Kolejny fragment rozdziału z uniwersum Alana i Rubina. (będę was tym katować...) Tym razem retrospekcja elfa. Cały rozdział jest dłuższy, ale myślę że w ostatecznej wersji wcale go nie będzie, a za to będą takie krótkie retrospekcje dopasowane do wydarzeń z głównego wątku. I w zasadzie, ten fragment tak wygląda, musiałem tylko gdzieś na siłę dać „węzeł”. Poprzednie teksty są w tygodniu 111 i 110 :)
Rozdział III
Sto lat wcześniej,15 Kwiatu, 1124 rok Po Uwolnieniu
Wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień ostatecznego testu. Alan miał stać się pełnoprawnym Łowcą. Wstał tuż przed świtem, narzucił na siebie zielony płaszcz i wziął swój nóż myśliwski, który zawsze chował do cholewy buta. Przez te wszystkie lata treningu na Łowcę nauczył się wielu rzeczy, a jedną z nich było, żeby nigdy nie rozstawać się z bronią. Księżyc był wysoko na niebie gdy pierwsze promienie światła padły na Las Morski. Alan był już blisko rzeki, słyszał jej szum. Na brzegu czekało już dwóch innych kandydatów na Łowców. Elf pozdrowił ich uniesieniem dłoni. Oni odwzajemnili ten gest. Podszedł do nich i zaczął rozmowę:
- Cześć! Dziś jest TEN dzień! Ciekawe jakie zadanie nam wyznaczą?
- Podobno każdy Łowca musi wejść do Jaskini Mar i zmierzyć się ze swoim lękiem! - powiedziała elfka stojąca na prawo. Była to Kari, najlepsza przyjaciółka Alana wśród kandydatów. Rozumieli się bez słowa, byli bratnimi duszami i uwielbiali przebywać w swoim towarzystwie.
- Nie, pewnie znowu wyznaczą nam coś głupiego, jak wtedy co polowaliśmy na wściekłe wiewiórki – powiedział pół-elf stojący na lewo.
- Tuny, przecież dzięki temu zapobiegliśmy epidemii wścieklizny, a poza tym byliśmy wtedy „kotami”, normalne że nie dali nam czegoś cięższego – odowiedziała elfka.
- Dobra, dobra – odparł Tuny. Alan lubił pół-elf i pracować z nim, chociaż uważał, że ma przerośniętą ambicję i straszne parcie na zostanie Łowcą. Ale wiedział, że przynajmniej zawsze wykona swoje zadanie perfekcyjnie.
Nad rzekę zaczęli schodzić się pozostali. Łącznie czternastu kandydatów. Wszyscy czekali niepewnie na Protektorów – ich nauczycieli. Przez ostatnie siedem lat bardzo się ze sobą zżyli podczas szkolenia.
Godzinę po świcie przyszli Protektorzy. Kandydaci ustawili się w szereg i czekali. Naczelny Protektor, Barimen Glos, stanął przed nimi. Spojrzał na nich i powiedział:
- Siedem lat trwało wasze szkolenie. Siedem lat krwi, potu, wysiłku i wyrzeczeń. Dzisiaj jest dzień, w którym zakończycie szkolenie. Poddamy was sprawdzianowi. Każdy z was otrzyma od nas list. W liście znajdują się zadania. Macie fazę księżyca na zrealizowanie wszystkich i dotarcie do Kamiennej Grani. Nie przeciągajmy. Alanie z Wysokiego Lasu, wystąp. - Alan wyszedł z szeregu i podszedł do Naczelnego Protektora – Oto twój list. Odejdź i przeczytaj go na spokojnie.
Alan wziął list i skierował się w stronę obozu. Prawie nie słyszał jak Barimen wymienił kolejnego kandydata, był zbyt przejęty kopertą trzymaną w dłoni. Gdy doszedł do swojego namiotu, usiadł przed nim i otworzył kopertę. Wypadła z niej broszka w kształcie drzewa. Alan przyjrzał się jej. Była zrobiona z ze zwykłego żelaza, lecz zamiast korony liści miała malachit. Zaczął czytać. List był zapisany drobnymi, ładnymi literami, pisanymi na skos.
Drogi Alanie
Broszka którą otrzymałeś w liście symbolizuje Twoją przynależność do Łowców oraz ostatni etap szkolenia. Noś ją z dumą.
A oto twoje zadania:
Każdy Łowca musi pamiętać o swoich korzeniach – udaj się do swojego domu. Znajdź przedmiot który będzie służył Ci za amulet.
