Otwarte
na oścież okno miało zapobiec przegrzaniu mózgu. Świeże powietrze wyganiało z
pokoju chociaż odrobinę tego niechcianego ciepła. Po całym pomieszczeniu walały
się notatki i różne gryzmoły. Nawet lecąca z głośników rockowa muzyka nie była
w stanie zagłuszyć przekleństw, wyzwisk i całego tego złorzeczenia, które
bezwiednie przedostawało się poza cztery ściany niewielkiego azylu, który
nazywała sypialnią.
– Co za
ch*j! D*&@k pi#&@olony, złamas… „Zadzwonię jak tylko wrócę”. Ch*j, a
nie „zadzwonię”…
Czekała
cały dzień. Cały boży dzień. Na jakiś znak życia. Już przestała marzyć, że
zadzwoni, ale może, chociaż wyśle SMS–a, cokolwiek… Nie wysłał, choć słońce
chyliło się już ku zachodowi. Nie zmieniło to jednak faktu, że wciąż było tak
diabelsko gorąco, co tylko wkurzało ją jeszcze bardziej.
– Niech
to… Do diabła z nim. Może się do mnie już nigdy nie odzywać. Mógłby błagać na
kolanach o wybaczenie, czołgać się przed drzwiami, a i tak powiem mu, żeby
wy&@##@l@ł. Tak właśnie zrobię. Niech zna swoje miejsce na świecie… Tak…
Właśnie…
Westchnęła
ciężko i chwyciła czajnik elektryczny. Musiała napić się jakiejś herbaty.
Najlepiej z melisy za nim ją jaśnista strzeli i krew zaleje. Musiała wyjść z
pokoju, żeby nalać wody. Strój miała niezbyt wyjściowy. Ot przytarte legginsy i
zupełnie nie pasująca do nich kwiecista bluzka. Jedyna, w jakiej mogła
funkcjonować w takie upały.
Ale w
takie ciepłe i „piękne” dni nikogo nie było w pobliżu. Mogła spokojnie wyjść na
korytarz, nie obawiając się, że ktoś przyłapie ją na tej modowej porażce. Nie,
żeby się tym miała jakoś przejąć. Wierzyła jednak, że do ludzi powinna jakoś
wyglądać. Gdyby nie to, że tego dnia nie chciało jej się wyglądać. Nie chciało
jej się nic. No może poza rozwaleniem czyjejś twarzy o chodnik.
Wciąż
nieco wnerwiona chwyciła za klamkę i otworzyła z rozmachem drzwi. O coś
uderzyły, ale niespecjalnie się tym przejęła. Właściwie nawet tego nie usłyszała,
wsłuchana w mocne brzmienia rockowej kapeli. Poza tym i tak miała ochotę coś rozwalić,
nawet jeśli były to bogu ducha winne drzwi.
– No i
ch*j – skwitowała pod nosem i nalała do czajnika wody.
Odwróciła
się na pięcie i miała wrócić do pokoju, nim ktoś ją zobaczy. Ale było za późno.
– Jak długo tam
stoisz?
– Dłużej, niż byś chciała – padło w odpowiedzi.
– Dłużej, niż byś chciała – padło w odpowiedzi.
– To znaczy?
– To znaczy,
że słyszałem wszystkie wiązanki, jak mniemam, pod moim adresem – odparł, a na
jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
– No i
dobrze. Zasłużyłeś sobie… – mruknęła, wymijając go w przejściu.
– Wiem –
odparł, westchnąwszy ciężko i ucałował ją w czubek głowy. – Przepraszam…
Słodko. Chyba Ci się nie chciało tego pisać, bo mam wrażenie niedopracowania tekstu. Ot scenka w szkicu. Już nawet nie chodzi o realia czy nakreślenie bohaterów, ale widać, że to coś napisane spontanicznie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nawet jeśli spontaniczne i niedopracowane, to ja nie mam problemu z wyobrażeniem sobie tej sceny. Bohaterowie nie są mocno zarysowani, ale mnie to nie przeszkadza, bo lektura była przyjemna.
OdpowiedzUsuńA melisę mogę pożyczyć ;)