Pierwsze opowiadanie z tego uniwersum jest w tygodniu 103-108. Mam nadzieję, że się Wam spodoba ☺
- Widziałem już wiele chorego gówna - przełknął ciężko gorzką ślinę, wskazując na otaczającą ich rzeź - ale to przebija wszystko.
Elizabeth zgodziłaby się z Dexem, gdyby akurat nie zwracała swojej kolacji.
***
- Dex! Dex!
- Ummmm… Co? Nie śpię!
Elizabeth stała nad nim i go szturchała. Dex zerwał się błyskawicznie z krzesła. Przysypiał przy biurku w swoim gabinecie, zmęczony po nocnej eskapadzie Mściciela. Od ponad miesiąca szukał informacji o Ministerstwie Rozwoju i jego przedstawicielu. Jak na razie z marnym skutkiem.
- Jest nowe zlecenie! - mówiła podekscytowana Liz - Przyszli bardzo mili państwo, zaginęła ich córeczka. Byli bardzo zmartwieni, bo ma tylko cztery latka i hmmm… no… jest troszkę opóźniona w rozwoju - mówiąc to, na twarzy Elizabeth odmalowało się zawstydzenie, współczucie i smutek - Zaginęła trzy dni temu, zgłosili to na policję, ale nadal są zaniepokojeni i przyszli do nas. Przyjęłam od razu sprawę, także wstawaj śpiochu i ruszamy na miejsce zbrodni!
Dex patrzył na nią z niezrozumieniem, jakby w ogóle do niego słowa nie docierały.
- Yyy… Co?
- Jeny, nie każ mi tego powtarzać! Wstawaj, bierzemy się do roboty!
- Zaraz, najpierw kawa.
Wstał ociężale z krzesła, podszedł do maszyny, wcisnął na niej przycisk i po chwili w kubku miał parujący napój. Usiadł znowu przy biurku i popijając kawę, zaczął wypytywać się o szczegóły Elizabeth:
- No dobra, jak to się stało, że dziewczynka zniknęła? Nie pilnowali jej?
- Pilnowali, ale dziewczynka wyszła z domu w nocy. Jej rodzice mówią, że zdarzyło jej się to parę razy wcześniej, ale zawsze znajdowali ją nad ranem śpiącą w ogrodzie.
- I zgłosili to na policję, tak?
- Tak, ale wiedzą że policja działa opieszale, więc przyszli do nas.
- Gdzie mieszkają?
- W Śródmieściu, przy ulicy Kołodzieja.
- Hmmm… Spokojna okolica, wątpię aby to było jakieś porwanie… Niemniej, musimy szybko zająć się tą sprawą. Chodźmy poszukać jakichś poszlak.
Dex dopił kawę, zerwał się z krzesła, wyjął broń z szuflady, następnie podszedł do wieszaka, ubrał swój płaszcz i kapelusz, otworzył drzwi i czekał aż Elizabeth wyjdzie pierwsza. Wyszedł za nią z gabinetu, zamknął drzwi na klucz i razem ruszyli w stronę wyjścia z budynku.
Agencja detektywistyczna Dexa znajdowała się na granicy Dzielnicy Fabrycznej a Śródmieścia, w jednym z licznych biurowców zbudowanych w tej okolicy. Musieli przejść sześć przecznic, żeby dotrzeć do ulicy Kołodzieja.
Na zewnątrz całe miasto okrywała węgielna mgła. Gęste opary ograniczały widoczność jedynie na odległość ręki, szczypały w oczy, dusiły i gryzły w gardło. Liz i Dex założyli chusty oraz gogle na twarz, osłaniając się przed mgłą. Ruszyli ulicami do domu swoich klientów. Z każdą przecznicą mgła stawała się rzadsza. Oboje jednak wiedzieli, że nawet w najbardziej oddalonej części Factoriany od Dzielnicy Fabrycznej i tak powietrze nie będzie ani świeże, ani przejrzyste.