Każdy Łowca musi być uzbrojony i gotowy na wszystko – udaj się do swojego duchowego drzewa. Wykonaj z niego broń, która będzie służyć Ci do końca życia.
Każdy Łowca musi bronić lasu, równowagi i natury – udaj się do Nimfiej Puszczy i przywróć równowagę w jej południowej części, w okolicach Niskoboru.
Każdy Łowca musi być przygotowany na starcie z najtrudniejszym przeciwnikiem – przejdź przez Dolinę Kości, upoluj trupożercę i przynieś jego kły.
Każdy Łowca musi mierzyć się z moralnością, sumieniem, lękami, swoimi ograniczeniami i stratą. Musi być gotowy na każde poświęcenie – nie dopuść aby Kari ukończyła szkolenie.
Powodzenia.
Naczelny Protektor
Barimen Glos
Ostatnie zdanie przeraziło Alana. Przeczytał je trzy razy, nie mogąc w to uwierzyć. Jak może nie dać ukończyć szkolenia swojej najlepszej przyjaciółce?! List zaczął mu strasznie ciążyć w dłoni, jakby nagle zaczął ważyć dużo więcej.
Do obozowiska wrócili już pozostali kandydaci. Po ich minach było widać, że również nie są zadowoleni z ostatnich zadań. Najszybciej ogarnął się Tuny. Zwinął swój namiot, spakował rzeczy i ruszył na północ. Po chwili kolejna osoba zaczęła się pakować. Alan podszedł do Kari. Próbował się odezwać, ale głos mu się łamał. Odezwała się za to ona ze smutną miną:
- Jednak to nie Jasknia Mar.
- Chyba wolałbym tysiąc Jaskiń Mar i drugi tysiąc Jaskiń Koszmarów, byle nie mieć tych zadań.
- Ja też – powiedziała elfka, wytarła łzę, odwróciła się i zaczęła pakować – Myślę, że ty też powinieneś się już pakować. Wysoki Las jest daleko.
- Chyba masz rację... - Alan zaczął kierować się w stronę swojego namiotu
- Alan! - obrócił się do niej. Miała czerwoną twarz od płaczu. Oboje patrzyli na siebie, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu Kari przerwała ciszę i powiedziała – Uważaj na siebie.
- Ty na siebie też – mówiąc to, próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko kiepski grymas.
Alan prawie biegiem ruszył do namiotu. Musiał działać, żeby o tym wszystkim nie myśleć. Zaczął się pakować i składać namiot. Gdy skończył, obrócił się w stronę Kari, lecz jej już nie było. Alan zaczął zastanawiać się, co teraz powinien zrobić. Przeanalizował punkty, do których musiał dotrzeć. Uznał, że będzie robić zadania zgodnie z listem, dzięki temu jego trasa będzie krótsza. Założył specjalną uprząż oraz plecak, zapiął broszkę pod płaszczem, po lewej stronie, sprawdził węzeł w płaszczu i ruszył na południe.
Szedł tak około cztery godziny przez las. W końcu dotarł do traktu. Na drodze skręcił w lewo i szedł dalej przed siebie. Czasem spotykał podróżnych jadących w przeciwną stronę. W pewnym momencie usłyszał, że wóz jedzie z tyłu w jego kierunku. Machnął ręką w jego kierunku. Wóz powoli podjechał do niego. Gdy był już obok, woźnica zatrzymał konia. Alan pokazał mu broszkę Łowcy. Dzięki temu zgodził się, żeby podwieźć go do Wysokiego Lasu.
Woźnica nie był skory do rozmowy, Alan też zbytnio go nie zagadywał. Dowiedział się tylko, że woźnica jedzie do Wysokiego Lasu ze skórzaną odzieżą na sprzedaż. Podczas jazdy, elf próbował wszystko sobie poukładać w głowie, zwłaszcza co zrobić z ostatnim zadaniem. Jechali tak w milczeniu do wieczora, każdy pogrążony w swoich myślach. Gdy słońce zaszło, dało się zobaczyć światła w oddali. Zbliżali się do miasta.
Jak większość elfich miast, Wysoki Las nie miał murów. Elfy mawiały, że kamień na mury lepiej przeznaczyć na coś innego, na przykład na posągi. Ale prawda była inna. Miasta były chronione potężnymi, magicznymi barierami. W razie niebezpieczeństwa były one aktywowane i nikt nie mógł się dostać do środka. Najczęściej, na głównym placu stał minimum jeden magiczny artefakt zwany „dzwonem” który ją tworzył. Wyglądał jak odwrócony dzwon właśnie, stąd jego nazwa.
