„Młode wampiry to
prawdziwe utrapienie”
Ten temat aż się prosił o to uniwersum.
Miała być inna scena, ale ostatecznie uznałam, że nie mam ustalonych na
pewniaka kilku ważnych faktów, więc jest inna. Nie wyszło co prawda tak, jak
chciała, ale chyba nie jest źle. W połowie pomyślałam, że Nico pasowałby tu
bardziej… ale może to i lepiej, że go tu nie ma, poznacie jego brata.
Ze słowniczka:
Dziecko nocy – inne określenie na
wampira.
Stela – narzędzie używane przez
Nocnych Łowców, by rysować runy na ciele.
Serafickie ostrze – broń nocnych
łowców, zrobiona ze specjalnego materiału.
Podziemni – określenia na wszystkie
rasy istot ze świata cieni, mające w sobie demoniczną krew, w tym wampiry.
Iratze – nazwa runy leczącej.
Porozumienia –coś w rodzaju zasad sojuszu
miedzy Podziemnymi, a Nocnymi Łowcami. Używane też jako określenie samego
sojuszu.
Instytut – miejsce, gdzie mieszkają
Nocni Łowcy z danej okolicy.
Było źle. Było bardzo źle. No, może jednak nie bardzo, ale zdecydowanie
źle. Bywała już w gorszych sytuacjach, ale zawsze miała wtedy przy boku Nico
lub Lauriene. A tym razem utknęła praktycznie sama. Bowiem ranny Selethen na
niewiele jej się przydawał. Nie miała bladego pojęcia, gdzie wcięło jej Parabatai,
ani co się stało z Lightwoodem. Niewiele wcześniej był parę kroków za nimi, ale
potem pojawiły się demony i zostali rozdzieleni. Dali się zaskoczyć, jak jakieś
żółtodzioby. Może gdyby Selethen nie dał się wcześniej podejść, nie musiałaby
teraz taszczyć jego ciężkiego, rannego cielska. Jej stela została złamana – nie
mogła więc użyć run – a chłopak nie miał swojej, bo… no właśnie czemu?
– Gdzie podziałeś swoją stele? – zapytała Lizbeth, nie spuszczając
jednak wzroku z korytarza przed nimi. Nie miała zamiaru pozwolić się zaskoczyć
po raz drugi.
– Dałem Isabelle – usłyszała w odpowiedzi. Lizzy ściągnęło coś w sercu.
Selethen nie miał w zwyczaju pożyczać swoich rzeczy komukolwiek. Zganiła się
jednak szybko za takie myślenie. To nie była odpowiednia pora na to. Nie
przerywając obserwacji otoczenia, odsunęła od siebie wizerunek jedynej
dziewczyny wśród rodzeństwa Lightwood.
– Lizzy – odezwał się słabo jej towarzysz – na prawo.
Midwinter w pierwszym odruchu skierowała tam broń, spodziewając się, że
ostrzega ją przed czającym się w mroku demonem. Szybko jednak zrozumiała swój
błąd, kiedy zobaczyła podniszczone drzwi, pochlapane krwią. Oparła Selethena o
ścianę, a sama ostrożnie otworzyła drzwi, trzymając Serafickie ostrze w
pogotowiu.
– Pusto – stwierdziła pod nosem i pomogła przyjacielowi dostać się do
środka. – Tu powinniśmy być bardziej bezpieczni. Najpierw opatrzymy ci tę ranę,
a potem…
Przerwała, kiedy usłyszała niewyraźny szmer. Stanęła przed Ashdownem,
zasłaniając go przed ewentualnym atakiem. Uniosła ostrze, które zalśniło
niebieską poświatą. W oddali zamajaczyła niewyraźna postać, która jednak szybko
zniknęła.
– Młody wampir – mruknęła Lizbeth. – Wyczuł twoją krew.
– Brawo Sherlocku, teraz tylko czekać, aż odkryjesz jakiś kontynent –
rzucił Selethen, ale w jego głośnie nie czuć było tej typowej dla niego
złośliwości, która zdecydowanie powinna tam być. Lizbeth czuła ogromną potrzebę
odwrócenie się i sprawdzenia jego stanu, ale wiedziała, że nie może spuścić
wzroku. Wróg czaił się na nich w mroku, gotowy rozszarpać ich na strzępy, a
zapach krwi Nocnego Łowcy, jedynie pobudzał jego instynkty.
