Historia zrodziła się zupełnie
przypadkiem, podczas słuchania sondtrack’u z filmu „Bladerunner 2049”. Choć
tamta wizja rzeczywistości góruje nam moim małym potworkiem, to postanowiłem
wykorzystać część z jego założeń, wymieszać nieco z klimatem cyberpunku i
sprawdzić, co uwarzy się w tym kociołki. Jak wyszło,
oceńcie sami.
Teraz
Stała tuż przed nim.
On – obezwładniony, pozbawiony
sił i zdany wyłącznie na jej łaskę. Pokonany i opuszczony przez wszystkich. W
zasadzie już nie był człowiekiem, tylko marną kupką zwiotczałych mięśni i
poobijanych kości.
Ona – uzbrojona, pełna energii i zwycięska.
Co jeszcze gorsze, kombinezon idealnie opinający jej smukłą, atletyczną
sylwetkę – w tym szerokie biodra i wydatny biust – nadawał jej taki seksapil,
iż Max Weisst zamiast myśleć o przyszłej śmierci, wyobrażał sobie znacznie
przyjemniejsze sceny.
„Zabójczo piękna. Dosłownie.
Cholera, o czym ja właśnie myślę!”, skarcił siebie. Nic innego nie mógł jednak
zdziałać, a mając przed sobą perspektywę rychłej śmierci, wolał wprawić się w
rozochocony nastrój.
Kobieta starła krew z policzka i
podniosła miecz. Jego oczy podążały za jej ostrzem, kiedy przytknęła mu je do
szyi, mówiąc:
– Nie ruszaj się.
***
Kilkanaście
godzin wcześniej
– Za pomyślność! – Borys wzniósł
toast.
– Za koniec niedoli! – Dodał Vega,
nie przejmując się, że drze się jakby każdy z nich był głuchy.
– Za kobiety, od których nie będę
mógł się odgonić! – Wtrącił Steve, będący swoją drogą już nieźle wstawiony.
– Za nowe życie. – W porównaniu z
pozostałymi życzeniami, te Maksa wydawały się wypowiedziane od niechcenia.
– Max, co jest? Coś tak
spochmurniał?
– Ajj, nie ważne. No już, pijmy!
Jednym haustem opróżnili
zawartość kieliszków. Podczas gdy reszta mężczyzn zajęła się spożywaniem
podanego niby-jedzenia, Max rozejrzał się po klubie. W zasadzie nie różnił się
niczym od innych, podobnych miejsc w strefie B. Jaskrawe neony przebijające
warstwę ciemności, skąpo ubrane (o ile w ogóle nie nagie) tancerki zabawiające
gości i co jakiś czas znikające z którymś z nich w wiadomym celu oraz stale
grająca głośna, elektroniczna muzyka. Weisst często bywał w miejscach takich
jak „Den of Chillin'” i korzystał z wszystkich możliwych atrakcji, lecz
bynajmniej nie robił tego zupełnie z czystej przyjemności. Konieczność
wtopienia się w tłum i zgubienia podejrzliwych par oczu niejednokrotnie
wymagała tak wielkiego zaangażowania. W końcu to był cel jego egzystencji,
nadany mu przez innych, ale niejako stanowiący życiowy dogmat: śledzić ofiarę,
zlać się z tłem, a w ostatniej fazie odebrać najbardziej drogocenną wartość,
którą sobą reprezentowała – życie. Choć jak było powszechnie wiadomo, ów
wartość nie stanowiła już takiego skarbu jak niegdyś. Była tania i prosta w
produkcji. Ile ludzkich pionków Max sprzątnął Mrocznemu Żniwiarzowi sprzed
nosa? Wiele. Jednak teraz wszystko miało się zmienić – wystarczyło zrealizować
zadanie.
Weisst złapał się na tym, iż przez
dłuższą chwilę wpatrywał się w jedną z seks-tancerek, która od dobrych paru
minut świeciła przed całą ich grupą swoimi „atutami”. Nie wiedząc czemu, zaczął
się zastanawiać, czy ma do czynienia z botem czy też kobietą. Po chwili doszedł
do wniosku, że w zasadzie nie ma to żadnego znaczenia; zarówno jedna, jak i
druga żyły wyłącznie w jednym celu – zaspokajania potrzeb tych, którzy mają
odpowiednio pojemne konta bankowe. Nie ważne, czy wyhodowano cię w
laboratoriach BioTechu czy wydano na świat w strefie C, będącą w istocie
siedliskiem nędzy, chorób, prostytucji i wszelkiego innego ścierwa.
