Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 20 listopada 2016

[14] Biały odcień zła ~ SadisticWriter



Patrzę: 14 tydzień, patrzę dalej: dosyć spoko temat. Myślę, co by tu napisać i… nagle ta 14-nastka staje się dla mnie światełkiem w tunelu. Jakiś czas temu wymyśliłam sobie opowiadanie na większą ambicję. Nosi tytuł „Biały odcień zła” i aktualnie męczę się z rozpiską. Główną bohaterką jest 14-letnia Farinae. Nie będę się rozpisywać na temat fabuły, ale to co macie poniżej to taka drobna fantazja na temat tego, jak może wyglądać jej życie, kiedy skończy się cała przygoda (bo tak generalnie to jeszcze nie wiem jak to wszystko się zakończy i na pewno wiele rzeczy będzie tutaj kolidować z prawdziwą historią, ale… od czegoś trzeba zacząć ćwiczenia!).
Szczerze powiedziawszy to nie miałam konkretnego pomysłu na tę historię, dlatego nie jest jakaś szczególnie ambitna, ale… grunt, że poświęciłam jej dużo swojego czasu i nawet odrobinę serduszka. Swoją drogą. To nie pierwszy tekst związany z BOZem. Był jeszcze książę Havel w 9 tygodniu GKP.
PS. Mogą pojawić się błędy, gdyż mój śnięty umysł nie potrafił dostatecznie ogarnąć tekstu.


Mały dzienniczek miejsc, które mogą się mylić:
*Sevra (kraina)
*Astrantia (królestwo leżące w centrum Sevry)
*Vilarsia (miasto w Astrantii – znajduje się tam zamek królewski)
*Góry Vilde (góry leżące na północy od Astrantii)
*Berthaire (małe królestwo leżące na południowym zachodzie od Astrantii)
***
Gdy Farinae była mała, przyglądała się z uwagą matce, która karmiła piersią najmłodszą z piątki sióstr. Jej młody umysł męczyły wówczas podstawowe pytania na temat życia: jak rodzą się takie maleństwa, skąd one są, dlaczego powstają i czemu karmi się je piersią? Czy każda kobieta będzie kiedyś musiała przechodzić przez ten rytuał krzyków i bólu, czy ona też zostanie mamą i będzie miała męża?  Matka nie była w stanie odpowiedzieć jej na te wszystkie pytania naraz. Z uśmiechem na ustach powiedziała, że upływający czas jest odpowiedzią na jej niewiedzę. Farinae nie rozumiała tego, ale z reguły była bardzo dociekliwą dziewczynką, wszczęła więc poszukiwania informacji na temat tej części kobiecego życia, które było jej obce. Dowiedziała się kilku przeczących sobie rzeczy od znajomych z wioski, a także starszych ludzi. Wiele osób mówiło jej, że nie powinna w to wnikać, te wiadomości przyswoją się naturalnie wraz z jej rozwojem. Nie słuchała ich. Jej młodzieńczy, żądny wiedzy umysł, gnał ją w coraz to dalsze zakątki ludzkiej wiedzy. Pojawiły się kolejne pytania: dzieci przynosi bocian, czy może znajduje się je w kapuście? Co to znaczy „płodzić”? Czy to wszystko ma coś wspólnego z mężczyzną i kobietą? Czy mama i tata składają prośby do Boga i dostają dzieci w prezencie? Im dalej w to brnęła, tym więcej pojawiało się wątpliwości, dlatego kiedy chaos w jej głowie sięgał już zenitu, postanowiła poddać się upływającemu czasowi, o którym mówiła jej matka.
Kilkanaście lat później wiedziała już wszystko i z ulgą mogła stwierdzić, że czas pomógł jej zrozumieć kobiecość zarówno w teorii, jak i praktyce. Zamknięty dotąd świat, stał teraz przed nią otworem. Miała męża, miała dwójkę dzieci i jedno w drodze. Wiedziała co to znaczy rodzić w cierpieniu i bólu, wiedziała, jak ciężkie było wychowywanie rozbestwionych pociech, wiedziała też jak odpowiadać na niewygodne pytania związane z ich poczęciem. Zgłębiła tyle wiedzy, ile powinna, więcej nie potrzebowała.
– Mama, a skąd się biorą dzieci?
– To bardzo skomplikowany i nudny proces, Havie. Nie wolałabyś posłuchać bajki? – spytała z uśmiechem Farinae. Trzymała na kolanach najmłodsze dziecko o rudych, poskręcanych włoskach i wielkich, oliwkowych oczach, które zdobiły szafranowe plamy. Havielle miała trzy lata i bardzo przypominała ją w młodości. Była tak samo dociekliwa, sprytna i spostrzegawcza.
– No, nie wiem – zaczęła niepewnym głosem dziewczynka. Farinae wiedziała, że jej dzieci wręcz ubóstwiają bajki, które im opowiadała, stąd doza niepewności u jej córki. Z jednej strony nudna historia powstawania dzieci ją ciekawiła, z drugiej strony: czy bajki mamy nie były lepsze? – A o czym to będzie? – spytała wreszcie ciekawsko, patrząc prosto w jej błękitne oczy.
– Pomyślmy. – Farinae spojrzała w sufit i przyłożyła w udawanym zamyśleniu palec do ust. Tak naprawdę nie musiała się długo zastanawiać. Każdej nocy opowiadała swoim dzieciom najlepsze i najciekawsze historie o bohaterach, złoczyńcach i potworach. Trzymały się jej głowy tak mocno, że nie zapomni ich do końca swoich dni. A to wszystko dlatego, że sama je przeżyła. Na szczęście dzieci nie miały o tym pojęcia. Dla nich była po prostu zwyczajną kobietą, która pełniła rolę matki i tak miało już pozostać. Skoro sama nie mogła mieć normalnego życia, chciała je dać przynajmniej swoim dzieciom. Poza zamkiem w Astrantii, czaiło się wiele złego i choć wraz ze swoimi towarzyszami zniszczyła to, co zagrażało królestwu w największym stopniu, to przecież wciąż wiele było do zrobienia.
