Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 22 maja 2017

[40] Król i Królowa ~ SadicticWriter

Szok w trampkach, kto to pisze?! No, ja! Tris mnie trochę postraszyła na zjeździe GPK, porobiła mi kilka siniaków i ten… no, uznałam, że coś w końcu napiszę XD. Może nie będzie to najwyższych lotów, ale… ale w ogóle będzie, więc podziw, nie?
Już kiedyś wstawiałam opowiadania z serii Białego odcienia zła. To były te: [9] Ja, przyszły władca i [14] Biały odcień zła (kto by się spodziewał). Tym razem bohaterem jest ojciec Havela z 9 tygodnia. Temat od razu mi pod niego podpasił. Nie mogłam znaleźć tytułu, więc… no, jest jaki jest!

***
Wojna zebrała upragnione żniwa. Zapanował długo wyczekiwany przez wszystkich mieszkańców Kwiatu Sevry spokój. Teraz wszystko wróci do swojego starego biegu. Ludzie z czasem zapomną o wojennym piętnie, które zostanie przykryte na nowo wzrastającą nadzieją. Dla przyszłych pokoleń będzie to tylko nic niewarte wspomnienie zachowane w głębi niedomagających umysłów starszyzny.
Wojna była i odeszła, nakarmiona, więcej ta sama nie wróci, ewentualnie przyśle tu swoich braci i siostry, którzy będą siali jeszcze większe spustoszenie.
Levin patrzył na swoje zakrwawione dłonie z miną niewyrażającą żadnych emocji. Wewnętrznie czuł się zmęczony, z zewnątrz, pomimo kilku nieznacznych obrażeń, czuł się całkiem dobrze. Jego przeszkolony w boju umysł podpowiadał mu, co ma wpierw zrobić – przekazać wieści władcy Delionu i zaskarbić sobie jego względy. Ojciec zawsze mu powtarzał, że zawieranie sojuszy i czynienie posługi dla innych państw w przyszłości z pewnością zaowocuje. To nic, że cały Kwiat Sevry miał wspólny cel, ważne było to, kto i gdzie zakończył tę wojnę.
Astrantia dzięki jego heroicznym czynom stanie na piedestale, a on sam zostanie okrzyknięty bohaterem. Czyż właśnie tego nie oczekiwał od niego ojciec, zanim został pozbawiony życia przez szarego władcę? Nim wydał ostatnie tchnienie kazał mu dokończyć jego dzieło. Wypełnił ojcowskie żądanie. Szary lud nie będzie ich już więcej niepokoił.
Kulejące kroki odbijały się echem od ścian Bursztynowej Twierdzy. Miecz wlekł się za nim zostawiając na ziemi krzywe rysy. Levin był otumaniały. W głowie mu szumiało, w uszach brzęczało, z ust sączyła się krew. Nogi same niosły go w stronę sali tronowej. Był marionetką w rękach własnego umysłu. Czym było spowodowane to otępienie? Wieloma dniami bez snu, przepełnionymi walką na śmierć i życie, przelaną krwią, umierającym na jego rękach ojcem i drwiącymi uśmieszkami szarego władcy, który przed śmiercią powiedział „jeszcze tu wrócę”? A może wszystkim naraz?
Levin miał zaledwie dziewiętnaście lat. Z dnia na dzień został jedynym członkiem rodu Danneville’ów, który mógł odziedziczyć tron. Jego matka zmarła kilka lat temu, a ojciec podczas wojny. Nie miał dziedzica, nie miał nawet żony. Czyż nie będzie teraz łatwym łupem dla wrogów państwa? Jego podróż powrotna będzie ciężką przeprawą.
Obecny, choć niekoronowany jeszcze król Astrantii, potknął się o leżące na ziemi ciało, szybko odzyskując równowagę. Jego kroki zagłuszał teraz głośny, dziewczęcy płacz. Słysząc go zatrzymał się i natężył słuch. Oddźwięk uderzających niemiarowo o podłogę pantofelków niósł się echem wśród murów zamku. Jego wzrok był zamglony, ale dostrzegł, że w jego stronę biegnie młode dziewczę w długiej, błękitnej sukni. Nie patrzyła przed siebie, oglądała się w tył, jakby panicznie się bała, że ktoś ją dopadnie – to było całkiem możliwe, bo choć szary król zginął, to jego żołnierze wciąż penetrowali zamek.
Levin opuścił miecz na ziemię i rozstawił ramiona w bok, aby uspokoić spanikowaną i zapłakaną niewiastę. Dziewczyna odwróciła głowę dopiero wtedy, kiedy usłyszała przed sobą oddźwięk upadającej na podłogę stali. Kiedy wpadła w ramiona księcia zaczęła wrzeszczeć i wyrywać się jakby opętał ją duch, książę był jednak dostatecznie silny, by przytrzymać ją w miejscu.
– Nie zrobię ci krzywdy – zachrypiał, zdając sobie sprawę z tego, że nie używał słów od kilkunastu godzin, a ostatni łyk wody pociągnął przed ostatecznym najazdem szarego ludu, który nastąpił wczoraj. Podczas wojny nie było czasu na traktowanie swojego ciała z należytą godnością.