Przeznaczenia nie da się zmienić.
Wypiwszy jeszcze jedną kolejkę,
przeszli w końcu do spraw „ważnych”.
– Wszystko zostaje tak, jak to
wcześniej ustaliliśmy? – Pytanie zadane przez Maksa miało w sobie podtekst
wątpliwości.
– A co miałoby się nie zgadzać? –
Zawarczał Steve. – Ty to wszędzie widzisz jakieś problemy!
– Nie pytałem ciebie. Borys, racz
przekazać swojemu gorylowi, iż jeśli jeszcze raz ryknie na mnie w podobny sposób,
to niedługo nie będzie miał czym chwalić się przed tymi wszystkimi pannami.
– Ty chuju! Zaraz cię… – Steve
miał się już rzucić na mężczyznę, gdy wtem Borys złapał go za kark i cisnął w
fotel.
– Spokój! – powiedział cicho, acz
głos miał zimny jak ciekły azot. – Obaj macie zamilknąć i skupić się na tym, co
właśnie chcę wam przekazać. Tak, wszystko pozostaje zgodnie z pierwotnym
planem. Ty, Max, a raczej Włamywaczu – spojrzał mu prosto w oczy – spotkasz się
z naszym kontaktem, który wprowadzi cię do siedziby BankCorpu. Vega i Steve
zostaną na zewnątrz w roli ubezpieczenia. Tymczasem ja będę czekał w wozie i w
odpowiedniej chwili was zgarnę. Jeśli nikt niczego nie spierdoli – mówiąc to,
powiódł wzrokiem po całej grupie – to jutro wieczorem będziemy już daleko stąd.
Załatwi się lewe ID, da się w łapę komu trzeba, a wszelki ślad po nas i
przeprowadzonej akcji zniknie na zawsze z akt. Będziemy wolni… i bogaci,
oczywiście.
– Jesteś pewny, że Służby Porządkowe
nie zwietrzyły naszego podstępu? Choć nie jest to Revensburgowi na rękę, z
dwojga złego wybierze kosztowną ochronę niż utratę całego majątku. Poza tym,
naprawdę ufasz swojemu niby-człowiekowi?
– Kurła i znowu zaczyna… – Głos
Steve’a był nieco niewyraźny, przez wzgląd na to, iż pochłaniał kolejne udko
niby-kurczaka.
– Może to nie tylko paranoja. –
Vega, choć zwykle pewny siebie jak Stalin wydający rozkaz dokonania czystki
wewnątrzpartyjnej, teraz także miał pewne wątpliwości. – Coś mi to wszystko
pachnie wpadką. Nie to, że wolałbym anulować cały najazd, ale może lepiej wszystko
przemyśleć.
– Wszystko zostaje tak, jak
ustaliliśmy. – oznajmił Borys przez zaciśnięte zęby.
Nie wiedzieć czemu zachowywał tego
wieczora wyjątkowo tajemniczo, lecz nikt nie śmiał zapytać go o przyczynę.
Jeśli coś mówił, to tak właśnie miało być. Napełnił wszystkim kieliszki, i
wzniósłszy swój do kolejnego toastu, rzekł:
– Za pomyślność! – Odstawiwszy
szklane naczynie, wstał i rzekł na odchodnym. – Idźcie i spożytkujcie dobrze
ten wieczór. Zabawcie się. Czy to w cyckach jednej z tych dziwek, czy grając w
pokera – mam to gdzieś. Chcę was widzieć jutro równo o ósmej w miejscu zbiórki.
To tyle na dziś.
– Ktoś tu ma dzisiaj kij w dupie.
– zażartował Steve, gdy przywódca oddalił się na bezpieczną odległość.
