Nie tak to sobie wyobrażała. Przez lata nie myślała o tym, by w ogóle kiedyś wyjść za mąż, ale kiedy już zaczęła rozpatrywać taką możliwość, pragnęła oświadczyn bez świadków, w ładnym otoczeniu i z osobą, która naprawdę kochała.
Ale to, co się właśnie działo, w ogóle nie wyglądało jak w jej marzeniach. Galeria handlowa była zbyt głośnym miejscem, do tego ten tłum ludzi, który się wokół nich zgromadził. Z głośników płynął wspaniały głos Elvisa i jego Can't help falling in love with you. No i on - klęczący przed nią, patrzący z udawanym uczuciem, a do tego urządzający całą tę szopkę. Zastanawiała się, dlaczego zgodziła się na to wszystko, odpowiedź dotarła do niej dość szybko - bo myślała, że to pozwoli jej spędzić więcej czasu z tym, którego naprawdę darzyła uczuciem.
Gapie i on czekali na to, co powie. Jego pytanie było proste, ale choć przećwiczyli tę scenę, jej przez usta nie chciało przejść to jedno słowo, które założyli, że powie. Zamiast tego udawała, że nagle się speszyła i powiedziała tak, by jak najwięcej ludzi mogło ją usłyszeć. W tym także ten, na którego polowali.
- Wierz mi, nie jestem dziewczyną, której chcesz dać ten pierścionek. - Naprawdę tak uważała, a to, że jedynie odgrywała scenę na potrzeby policyjnego dochodzenia, niczego nie zmieniało. - Teraz wstań z kolan. Ośmieszasz się tylko.
To właśnie teraz czuła. Wstyd, że na oczach ludzi ktoś się jej oświadcza, co przecież powinno być dość intymną chwilą. Czuła się bardzo niekomfortowo, ale nie mogła uciec, dopóki plan nie zostanie zrealizowany do końca. Nie mogła przecież zawieść detektywów, szczególnie jednego z nich.
- Mylisz się - klęczący przed nią chłopak powiedział to z mocą, która jasno dawała do zrozumienia, że jego słowa są szczere. - Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką w swoim życiu poznałem. Nie chcę innej. Kocham cię, dlatego pytam ponownie - wyjdziesz za mnie?
Wiedziała, co powinna zrobić, mimo to potrzebowała zebrać w sobie całą odwagę, nim zrobiła, co miała.
Przykucnęła tak, by jej twarz znalazła się na wysokości twarzy chłopaka, ujęła ją w dłonie, uśmiechnęła się.
- Tak - powiedziała, na co najbliżej zgromadzeni zaczęli już wiwatować. - Tak, wyjdę za ciebie.
Oklaski poniosły się po tej części galerii, gdy wyprostowała się razem z partnerem, wyciągnęła ku niemu dłoń i czekała, aż ten założy jej na serdeczny pale pierścionek będący dość dobrą imitacją naprawdę drogiego oryginału, który stanowił główny przedmiot tej całej akcji. Niech tylko zbliży się ten, który go pragnie.
Jak zdołano to przewidzieć, złodziej, na które urządzono zasadzkę, a w której ona i chłopak stojący przed nią brali udział, pojawił się niczym znikąd i działając szybko, wyszarpnął pierścionek, nim ten na dobre znalazł się na palcu dziewczyny.
Wiedzieli, że tak się stanie. Do tej pory złodziej zaatakował pięciokrotnie, za każdym razem mając przy tym publiczność. Zawsze trafiał się ktoś, kto próbował odzyskać zgubę, rzucając się w pogoń, jednak były to marne próby - jak wynikło po przejrzeniu nagrań z kamer w miejscach zdarzeń, złodziej wiedział doskonale, jakiego terenu kamery nie obejmują, i w nich znikał.