– Proszę, zostaw mnie, zostaw – płakała dalej dziewczyna, uderzając słabymi, bladymi pięściami w pierś księcia. Levin chwycił za nie delikatnie i odsunął je od siebie. Zanim dziewczyna zdołała zaprotestować, przyciągnął ją do piersi i przytulił. Ta zesztywniała.
Już dawno stracił rozsądek. Nie wiedział co robi. Trzymając w ramionach ciepłe i drobne ciało czuł się jednak wyjątkowo dobrze, tak więc nie próbował się odsuwać. W tych miodowych włosach pachnących kwiatami bzu mógł usnąć, zapaść się już na wieki.
– Kim jesteście, panie? – spytał cieniutki, drżący głos.
– Książę Levin Danneville – wymruczał w jej włosy. – Nie. Król Levin Danneville z Astrantii.
– Och – szepnęła nieśmiało dziewczyna. Nareszcie ustąpiła i wczepiła drobne piąstki w wojenną szatę młodzieńca. Świadomość tego, że nie ma do czynienia z wrogiem, a z sprzymierzeńcem dodał jej odwagi i stłumił jej paniczny niepokój o własne życie.
– A ty?
– Księżniczka Delionu, Amaris Dain – odpowiedziała nieśmiało.
Levin odsunął się i spojrzał w twarz dziewczyny. Rzeczywiście. Miała oczy króla Gerthara – duże, mądre, zielone jak listowie kwitnących wiosną drzew. Jej cera była blada jak śnieg, usta czerwone jak dojrzewające wino, długie włosy lśniły w słońcu jak miód.
Księżniczka Amaris miała ukończone ledwie piętnaście lat. Nie była następczynią tronu, tak więc prędzej czy później zostałaby oddana w ręce jakiegoś królewicza z innego państwa. Dlaczego miałaby nie być jego nagrodą?
Przyszły król Astrantii uśmiechnął się szeroko. Niepodejrzewająca niczego Amaris odwzajemniła nieśmiało uśmiech. Za swoją nieuwagę i naiwność musiała przypłacić życiem, ale takim, które miała spędzić już na zawsze w Astrantii.
Levin w genach odziedziczył magię iluzji. Potrafił wedrzeć się do głowy każdego człowieka i zrobić z jego umysłem, co tylko rzewnie mu się podobało. Mógł zmieniać wspomnienia, uśpić kogoś na całe wieki lub uczynić go swoim niewolnikiem. Żadnej z tych rzeczy nie uczynił jednak Amaris, zaledwie pozbawił ją świadomości na kilka dni, podczas których podróżowali w samotności do zamku w Astrantii. Król Delionu nie został powiadomiony o niezrównoważonych czynach następcy, Levin wiedział, że gdyby wydało się, iż porwał księżniczkę, rozpętałaby się kolejna wojna.
Dlaczego zrobił coś tak niedorzecznego? Nie potrafił na to jednoznacznie odpowiedzieć. Kiedy spojrzał w te zielone, przerażone oczy, wiedział już, że ją chce. Poza tym rozpaczliwie potrzebował królowej i dziedzica, który zapewni mu ciągłość rodu. Amaris była jego nagrodą, jego uspokajającym trofeum z wojny, która pozostawiła na jego sercu piętno. Nie myślał racjonalnie. Przez całą podróż był jak śnięty, a kiedy już wrócił na zamek przespał kolejne dwa dni. Dopiero po przebudzeniu doszło do niego, jak wielką głupotę popełnił.
Astrantia okryta chwałą zyskała nowego króla tydzień po zakończeniu wojny. Koronację świętowano hucznie, choć z lekką nutą żałoby po poprzednim królu. Tego dnia odbył się również ślub. Młoda księżniczka, która nie dowierzała temu, że została porwana, silnie protestowała, ale Levin w końcu nauczył ją posłuszeństwa. Nie stosował przemocy, nie była ona w stylu jego ugodowej natury, podczas małżeńskich kłótni milczał, a potem zamykał swoją żonę w komnacie na cały kolejny dzień, przysyłając do niej tylko służących z pożywieniem. Amaris szybko straciła swój płomienny zapał, kiedy zauważyła, że nic nie jest w stanie wrócić jej poprzedniego życia. Stała się osowiała, dziwnie uległa i jeszcze bledsza niż wcześniej. Król Levin wykorzystał okazję i spełnił swoją powinność, płodząc członka królewskiego rodu, jego głowę zajmował odtąd tylko i wyłącznie kraj.
Amaris pomimo obrzydzenia odnalazła w nowej sytuacji promyk nadziei. Od małego wpajano jej, że pewnego dnia będzie musiała urodzić członka rodziny królewskiej, który odtąd stanie się bliski jej sercu. Tak też było. Bardzo przywiązała się do rosnącego w jej brzuchu następcy tronu. Jej uśmiechnięta buzia i delikatna dłoń, która gładziła co dzień małego, ukrytego wewnątrz niej samej dziedzica, wzbudzała w królu Levinie spokój. Po pewnym czasie dostrzegł, że zakochał się w tej młodej, troskliwej dziewczynie, tak samo jak i cały lud Astrantii.