– Może opowieść o srebrnowłosej dziewczynce? – spytała, patrząc uważnie na Havie. Jej córka podskoczyła na kolanach z radości. Doskonale znała tę bohaterkę! To była jej ulubiona, bo miała kiedyś takie same włosy jak ona!
Tak, to prawda. To po Farinae Havielle odziedziczyła ognisty kolor włosów. Choć dziś jej własne spływały kaskadą śniegu wzdłuż ramion, to jednak nie mogła zmienić zapisu genów, który utrwalił się w ciele zaraz po jej poczęciu. To, że dziś miała śnieżnobiałe włosy, wiązało się z długą historią jej młodzieńczego życia, o którym nie zamierzała mówić swoim dzieciom wprost. Przynajmniej nie teraz, kiedy były jeszcze małe.
Do komnaty po cichutku wszedł pięcioletni Dorien. W ręku trzymał kubek ciepłego mleka. Posłał swojej matce i siostrze szelmowski uśmiech. Cały sposób bycia, a także wygląd odziedziczył po swoim ojcu. Farinae wiedziała, że wyrośnie na małego amanta, martwiła się tylko o to, aby nie narobił sobie kłopotów, gdy będzie zapraszał do swoich komnat niewinne dziewczęta. Nie chciała zostawać babcią dziesiątek dzieci z nieprawego łoża.
– Ciepłe mleko dla szanownej królowej – powiedział oficjalnym głosem syn. Spróbował pokłonić się z gracją własnej matce, ale jego niezgrabna dziecięcość sprawiła, że rozlał połowę mleka na dywan. Całe to nieudane przedstawienie naprawił niewinnym uśmiechem, który łagodził wszystkie zszargane nerwy największym dam dworu. Dorien był małym manipulantem. Właśnie tak wynagradzał wszystkim słowo „przepraszam”, którego nienawidził.
– Proszę – powiedział czarnowłosy chłopiec i podał mamie kubek z resztą ciepłego mleka. Farinae kiwnęła głową i podziękowała synowi.
Dwójka dzieci spojrzała na siebie znacząco. Wiedziały, że to czas na nocne opowieści, a one mogą zacząć się tylko wówczas, kiedy będą leżeć już grzecznie w łóżku. Havielle i Dorien mieli osobne komnaty, ale z powodu bajek, które Farinae im opowiadała, zawsze lądowali w tym samym łóżku. Dopiero późnym wieczorem przychodził tu jej mąż i zabierał syna do jego własnego kąta. Dorien miał na szczęście twardy sen, dlatego też uważał, że każdego ranka budził się w swoim łóżku z powodu magii. Rodzie nie odwodzili go od tej myśli.
Kiedy dzieci wylądowały już pod kołdrą, spojrzały na swoją matkę wyczekująco. Na twarzach miały te same, zgodne uśmiechy, przypominające niewinne i grzeczne aniołki, które malowano na obrazach w kościele. Farinae była osobą głęboko wierzącą, dlatego dzieci musiały uczestniczyć z nią we wszystkich ważnych mszach. Znudzone kazaniami, dyskutowały ze sobą o dziwnych obrazach.
– Dzisiaj będzie historia o srebrnowłosej dziewczynce – powiedziała uradowana Havielle, która przecież pierwsza się o tym dowiedziała. Dorien spojrzał na matkę z wyrzutem, ale nie wyraził głośno swojego niezadowolenia. Pomimo tego, że był małym diabłem, który psocił na każdym kroku, potrafił zachowywać się z godnością prawdziwego, małego księcia.
– Dobrze – powiedział władczym głosem, który zaczerpnął od swojego ojca. – Zaczynaj, mamo.
Farinae przeniosła się z łóżka na bujany, drewniany fotel. Swoje zziębnięte nogi przykryła długim kocem ze sztucznej skóry, mającej imitować skórę zwierzęcą. Zawsze miała słabość do leśnych zwierzątek i nie wyobrażała sobie, jak można było je zabijać. Jej mąż był za to wielkim fanem polowań. Nie tylko zwierzęcych.
– Pamiętacie skąd pochodzi srebrnowłosa dziewczynka? – spytała Farinae, gdy już wygodnie ułożyła się w fotelu.
– Z takiej małej wioski co się Sivis nazywała – powiedziała z dumą Havielle. Choć miała trzy lata, posiadała znakomitą pamięć, żaden szczegół nie uchodził jej sprytnemu umysłowi. – I ona została zabrana przez złego księcia o tutaj, do Vilarsii! Ale do lasu! I tam był taki wielki dwór z innymi dziewczynkami i one uczyły się jak być damami! I ta srebrnowłosa dziewczynka miała kiedyś taki kolor włosów jak ja! Ale potem przyszła taka brzydka choroba, co zabierała kolor z włosów dziewczynek i skóry też i wtedy…
– Havielle, za dużo mówisz – powiedział znudzonym głosem jej brat i przewrócił ostentacyjnie oczami. – No, po prostu te dziewczęta ginęły i ta srebrnowłosa się uratowała, a potem uciekła z tego dworu razem z innymi.
Farinae uśmiechnęła się delikatnie i upiła łyk mleka, wsłuchując się we własną historię opowiadaną ustami jej dzieci.
– Tak! – wykrzyknęła podniecona dziewczynka, machając rączkami w górze. – I to chodziło o to, że były sobie takie góry Vilde, gdzie rosły na polach księżycowe ziela i one pilnowały tych ludzi przed złem! Ale straszny król innego państwa zrobił tak, że ci ludzie zostali zjedzeni przez takie złe potwory! I wtedy ci biali ludzie z Vilde zaczęli zamieniać się w szarych, takich złych! Ale ta dziewczynka nie była do końca zła! Bo ona nie była z gór Vilde! To zły pan doktor ją w taką szarą chciał zmienić, bo robił eksperymenty na dziewczynkach i chłopcach, który mieszkali we dworze! I ona dostała od swojego przyjaciela naszyjnik z księżycowym zielem i…
– …I on opóźnił te zło, które się w niej rozwijało i w pewnym momencie ono stanęło w miejscu – dokończył za nią Dorien. – I później ta srebrnowłosa została złapana przez księcia królestwa Astrantii, który zrobił takie zaklęcie, które ją zniewięziło…
– Zniewoliło – poprawiła syna matka.