– Coś jest na rzeczy. Zresztą,
czego można oczekiwać po byłym wojskowym… – westchnął Vega. – Dobrze, że nie
kazał nam napieprzać karnych pompek…
– Lepiej nie zapeszać. – Max
dopił swoją niby-colę. – Dobra, mam dosyć siedzenia na dziś. Idę do krainy
Morfeusza.
Mężczyzna miał gdzieś to, co
właśnie w tej chwili mówili między sobą pozostali członkowie zespołu. Podczas
gdy oni zapewne liczyli, ile kolejek i panienek uda im się skosztować, on wolał
się porządnie wyspać. Było strasznie duszno i widok, który roztaczał się
wszędzie wokół, wywoływał w nim nie chuć, a zwyczajne zmęczenie. Był niemal
przy samym wyjściu, gdy drogę zastąpiła mu pewna postać.
– Noc jeszcze młoda, a ty już
stąd odchodzisz? Jakże to tak? – Po głosie poznał, że ma do czynienia z
kobietą, lecz z uwagi na to, iż twarz chowała pod kapturem, nie mógł dojrzeć
jej oblicza.
– To nie mój dzień. Wolę spasować
wcześniej, niż obudzić się nazajutrz w śmietniku. Poza tym jakoś nie mam ochoty
oglądać tego wszystkiego.
– O proszę – facet, który nie ma
ochoty oglądać nagich kobiecych ciał? Powiedziałabym, że jesteś homo, ale
patrząc na ciebie, czuję, że prawdziwy powód jest inny. – Chcąc nie chcąc
musiał przyznać, iż przez sposób prowadzenia rozmowy go zaintrygowała.
– Zamiast spoglądać na wiele
niczym nie różniących się sylwetek, wolę ujrzeć jedną, którą w istocie warto
jest poznać. Dogłębnie lub nie. – Ostatnie zdanie dodał umyślnie, mając na celu
poznanie reakcji swojej rozmówczyni. Tak jak się spodziewał, zamiast wzburzenia
okazała zainteresowanie i wtedy zdjęła kaptur.
Zielone, a wręcz szmaragdowe
tęczówki (znak, że nie była niby-człowiekiem), krótko i równo ścięte blond
włosy z grzywką przesuniętą na prawo oraz niewielkie czerwone, jak bijące od
baru neony, usta. Wystarczył szybki rzut oka na jej twarz, aby w jednej chwili
zgasłe od dawna serce mężczyzny rozpaliło się na nowo. Błyskawicznym
spojrzeniem otaksował resztę jej ciała i tu także się nie zawiódł. Naturalne
kobiece piękno w idealnych proporcjach – jakby wyjęta z obrazka. Zdjąwszy
płaszcz, ukazała swoją karmazynową sukienkę, dostosowaną do jej kształtów.
Momentalnie przyszły Włamywacz postanowił zmienić zdanie i spędzić trochę czasu
w klubie u boku tak zacnej osobistości.
– Widzę, że nie boisz się trzymać
języka za zębami. Ciekawe, co jeszcze potrafi on zdziałać? – Kobieta przygryzła
dolną wargę, co wprawiło Maxa w przyjemne dreszcze.
– Może ci o tym opowiem. Pod
warunkiem – zrobił efektywną pauzę – że pozwolisz zaprosić się na drinka. No,
ewentualnie dwa.
– Miałeś już wychodzić, a teraz
próbujesz mnie spić? Ciekawe. Ale cóż, wyświadczę ci tę łaskę. – Następnie
podała mu prawą dłoń. – Jestem Livia.
– Max. – Złożył dżentelmeński pocałunek, a następnie zaprowadził ją do
baru.
***
Obudził się w swoim łóżku, nie
pamiętając, jak się tu znalazł. Usiadłszy, już w pierwszej chwili uświadomił
sobie, że nie skończyło się wcale na dwóch drinkach. Przetarłszy oczy, spojrzał
na zegarek. Znieruchomiał.
– O kurwa… – Mając świadomość, że
został mu jeszcze tylko kwadrans, w nieznanym sobie dotąd pośpiechu zaczął
zbierać się do wyjścia. Po upływie trzech minut był gotowy.
– Dobra, spokojnie. – Próbował siebie pocieszyć, szepcząc podczas biegu
na miejsce zbiórki. – To już ostatnia akcja. Potem będzie już tylko lepiej. W
końcu, co może pójść nie tak?