Nie musiała długo czekać, na atak Dziecka Nocy. Już po chwili ciało
młodego chłopaka leżało u jej stóp, a jego odcięta głowa poturlała się w drugą
stronę. W momencie kiedy chciała opuścić broń i odwrócić się do rannego
towarzysza, pojawił się drugi wampir – równie młody z wyglądu i niewątpliwie
świeżak – który powalił ją na ziemię. Poczuła w plecach ból, niby nic nie
zwykłego w jej profesji, ale była już naprawdę zmęczona. Silnym kopnięciem
zrzuciła Podziemnego z siebie, jednak to był błąd – wampir rzucił się w stronę
Selethena. Dopadła go w ostatnim momencie. Serce biło jej jak rozszalałe.
Zamachnęła się bronią, chcąc pozbawić kolejne Dziecko Nocy głowy, ale została
zaatakowana z boku. Kolejny młody wampir. Zignorowała ból w prawym ramieniu i
po krótkiej szarpaninie pozbyła się wroga. Został jeden, który prawdopodobnie
żywił się właśnie Selethenem.
Szybko stanęła na nogi i z szokiem wpatrywała się w ledwo stojącego
Slethena, pochylającego się nad wijącym się z bólu wampirem. Wampirem, obok
którego było kolejne ciało bez głowy. Ashdown trzymał w dłoni ozdobny, srebrny
sztylet Lauriene, ociekający teraz krwią. Oczy miał półprzymknięte i zaszklone,
a mimo to sprawiał wrażenie potężnego. A może to po prostu była jej wyobraźnia.
– Mieliśmy być tu bezpieczni – powiedział chłopak, uśmiechając się
kpiąco. – A tymczasem wampiry wyłażą jeden za drugim. Ciekawe ile jeszcze się
tu czai. – Zaśmiał się słabo, nie odsuwając jednak srebrnego ostrza od rannego
wampira. – Nieźle nas wpakowałaś. Dosłownie z deszczu pod rynnę.
– Nie – odparła naburmuszona nim zdążyła ugryźć się w język. –
Powiedziałam, że jesteśmy bardziej bezpieczni, a nie bezpieczni.
Kilka sekund ciszy, przecinanej jedynie przez syki i jęki wampira. W
końcu Selethen parsknął. Lizbeth poczuła ulgę – wracał do siebie. Chociaż
wiedziała, że to pewnie adrenalina.
– No cóż… i tak na jedno wychodzi – odparł Ashdown, zerkając na nią
przez ułamek sekundy. Chociaż równie dobrze, przez to zmęczenie, mogła to sobie
wyobrazić. – Kłóciłbym się ze stwierdzeniem, że jesteśmy tu bezpieczniejsi.
Chciał dodać coś jeszcze, ale zachwiał się niepokojąco. Srebrne ostrze
odsunęło się od bladej szyi nieumarłego, a wampir wykorzystał tę chwilę i
uciekł. Jakimś cudem wybrał życie, a nie kilka kropel krwi, której i tak mógłby
nie zdążyć wypić. Może jednak nie był aż takim pisklakiem, jak reszta.
– Musimy szybko znaleźć stelę, albo coś, czym cię opatrzymy –
stwierdziła Lizzy, starając się myśleć chłodno i ignorować uciekiniera, chociaż
była pewna, że jej głos drży. W duszy modliła się do swoich przodków, żeby
reszcie udało im się ich znaleźć. I to szybko.
Podskoczyła kiedy drzwi otworzyły się z hukiem. Złapała za broń, gotowa
do kolejnej walki. Szybko jednak opuściła lśniące ostrze, kiedy zobaczyła
Aleca. Lightwood, z uniesionym łukiem skierowanym w ich stronę, wyglądał na
równie zaskoczonego, co ona.
– Łał, szybko zadziałało – mruknęła do siebie. – Dzięki przodkowie.
– Lizbeth… – zaczął Alec, ale dziewczyna nie miała zamiaru tracić
więcej czasu.
– Stela, szybko! – Lightwood podał jej przedmiot, która wzięła niemal z
namaszczeniem. Już po chwili rysowała na ciele Selethena leczący iratze. Kiedy rana zaczęła się goić,
odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, jakim cudem, pozornie prosta misja pozbycia się
wampirów łamiących Porozumienia, stała się wielką klapą, ale miała zamiar
wrócić do Instytutu bezpiecznie, z wypełnioną misją. No, albo przynajmniej to
pierwsze.
Hej :)
OdpowiedzUsuńPrzy pierwszym tekście z klimatem Darów poznawałam bohaterów i cieszyłam się z powrotu do świta, który kilka lat temu zaczął mnie uwodzić. Przy tym tekście, kiedy to pojawia się Alec Lightwood, czyli faktyczny bohater cyklu, przez chwilę miałam wątpliwość, czy tekst powinien się pojawić, ale zajrzałam do regulaminu, gdzie nie ma już punktu o nietworzeniu fanfików, więc odetchnęłam z ulgą.