Ale tym razem była to pułapka. Z chwilą, gdy złodziej połasił się na pierścionek, rozbrzmiał okrzyk chłopaka: Złodziej! Łapać go!, a obserwujący to wszytko z pewnej odległości detektywi zagrodzili drogę i winny nie miał się gdzie podziać. Chcąc nie chcąc, dał sobie założyć kajdanki i wyprowadzić się, odprowadzany licznymi spojrzeniami publiczności, której tak pragnął.
Dziewczyna patrzyła za nim, szczęśliwa, że oto nadszedł koniec odgrywania tej feralnej sceny z oświadczynami, gdy wtem jej towarzysz chwycił ją za rękę, uniósł ją i rozbrajającym uśmiechem zwrócił się do tłumu, który zaczynał się rozchodzić:
- Serdecznie dziękujemy, że zechcieli państwo poświęcić chwilę, by zobaczyć jedną ze scen nadchodzącego spektaklu, który pod koniec miesiąca będzie miał swoją premierę na wielkiej hali liceum imienia Franklina. Zapraszamy gorąco, oto ulotki, z nimi dostaną państwo zniżkę na bilet.
Jak to dobrze było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: Juan, bo tak miał na imię chłopak będący blisko centrum tego wszystkiego, wydawał się być uradowany tym, że i pomógł złapać złodzieja, i pokazał swój aktorski talent. Brawa dla niego. Ona sama nie czuła się za dobrze, ale to pewnie przez tę sukienkę, którą kazali jej założyć, by wyglądała na starszą. Opinała ją aż za dobrze, uwydatniając sylwetkę, czego zazwyczaj unikała. Dlatego teraz, gdy Juan zajęty był rozdawaniem ulotek, odeszła na bok i z plecaka kolegi wyciągnęła swoją dżinsową kurtkę, która uwielbiała i nosiła, kiedy tylko mogła. Okazała się być idealnym nakryciem, dzięki któremu dziewczyna nie rzucała się już w oczy.
Pozostało jej poczekać, aż Juanowi skończą się druki, i z nim przejść na podziemny parking, gdzie pewnie jakiś detektyw już ich oczekiwał. Podejrzewałam, że złodziej został nie tylko złapany, ale jest też w tej chwili odwożony na posterunek.
Ciekawe, czy Manuel go eskortuje, przemknęło jej przez myśl, ale szybko się otrząsnęła. Nie powinna zastanawiać się nad tym, co robi jej sąsiad-detektyw, na razie musiała pilnować, by sąsiad z tej samej rodziny, ale młodszy i o wiele bardziej arogancki przestanie robić z siebie aktorzynę godnego Złotej Maliny.
Juan rzucał piękne uśmiechy na prawo i lewo, zaczął nawet deklamować Srebrzynek i ja Juana Ramóna Jiméneza, któremu to ponoć zawdzięczał swoje imię. Na początku znajomości dziewczyna się z tego śmiała, ale później doszła do wniosku, że miło jest mieć imię po nobliście, nawet jeśli urodziło się prawie czterdzieści lat po jego śmierci.
Gdy kolega wreszcie się uporam ze swoją próbą pozyskania widzów na swój najbliższy występ, poszła za nim i nawet pozwoliła mu wybrać windę zamiast schodów. W ten sposób szybciej dostali się na parking, skąd równie szybko mogli wyjechac, a właśnie szybkie opuszczenie tego miejsca było jej celem.
Przy tym samym samochodzie, którym zajechali do galerii, czekał na nich policjant. Nie był to ten, który ich tu przywiózł, jednak był kimś, kogo Juan znał. Jak pewnie cały miejscowy wydział kryminalny, w końcu jego brat pracował w nim ze stopniem detektywa.
- Świetna robota, dzieciaki. - Mężczyzna uśmiechnął się, pokazując zbyt żółte uzębienie, i otworzył drzwi od strony kierowcy. - Nie wiedziałem, że potraficie tak dobrze grać, wyszło wam to naprawdę realistycznie. Brawa dla was!
Nie zareagowała, zamiast tego wsiadła do samochodu z tyłu, a Juan skłonił się przed policjantem teatralnie, uradowany pochwałą.