***
Dwadzieścia minut wcześniej
Wszystko poszło nie tak.
Dotarłszy na miejsce zbiórki minutę przed czasem, przeczuwał, iż jaki początek
dnia taka jego dalsza część – i tu się nie mylił.
Vega i Steve wyglądali jak
ostatnie nieszczęścia. Nie dość, iż sprawiali wrażenie jakby ich wnętrza były
suche jak Sahara, to panienki z klubu musiały być niezwykle wymagające, skoro
poruszali się tak ociężale. Co zaś do Borysa, to prezentował się wzorowo –
stojący prosto jak drapacze chmur korporacji technologicznych oraz jak zawsze
myślący trzeźwo niczym generał Patton. Jednak z jego oczu dało się wyczytać coś
dziwnego, niejako lekko niepokojącego. Wiedział o czymś, lecz nie chciał
podzielić się tą informacją z całą grupą. Mimo tego stara zasada nie została
złamana. Borys miał zawsze rację.
Max po spotkaniu z „kontaktem”
wkroczył do akcji. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem: przeszedł przez
punkty kontrolne, dostał się do skarbca, a po wprowadzeniu odpowiedniej
kombinacji kodu poaraliżującego systemy BankCopru, mógł w spokoju otworzyć
Archiwum i zabrać wszystkie potrzebne mu dyski danych. O ile jednak do tej pory
nie istniała żadna przesłanka mówiąca o jakichkolwiek problemach, tak tuż po
zapakowaniu ostatniego nośnika wszystko rozsypało się jak domek z kart.
Włączony alarm w mgnieniu oka sprowadził
ochronę. Choć sami jej członkowie nie stanowili dla Włamywacza wyzwania, to stacjonujący
w budynku funkcjonariusze Służby Porządkowej już tak. Wywiązała się
strzelanina, podczas której jedna ze zbłąkanych kul trafiła „kontakt” prosto w
czaszkę, rozbryzgując resztki jego mózgu na ubraniu Weissta. Max nie próbował
on nawet walczyć – biegnąć w kierunku wyjścia z kompleksu, strzelał tylko po
to, aby especy bali się wychylić zza
ścian. W końcu udało mu się dotrzeć do wyjścia, gdzie zaraz po otwarciu drzwi
został uderzony czymś ciężkim w głowę. Kiedy się ocknął, ujrzał przed sobą
ciała Vegi i Steve’a. Obaj mieli dziurę w głowie, lecz co dziwniejsze, kula
wyszła z przodu a nie z tyłu. Nie było to więc zabójstwo, lecz egzekucja. Jeśli
zaś chodzi o Borysa, to nie było po niż żadnego śladu. Tak samo jak po danych.
„Kurwa mać. Wpadłem…”, pomyślał.
Moment konsternacji nie trwał jednak długo, gdyż po chwili wbiegł w boczną
uliczkę, chcąc za wszelką cenę dotrzeć do strefy C i tym samym, jak miał nadzieję,
zgubić pościg. Okolica, dotąd całkiem zadbana i rozświetlana przeróżnymi
neonami i hologramami reklamowymi, stała się teraz brudna, smutna i depresyjna.
Nos drażniły zapachy śmietnisk, moczu, odchodów oraz wiele znacznie gorszych.
Mężczyzna lawirował pomiędzy niby-ludźmi, przypominającymi zombie ze starych
filmów z XX wieku. Znaleźli się tacy, którzy próbowali go zaczepić, lecz
większość była obojętna, jakby pogrążona w letargu. Max nie dziwił się temu –
sam wolałby śnić o nierzeczywistym świecie niż oglądać wszystkie te widoki, których
doświadczają ci biedacy.
Wyszedł na niewielki placyk na
styku dwóch większych ulic w okolicy. Oszacował, gdzie mniej więcej się znalazł
i zamierzał ruszyć dalej, gdy wtem na jego drodze stanęła osoba, której spodziewałby
się w tym dniu najmniej.
Miał przed sobą kobietę odzianą w
czarny kombinezon z hełmem pozwalającym dojrzeć tylko dolną część twarzy.