– No, tak powiedziałem przecież – oburzył się chłopiec, zakładając ręce na piersi. – I oni potem sobie walczyli razem i się w sobie zakochali i zrobili sobie dzieci.
– Tak, widzę, że dobrze słuchacie – odpowiedziała z uśmiechem Farinae. – Ale dziś nie będzie o przygodach księcia z srebrnowłosą dziewczynką. Dziś będzie o tym co przeżyła srebrnowłosa, kiedy podróżowała sama.
– Ale fajnie! – wykrzyknęła Havielle. Po nagłym wybuchu entuzjazmu, ułożyła się wygodnie na poduszce i przytuliła do piersi brata. Dorien wyglądał na obojętnego, ale to nie znaczyło, że nie wyczekiwał opowieści. Starał się nie pokazywać, że na czymś mu zależy. Prawdę można było dostrzec w jego błyszczących ciekawością, oliwkowych oczach.
Farinae przymknęła powieki. Poczuła, jak spowija ją mgła wspomnień. Nie było już dzieci, nie było wolnego od zła królestwa Astrantii. Znów odbywała samotną podróż w poszukiwaniu rozwiązania na swoją szarą odmienność. Była prawdopodobnie jedyną osobą z dworu, która przetrwała i nie trafiła w ręce złowrogiego czarnoksiężnika, podszywającego się pod lekarza. Nie była już więźniem księcia, ale więźniem własnego umysłu. Sivis, jej rodzinna wioska została spalona, nie miała więc gdzie wracać, a wszędzie, gdzie się pokazywała, ludzie przeraźliwie się jej bali. Każdy pamiętał o szarych istotach, które zajęły połowę gór Vilde. Wyrządziły wiele złego. Nie miały w sobie krzty dobroci, niszczyły wszystko, co stało im na drodze. Farinae już dawno poddała się z próbami udowodnienia, że nie jest zła. Zaczęła wykorzystywać to, że ludzie się jej bali. Łatwiej było wtedy zdobyć jedzenie, szacunek i skrawek stajni wyłożonej sianem, gdzie mogła przetrwać kolejną, zimną noc. To miało jednak swoją wadę. Plotki szybko rozchodziły się między wioskami. Wiedziała, że książę Havel siedzi jej na ogonie. Płowy bordowego płaszcza wcale nie osłaniały jej tożsamości. Każdy wiedział, gdzie zmierza szara dama. Śledzili ją. Tak naprawdę nikomu nie mogła ufać.
Dwa lata przeklętej podróży w nicość sprawiły, że stała się dzika jak ludzie mieszkający w górach. Rzadko się odzywała, bo nie miała z kim dyskutować, była maksymalnie nieufna i czujna. Przy boku nosiła miecz, który ukradła kiedyś pijanemu strażnikowi. Nie była dobra w walce wręcz. Choć codziennie po kilka godzin trenowała w lesie, wiedziała, że potrzebuje nauczyciela, który powiedziałby jej co robi źle. Farinae wolała powoływać się na magię. Z nią szło jej o wiele lepiej. W szerokim, bordowym płaszczu miała ukrytą cenną książkę z królewskich zbiorów, która pokazywała, jak radzić sobie z magią dusz. Ten rodzaj czarów był przypisywany głównie Vildejczykom. Farinae podejrzewała, że to przez bycie szarym człowiekiem, który był złym odzwierciedleniem ludzi zamieszkujących góry Vilde, nabyła magię dusz. Dziwiło ją tylko to, że jej czary były białe, nie czarne jak Szaraków.
Od jakiegoś czasu głosy dusz w umarłych miastach podpowiadały jej, że powinna kierować się na północ. To były jedyne dobre istoty, które chciały jej pomóc. Była im za to wdzięczna, choć nie do końca wiedziała co mogłaby znaleźć w górach, skoro były opustoszałe. Wierzyła im. Wierzyła im z całego dobrego serca, jakie jeszcze pozostało w jej gnijącym, złym ciele. Nie mogli jej okłamywać. Byli częścią jej własnej duszy, która chciała się wyzwolić.
Farinae ostatecznie dotarła gór Vilde. Wspinała się po stromych zboczach, żeby dostać się do tego, co mogło być kiedyś nazwane osadą. Zdziwiło ją, że gdy dotarła na miejsce, wgłębienie świadczące o jej istnieniu było puste. Leżał tu tylko śnieg.  Poczuła się zawiedziona. Nienawiść, którą tak długo trzymała w swoim sercu nagle się uwolniła. I gdyby nie to, że była tutaj zupełnie sama, zapewne zabiłaby kilku niewinnych ludzi i pocieszyła się ich krwią. Góry Vilde były ostatnim miejscem, które mogło jej pomóc wrócić do dawnej postaci. Teraz nie miała już nadziei na to, że cokolwiek się zmieni.
– Zadowoleni?! – krzyknęła wtedy w niebo. – Doprowadziliście mnie aż na północ Sevry tylko po to, aby ze mnie kpić?! Czy właśnie tak ma wyglądać wasze pomaganie?!
Odpowiedziało jej tylko echo, odbijające się od gór skąpanych w śniegu.
Farinae uderzyła pięścią w blok skalny. Była tak wściekła, że nie potrafiła już nad sobą panować. Mroźne skry lodu biły ją po oczach, ograniczając widoczność. Zapewne gdyby nie to, że poślizgnęła się na lodowym wierchu, nigdy by nie odkryła, że miasto Vildejczyków naprawdę istnieje. Magiczna mgła, która je otaczała, miała powstrzymać złych ludzi przed wdarciem się na ich białe tereny.