Przez chwilę patrzyła, jak ta dwójka wymienia jeszcze jakieś uwagi, których ona nie słyszy, obserwowała, jak sami pakują się do pojazdu, by w końcu mogli stąd wyjechać.
- Złapaliście go, nim dobiegł do schodów? - zapytał Juan, patrząc na kierowcę.
- Tak, wyszło dokładnie tak, jak założyliśmy. Wcześniejsza analiza pozwoliła nam zająć strategiczne miejsca i mieć kolejnego kryminalistę do wrzucenia do celi. - Zaśmiał się przy ostatnich słowach, a nastolatek mu wtórował. Tylko dziewczyna nie zareagowała, wpatrzona w okna i modląca się o to, by zniknąć.
Kierowcy, policjantowi z prawie dwudziestoletnim doświadczeniem, nie umknęła cisza wokół dziewczyny, rzucił jej spojrzenie we wstecznym lusterku i odchrząknął.
- Dobra robota, Rebeca. Nie każda by dała radę przyjąć oświadczyny tego gościa - wskazał dłonią na siedzącego obok pasażera - i nie dać mu przy tym w twarz.
Dziewczyna spojrzała na kolegę, który pokazywał jej właśnie swój lewy profil, i odpowiedziała:
- Proszę mi wierzyć, że chciałam to zrobić, ale wtedy coś mogło by pójść nie tak.
- No, na pewno zniszczyłabyś mi plan zaproszenia na spektakl - odparł Juan i westchnął. - Myślicie, że mój brat da radę przeprowadzić dobrze przesłuchanie tego złodzieja? Ponoć nie jest dobry w tej części swojej pracy.
Policjant pokręciło głową, włączył kierunkowskaz i skierował pojazd w prawo, na wschód, na najkrótszą drogę do komendy.
- Szczerze to wątpię. Manuel to dobry glina, ale brak mu pewnego zdecydowania, by przycisnąć podejrzanego do zeznań. Choć kto wie, może dzisiaj mu się uda?
Mężczyźni nie mogli tego zobaczyć, ale gdy tylko rozmowa zeszła na starszego z braci Rodriguez, zacisnęła obie dłonie w pięści. Nie lubiła, gdy ktokolwiek źle się o nim wypowiadał. Dla niej Manuel był najwspanialszym człowiekiem na świecie, takim, który ze wszystkim sobie radzi, który niczego się nie boi. To dlatego na usta cisnęły jej się słowa obrony podziwianego mężczyzny, ale żadne z nich się nie wydostało, bo oto dojeżdżali do celu.
Po przekroczeniu progu komendy nastolatkowie zostali poprowadzeni do głównej sali, gdzie kapitan wydziału właśnie gratulował ujęcia złodzieja. Gdy tylko zauważył Juana i Rebeccę, uśmiechnął się do niech i podziękował za ich obywatelską postawę i pomoc.
- Ale żeby mi to był ostatni raz. - Pogroził obojgu palcem. - Zajmijcie się swoim szkolnym teatrem i bądźcie jego gwiazdami, o byciu policjantami zapomnijcie.
Rebecca na końcu języka miała uwagę, że ona nie gra w szkolnym teatrze, a chce zostać gliną, by móc pracować z Manuelem, ale Juan posłał jej sójkę w bok, przez co nie odezwała się. Może to i lepiej, nie palbela wtedy niczego głupiego.
Po rozmowie z kapitanem oboje podeszli do Manuela, który jeszcze nie rozpoczął przesłuchania.
- To taki trik, by zdenerwować podejrzanego, wtedy są bardziej rozmowni - wyjaśnił bratu i sąsiadce, który słuchali go, jak chcieli: Rebecca z zainteresowaniem, Juan od niechcenia. - Niedługo będę tam szedł, ale najpierw chciałem wam podziękować.