Przypominała funkcjonariuszkę Służby Porządkowej, lecz w pewnym stopniu się od
nich różniła. Mimo wszystko Max wiedział, że w żadnym przypadku nie może liczyć
na ulgowe traktowanie.
– Ani kroku dalej. – Ton, z jakim
wypowiedziała te słowa, był jasnym sygnałem, iż cierpliwość jest jej obca.
– Nie to że coś, pani funkcjonariusz
– mówił, wpatrując się badawczo na swoją rozmówczynię – ale naprawdę mi się
spieszy. Byłbym wdzięczny, gdyby…
– Ani kroku dalej.
– No cóż, skoro nie dochodzimy do
porozumienia…
Skoczył w jej kierunku z
wyciągniętym w błyskawicznym tempie elektro-ostrzem. Zamierzał ciąć ją prosto w
brzuch, lecz kobieta momentalnie zrobiła zwrot w prawo, by następnie uderzyć go
pięścią w lewy policzek. Gdy ponownie się na nią spojrzał, ta stała już z
własnym mieczem w prawej dłoni, przybierając postawę obronną.
– Tego się nie spodziewałem. –
Nie dał jej dłużej czekać, tym razem chcąc uderzyć pełnym zamachem z prawej
strony. Ostrze napotkało opór w postaci bloku, a następnie się ześlizgnęło. Tym
razem pięść trafiła go w brzuch, od czego zaczął zwijać się na ziemi.
– Max, Max… Rozczarowujesz mnie.
– Funkcjonariuszka była zwyczajnie znudzona ich walką. Jednak fakt, iż znała
imię mężczyzny, było nie dala niespodzianką.
– Skąd wiesz, kim jestem? – zapytał,
zaciskając zęby z bólu.
– Zaraz się przekonasz, o ile
przestaniesz robić z siebie błazna.
Ta obelga rozjuszyła go na dobre.
Zaczął uderzać bez zastanowienia, lecz wieloletni trening, jaki odbył niegdyś w
Bractwie Hexa, nadał jego ruchom finezji. Kobieta zeszła całkowicie do obrony,
gdzie kilka ciosów tylko parę milimetrów minęło swój cel. Mężczyzna poczuł
jednak, że coś jest nie w porządku. Czuł się wyjątkowo zmęczony i niemrawy.
Choć pamiętał, że wypił wczoraj znacznie więcej, niż zamierzał, to sam alkohol
nie był w stanie tak go spowolnić. Z każdym wyprowadzanym ciosem trudniej było
mu nabrać powietrza, zaś same mięśnie reagowały silnym bólem.
„Ta suczka musiała wsypać mi coś
do drinka”, uzmysłowił sobie chwilę potem. Nie zastanawiał się jednak nad tym
dłużej, mając przed sobą inną, zabójczą kobietę.
W końcu Max zamarkował uderzenie z dołu, by ostatecznie zamachnąć ostrzem
prawą ręką. Rywalka, zupełnie nie spodziewając się takiego zwrotu akcji,
została zraniony w lewy policzek. Widząc, iż wypadła z równowagi, Weisst chciał
zakończyć starcie jednym, szybkim atakiem. Gdy ostrze prawie dosięgło piersi
kobiety, ta, wykonując obrót, uskoczyła w lewo i mocnym uderzeniem wybiła mu
miecz z rąk. Następnie powaliła go kopnięciem w podbrzusze i stanęła przez
zwijającym się przeciwnikiem.
***
Teraz
– Nie ruszaj się. – Dopiero w tym
momencie dotarło do Maksa to, iż zna ten głos. Ponadto ujrzał przed sobą te
piękne usta, które wczorajszego dnia zawróciły mu w głowie.
– Nawet nie zamierzam, Livio.
Kobieta stała przez chwilę w
bezruchu, by następnie schować broń do pochwy.
– Więc jednak mnie pamiętasz?
Wspaniale, choć mimo wszystko uważałam cię za silniejszego zawodnika. I tak,
nie mówię tu tylko o piciu alkoholu.
– Dobra, masz mnie… Zadowolona? –
Włamywacz przyglądał się funkcjonariuszce z niepokojem. Fakt, iż ją znał,
niewiele mógł pomóc w obecnej sytuacji. Ponadto głowił się nad tym, dlaczego
Livia go ściga i do tej pory jeszcze go nie zabiła, choć miała taką okazję.
