W mieszkaniu zostali już tylko we dwoje. Celty stała na
środku pokoju ze skupieniem wczytując się w zapisaną starym językiem, równie
starą, księgę. Nero natomiast chodził nerwowo po pokoju, co rusz rzucając
blondynce wściekłe spojrzenia. Wszystko przez nią i tą jej przyjaciółeczkę,
Blu, ale to on utknął z wiedźmą próbując uratować swojego wuja.
– Potrzebuję krwi kurczaka, pół kilo soli, pięć świec i
butelkę wódki – oznajmiła z powagą Celty, nie odrywając wzroku od lektury.
– Wódki? Do zaklęcia? – zdziwił się chłopak.
– Nie, wódka jest po to, żebym poczuła się lepiej – wyjaśniła spokojnie, jakby to była oczywista oczywistość i niezaprzeczalny fakt. – No rusz się. To się samo nie przyniesie.
– Wódki? Do zaklęcia? – zdziwił się chłopak.
– Nie, wódka jest po to, żebym poczuła się lepiej – wyjaśniła spokojnie, jakby to była oczywista oczywistość i niezaprzeczalny fakt. – No rusz się. To się samo nie przyniesie.
– A ty?
– Ja muszę to jeszcze doczytać i sprawdzić, czy niczego
nie przeoczyłam.
– Zwyczajnie ci się nie chce – burknął Nero.
– Nie marudź, tylko ja mogę go stamtąd wyciągnąć –
przypomniała Celty, marszcząc groźnie brwi.
– Sama go tam odesłałaś! – zagrzmiał chłopak i włożywszy
ręce do kieszeni, dodał już ciszej: – Gdziekolwiek „tam” jest…
– W przybliżeniu… Przestrzeń pomiędzy tym, a tamtym
światem.
– Zabiłaś go?