- Nie ma sprawy. - Młodszy Rodriguez machnął ręką. - Mogłem sobie poudawać, ulotki rozdałem, więc spoko. Odwdzięczysz się w domu, kupując mi pizzę. A teraz spadam, mam scenariusz do przeczytania.
Kiwnął policjantowi głową i ruszył korytarzem do wyjścia. Rebecca patrzyła, jak znika za rogiem, po czym wzięła oddech i spojrzała na Manuela.
Był tak samo przystojny jak w chwili, gdy go poznała jako dziesięciolatka. Serce jej zadrżało, gdy mężczyzna również na nią spojrzał j uśmiechnął się uroczo.
- Dziękuję za pomoc, Bec. - Jakże miło jej się zrobiło. - Gdyby nie ty, Juan musiałby znaleźć kogoś innego do odegrania tej sceny, a jakoś nie uśmiechało się nam wplątywać w to obcego człowieka. Dziękuję, Bec.
Uśmiech detektywa sprawił, że nie panowała nad tym, co może wydostać się z jej ust. To dlatego zarumieniła się, gdy tylko dotarł do niej sens wypowiadanych słów.
- Nie zrobiłam tego dla niego - powiedziała cicho i spuściła wzrok, jeszcze bardziej zawstydzona.
Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego tą odpowiedzią, też poczerwieniał, dłonią zmierzwił sobie włosy z tyłu głowy.
- No cóż... W każdym razie dziękuję za twoją dzisiejszą pomoc. - Trzeci raz powiedział jej, że dziękuje. Chyba naprawdę był jej wdzięczny. - A, nie martw się też, nie będę cię już wplątywać w podobne akcje. W końcu jesteś tylko nastolatką, a to są sprawy dorosłych.
Zabolało. Myślała, że powie jej coś równie miłego, pochwali za uwagę i to, że nie bała się być tak blisko złodzieja. Nic z tego.
Do oczu zaczęły napływać jej łzy, ale nie mogła pozwolić im popłynąć. Nie w tym miejscu, nie przed tą osobą.
Kiwnęła mu jedynie głową, wymamrotała coś w stylu, że nie ma sprawy i pożegnała się. Czuła się potwornie zawstydzona, zaś rzucane jej przez innych policjantów spojrzenia paliły ją w plecy. Chciała oddalić się jak najszybciej, by nie myśleć o tym, że musiała grać na oczach detektywa, ale nie było jej to dane, bo główny pomysłodawca całej tej farsy stał przed budynkiem komendy i bezsprzecznie na nią czekał. Może to brat nakazał mu odprowadzić ją do domu, co jej się zbytnio nie podobało, ale czy miała inne wyjście? Gdyby zdecydowała się wracać sama, pewnie rozpłakałaby się po drodze, a tak pozwoli łzom płynąć dopiero, jak dotrze do domu. O ile nie zalanie się po drodze.
Stanęła obok Juana, nie patrząc mu w twarz. Za to on nadal spojrzeniem jej minę, wilgotne oczy i wygięte w dół usta.
- Powinnaś przestać - ni z tego, ni z owego rzucił radą. - Widzę, że umierasz dla niego za każdym razem, gdy go widzisz. Dobrze wiem, że zrobiłaś to dla niego, nie dla dochodzenia, ale powinnaś przestać. On nigdy nie zwróci na ciebie uwagi tak, jakby tego chciała.
Do odczuwanego wstydu dołączyła złość.
- Dlaczego tak mówisz? - rzuciła Rebecca, ruszając przed siebie. - Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo to mój brat, a ja znam go lepiej niż ty. Wiem, jakie dziewczyny lubi i wiem, że w jego guście nie są młodsze o osiem lat nastolatki. Przyjmij to do wiadomości i przestań umierać z miłości do niego, to cię tylko zniszczy.
W końcu obdarzyła go spojrzeniem, w którym było tylko jedno - czysta i niczym niezmącona nienawiść.
- Nic ci do tego, co czuję i do kogo. Lepiej zajmij się swoim aktorstwem, a mnie daj spokój.