„Czy powiedziałem jej o jedno
słowo za dużo? Ja i moja cholerna słaba głowa”, Max nie widział innej możliwej
przyczyny tego pościgu.
– Dlaczego mnie zatrzymałaś?
Czego ode mnie chcesz? I co najważniejsze, jak mnie znalazłaś?
– A co powiesz na to, iż mam cię
na oku już od przeszło miesiąca? No i nie róbmy sobie żartów – w końcu dzisiaj
nie trudno o inwigilację kogokolwiek? Jeśli zaś tak bardzo chcesz znać
odpowiedź, to znajduje się w twoim bucie. – Nadała swoim ustom zadziorny kształt.
– Bucie? Co… Nadajnik… – westchnął
zrezygnowany.
– Bingo. – Strzeliła palcami. – A
teraz przejdźmy do rzeczy. Masz do wyboru dwie opcje: albo pomagasz mi,
wykonując każde zadane ci polecenie, albo za chwilę zmienię cię w ser
szwajcarski i to ten prawdziwy, z ogromnymi dziurami. – Wymawiając ostatnią
frazę, przybrała perfidny uśmieszek.
– Szczerze, wolałbym tego
uniknąć. – Max nerwowo przełknął ślinę. – W czym jednak mam ci pomóc? Nie za
bardzo rozumiem…
– Oczywiście, że nie rozumiesz. W
końcu fakt, iż planowane przez twoją grupę włamanie okazało się totalną klapą, dwaj
członkowie nie żyją od strzału w potylicę, zaś boss odjechał, zabierając ze
sobą obiekt całego zdarzenia, nie może być ci zrozumiały. Doprawdy, może
wprawiać w lekką podejrzliwość. – Z tego co mówiła, dało się wywnioskować, iż
była o wszystkim doskonale poinformowana. – A co jeśli powiem, że nie chodzi tu
naprawdę o omawiane przez was informacje, ale coś, o czym nawet byś nie
pomyślał? A, jak mu tam było, Borys od początku wiedział, jak wszystko się
potoczy?
– Co… Skąd… Jak… – Włamywaczowi
brakowało odpowiednich słów, by wyrazić emocje, które się w nim kotłowały.
„Jak Borys mógł to zrobić? Po tym
wszystkim tak zwyczajnie nas wykiwał?! Jebany kutafon!”, Max czuł się oszukany,
zdradzony i potraktowany jak najgorszy śmieć. Jego ostatnie zlecenie, które
miało być bramą do nowego, innego życia stało się przyczyną jego klęski.
Wszystko było już na nic.
– Nie obchodzi mnie, co teraz
sobie myślisz. – Livia wyrwała go z zamyślenia. – Chcę tylko jednego – pomóż mi
dorwać tego skurwysyna. Ja odzyskam dane, zaś ty wymierzyć mu sprawiedliwość.
To chyba dobry układ?
– A co ze Służbą Porządkową?
Myślałem, że stoicie po jednej stronie?
– Czyli odgadłeś, że do nich nie
należę. Brawo. Zaś co do twego pytania… – Zrobiła efektowną pauzę. – Oficjalnie
tak, ale powiedzmy że, hmm, różnimy się w kilku kwestiach. Poza tym ja
proponuję ci układ; z ich strony możesz oczekiwać w najlepszych wypadku
szybkiej śmierci przez rozstrzelanie. Chyba że będą mieli zły dzień i
postanowią popatrzeć, jak wijesz się podczas wypalania mózgu. Ojj, nie martw
się. – Jej śmiech był teraz ostatnim, na co liczył. – Do takiej sytuacji przecież
nie dojdzie. W końcu jeśli ktoś ma cię zabić, to tylko ja.
Max był w kropce. Tego dnia
wydarzyło się zbyt wiele rzeczy, których w życiu by się nie spodziewał. Cały
jego świat został wywrócony do góry nogami. Nie miał siły zupełnie na nic. Z
jednej strony chciał już prosić Livię o szybką śmierć i tym samym brak
konieczności babrania się w całym tym szambie. Z drugiej zaś… Coś kazało mu
przystać na jej warunki i ruszyć w pościg za człowiekiem, który postanowił
sobie z niego zadrwić. Co nim kierowało? Sprawiedliwość? Gniew? Nie, to była
Zemsta – uczucie, które na dobre wpoiły mu nauki Bractwa Hexa.