Farinae wpadła prosto w pole księżycowego ziela, którego pyłek wzbił się w przestworza i powędrował na chłodnym wietrze w stronę osady. Jeszcze przez długi czas dziewczyna nie chciała się podnosić. Czuła, jak ciepło chroniących Vilde roślin rozchodzi się po całym jej ciele. Takie same ciepło czuła zawsze przy sercu, gdzie spoczywał naszyjnik, podarowany jej przez Ariona. Arion był Vildejczykiem, jej najbliższym przyjacielem, przybocznym księcia Havela. To on pomógł jej uciec. Dzięki niemu przeżyła. Arion pamiętał jak wyglądał vildejski księżyc, pamiętał, jak wyglądała jego osada pogrążona w ciemnościach, ale nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego pewnego dnia obudził się przed zamkiem królewskim Astrantii, pozbawiony pamięci na temat ludzi z którymi się wychowywał. Nie wiedział nawet jak wyglądają jego rodzice i kim są. Na dodatek był karmiony fałszywymi historiami na temat wymarłych gór Vilde. Gdyby tylko wiedział, że jego rodzinna kraina wciąż istnieje…
Sielankowe wylegiwanie się wśród pól błyszczących roślin, przerwało głośne warczenie. Farinae była czujna jak zwierz. Zanim została pozbawiona głowy przez kły, które przywarły do piachu i wygryzły kilka świetlistych roślin, zdążyła odskoczyć i wydobyć z pochwy prosty miecz strażnika. Cała odwaga opuściła ją, gdy zobaczyła, że zwierz jest od niej dwukrotnie większy i na dodatek nie przybył tutaj sam. Miał ze sobą całą watahę kumpli.
Dziewczynie zabrakło powietrza w płucach. Nie miała innego wyboru, jak zerwać się do biegu i powołać się na kogoś z Vildejczyków. Ponoć każdy z nich był od dziecka szkolony na maszynę do zabijania, jednak nigdy nie szkodzili państwom znajdującym się obok.
Farinae dłużej nie czekała. Zaczęła biec w stronę osady, gdzie płonęły błękitne pochodnie. Im bliżej była, tym głosy w jej głowie stawały się wyraźniejsze. Próbowała odpędzić je od siebie siłą woli, ale nie była w stanie. One chciały jej coś przekazać.
Wielkie, przerośnięte białe wilki z potężnymi kłami pędziły za nią. Farinae nie biegała szybko. Nawet mimo szarego balastu, który nabyła, jej wzrost i prędkość nie poprawiły się. Nie miała żadnych niesamowitych zdolności. Wciąż była zwyczajną dziewczyną o srebrnych włosach.
Gdy Farinae wystawiła przed siebie rękę, w jej głowę wkradł się ostry krzyk starszej siostry, która była jedną z dusz pomagających jej przeżyć.
„Nie” – to pomogło zrozumieć Farinae, że miasto nie jest goło otwartą przestrzenią. Od śmiertelnej, niewidzialnej bariery zatrzymała się o krok. Dwa białe potwory nie miały tyle szczęścia – potężne zaklęcie odepchnęło je kilka metrów dalej, smażąc ich wnętrzności. Reszta wilkopodobnych stworów, przerażona widokiem swoich upieczonych kamratów, uciekła.
– Co do cholery? – spytała dziewczyna, patrząc zdziwiona przed siebie. Tak, dopiero teraz zauważyła ledwo widoczne kręgi, przypominające rozchodzącą się na brzegi wodę. Mogła zginąć tak jak te zwierzęta. Jednak głosy wciąż jej pomagały. Tylko jak teraz miała dostać się do środka, skoro miasto było ukryte?
„Klucz” – głos siostry znów wdarł się do jej umysłu.
Klucz? Skąd miała wziąć klucz do bariery?
Farinae zaczęła krążyć w tą i z powrotem. Przygryzała kciuk i zmarszczyła czoło. Wiedziała, że dusze nie bez powodu jej o tym mówią. Musiał istnieć jakiś przedmiot, który była w stanie zdobyć i wykorzystać. Miecz? Nie. Każdy głupi dostałby się wtedy do siedziby Vildejczyków. Więc co? Nie miała zbyt wielu rzeczy przy sobie. Jednym z nich była książka na temat białej magii zalegająca w kieszeni płaszcza. Nie, nie mogła się tam znajdować informacja na temat bariery w Vilde. Wtedy wszyscy wiedzieliby, że legendarni Vildejczycy wciąż istnieją. Więc co?
„Magia”.
Farinae stanęła w miejscu. A więc magia. To przecież całkiem logiczne. Skoro ci ludzie posługują się tymi samymi czarami co ona, to z ich pomocą będzie się mogła przedostać do osady. Tylko jak? Wytworzy klucz? Nie potrafiła jeszcze stosować tak zaawansowanej magii. Słyszała o umiejętności tworzenia rzeczy niematerialnych, widzianych tylko oczami białego maga, ale nie próbowała nigdy niczego stworzyć sama. Czy jej książka pomoże w rozwiązaniu tej zagadki?
Dziewczyna sięgnęła do szerokiej kieszeni płaszcza. Zmarzniętymi i drżącymi dłońmi zaczęła przewracać strony wydobytej książki. Tak. Była tu wzmianka o magii, jaką potrafili stosować Vildejczycy. Pułapki, których nie można było dostrzec gołym okiem, stanowiły zagrożenie dla większości państw, które otaczały Vilde. Na szczęście dzicy ludzie z gór nie byli na tyle bestialscy, aby stosować je na niewinnych ludziach.
Wystarczyło wyobrazić sobie, że duchowe moce tworzą w jej dłoniach coś, co jest realne.
Farinae zamknęła książkę i odłożyła ją do skrytki w płaszczu. Zrobiła tak, jak nakazywała jej treść. Wyciągnęła przed siebie dłonie, zamknęła oczy i podjęła próbę duchowej materializacji. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że może jej nie wyjść, ale nie zamierzała się poddawać. Będzie tu stała, dopóki nie nauczy się tego przeklętego zaklęcia! Nieważne czy zajmie jej to tydzień, czy dwa tygodnie! Albo to zrobi, albo tu zdechnie.
