mi się. No i dobrze wykorzystany temat~
Pozdrawiam