Wkrótce byli na miejscu. Ładny dom z różową fasadą i sporych rozmiarów ogródkiem znajdował się niedaleko skrzyżowania ulicy Kołodzieja z ulicą Piekarską. Dex wraz z Liz śmiało weszli do budynku.
Rodzice zaginionej dziewczynki zdążyli już wrócić. Przywitali ich miło, mimo że dało się wyczuć ich zmartwienie. Usiedli razem do stołu, pani Jenkins, matka zaginionej, zaserwowała herbatę i ciastka. Po krótkiej rozmowie kurtuazyjnej, która z oczywistych powodów się nie kleiła, Dex powiedział:
- Zadam państwu parę pytań, dobrze? Proszę odpowiadać jak najdokładniej - państwo Jenkins potaknęli - Liz, będziesz zapisywać?
Elizabeth wyciągnęła notes i ołówek.
- Czy w dzień zaginięcia wydarzyło się coś niecodziennego? Może pokłócili się państwo? Albo skarcili za coś córkę?
- Betty jest bardzo grzeczną dziewczynką, nigdy jej nie skarciliśmy! - zdenerwowała się pani Jenkins.
- Kochanie, nie denerwuj się, pan detektyw musi wszystko wiedzieć - wtrącił pan Jenkins - Wie pan, to w zasadzie był dzień jak co dzień. Ja byłem do późna w pracowni. A żona zajmowała się Betty i malowała.
Dex spojrzał w stronę pani Jenkins pytającym wzrokiem.
- W domu też się nic nadzwyczajnego nie wydarzyło, Betty rysowała u siebie w pokoju, byłyśmy na spacerze i razem gotowałyśmy obiad - w jej głosie nadal można było wyczuć zdenerwowanie - Całe popołudnie siedziałyśmy w ogrodzie. Ja malowałam a Betty obserwowała ptaki.
- Yhym. Proszę mi powiedzieć, gdzie państwo pracują?
- Mam mały zakład produkcyjny - odezwał się pan Jenkins - Robimy na zamówienia meble. A żona jest malarką.
- Dobrze, ile pan zatrudnia osób? Może zwolnił pan kogoś ostatnio?
- Pięciu pracowników i pracują w firmie od początku, to znaczy od dziesięciu lat. Nie zalegam z zapłatą, ludzie są zadowoleni z płacy a klienci z mebli.
- Hmmm… Dobrze. A pani? Może obraziła pani, oczywiście niechcąco, kogoś w swoim obrazie?
- Nie, nie, maluję przeważnie krajobrazy i martwą naturę, czasami portrety ale to rzadko. Żadnej sztuki politycznej, tych… no… plakatów czy karykatur też nie.
- Od jak dawna państwo tutaj mieszkają?
- Od dziewięciu lat. Gdy tylko interes zaczął przynosić zyski, przeprowadziłem się do większego domu, wcześniej mieszkałem w małej kamieniczce w Dzielnicy Portowej.
- A ja od pięciu, gdy tylko się pobraliśmy, wprowadziłam się do George'a.
- W porządku. A jak wyglądają państwa relacje z sąsiadami?
- Kolegujemy się - znowu odezwał się pan Jenkins - to spokojna okolica, wszyscy są dla nas życzliwi. Zwłaszcza… z powodu naszej córeczki… Ludzie chyba po prostu nam współczują.
- A właśnie, proszę mi opowiedzieć o państwa córce.
- Betty to najwspanialsze dziecko na świecie - pani Jenkins zaczęła mówić łamiącym się głosem - uwielbia zwierzęta, zwłaszcza ptaki. Całymi dniami może je obserwować. Bardzo ładnie rysuje jak na czteroletnią dziewczynkę. Jest bardzo grzeczna, nigdy nic nie spsociła... Proszę mi powiedzieć, odnajdą ją państwo?