„Każda osoba, która zawiedzie
Twoje zaufanie i postanowi je wykorzystać przeciw Tobie, zasługuje tylko na
jedno – na Śmierć. Zemsta nie jest aktem pochopnym, lecz ceną, którą winowajca
musi zapłacić”, w myślach Włamywacz wypowiedział jedno z głównych haseł
obowiązujących w stowarzyszeniu, do którego niegdyś należał. Choć te czasy już
dawno minęły, wartości mu wpojone obowiązywały po dziś dzień. Nic też nie wskazywało,
aby coś miało się zmienić.
– Zgoda. Pomogę ci. – rzekł z
pełną powagą, wstając na nogi.
– Cieszę się, że tym razem
wykazujesz mądrość. Przynajmniej teraz. – Zakończyła kąśliwą uwagą. – Podążaj
za mną. Ten cały „brud” – dodała, wskazując na otaczających ich i stale
obserwujących niby-ludzi – dostał już wystarczająco dużo atrakcji. Poza tym
sądzę, iż especy są blisko.
Zniknęli w wąskich, mrocznych
uliczkach strefy C. Ich droga nie trwała długo, gdyż po upływie kwadransa
wyszli na niewielki parking, na którym znajdował się niewielki mobil. Był z
rodzaju tych, które mieściły tylko dwie osoby.
– Całe szczęście, że nie zdążyli
go zarysować, a nawet gorzej… A tak przy okazji – Max poczuł igłę wbijaną w
tętnicę szyjną. Po chwili jego ciało zwiotczało i jedyne, co mógł robić, to
obserwować, jak Livia pakuje go do pojazdu. Zaczął słyszeć coraz głośniejszy
szum, lecz przed zapadnięciem w sen zdołał jeszcze usłyszeć parę słów. –
Rozumiesz, nie mogę ryzykować, że nagle postanowisz zmienić zdanie. To także
kwestia bezpieczeństwa – choć w walce cię pokonałam, to wbicie ostrza podczas
jazdy nie jest czymś wymagającym. Odpocznij sobie, mój amancie… – Jeśli
powiedziała coś więcej, to nie dane było mu już tego usłyszeć.
Zdołał jeszcze ujrzeć za szybą
widok mijanych budynków i nielicznych świateł, które nie mogły rozświetlić tej
całej warstwy mroku. Wkrótce ciemność dopadła i jego – Morfeusz z otwartymi
ramionami przywitał go w swoim Królestwie.
Jedynym plusem tego dnia było to,
że dla Maksa się on już skończył.
Jeszcze nie miałam okazji przeczytać żadnego twojego tekstu, ale już na początku tego uznałam, że... jest w twoim stylu pisania coś intrygującego >D!
OdpowiedzUsuńDostajemy dużo informacji na temat uniwersum, które stworzyłeś i bardzo mi się to podoba, choć nie pogardziłabym jeszcze odrobiną wyjaśnień! Np. dotyczących Livii.
Z jakiegoś powodu uśmiechnęłam się, kiedy przeczytałam o karnych pompkach >D! Podobają mi się te dialogi.
Opisy niby bardzo proste, a jednak wszystko, co miałam zobaczyć, zobaczyłam oczami wyobraźni (szczególnie tę blond dziewoję >D). Co jedynie, wydaje mi się, że wszystko płynie właściwym torem do momentu, kiedy nie zaczyna się dziać akcja. Akcja była taka... szybka. Czegoś w niej zabrakło. Ale gdy już mamy Livię i Maxa wszystko wraca do normy. W sumie muszę przyznać, że ostra z niej pannica! Lubię takie postacie >D!
Fajne zakończenie, a jednocześnie pozostawiające pewien niedosyt. Chciałabym wiedzieć, co działo się potem! Mam nadzieję, że jeszcze będziesz kontynuować tę historię, bo ma potencjał c: to była miła czytelnicza przygoda.