Trans, w który wpadła, pozwolił jej na zatracenie się w świecie dusz. Widziała jak po ciemnym, lustrzanym pomieszczeniu wędrują białe smugi światła. Widok wolno płynących dusz koił jej zmysły i pozwalał na wyciszenie się. Nie wiedziała ile to trwa. Nie umiała liczyć czasu, kiedy była pogrążona w magicznym świecie dusz. Czuła się wtedy, jakby wszystko płynęło wolniej niż powinno. Jej magia miała jednak wady. Była imitacją Vildejczyka, potocznie zwanym szarym człowiekiem, a szarzy ludzie stosowali magię czarnych dusz. Czasem nie panowała nad tym, co dzieje się w jej mentalnym świecie. Bała się czarnych smug, które pochłaniały jej białych sprzymierzeńców. Wiedziała, że kiedy za daleko zajdzie, mogła w nim nawet zginąć i to nie z powodu dusz czystych ludzi, a dusz prawdziwych demonów.
Czarna łapa sięgnęła jej szyi, kiedy poczuła, że w dłoniach materializuje się jej jakiś przedmiot. Demon próbował go odebrać. Zagłuszał jej zmysły przerażającym krzykiem. Farinae z trudem uwolniła się z tego świata. Jej moc działała teraz w tak wielkim natężeniu, że zwaliła ją z nóg i pchnęła prosto w śnieg. Dziewczyna poczuła, że traci przedmiot, który wcześniej trzymała w dłoniach. Nie zdążyła go uchwycić. Zniknął.
Farinae usiadła w śniegu i uderzyła pięścią w podłoże. Była przemoczona i zmęczona transem, ale nie chciała się poddawać. Klucz był już blisko.
Kiedy podniosła się chwiejnie z ziemi i postawiła krok do przodu, natrafiła na coś twardego. Przeświadczona o tym, że mogła trafić na kamień, spojrzała mimowolnie w dół. Pod jej stopą niczego nie było.
Serce dziewczyny stanęło w miejscu. Klucz nie zniknął. On wciąż tutaj był. Po prostu była jeszcze zbyt mało zaawansowanym magiem, aby widzieć wykreowany przez dusze przedmiot. Był dla niej tak samo niewidzialny jak dla innych, zwyczajnych ludzi, z tym, że ona mogła go wziąć w dłonie.
Gdy go pochwyciła, była już całkowicie pewna, że udało jej się osiągnąć cel. Bariera nie była już przeszkodą. Wystarczyło zatopić w niej klucz i… nowy świat, o którym tyle naopowiadał jej Arion, stanął przed nią otworem.
Farinae przekroczyła niepewnie próg bariery i z ulgą stwierdziła, że żyje. Czy to koniec niespodzianek na dzisiaj?
Dziewczyna założyła szeroki kaptur na głowę. Nie mogła dać poznać po sobie, że jest kimś innym niż Vildejczycy. Musiała wtopić się w tłumy ludzi spacerujących po nocnej osadzie.
W Vilde zawsze panowała ciemność, dlatego tutejsi ludzie wyglądali podobnie. Posiadali białą skórę i włosy oraz szare oczy. Jako, że przez większość życia nie mieli styczności ze słońcem, ich ciała były praktycznie pozbawione pigmentu. Tak samo działała ludzka choroba zwana „białą śmiercią”. Większość dziewcząt, które znała, nie mogły jej przeżyć, bo nie były przyzwyczajone do tutejszych, surowych warunków.
Farinae ominęła kilkoro Vildejczyków, sunących w stronę targu. Widziała, że wszyscy uważnie się jej przyglądają. Czy popełniła w którymś miejscu błąd? Może noszenie kaptura nie było najwłaściwszym rozwiązaniem? Nie miała jednak wyboru. Srebrne włosy mogły wzbudzić w tutejszych ludziach panikę.
Kogo miała szukać? Z kim rozmawiać? Czy znajduje się tu jakiś przywódca? Król?
Dziewczyna była tak zamyślona, że nie zauważyła, kiedy wpada na jakiegoś człowieka. Niespodziewanie i może odruchowo, chwycił ją za dłoń i przytrzymał w miejscu. Spojrzeli sobie prosto w oczy.
– Kim jesteś? – spytał chłodno biały mężczyzna. Używał języka ludzi z gór, ale Farinae poznała go na tyle, aby zrozumieć co mówi.
Czy naprawdę tak bardzo się od nich różniła, że każdy zwracał na nią uwagę? A może wszyscy Vildejczycy znali siebie na tyle dobrze, że wiedzieli, kiedy przybywał do nich ktoś obcy? Farinae nie wiedziała co może odpowiedzieć. Otworzyła usta po to, by zaraz je zamknąć.  
Ktoś z ludzi stojących za nią, chwycił za jej kaptur i odsłonił srebrne fale na głowie. Vildejczycy zareagowali milcząco i chłodno, zachowując zimną krew. Każdy z nich wyciągnął swój miecz z pochwy i wymierzył nim w stronę obcej dziewczyny.
– Szarzy ludzie nie mają tu wstępu – warknął obcy mężczyzna, który wcześniej chwycił ją za dłoń.
Farinae nie miała wyboru, musiała się bronić przed ostrzami. Vildejczycy bowiem nie pytali, atakowali z miejsca.
– Nie jestem szarym człowiekiem! – wykrzyknęła walecznie i sparowała mieczem cios stojącego przed nią mężczyzny. Od tyłu rzucili się na nią kolejni ludzie – oślepiła ich blaskiem swojej magii. To dało jej kilka sekund przewagi, dzięki czemu mogła wyminąć groźnych osadników i wbiec na otwartą przestrzeń, gdzie miała szersze pole do popisu. Machnęła rękami, próbują utworzyć wokół siebie słabą barierę chroniącą. Zdawała sobie sprawę z tego, że Vildejczycy byli bardziej zaawansowani w tym stylu walki, ale jak inaczej miała im wytłumaczyć po co tu przybyła? To przynajmniej opóźniło ich gniewne działanie.
– Szarzy ludzie używają czarnej magii, ja używam takiej jak wy! – wykrzyknęła twardo.
Mężczyzna zaledwie tknął palcem barierę, a ona rozsypała się w drobny mak. Farinae była pod wrażeniem. To przecież jej najsilniejsze zaklęcie. Nie miała szans z jednym Vildejczykiem, a co dopiero z kilkunastoma?
– To nie jest powód do tego, abyśmy cię nie zabijali – odezwał się chłodno białowłosy mężczyzna. Farinae z trudem obroniła się przed mocnym pchnięciem mieczem. Jej wątła postura została cofnięta o kilka stóp w tył, ryjąc w śniegu niewielkie wgłębienie. Ręce jej drżały.
– A więc tak przyjmujecie gości?! – prychnęła dziewczyna.
– Nie przyjmujemy gości i każdego z nich zabijamy.
– Białe dusze chronią to miejsce! Nie mogłyby mi powiedzieć o kluczu, gdybym była waszym wrogiem!
– To wciąż nie powód, abyś przeżyła!
Farinae została pchnięta w śnieg. Jej miecz wylądował kilka metrów dalej. Teraz nie miała już jak się bronić. Magia tu nic nie wskóra. Przed oczami błysnęło jej vildejskie ostrze. Takim samym walczył Arion.
– Znam Ariona! – zaryzykowała, przymykając oczy. Miecz znalazł się przy jej sercu. Skrobał dziurę w bordowej szacie. Księżycowe ziele będące amuletem zareagowało z bronią. Najwyraźniej wykute w stali miecze musiały mieć w sobie dozę ochronnej, świetlistej rośliny. Teraz obydwa przedmioty świeciły oślepiającym blaskiem.
– Mój syn! – wykrzyknął ktoś w tłumie. Farinae nie mogła dostrzec kto to był. Światło księżycowego ziela ograniczało jej pole widzenia. Nagle kojące ciepło stało się kującym ją w oczy chłodem.
Jakieś ręce postawiły ją brutalnie do pionu. Mężczyzna uniósł mieczem naszyjnik, który miała na sobie Farinae i przyjrzał mu się uważnie. Obok niego stanęła białowłosa kobieta. Zaskoczona spojrzała na swojego towarzysza, który mało nie zabił srebrnowłosej dziewczyny.
– To amulet, który podarowałam Arionowi, zanim wysłaliśmy go do Astrantii – szepnęła na tyle głośno, że Farinae była ją w stanie usłyszeć.
– Dał mi go. Jest moim przyjacielem. Żyje i ma się dobrze – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Ostry chłód wdzierał się do jej gardła, kiedy brała głęboki wdechy. Wiedziała, że nie wytrzyma w tej krainie zbyt długo. Podziwiała Vildejczyków za to, że potrafili tu żyć.
– Mama, mama, co było potem?! – Głos małej Havielle wyrwał dorosłą Farinae z sideł wspomnień. Jej umysł był dziś na tyle rozwinięty, że bez problemu, mogła wejść w trans i odtwarzać obrazy z przeszłości. Na chwilę powróciła do swoich dzieci, które zamiast usypiać, wykazywały się jeszcze większą energią niż za dnia. Dwie pary oliwkowych oczu błyszczały w przyciemnionym pokoju, gdzie płonęła już tylko jedna woskowa świeca. Za oknem panowała noc.
Havel będzie zły, kiedy się dowie, że jego latorośle jeszcze nie śpi.
– Vildejczycy uwierzyli srebrnowłosej? – spytał podejrzliwie Dorien.
– Tak, uwierzyli jej – odpowiedziała łagodnie Farinae. – To jednak nie znaczy, że byli dla niej mili i od razu jej zaufali. Vildejczycy to ludzie, którzy są zamknięci w sobie. Wierzą tylko sobie. Nie miewają gości, dlatego byli zaniepokojeni obecnością dziewczyny. W końcu jednak pozwolili jej porozmawiać z matką oraz ojcem Ariona, którzy jak się okazało – byli przywódcami ludzi w górach Vilde.
– To dlaczego ten Arion niczego nie pamiętał? Wyrzucili go stamtąd? – oburzył się Dorien.
– Chcieli go chronić. Podczas czteroletniej wojny, kiedy pewien zły władca sprowadził na nich klątwę w postaci szarych ludzi, byli obwiniani przez wszystkich w Sevrze za sprowadzenie na świat zagłady. Vildejczycy nie potrafili się bronić przed niesłusznymi oskarżeniami. Nie mieli dowodów na swoją niewinność, w końcu szarzy ludzie byli ich lustrzanym, złym odbiciem. Wraz z kawałkiem Szarych Gór, góry Vilde miały zostać zniszczone. Rozwiązanie Vildejczycy znaleźli w ostatniej chwili. Postanowili ukryć swoją osadę we mgle, udając, że zginęli. Tym samym zawarli między sobą kontrakt, mówiący o tym, że nigdy więcej nie postawią stopy poza swoimi górami. Przywódcy nie mogli odzyskać swojego syna.
– Smutne – powiedziała Havielle, robiąc podkówkę z ust.
– Ależ skąd, Havie – odpowiedziała Farinae, głaszcząc córkę po włosach. – Arion dowiedział się od srebrnowłosej o tym, że miejsce skąd pochodzi wciąż istnieje i spotkał swoich rodziców.
– Został tam? – spytał Dorien.
– Nie. Poślubił księżniczkę wyniszczonego przez wojnę Berthaire. Razem je odbudowali.
Dzieci uśmiechnęły się z ulgą. Farinae nie zdołała jednak odwrócić ich zainteresowania głównym wątkiem historii. Szybko wróciły do opowieści o srebrnowłosej dziewczynie, która przecież wciąż była w Vilde!
– Co dalej było? – spytała ciekawsko Havielle.
– Vildejczycy obiecali, że pomogą srebrnowłosej i uwolnią jej od szarej klątwy, jeśli… – Farinae przerwała. Nie mogła powiedzieć dzieciom prawdy. Wiele makabrycznych momentów swoich historii musiała przekoloryzować. Przecież nie powie małym dzieciom o tym, że Vildejczycy zażądali głowy samego króla Astrantii. Tym bardziej nie zrobi ze srebrnowłosej dziewczyny morderczyni. – Uwolnią ją od klątwy, jeśli przyprowadzi Ariona.
– I zrobiła tak? – spytała uradowana Havielle. Ziewnęła potężnie i zmrużyła oczy, tuląc się do chudej piersi brata.
– Tak. Tak właśnie zrobiła.
– I wszyscy żyli długo i szczęśliwie?
– Tak. Długo i szczęśliwie.
Farinae spojrzała ze smutkiem w podłogę. To nie był koniec historii, ale reszta mogła się okazać dla dzieciaków zbyt krwawa i niesprawiedliwa. Nie chciała ich uczyć od maleńkiego nienawiści do ludzi. Marzyła o tym, aby potrafili ufać i kochać bliźnich, żeby żyli w bezpiecznym świecie bez odrobiny zła, która mogłaby namącić w ich głowach. Dla niej było już za późno, ale dla Doriena i Havielle świat wciąż mógł mieć inne, jaskrawsze barwy. Farinae spostrzegała wszystko w odcieniach szarości. Znajdowały się w niej zaledwie przebłyski bieli, będącej odcieniem jej magii. Ta biel była małym, ledwo widocznym przewodnikiem po świecie pełnym zła.
– Następnym razem też nam opowiesz coś o srebrnowłosej? – spytał śpiącym głosem Dorien. Przetarł swoje oliwkowe oczka i ułożył się wygodniej na poduszce. Śniętą siostrę przygarnął do swojej piersi, jakby chciał ją obronić przed czającymi się w kątach zamku potworami.
Farinae uśmiechnęła się łagodnie i pokiwała głową.
Tak, to właśnie dla takich momentów żyła. Nie żałowała tego, co już dawno minęło, a powracało tylko w jej snach. Upajała się spokojem, dostatkiem i maleńkim szczęściem, które zbudowała razem z Havelem. Nigdy nie sądziła, że zostanie królową Astrantii. Nie sądziła też, że będzie szczęśliwie żyła z osobą, która uwięziła ją w bagnie zła z którego nie miała sił uciec. To wszystko wyglądało jak bajka. A dotarła do niej ostatkami ludzkich sił…
Dorien i Havielle zasnęli. Musieli być już naprawdę zmęczeni emocjonującymi opowieściami.
Farinae przyłożyła dłoń do wypukłego brzucha i pogładziła go delikatnie. Już niedługo do rodzeństwa Danneville’ów miało dołączyć kolejne dziecko.
– Zasnęli? – usłyszała za swoimi plecami kobieta. Spojrzała zaskoczona przez ramię. Havel był jedyną osobą, której kroków nie potrafiła wyczuć. Zawsze pojawiał się znienacka, jakby wiedział, w którym momencie ją zaskoczyć.
– Zasnęli.
– Znowu opowiedziałaś im o księciu Astrantii, który był gnojkiem? – prychnął król.
– Skądże. Ale jeszcze będę miała okazję naopowiadać historii o ich ojcu, który latał za wszystkimi ładnymi dziewczętami w królestwie i był rozpieszczonym dzieciakiem, który…
Havel zatkał dłonią usta żony. Ta spojrzała na niego z wyrzutem.
– Nie psuj obrazu naszej pięknej rodziny. Zawsze byłem idealny, dlatego mnie wybrałaś.
Farinae zaśmiała się cicho i odsunęła rękę męża. Jej błękitne oczy błysnęły łobuzersko w ciemnościach.
– To ty mnie wybrałeś, Havel. Już wtedy, w Sivis.
– Nie schlebiaj sobie, dziewko ze wsi – powiedział z udawaną wyższością w głosie król. Wyprostował dumnie swoją pierś i poprawił iście szlacheckim ruchem dłoni koronę.
– Już nie będę, królu z Ratier – zironizowała kobieta.
Niewiele osób wiedziało, ale zarówno Havel jak i Farinae, nie urodzili się w rodzinie królewskiej. Obydwoje pochodzili z wiosek znajdujących się w Astrantii. Farinae z Sivis, które leżało dzień drogi od Vilarsii, Havel z Ratier, wioski leżącej na południowo-zachodnich granicach zniszczonej przez króla Levina. To los pozwolił im na wzbicie się ku wyżynom. Każdy z nich dotarł do zamku Astrantii o własnych siłach i zupełnie inną drogą, choć żadna z nich nie była łatwa.
Havel prychnął głośno, pokazując swoje niezadowolenie. Nie lubił, gdy ktoś mu przypominał, że wywodzi się z tak marnej warstwy społecznej. Nie chciał jednak obudzić dzieciaków swoimi królewskimi protestami. Żonę ukarze potem, gdy będą już sami.
Król uśmiechnął się na widok swoich dzieci, które wtuliły się w siebie mocno. Zanim uwolnił Doriena z uścisku dłoni Havielle, musiał się trochę namęczyć. Rodzeństwo Danneville’ów było nierozłączne. To chyba jedyna taka para królewska, która nie żywiła do siebie nienawiści w tym królestwie.
Farinae odłożyła koc na bujane krzesło i zdmuchnęła płomień świeczki.
Tak właśnie minął kolejny dzień z życia króla i królowej w Astrantii.



9 komentarzy:

  1. Farinae rzeczywiście opowiadała najlepsze historie. Kompletnie się zaczytałam nie zwracając uwagi na nic innego.
    Dobra robota :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam na dwie raty. Część w pracy, końcówkę teraz. Zaciekawiłaś mnie. Są rzeczy, o których tylko napomknęłaś, a ja chciałabym je poznać. Chyba zacznę Cię męczyć o więcej tej historii:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Księcia Havela pamiętam! Coś zdaję się nawet tam jakąś literóweczkę poprawiałam, co dostałyśmy zjebkę od Tris.
    Uu, dużo trochę trudnych nazw! Ale lubię takie. Zwłaszcza nazwa krainy mi się podoba. Raaany. Znowu mi w tym tyg zapachniało Tolkienem! Żyć nie umierać!