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy - Dex odpowiedział, uśmiechając się lekko - Mogą państwo mi coś więcej o niej powiedzieć? Jak wygląda? Gdzie lubiła chodzić? Z kim się przyjaźniła?
Pan Jenkins podrapał się po brodzie po czym powiedział wskazując ręką na wysokości stołu:
- Takiego wzrostu. Blond włosy, w dniu… hmmm… zaginięcia miała splecione je w dwa warkocze. Niebieskie, duże oczy. Drobny, zadarty nos i dołeczki w policzkach gdy się uśmiecha. Niestety, nie mamy jej żadnej podobizny… Cały czas praktycznie spędza w naszym ogrodzie, prawda, kochanie?
- Tak, uwielbia ogród. Może godzinami wpatrywać się w drzewa, upodobała sobie szczególnie klon. Jak sobie przypomnę jak uśmiechała się, gdy promienie słońca na nią… - pani Jenkins zaczęła płakać. Położyła obie dłonie na lewej piersi, szlochając i przepraszając, wstała od stołu i wyszła z pokoju
- Proszę o wybaczenie, jest to dla nas bardzo trudny okres.
- Oczywiście, wszystko rozumiemy. A co z przyjaciółkami Betty? Na pewno ma jakieś?
- Nie… Wie pan, ona jest chora, inne dzieci dokuczają jej z tego powodu i się z niej śmieją. Chociaż… Można powiedzieć, że Pegi, córka sąsiadów z naprzeciwka, się z nią przyjaźni. A przynajmniej nie śmieje się z niej jak inne dzieci.
- Dobrze, dziękuję za wszystkie informacje. Mam jeszcze ostatnią prośbę, możemy trochę rozejrzeć się po domu? Chcielibyśmy zwłaszcza zobaczyć pokój Betty.
- Oczywiście, proszę za mną.
Pan Jenkins wstał od stołu i oprowadził ich szybko po domu. Dex ani Elizabeth nie zauważyli żadnych śladów włamania i porwania. Pan Jenkins na koniec zaprowadził ich po schodach do średniego rozmiarów pokoju. Był bardzo schludny, ale ciepły. Na łóżku stało kilka pluszaków, na krześle przy biurku siedziała szmaciana lalka. Na drzwiach szafy przyczepione były obrazki narysowane przez małą dziewczynkę. Na blacie biurka również leżały kolejne rysunki oraz kredki. Gdy Dex chodził po pokoju i rozglądał się za jakimiś poszlakami, Elizabeth podeszła do biurka i przyjrzała się obrazkom dziecka. Jej uwagę zwrócił jeden z nich. Był na nim narysowany szczupły mężczyzna, o rudych włosach i ubrany w czarną szatę z jakimś niewyraźnym symbolem na prawej piersi. Liz wzięła obrazek i pokazała go panu Jenkinsowi.
- Wie pan może, kto to jest?
- Hmmm… Nie mam pojęcia. Może jakiś przechodzień? Betty rysowała wszystko co jej się w oczy rzuciło.
- Rozumiem - potaknęła, po czym wróciła do przeglądania rysunków. Wśród nakreślonych drzew, dwóch wersji państwa Jenkins oraz prawdopodobnie kotka, Elizabeth znalazła kolejny niepasujący obrazek. Chyba przypomnia symbol z szaty tamtego mężczyzny z obrazka. To chyba miecz? I krzyżuje się z kluczem? A to do góry? Twarz? Czaszka? A może jeszcze coś innego…
- Panie Jenkins, czy mogłabym zabrać ten rysunek?
Pan Jenkins przyjrzał się obrazkowi. Chwilę się zastanowił.
- Jeśli to pomoże odnaleźć moją córkę, to oczywiście.
- Dex, zbieramy się.
- Czekaj, jeszcze chciałem zobaczyć ogród.
- Ech… No dobra.
We trójkę poszli do ogrodu. Pan Jenkins pokazał im miejsca w których najczęściej przesiadywała Betty. Tam również nie znaleźli żadnych śladów włamania ani porwania. Wkrótce potem pożegnali się z państwem Jenkins. Stojąc przed domem, Liz powiedziała:
- Dobra, podsumujmy co wiemy. Dziewczynka jest chora, rodzice wydają się być normalni. Żadnych śladów włamania ani porwania. I ten dziwny rysunek.
- Tak… Tobie też się coś tutaj nie podoba?
- Dokładnie! Pójdę do biblioteki poszukać czegoś o tym symbolu. Może to ślepy trop, ale nie zaszkodzi. A ty może idź porozmawiać z sąsiadami? Szczególnie z tą jej przyjaciółką - Liz zaczęła kartkować notatki - Pegi. Mieszka naprzeciwko.
- Tak jest, szefowo - powiedział to z przekąsem.
- Nie marudź! Do roboty - uśmiechnęła się do niego rozbrajająco i ruszyła w stronę biblioteki miejskiej. Po chwili się obróciła i zawołała - Spotkamy się w bibliotece! Do zobaczenia później!
- Powodzenia!
***
Późnym popołudniem Dex spotkał się z Liz w bibliotece. Siedziała przy stole, otaczały ją całe stosy książek. Przy lampie z magicznym kryształem czytała jeden z grubych i starych woluminów, zapisując notatki na kartce i przegryzając bułkę.
- Ekhm, ekhm - odchrząknął Dex, gdy znalazł się przy niej. Wyrwana z lektury, podniosła zmęczone oczy do góry - Co tam znalazłaś?
- Bardzo dużo! Ten symbol który Betty namalowała, to symbol starego kultu Ur’hara. Pochodzi gdzieś z orientu i powstał jakieś dwa tysiące lat temu. Wywodzi się z legendy o Kum-er’Unie i Ur’harze. Byli braćmi i obaj rządzili wielkim imperium. Lud jednak uwielbiał bardziej Kum-er’Una, gdyż był dla nich dobry i łaskawy. Ur’har postanowił pozbyć się brata. Jednak że obawiał się zmierzyć własnoręcznie z bratem, posłużył się czarną magią i mrocznym paktem. Za cenę duszy, demon He’irian zobowiązał się zabić Kum-er'Una. I tak się stało, wkrótce zachorował i zmarł, przy okazji wywołując plagę w całym imperium. Ur’har nie uniknął również choroby. Gdy He’irian przyszedł po duszę leżącego na łożu śmierci Ur’hara, ten czując się oszukany, poprzysiągł zemstę. Przeklął He'iriana i obiecał, że powróci, zniszczy całą magię na świecie, przez co zamknie demona w nicości. Jakieś dwa tysiące lat temu, Ari-ka, pustelnik zwany Mędrcem z wąwozu, doznał wizji. A przynajmniej tak to opisuje w swoim “świętym tekście”. Twierdzi, że przez dziesięć dni odwiedzał go Ur’har. Opowiadał o swojej przeszłości, o bieżących wydarzeniach oraz o tym co się wydarzy. Oczywiście wszystko jest napisane tak ogólnie i mgliście, w dodatku występują dziwne metafory, więc tak naprawdę do wszystkiego można to dopasować. Ciekawa jest przepowiednia z dziesiątego dnia - Liz zaczęła przeglądać notatki po czym zaczęła czytać na głos:
Puste naczynie.
Dziecko wielkiej mocy.
Zło przez nie przepłynie.
Jak księżyc płynie po nocy.
Moim wybrańcem będzie.
Nim skończy pięć lat.
Duch mój przybędzie.
Zakwitnie krwawy kwiat.
Gwiazda stanie się morzem.
Wstąpię w ciało dziecka.
Oznajmią to niszczycielskie zorze.
Próżna będzie ucieczka.
Utopie świat w zemście.
Magię całą zniszczę.
Duch wszelaki zamknięty będzie.
Po demonach zostawię zgliszcze.
Elizabeth przerwała na chwilę czytanie, spojrzała na Dexa. Słuchał wszystkiego zaniepokojony. Gdy milczeniem się przedłużało, w końcu się odezwał:
- Co jeszcze wyszukałaś?
- Hmmm… Mędrzec z wąwozu wkrótce zgromadził sporą grupę osób które uwierzyły w jego wizje. Ograniczali używanie magii do minimum, odprawiali krwawe rytuały, porywali dzieci i oczekiwali powrotu Ur'hara. Gdy urośli za bardzo w siłę, zaczęto ich tępić. Po tych hmmm… krucjatach, wydawało się, że kult został całkowicie usunięty, ale raz na jakiś czas pojawiają się o nim wzmianki. Najczęściej podczas niewyjaśnionych porwań dzieci, albo gdy dokonywał się jakiś magiczno-technologiczny przełom - na chwilę nastała cisza. Po czym zapytała - A ty co się dowiedziałeś?
- Sąsiedzi oczywiście nic nie widzieli, albo nie chcieli widzieć. Gdy wspominałem o Betty wyrażali albo współczucie albo niesmak. Rozmawiałem też z Pegi, tą przyjaciółką. Powiedziała, że lubiła z nią przebywać, nigdy nic nie mówiła, ale zawsze słuchała. Powiedziała też, że gdy cztery dni temu późno wracała od państwa Jenkins, widziała rudego mężczyznę ubranego w czarne szaty. Stał za ogrodzeniem i patrzył się na Betty. Pokazała mi nawet w którym miejscu stał. I poprosiła, żebym ją odnalazł. I to by chyba było tyle.
- I nic więcej?
- Nic - Dex nie miał humoru, był zdołowany całą tą sytuacją - Jeśli porwał ją jakiś kult, nie mam pojęcia jak ją znajdziemy. Jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby porywać czteroletnie dziecko?! I to jeszcze na dodatek chore?
- Dex… Nie denerwuj się, na pewno ją znajdziemy - chwilę milczała, po czym zaproponowała - Zaprowadziwsz mnie w miejsce, które pokazała ci ta przyjaciółka Betty?
- Zaprowadzę.
***
- Widzisz? Nic.
- A nie możesz chwilę poczekać?
Dex skrzyżował ręce. Elizabeth założyła na oczy swoje gogle, przepuściła przez tył okularu odrobinę magii powietrza. Dzięki temu aktywowała jeden z wariantów wizji. Spojrzała się na Dexa, następnie w stronę budynku naprzeciwko domu państwa Jenkins, po czym bez słowa ruszyła w drugą stronę.
- Ej! Gdzie idziesz? Co widzisz?
- Zapach. Ledwo widoczny, ale zawsze.
- Co? Zapach? Jaki zapach? - Dex wciągnął powietrze, ale nic nie poczuł.
- Tak, zapach, najprawdopodobniej tego rudzielca, nie gadaj i chodź.
Dex pokręcił głową mamrocząc “magia powietrza”, po czym poszedł za Elizabeth. Minęli trzy ulice, po czym zatrzymali się przy cmenarzu.
- Coraz mniej mi się to podoba…
- Oj, nie marudź! Musimy ją znaleźć, Dex!
- No wiem, ale mroczne rytuały, czarna magia, demony i teraz jeszcze cmentarz? Jestem prostym piromantą, a nie jakimś egzorcystą!
- Czyżbyś pękał? - Liz wyszczerzyła do niego zęby.
- Nie, no co ty! Po prostu chciałem zgłosić swoje obiekcje - Dex również starał się wysilić na uśmiech, lecz marnie mu to wyszło.