Juan uniósł ręce do góry w geście kapitulacji i odparł ponuro:
- Jak sobie chcesz. Tylko żeby ci do głowy nie wpadło, by później mi się wypłakiwać na ramieniu, kiedy mój brat oficjalnie i głośno da ci kosza. Nie po to cię ostrzegam. A teraz chodźmy, trochę zgłodniałem.
Mimo nieprzyjemnej wymiany zdań Rebecca poszła za nim. Może i się trochę powadzili, ale byli sąsiadami, dziwnie byłoby iść w tę samą stronę w sporej odległości. Poza tym potrzebowała czuć obecność kogoś, kto ją akceptował, a nie tylko widział w niej przybraną siostrę.
Szła więc krok za Juanem, a jej młode serce przeżywało swoje pierwsze miłosne rozterki. Może młodszy Rodriguez miał rację, może powinna przestać. Ale tylko przyszłość mogła pokazać, czy tak naprawdę było.
hej hej hej ;D liczylam na jakas ciekawa forme i sie nie zawiodlam! w sensie podejscia do tematu - zastanaiwalam sie, ile bedzie tekstow traktujacych to powaznie, a kto cos, przepraszam za wyrazanie - odwali xd w tym pozytywnym sensie! i mi sie u Cb to podba, ze zareczyny okazuja sie mistyfikacja, przykrywka! swietny pomysl z kryminalem w tle. za-czy-ta-lam-sie. bo mamy potem inne watki, gdzies ta milosc jak na tekst o zareczynach przystalo sie przeplata, na poczatku bardzo subtelnie, dopoki nie pojawia sie Manuel i jego podejscie do sprawy a raczej brak podejscia. wgl z tym z Rebeca i Juan to nastolatki, widzisz, ja sie dopiero zorientowalam jak zaczelo padac to slowo, tak mialam przed oczyma dorosla kobiete wiec tez ciekawy zabieg. drobne uwagi czasem nie do szlifowane zdania jak "chłopak będący blisko centrum tego wszystkiego" - mysle ze samo bedacy w centrum brzmialoby lepiec czy gdzies przy wypowiedzi funkcjonariusza zatrzymalo mnie 'i miec kolejnego podejrzanego" nie cytutuje chyba dokladnie, wybacz, w kazdym razie tez forma bezokolicznika mi sie nie spodobala, naturalniej byloby odmienic. tyle ode mnie, ciesze sie ze wpadlas na taki pomysl, nadalo to calosci lekkosci, ale tez przyjemnie bylo znalezc tę glebie. Male pytanie, czy to wszystko stworzone na potrzeby ematu czy moze bohaterowie juz wczesniej debiutowali?
OdpowiedzUsuńHej, nie, ci bohaterowie pojawili się po raz pierwszy, ale kto wie, może będzie jeszcze z nich coś więcej.
UsuńDzięki za komentarz.
Widzę, że zatęskniło Ci się za policyjnymi klimatami^^ To dobrze. Do tego nuta romansu i ja już mam pewność, że to właśnie Twój tekst.
OdpowiedzUsuńNa początku nie do końca wiedziałam, o co chodzi i kim jest zaręczająca się dwójka. Przez moment nawet myślałam, że to jacyś zabójcy, którzy polują właśnie na swoją ofiarę albo robią zamieszanie, żeby ich wspólnik mógł wykonać zadanie, ale to chyba za dużo Prawa Wściekłości się napisałam^^ Nie wpadłam też na to, że to nie policyjni funkcjonariusze, ale dwójka zwykłych cywili.
Trochę mi szkoda Rebbeci, bo wydaje się być sympatyczna, a pan detektyw chyba nie widzi albo nie chce zobaczyć, co nastolatka do niego czuje. Szczerze mówiąc, to lubię taki układ, gdzie jest spora różnica - 8 lat to dużo - wieku pomiędzy partnerami i może być to problem dla wszystkich dookoła wraz z najbardziej zainteresowanymi.
Sympatyczny tekst.
Pozdrawiam