Dynamiczna scena, z odpowiednim mrokiem. Wrzucasz w sam środek akcji, ale to nie przeszkadza w odbiorze. Ukazałaś tę część życia Nocnego Łowcy, o którym młodzi marzą, a dorośli czasami mają dość.
Jestem ciekawa genezy tego zdarzenia: dlaczego wampiry zaatakowały? Dlaczego Selethen został ranny?
Ładnie opisane, z nienudnymi dialogami, temat zachowany. Jedynie uczepiłabym się pisowni. Jako że serafickie to przymiotnik, pisałabym to z małej litery, to samo z parabatai - o ile pamiętam, w książkach również nie było to zapisywane z wielkiej litery.
Poza tymi uwagami tekst mi się podobał, dziękuję za niego.
Pozdrawiam.
W sumie jestem tu drugi raz (u ciebie w sensie!) i zastanawiam się, czy piszesz teksty wyłącznie związane z Darami Anioła? Ja bym chętnie poczytała coś jeszcze z innych uniwersum, a szczególnie z twoich własnych c: no, ale może takie teksty pisałaś, tylko mi o tym nie wiadomo XD.
OdpowiedzUsuńZnowu uderza mnie z początku ta ilość imion, tym bardziej, że nie wiem, kto jest kim. Może one pojawiały się już w poprzednich tekstach, ale pamiętaj, że ten tekst może czytać także ktoś nowy! I wtedy może poczuć się zagubiony. Ewentualnie mogłabyś dołączać do słowniczka również bohaterów! Wtedy człowiek się do niego wróci i pomyśli: o, to ten bohater, okej.
W sumie zgadzam się z Cleo - serafickie pisze się z małej, tak samo parabatai. Ale to techniczny szczegół.
Akcja z wampirami naprawdę mocna i nawet chwilami makabryczna. Podoba mi się to. I dobrze wpleciony temat w tekst! Jeszcze raz się ogólnie podłączę pod Cleo, bo moja opinia jest do niej bardzo podobna c:
A co do fanficków, to rzeczywiście kiedyś był taki punkt, że nie można ich pisać, ale adminki i reszta zaczęły tworzyć fanfikowe teksty i w sumie, o ile mi wiadomo, to zniesiono ten zakaz. I w sumie dobrze, bo nie warto ograniczać twórczość c: dobrze poruszasz się po tym uniwersum!
Pozdrawiam.
#SadisticWriter (z innego konta, a jak)
Hej, nie, nie piszę tylko na DA, ale ostatnio coś mnie wzięło na to uniwersum. No akurat te tematy aż się prosiły o postacie z tego uniwersum. Na grupę wrzuciłam na razie bodajże… 4 teksty? Jakoś tak, bo świeżak ze mnie tutaj. Generalnie z moich własnych uniwersum nic jeszcze nie opublikowałam nigdy, chociaż w trakcie mam (takich całkiem własnych) 5 poważniejszych historii, ale ich droga do upublicznienia jest długa i niejasna.
UsuńWiem, że ilość imion trochę uderza, ale staram się je ograniczyć. Niestety, akurat w uniwersum DA mam dużo własnych postaci, a niezbyt lubię zapominać nadmiernie o jakiejś. Taki nawyk. Ale starałam się skupić konkretne teksty na pojedynczych postaciach, powoli wprowadzając inne. Możliwe, że niezbyt mi to wyszło.
Duże litery… własnie nie byłam pewna jak z ‘serafickie’ chociaż spotkałam wiele wersji. A co do ‘Parabatai’ to nie jestem pewna czy nie było tak gdzieś w książce, ale pewności nie mam. Wiem, że poprawiałam z małej na dużą i aż musze teraz sprawdzić jak jest poprawnie. Dzięki za zwrócenie uwagi.
Co do fanficków to dołączając do grupy pytałam czy takie teksty mogą być, bo niestety znaczna część mojej twórczości to właśnie one i dostałam odpowiedź twierdzącą. Nie wiem jak było kiedyś, ale na chwilę obecną nic o tym w regulaminie nie ma i bardzo się z tego powodu cieszę ;) i cieszy mnie, że obu wam się podoba!
Jeszcze raz DA i jeszcze raz od razu wrzucasz nas w dynamiczną scenę wyrwaną z kontekstu. Masz nieco zarysowaną sytuację, bohaterów też jest sporo jak na krótką scenę, zwłaszcza że przy okazji opowiadasz też o innych. Może nieco chaotyczne, ale jak dla mnie jest ok. Może dlatego, że nie analizuję tego pod kątem "kto to do cholery jest". Całkiem nieźle i może czas ruszyć z tym projektem na poważnie, co?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytałam wiele książek Cassandy Claire i przyznam ze twoje opowoadania maja czar, od razu przypominają mi sie nocni lowcy. Brawo.
OdpowiedzUsuń