Weszli na teren cmentarza. Zapach prowadził do jednego z mauzoleów. Liz wskazała ręką w stronę drzwi, Dex wyjął pistolet, złapał za klamkę i czekał. Elizabeth wyciągnęła dwie szpady i kiwnęła głową. Otwierając drzwi, Dex odskoczył i zaczął mierzyć do środka.
- Czysto!
W środku po obu stronach znajdowały się po cztery komory grobowe, z czego tylko dwie były zajęte. Na środku w podłodze znajdowała się dziura. Dex założył gogle i przepuścił przez lewy okular trochę magii prądu. Dzięki temu zaczął widzieć w ciemnościach. Liz zrobiła to samo, używając magii powietrza.
Dziura prowadziła do tunelu. Najpierw zeskoczył Dex, a gdy się upewnił, że jest bezpiecznie, machnął ręką Liz, że może dołączyć. Chwilę potem szli korytarzem pełnym ludzkich szczątek.
- Słyszałam, że pod całą Factorianą są katakumby i tunele, ale zawsze myślałam, że to ściema - szepnęła - Biedne dziecko, przetrzymywane w takich warunkach…
Wkrótce korytarz skręcał w prawo. Następnie w lewo i znowu w prawo. Trafili w ten sposób do ogromnej sali oświetlonej pochodniami. Widok który tam zobaczyli był przerażający.
- Widziałem już wiele chorego gówna - przełknął ciężko gorzką ślinę, wskazując na otaczającą ich rzeź - ale to przebija wszystko.
Elizabeth zgodziłaby się z Dexem, gdyby akurat nie zwracała swojej kolacji.
Sala była wypełniona świeżymi trupami i zapachem rozkładu. Ciała były zmasakrowane - poodcinane kończyny i wyprute wnętrzności. Ściany wokół zabazgrane były krwią. Wszędzie powtarzało się Przybądź Ur’har. A po środku, w kręgu ułożonym z rąk i nóg, siedziała dziewczynka.
Jej uśmiech był odrobinę zbyt szeroki, odrobinę zbyt wesoły, biorąc pod uwagę krew na ścianach. Kiwała się do przodu i do tyłu, miała pusty wzrok, a twarz umazaną we krwi.
Elizabeth trochę niepewnie, podeszła do niej, przyklęknęła i mocno objęła. Dziewczynka zaczęła się wyrywać, piszcząc, więc Liz szybko ją zostawiła.
Wtedy, gdzieś z boku usłyszeli jęk bólu. Dex się obrócił i zobaczył rudego mężczyznę w rudych szatach. Miał wbity nóż w brzuch. Mściciel podszedł do niego i pochylił się nad nim.
- Co tu się stało?
- Ur’har wy… maga największego poświęcenia... Gdy wy… dam o-statni dech, on przyj…
Rudzielec zatrząsł się i umarł.
W tym samym czasie, Elizabeth starała się porozumieć z dziewczynką
- Betty?
Brak reakcji.
- Betty, chodźmy do domu.
Nadal brak reakcji ze strony dziewczynki.
- Do mamusi i tatusia.
Dziewczynka wstała jakby mechanicznie i ruszyła korytarzem, nie robiąc sobie nic ze zmasakrowanych ciał, krwi na ścianach ani przerażenia wymalowanego na twarzach jej wybawców.
***
Gdy dotarli do domu państwa Jenkins, rodzice rzucili się na dziewczynkę. Zaczęli ją tulić, płakać i szeptać miłe słowa. Po chwili refleksji, pan Jenkins podszedł do Dexa i Elizabeth.
- Nie wiem jak mam państwu dziękować! Przyprowadziliście naszą dziewczynkę całą i zdrową! Jesteśmy dozgonnie wdzięczni.
- Bez przesady, to nasza praca. I szczerze powiedziawszy trochę nam się poszczęściło.
- A właśnie, może mi pan opowiedzieć wszystko, co i jak?