Zacznę od tego, że w pierwotnym zamyśle całość miała być krótkim i w niczym niezobowiązującym się opowiadaniem do 5 stron, a wyszło jak zawsze - prawie 10 xD Podczas pisania naszło mnie, żeby uzupełnić losy obojga bohaterów w następnych opowiadaniach oraz może ogólnie rozszerzyć to uniwersum. Wiem, że sporo rzeczy chciałoby się rozwinąć (sam nad tym ubolewam xdd), ale deadline jest bezlitosny xdd Zwykle lubię mieć więcej czasu, by dopracować istniejące elementy oraz dodać te, które poszerzą doznania, rodzące się podczas lektury.
OdpowiedzUsuńCo zaś do sceny walki, to muszę przyznać, iż była to moja pierwsza próba wykreowania starcia przy użyciu broni białej - próbowałem znaleźć jakiś punkt ciężkości, aby wyglądała ona dość realistycznie i jednocześnie nie wydawała się zbyt ociężała. Tymczasem rzeczywiście zbyt szybko się skończyła, ale w zamyśle miała być taka szybka i gwałtowna, choć to żadne usprawiedliwienie xdd Na przyszłość postaram się dopracować styl walki :)
Dziękuję za tak zacną opinię i do następnego przeczytania ;)
To ma aż 10 stron XD?!?! Nieźle, to dowód na to, że szybko i dobrze się czytało, skoro nie zauważyłam długości! Co do czasu to rozumiem. Napisać tak długi tekst w tak krótkim czasie, no to jednak wyzwanie! Także... wow!
UsuńTo mi zostaje czekać do kolejnego tekstu :D!
Wielką zaletą twojego tekstu jest to, że fajnie opisujesz miejsce akcji, bez problemowo szłam przez cały czas z bohaterami i nie miałam problemu z rozstrzygnięciem jak wygląda świat. Trochę mnie zdziwiła ta przydługa pogawędka z dziewczyną. Sorry, ale podczas akcji nie ma czasu na takie deliberowanie. Jednak jest to moja jedyna uwaga do tekstu, bo całość zdecydowanie mi podeszła. Ciekawa jestem co tam się dalej działo i podejrzwam, że dziewczyna może nas jeszcze zaskoczyć i mogła w bardzo podobny sposób podbuntować drugiego z mężczyzn ;) Czyta się to jak fragment fajnej powieści.
OdpowiedzUsuńCo do długiej pogawędki w trakcie najbardziej dynamicznego momentu opowiadania, to sądzę, iż spory wpływ miały na mnie homerowskie retardacje, przypomniane podczas niedawnego czytania Monachomachii xD Z dzisiejszej perspektywy widzę, iz można by wprowadzić nieco modyfikacji do tamtego momentu, aby wygladal bardziej realistycznie xD
UsuńCo zaś do Livii, to jako że wręcz kocham charyzmatyczne kobiece postacie, to na pewno nie dam jej tak po prostu zniknąć xD Ogólnie trójkę bohaterów czeka jeszcze albo kilka opowiadań, łączących się w jeden cykl lub też pełnoprawna powieść. Zobaczymy, co przyniesie ze sobą przyszłość xD
Dzięki za przeczytanie i do następnego xD
Hej :)
OdpowiedzUsuńJakoś Blade Runner 2049 nie przypadł mi do gustu, ale zgadzam się, że ścieżkę dźwiękową ma bardzo dobrą.
Tekst ma swoje tempo, dajesz tylko chwilę na oddech między kolejnymi scenami i znowu wciągasz w wykreowany przez siebie świat. Widać, że czujesz się w nim bardzo dobrze, wiesz dokładnie, co chcesz przekazać, przez co bohaterowie - choć nie jest to bardzo długi tekst - zostają odpowiednio zarysowani, by zainteresować czytelnika.
Coś czułam, że całe to włamanie będzie niewypałem, a dziewczyna kimś więcej - miałam już wiele razy do czynienia z takim schematem - ale u Ciebie ta przewidywalność nie jest kiczowata. Wyczarowałeś dość brutalny świat, a nawiązywanie do postaci historycznych dodało mu tylko smaku.
Chętnie poczytałabym o Maksie coś więcej. W końcu i dla niego wstaną kolejne dni.
Pozdrawiam.