Amaris bała się swojego męża, uznawała go za potwora, nawet, jeśli nie robił jej krzywdy. Jeszcze długi czas miała mu za złe, że niecnie ją wykorzystał i porwał do swojego królestwa. Wszystko zmieniło się w dniu, kiedy na zamek przybył skrytobójca gotowy zabić królową i następcę tronu. Gdyby nie Levin, który słysząc jej krzyki z sąsiedniej komnaty, przybiegł natychmiastowo z mieczem w dłoni i w towarzystwie swoich gwardzistów, szybko skończyłaby swój młody żywot. Levin ją obronił i sam mało nie stracił przez to życia. To właśnie wtedy dostrzegła troskliwą stronę jego duszy i szczerze go pokochała.
Sevrin Danneville urodził się zimą, w towarzystwie krzyków i płaczu własnej cierpiącej matki. Imię odziedziczył po krainie zwanej Sevrą, w której przyszło mu żyć, a w kolejnych latach królować nad jedną z części jej ziem. Był elementem łączącym serce królowej Amaris i króla Levina. Kiedy jego czarna główka wystawała znad białego puchu, świat nie mógł się nadziwić urodzie małego dziedzica. Danneville’owie byli z niego bardzo dumni.
– Pokochałam go od pierwszego wejrzenia, Levinie. – Amaris uśmiechała się słabo. Miała głowę wtuloną w poduszkę. Jej zmęczoną twarz zdobiły rumiane plamy. W kominku płonął ogień, który nadawał jej szklanym oczom nowego blasku.
Levin kiwnął głową z uśmiechem.
– Będzie rozpieszczany na wszelakie możliwe sposoby, ale wyrośnie na mądrego króla – powiedział cicho, gładząc czarny puszek na małej główce śpiącego niemowlaka.
– Chciałabym go pokazać moim rodzicom, Levinie – szepnęła młoda królowa. W jej głosie pobrzmiewała nadzieja i równoczesny strach. Starała się patrzeć prosto w oczy męża. Kiedyś powiedział jej, że tonie w zieleni jej tęczówek, a przez to był w stanie zrobić dla niej co tylko sobie zamarzyła. Naiwnie w to wierzyła.
Władca westchnął ciężko i odchylił się na krześle. Przez ostatni rok niezwykle się postarzał, choć miał tylko dwadzieścia lat. Rządzenie państwem dodało mu kilka zmarszczek i mnóstwo zmartwień. Od niedawna jego największym zafrasowaniem była również rodzina, pod którą w końcu wybudował fundament składający się z miłości i zaufania.
– Twój wyjazd do Delionu nie jest możliwy, Amaris. To niebezpieczne – powiedział zmęczony.
– Levinie, proszę. – Królowa uniosła się na łokciach i skrzywiła z bólu. W jej oczach pojawiły się łzy. I choć serce króla się łamało, nie mógł na to pozwolić.
– Nie. Nie zmienię zdania. Nie mogę pozwolić na to, aby Astrantia została oskarżona o uprowadzenie księżniczki Delionu. Nie mogę pozwolić, żeby to sam król został oskarżony – powiedział twardo. – Nigdy nie chciałem cię porwać, Amaris. Byłem oszołomiony wojną, stratą, przygnieciony obowiązkami, nie wiedziałem, co robię, po prostu ciebie chciałem.
Królowa zapadła się w poduszkę i zacisnęła czerwone usta prawie do krwi.
– Ale teraz… teraz jesteśmy ze sobą z miłości i mamy syna. Ojciec ci wybaczy, a ja… ja w razie czego będę mogła skłamać – powiedziała łamiącym głosem.
Levin potrząsnął głową. Nie zmieniał zdania tak łatwo. Był stanowczy i surowy.
– Nie chcę mieć na względzie kolejnej wojny. Następnej nie przeżyję – szepnął władca, przymykając powieki. – Sevrin jest za młody, by przejąć po mnie tron, a ty nie jesteś przygotowana do władania państwem.
Nim jego żona ponownie zdołała zaprotestować, wkradł się do jej umysłu i zrobił to, co już dawno powinien zrobić. Ból serca stał się nieznośny, ale nie mógł pozwolić na zniszczenie tego, co przez lata budował wraz z ojcem. Astrantia była potęgą. Astrantia miała zostać potęgą.
– Zapomnij o Delionie. Zapomnij o ojcu. Zapomnij o matce. O swoim rodzeństwie. Należysz do mnie i to mi będziesz służyć. Jesteś córą Astrantii. Kiedy przypomni ci się twoje królestwo, wrócisz wspomnieniami do szczęśliwych dni, które razem spędziliśmy i do twego syna. Nigdy więcej tam nie wrócisz, Amaris. Musisz się z tym pogodzić.