    Jakie rozkminy małej Farinae! <3
    To bardzo skomplikowany i nudny proces <-- serio?! :D
    Oliwkowe oczy i szafranowe plamy *zakochana, chociaz za dziecmi srednio przepada*
    Havielle - piękne imię! Havie <3
    Dorien miał na szczęście twardy sen, dlatego też uważał, że każdego ranka budził się w swoim łóżku z powodu magii. Rodzie nie odwodzili go od tej myśli. - <3
    powiedział władczym głosem, który zaczerpnął <-- troszku mi te zaczerpnął jako synonim 'odziedziczył' nie pasuje, ale to pierdołaaa. ;)
    O rany, to jak Havie streszcza historię matki, sam fakt , ze ona jest prawdziwa, łał. I bardzo fajnie oddajesz sposób mówienia dzieci, zarówno małej jak i jej brata, który rośnie na amanta ;D Od razu go polubiłam!
    te zło <-- a nie 'to' zło? jestem wyczulona na 'te, bo Tris mnie gnębi (słusznie, bo brzydki nawyk miałam/mam wstawiania tego 'te' gdzie popadnie)
    Szara odmienność. Termin, za którym idę! Brzmi oryginalnie i zaciekawia. Uwielbiam takie hasła.
    To miało jednak swoją wadę. - mimo wszystko przeczytałam, że miało swoją cenę ;P
    Płowy bordowego płaszcza - a nie 'poły'?

    Kuźwaaaaa, wiedziałam, że nie zdążę! Muszę spadać, ale wrócę na pewno przeczytać do końca, bo łoł, kobieto, to jest baśń! To jest coś w innym stylu, niż dotychczas z tego wszystkiego, co od Cb czytałam i rany! Bardzo mi się podoba. Napiszesz coś kiedyś, co mi się dla odmiany NIE spodoba? Bo zaczynam przynudzac ;D więc myślę, ze chociaż literówkę jak znajdę to wypiszę, żebyś cukrzycy nie dostała przeze mnie! ;D
    WROCĘ!

    OdpowiedzUsuń
  4. WRACAM!
    Hahah! Wilki! No musiał nastąpić jakiś element wspólny. Uuu i to takie wypasione wilki, cała wataha, aaaawwwww. <3 Tylko czemu mam przecucie, ze tez skoncza zle?
    „potężne zaklęcie odepchnęło je kilka metrów dalej, smażąc ich wnętrzności.” Uuuułoooh, no właśnie. Xd oiiiii… biedne! Nie żebym kibicowała, żeby zjadły srebrnowłosą! No nie! Ale i tak… zresztą, ostatnia jestem w tym tygodniu w kolejce po prawa ochrony wilków i wilkopodobnych :D

    Będzie tu stała, dopóki nie nauczy się tego przeklętego zaklęcia! Nieważne czy zajmie jej to tydzień, czy dwa tygodnie! Albo to zrobi, albo tu zdechnie. <–- u jaka determinacja!!! Podoba mi się!!!

    Uuuu, wciąga na maksa <3 Lubię Havela na maxa! Całość naprawdę robi wrażenie. Uporządkowane, tło obfitujące w szczegóły, realistyczne, kupuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MATKO, Wilczku, co tu się dzieje XDDD. Ahahaha. Dziękuję za ten epicki komentarz <3 takie najbardziej motywują! Łiiii!
      Dzięki też za zauważenie błędów! Tak jak wspominałam - miałam śnięty umysł, więc to, że np. pojawia się słowo "płowy" zamiast "poły" (co mnie totalnie rozpiernicza lol) to kwestia mojego zmęczenia pisaniem, bo błędów to już nie sprawdzałam.
      Dziękuję <3
      #SadisticWriter

      Usuń
  5. Ojaaaa, ale pięknie jest. Byłam trzecim zasłuchanym dzieciorem. Jednak przez stały kontakt trzeciego stopnia z dwu i pół latkiem, a także pamięć nie tak dawno przebytej ciąży, jakoś scena wydaje mi się podejrzanie idyllyczna. Albo dzieci miały poduszki nasączone chloroformem, a bohaterka jest jedną z mitycznych istot, porównywalną do smoków, które końcówkę ciąży przechodzą jak spacer po łące, albo w moje doświadczenie i koleżanek po prostu jest inne niż twoje, co też jak najbardziej jest możliwe. Samo opowiadanie jest przegenialne, fajne było to, że mimo, że zahaczyłaś o zupełnie nieznany mi świat to się w niego kompletnie zapadłam, bez śladu. Lubię główną bohaterkę. Jest łatwa do polubienia. I te szare włosy, szare istoty, miasto w górach, to wszystko fajnie GRA. A to spora umiejętność! Brawo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi ci o szybkie zasypianie dzieci? Bo nie sprecyzowałaś jaka scena, pisałaś tylko o chloroformie XD. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że szybko padły, ale uznałam, że już wcześniej usypiały, bo było wspomniane, że ziewają! Tak poza tym to mam słabe doświadczenia w dzieciach, bo tak małymi się nie zajmowałam i swojego dziecka też jeszcze nie miałam :D.
      Dziękuję za komentarz <3 cieszę się, że się spodobało!

      Usuń
    2. Ciąża, czyli opuchnięcie, zgaga, ciągłe zmęczenie i pierdolnięte hormony + zajmowanie się przez cały dzień domem i dwójką dzieci = idylliczny wieczór wspomnień z głaskaniem się po brzuszku :D Sądzę, że wątpię. Nie chcę się czepiać z pozycji, że ho ho, wiem wszystko i w ogóle znam życie, tylko raczej chcę ci na przyszłość podarować odrobinę wiarygodności. Bo opowiadanie "pani mamy" jest ekstra, a część wprowadzająca raczej sprawia wrażenie bajki. Koniecznie zapisz sobie to opowiadanie gdzieś w widocznym miejscu i jeżeli kiedyś będziesz w ciąży lub mamą kilkulatka to sobie przeczytaj, po czym zrób zdjęcie swojej miny i mi wyślij :D

      Usuń
    3. Aaaa. Akurat ciąży nie przeżywałam jeszcze, ale znam osoby, które bardzo łagodnie ją przechodziły i przez całą dobrze się czuły (dobra, z wyjątkiem niektórych dni XD), więc myślę, że to nie jest reguła c: to akurat zależy od danej kobiety, prawda? Poza tym Farinae nie zajmowała się domem, bo była królową, więc... miała od tego służących XD jej jedyne zadanie to było najwyraźniej czytanie dzieciom bajek!

      Usuń