Woźnica bez problemu wjechał do miasta. Jechał wąskimi uliczkami, w stronę głównego placu. Elfy wychodziły z domów i też zmierzały w tamtą stronę. Budynki były przystrojone doniczkami z różnokolorowymi kwiatami oraz papierowymi latarniami. Nad ulicami rozwieszone były wstęgi i proporce. W tłumie panowała radosna atmosfera – wszyscy śmiali się, śpiewali, krzyczeli i bawili się. Zmierzali na Święto Kwiatów. Co roku, w połowie miesiąca Kwiatu elfy gromadziły się przed świątyniami lub kapliczkami. Oddawali tam cześć Bogini Urodzaju Lelianie, składając w ofierze pożywienie, rośliny i kwiaty. Następnie, wieczorem, świętowali na ulicach, bawiąc się do białego rana.
Wóz wjechał na rynek. Stanął obok śnieżnobiałej kamienicy. Woźnica zaczął układać towar, więc Alan mu pomógł. Gdy skończyli, podziękował za podwiezienie do miasta i skierował swoje kroki do rodzinnego domu. Nagle drogę zastąpiła mu elfka. Miała wianek z niezapominajek, który podkreślał błękitny kolor jej oczu. Była w zwiewnej, białej sukni. Pocałowała Alana, krzyknęła „Wesołego Święta Kwiatów!” i uciekła śmiejąc się. Alan uśmiechnął się i poszedł dalej.
Wszedł w Aleję Wielkich, przeszedł kilka przecznic i skręcił na ulicę Krzywą. Staną przed trzecim domem. Mała kamieniczka, jedno piętro, szara i niepozorna. Miała trzy okna na frontowej ścianie, małe drewniane drzwi i po doniczce na każdej stronie drzwi.
- Jestem w domu – powiedział do siebie i podszedł do drzwi.
Nic się nie zmieniło odkąd odszedł. Schylił się do prawej doniczki. Za nią był klucz. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Nadal najpierw wchodziło się do małej pracowni stolarska. Na prawej ścianie były kolejne drzwi. Prowadziły do kolejnego pomieszczenia. Znajdowała się tutaj kuchnia. Przy stole siedziała elfka. Na twarzy wyglądała młodo, lecz lekko przygarbione plecy i zmęczone oczy zdradzały, że jest już w podeszłym wieku.
- Mamo, a ty nie na Święcie Kwiatów?
-Alan? To naprawdę ty? - Kobieta się obróciła w jego stronę – Synku! Niech cię wyściskam – Wstała od stołu i się na niego rzuciła.
- No już, już, mamo, bo mnie udusisz!
- Przodkowie! Jak dawno cię nie widziałam! Opowiadaj!
- Przecież pisałem listy co miesiąc, mamo, wiesz co u mnie.
- Ale to co innego jak wszystko sam mi opowiesz. Musisz być głodny, chodź, robiłam akurat twoje ulubione elfie placki.
Alanowi rzeczywiście burczało w brzuchu, więc chętnie przysiadł się do stołu. Jedząc kolację opowiadał o szkoleniu na Łowcę, co musiał robić, na jakie zwierzęta polował. Powiedział również swojej matce o swoim ostatni teście. Matka Alana zamyśliła się i po chwili mu powiedziała:
- Nie przejmuj się, synku, na pewno sobie poradzisz. A zadanie z Kari może samo się rozwiąże. I chyba wiem co możesz wziąć jako amulet! - Wstała od stołu i poszła na piętro. Po chwili wróciła i wręczyła mu pudełko. - Twój tata na pewno chciałby, abyś go zachował.
Alan otworzył pudełko. W środku był wyrzeźbiony w drewnie malutki jeleń. Każdy detal dokładnie widoczny. Mistrzowskie dzieło.
- Dziękuję, mamo! Jest piękny! - I pocałował ją w czoło. - A może jednak przejdziemy się na Święto Kwiatów?
- Nie, synku, przecież wiesz, że nie byłam na nim od trzydziestu lat. Ale jeśli ty masz ochotę, to idź! A właśnie, pytała o ciebie Malvina. Piękna dziewczyna z niej wyrosła!
- Chyba ją widziałem – uśmiechnął się na myśl o elfce, która go pocałowała.