Dex zaczął opowiadać o kulcie Ur’hara, o śladach i o masakrze w katakumbach. Gdy skończył, pan Jenkins zapytał:
- A nie wie pan na co to wszystko? Dlaczego ktoś zabił tylu ludzi? Kto jest ich szefem? Czy te ich rytuały przynoszą jakiekolwiek skutki?
Po krótkim zastanowieniu się, Dex odpowiedział:
- Nie. I po tym co dzisiaj zobaczyłem, chyba nie chcę wiedzieć...
Oy, oy! Bardzo podobal mi sie zabieg z tym wstępem, który stanowi taki mini prolog, "miłą" zapowiedz tego, co sie wydarzy. Czytalo się bardzo szybko, płynnie, tekst jest lekki, niestety wciaz kuluje zapis dialogow, zachecam by do tego przysiasc, zdaje sie ze juz wczesniej zostawialam pare porad pod Twoimi tekstami w tej sprawie. Epoka pary i magii to cos, co zrecydowanie kupuje. Zwlaszcza koncowka jest zastanawiająca. Pozwalasz nam, czytelnikom, zdecydowac, czy rytual odniosł skutek. Ja sie bawiłam świetnie, choc momentami mialam ciary!
OdpowiedzUsuńNice! Podobało mi się to. Mocne, magiczne, z własnym klimatem i światem. Tekst bardzo przyjemnie mi się czytało, chociaż można by popracować trochę nad dialogami.
OdpowiedzUsuńCo do treści... zastanawia mnie czy nie powinni poinformować jakiejś policji/władz o tym, że i gdzie znaleźli dziewczynę i co jeszcze tam zastali. Bo wydaje mi się, że powinni, ale nic o tym nie ma. Tak jakby końcówka była pisana na szybko, póki pomysł na nią był i nie poprawiona/nie dopracowana kiedy się ją już zapisało.
Podobało mi się natomiast to, że zakończenie zostawiło nas z pytaniem, czy kultowi się udało. Nie łatwo to stwierdzić, szczególnie, że wspominasz, że dziewczynka jest chora/opóźniona. Nie wspominasz dokładnie jak (nie, nie jest to złe) co pozwala na zastanawianie się, czy ta jej dziwna reakcja wynika z tego, że nie wie co się stało, albo myśli że to gra/zabawa, czy może nie widzi w tym zła. Aka - dużo spekulacji. Gdyby była jak inne dzieci, możnaby śmiało powiedzieć, że takie zachowanie było u niej bardzo nienaturalne, ale w ten sposób dodajesz więcej spekulacji, mniej pewności na każde z rozwiązań.
Hej :)
OdpowiedzUsuńKurczę, dawno nie czytałam o jakieś masakrze z taką satysfakcją (brzmie dziwnie, ale taka jestem). Bardzo ciekawe podejście do tematu, podział na fragmenty bardzo mi się podoba. Całość przywodzi mi na myśl odcinek serialu. Zaciekawiłeś mnie.
Pozdrawiam.
Od poczatku sprawa mnie zainteresowała. Dex i Elizabeth to dobry zespół. Na to ze córka czasem znika i znajduja ja w ogrodzie śpiąca, dość spokojnie rodzice reaguja😁 czyzby lunatyczka? Dex bardzo wnikliwy jest😊 rodzina idelan na pierwszy rzut oka. Lubie te twoje wiersze w tekstach😄 takie rysunki tajemnicze czterolatka tworzy?
OdpowiedzUsuńBardzo lubie ten swiat magii, bardzo jest wciągający i zagadki które rozwiązuje Dex sa fascynujące. Gadżety połączone z magią nadają dodatkowego czaru tej serii.
Jestem piromanta a nie egzorcysta - hahah dobre😀
W sierpniu stworzyles pare super bohaterów. Mam nadzieję że rozwiążą wiecej zagadek i pojawią sie jeszcze w kolejnych tekstach.