Królowa spojrzała na niego maślanymi oczami, poruszając lekko ustami. Król miał się nigdy nie dowiedzieć, co wtedy wyszeptała. Gdyby usłyszał, wiedziałby, że najgłębsze uczucia żywione do miejsc i ludzi nigdy nie wygasają.  

5 komentarzy:

  1. Przeczytałam wszystko na jednym tchu, a ręka dzierżąca wafelek zastygła mi w połowie drogi z talerzyka do twarzy xD
    Aaaaach, nie wiem ! xD Zostawiłaś mnie z takimi mieszanymi uczuciami! Oczywiście pozytywnymi, ale....! Nie wiem, co mysleć na temat Levina. Z jednej strony skurczybyk jak cholera, beznamietnie wpartujacy się w krew na rękach, widzi o lasencje BIERE i wgl ta magia!! I powinnam go nienawidzić za to co robi, ale podoba mi się ta postać strasznie! :D Amaris jest w tym wszystkim najbiedniejsza, ale i tak jest dzielna i tak ją wpieram! :D ALE CO ONA MU POWIEDZIAŁA?! dlaczego takie zakończenie, znaczy zajebiste, ale ja chce wiedzieć!!!!11ONE

    Dobre, mocne, a i tytułmimo, że prosty to trafia w głąb. :D Fajnie, że znów można Cię poczytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To je właśnie Levin! Chujek jakich mało >D! Aż się dziwię, że go polubiłaś XD!
      Przepraszam, wiem, że jestem złą autorką huehuehue.
      Dziękuję za komentarz łiiii <3. Ja też się cieszę, że wróciłam!

      Usuń
  2. Ha, mówiłam Ci, że wiem, z jakiego swojego cyklu zaczerpniesz? Za dobrze Cię już znam ;)
    Nie lubię Levina. Manipulant straszny i choć może nosi w sobie jakieś tam ukryte dobro, nie potrafię obdarzyć go choć cieniem sympatii.
    Aczkolwiek opowiadanie w swoim mroku dość przyjemne, jak zwykle zresztą.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też go nie lubię! Ale właśnie taki miał być >D! Żeby się go nie lubiło!
      Dziękuję <3.

      Usuń
  3. Z Levinem mam tak, jak z kilkoma innymi postaciami. Nie mam go za co lubić, a jednak coś w nim jest, co mnie przyciąga. Skurczybyk jest i tyle. Aż się dziwię, że nie trzymał tej biednej dziewczyny w iluzji przez cały czas.
    Fajnie rozwijasz to uniwersum i jestem bardzo na tak, żeby zapoznać się z resztą tego, co szykujesz.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń