Ostatni
Pewnie spodziewaliście się „Prawa
Wściekłości” albo „Pożegnaj jutro”, bo przecież obie te opowieści pasują do
tematu. Postanowiłam jednak postawić na inną opowieść, choć tutaj nie użyłam
imion bohaterów. Jednak jeśli śledzicie trochę moje pisanie, znacie ich.
Ostatnio dostali coś nowego. I pewnie jeszcze nieraz dostaną:)
Noc była
spokojna. Jednak nawet we śnie mój umysł wyczuł zagrożenie i gdy otworzyłem
oczy, zobaczyłem kobietę siedzącą na brzegu posłania. Dopiero po chwili ją
rozpoznałem. Uśmiechnęła się z rozbawieniem, widząc moją głupią minę.
– Nie
bój się, to tylko ja – szepnęła.
– Nie
możesz spać?
Wzruszyła
ramionami, jakby zbywając temat. Spojrzała na niebo widoczne przez rozbite
okienko. Zdawała się niespokojna, może nawet zmartwiona, ale nie chciała
powiedzieć, o co chodzi. Wciąż wracała do tego schematu. Coraz częściej się
uśmiechała, a jednak nadal trzymała nas na dystans. To bolało.
Podniosłem
się do siadu i poprawiłem jej niesforne pasemko brązowych włosów opadających na
twarz. Uśmiechnęła się ciepło, łapiąc mnie za dłoń i wstając.
– Chodź.
Nie chcę obudzić reszty.
No tak,
niech przynajmniej oni się wyśpią, póki byliśmy w miarę bezpieczni. Za kilka
dni sen może stać się luksusem, na który nie będzie nas stać. W takich chwilach
naprawdę widać, że wszystko się zmieniło.
Wyprowadziła
mnie na zewnątrz. Było ciepło jak na początek lata przystało. Gdyby tylko nie
te opustoszałe budynki popadające w ruinę, byłoby to nawet miłe miejsce.
– Tylko
nie mów, że jest w porządku – powiedziałem.
– Nie
jest tak źle. – Uśmiechnęła się. – Po prostu jestem zmęczona obecnością innych.
Trochę to irytujące, że dzieciaki wciąż kręcą się w pobliżu.
Zaśmiałem
się. Odkąd drużyny na nowo się rozdzieliły, trzymała się blisko. To ogromna
różnica wobec tego, co było wcześniej, choć chyba nie do końca jej to
odpowiadało.
–
Bezpieczniej jest trzymać się razem.
– Wiem.
Przyciągnąłem
ją do siebie, gdy próbowała odejść. Odwróciła spojrzenie jakby nagle speszona.
Staliśmy tak chwilę, bo nie miałem odwagi zrobić czegoś więcej. Zignorowałem
jednak drwiący chichot rozlegający się gdzieś z tyłu głowy. Nie musiał mi
niczego uświadamiać.
– Nie to
cię gnębi – odezwałem się cicho.
Chciałem
powiedzieć coś więcej, ale położyła mi dłoń na ustach, spoglądając na mnie ze
smutkiem.
– Nic
więcej nie mów – szepnęła. – Błagam. Wiem, że chcesz pomóc, ale na rozmowę o
tym jest jeszcze za wcześnie. Nie rozdrapuj tej rany.
Byłbym
jeszcze głupszy, gdybym uwierzył w jej uśmiech mówiący, że poradziła sobie z
tym, co się stało. Mogła się śmiać, dokuczać innym, ale to wciąż była tylko
maska. Lisia maska, której mimo wszystko nie potrafiła zdjąć. A może nie
chciała. A ja nie umiałem jej zedrzeć i wyrzucić. Nieważne, ile razy bym
próbował, byłem z góry skazany na porażkę. Bo co ja sobie myślałem? Że będę jej
lekiem na ponownie utraconą miłość? Że mogę cokolwiek zrobić? To nie jest
łatwe. Mogłem na nowo stać się dowódcą, mogłem naprawić relacje z synem, ale
jej nigdy nie dosięgnę, nigdy nie będę równie ważny co on. Taka jest prawda i
chyba czas ją zaakceptować. Pieprzony masochista.
Przygryzła
wargę, jakby biła się z własnymi myślami albo prowadziła zażartą dyskusję z
własnym utrapieniem. Jakby z wahaniem ściągnęła dłoń z moich ust, stanęła na
palcach i mnie pocałowała. Sam nie wiedziałem, kiedy odpowiedziałem tym samym.
Chwyciłem ją za kark w obawie, że za chwilę ucieknie, ale nic takiego się nie
stało. Było całkiem odwrotnie.
Gdybym
wtedy wiedział, że tej samej nocy odejdzie, zrobiłbym wszystko, żeby ją
powstrzymać. Pewnie znowu byśmy się pokłócili, może znów padłby krzywdzące
słowa, a ja czułbym się jak ostatni dupek, ale nie musiałbym odtwarzać treści
listu raz po raz. Bo nie umiałem inaczej.
„Jeśli czytasz te słowa, nie wróciłam. Ze
stuprocentową pewnością jestem martwa. Przepraszam, że znowu Cię zawiodłam. Nie
umiałam Ci powiedzieć, bo chciałbyś mnie powstrzymać albo, co gorsza, pójść ze
mną. Przepraszam, że znowu zostawiłam Cię z tyłu. Że znowu czujesz, jakbym Ci
nie ufała. Chyba nie umiem inaczej, bo gdy pragnę kogoś ochronić, boję się, że
nie dam rady, a jednocześnie nie potrafię na kimś polegać.
Naszych Niebios już nie ma. Nigdy
nie wrócą. Są jednak drugie. To po to była ta cała maskarada. Żeby zdobyć
klucz. A ja jako ostatnia z tych, co przysięgali Królowi, wciąż miałam
zobowiązanie wobec jego potomka. Nie, nigdy nie będę służyć takiemu Królowi.
Nigdy. Umrę w zgodzie z sobą i tym, w co zawsze wierzyliśmy. Nie mogłabym
zdradzić Ciebie i tych wszystkich, których kochaliśmy.
Przepraszam, nie dałam rady wrócić.
Wiem jednak, że w końcu zacząłby się o mnie upominać. Nie, żebym go chroniła,
oboje wiemy, że akurat jemu to niepotrzebne. Jednak co to za Król bez pionków?
Przepraszam, znów Cię ranię. Chyba
naprawdę przekleństwo Królowej Zmierzchu przeszło na mnie. Myśl, że prędzej czy
później sprowadziłabym na Ciebie śmierć, przerażała mnie. Nie powinieneś za mną
wtedy iść, wracać czy deklarować przyjaźni. Po tym wszystkim powinieneś mnie
znienawidzić, a stać Cię było tylko na to, żeby mi przebaczyć. Nie zasłużyłam
sobie na to. Proszę, nie wybaczaj mi więcej, ale żyj i zaopiekuj się nimi. To
właśnie oni najbardziej Cię potrzebują. Poradzisz sobie. Jesteś silny i potrafisz
ich ochronić. Nie zawsze Ci na to pozwolą, ale nie odrzucą Twoich starań. Żadne
z nich nie jest mną, na szczęście.
Przepraszam, tak bardzo Cię
przepraszam, ale pozwól zranić się jeszcze raz. Ostatni raz. Nie potrafię
powiedzieć tego głośno, ale mogę napisać. Kocham Cię. Przepraszam, że wcześniej
nie potrafiłam tego pokazać. Ja naprawdę jestem lisicą. Jak on. Nie wybaczaj mi
już więcej.”
Akurat przed chwilą przeczytałam tekst o małej Corrie, a teraz czytam ten i WOW, w tym tekście to ta wcześniejsza Królowa Zmierzchu, czy to Corrie, która uciekła i dorosła? Kurcze, tylko czemu odeszła? Może jednak wróci? Polubiłam ją!
OdpowiedzUsuń"Ostatni" dzieje się wiele lat po "Strażniku i królowej". O poprzedniej Królowej Zmierzchu jeszcze nic mi się nie urodziło, ale może kiedyś. Cieszę się, że Corrie przypadła Ci do gustu, bo to w gruncie rzeczy fajna dziewczyna jest, trochę (bardzo) zakompleksiona, ale fajna.
UsuńOch, powiało smutkiem, mimo to tekst mi się podoba. Ciekawy.
OdpowiedzUsuń