Rozmawiali jeszcze jakiś czas. Matka Alana cały czas go wyganiała na rynek, aby wybawił się. Elf bronił się, mówiąc, że przecież tak dawno się nie widzieli, lecz w końcu uległ jej i poszedł świętować. Wrócił na rynek. Elfowie tańczyli, śpiewali, pili i bardzo dobrze się bawili. Zewsząd dopływała muzyka. W końcu było to Święto Kwiatów.
Alan zobaczył Malvinę tańczącą w tłumie wokół rzeźby wykonanej z buku, przedstawiającej Boginię Lelianę. Wyczekał moment gdy będzie obok niego, złapał ją za dłoń i rzucił się w wir tańczących elfów.
Malvina poruszała się z gracją. Jakby płynęła w tańcu. Alan był pod wrażeniem. Była od niego niewiele młodsza i zawsze traktował ją jak siostrę, albo bardzo dobrą przyjaciółkę. Teraz dopiero dostrzegł jaka piękna z niej kobieta wyrosła. Gdy skończyli tańczyć udali się do „ogródka” przed jedną z restauracji. Alan zamówił wino, pokazując broszkę. Kelner zrobił przewrócił oczami z niesmakiem, jednak wiedział, że Łowcy należy pomóc w każdy sposób, nawet serwując za darmo jedzenie. Usiedli przy jednym ze stołów. Malvina zasypała go pytaniami – gdzie był, co robił, czy zostanie już w Wysokim Lesie. Alan spokojnie odpowiadał na wszystkie. Posmutniała, gdy usłyszała, że Alan musi wkrótce wyruszyć dalej. Rozmawiali tak do późnej godziny. Wypili dwie butelki wina. Alan postanowił ją odprowadzić do domu. Szli Aleją Wielkich, skręcili w ulicę Krzywą. Malivina lekko się chwiała. Podeszli do czwartego domu. Nagle elfka się obróciła, pocałowała w policzek Alana i powiedziała zalotnie:
- Chcesz wejść do góry?
Pomimo krótkich zdań, które jakby ciosały cały tekst, fabuła broni się sama. Kreujesz magiczny świat, a święto Kwiatów skojarzyło mi się z eventem kwiatowym z Runes Of Magic :D Jest magia, ale jest też brutalny wątek, bo dlaczego i jak główny bohater ma sprawić, że jego przyjaciółka nie ukończy szkolenia? Trochę przywodzi na myśl lekką wersję Igrzysk Śmierci, choć mam nadzieję, że nie będzie tak brutalnie :D Opisy tworzysz bardzo plastyczne i łatwo było mi wyobrazić sobie cały świat. Czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńSiedem lat szkolenia? to tyle co medycyna:P Nie jest łatwo zostać Łowcą wśród elfów. Upolować trupożerce? czy oni oszaleli - strasznie podoba mi się ta historia. Ja myślę ze oboje dostali zadanie przeszkodzenia drugiemu, co za podstępny egzamin....
OdpowiedzUsuńcoś mi nie pasuje: bus jechał w jego kierunku i on machną w jego kierunku, takie powtórzenie mnie wytraciło z czytania, a muszę powiedzieć że fragment bardzo wciągający
podoba mi się bardzo obrazowe opisy i czuje się jakbym tam była:)
muszę przyznać, że mi święto kwiatów także się skojarzyło z gra ale nieco inna , mianowicie Neverwinter.
Ja tez chce na taka imprezę
wyobrażam sobie reakcje mamy na odwiedziny Alana:)
Małe pudełko :D u mnie w tekście też się pojawiło małe pudełko z podarunkiem:) ale synchronizacja
dwie butelki wina? wiedziałam, że tak się to skończy, ach te Malwiny :P
Hej :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Alana i Rubina, od kiedy pojawili się podczas Pisarskiego Siepnia 2.0., nie powinno więc dziwić, że przeczytałam ten tekst. Bardzo fajnie jest dowiedzieć się o elfie czegoś więcej.
Zastanawiam się, dlaczego Alan musi powstrzymać Kari przed ukończeniem szkolenia. Mam nadzieję, że będzie mi kiedyś się o tym dowiedzieć ;)
Zdania krótkie, ale pozwoliły dobrze oddać opisy tekstu, z rozmysłem kierujesz fabułą i całość ma ręce i nogi. Dobrze się czytało, do tego druga część była taka swojska, że aż zechciałam udać się na podobną imprezę. Może GPK stworzy w przyszłości własne święto z kwiatami?
Pozdrawiam.