Historia kołem się toczy
Tę scenę pisałam już
wielokrotnie, ale temat sam się prosi, żeby zrobić to ponownie, więc w tym
tygodniu zbytnio się nie wysiliłam. Owszem, mogłabym dopasować tu niemal każdą
moją opowieść, a nawet napisać coś nowego, ale Corrie tak za mną ostatnio
chodzi, że nie mogłam jej odmówić. Kensei i Kimiko nie należą do mnie, ja ich
tylko pożyczam od Leukonoe , z którą popełniłam „Niebiosa”.
Obserwowała
go, gdy tak się wahał – wejść na teren Dziesiątego Oddziału czy dziś sobie
odpuścić. Krążył w pobliżu bramy, by przystanąć, westchnąć, drapiąc się po
tatuażu i za chwilę zacząć ten cykl od początku. I znowu. Uśmiechnęła się na
ten stan rzeczy, bo doskonale wiedziała, co mu chodzi po głowie.
– Starość
cię zastanie – odezwała się w końcu.
– Corrie. –
Obrócił się błyskawicznie w jej stronie z dość głupią miną wyrażającą
jednocześnie irytację obecnością dziewczyny jak i wstyd, że go przyłapała. –
Jak długo tam stoisz?
– Dłużej,
niż byś chciał. – Wyszczerzyła ząbki w psotnym uśmieszku. – Może należało
zabrać jakiegoś kwiatka? Kobiety lubią kwiatki.
– Corrie,
bo ja cię zaraz...
Nie
usłyszała reszty groźby, bo zniknęła w błyskawicznym kroku, śmiejąc się
radośnie. Chwilę później pojawiła się już na dziedzińcu Dziesiątego Oddziału i
pomachała mu beztrosko, jakby właśnie nie przyłapała go znów na tej
niepewności. Nic dziwnego, że jego pokłady cierpliwości – zwykle dość sporych
rozmiarów – zniknęły w ekspresowym tempie.
– Ty
mała... – syknął.
Nie zdążył
jej złapać, bo umknęła mu w ostatniej chwili, chichocząc. Ledwo dotknął jej
ramienia. Pogonił za nią, rozpoczynając gonitwę po całym dziedzińcu. Ona rozbawiona,
on zirytowany. Mógł ją dopaść, był szybszy, ale jeszcze przez chwilę zamierzał
dać jej złudne poczucie przewagi, a potem dorwać ją w najmniej spodziewanym
momencie. I wtedy popamięta.
Corrie
wpadła do budynku administracyjnego, uśmiechając się jak mały diabeł. Zdążyła
tylko odsunąć drzwi kapitańskiego biura, gdy ją złapał. Zupełnie przy tym
zapomnieli, że w ten sposób mogą narazić się Hitsugayi.
– Corrie,
Shuuhei.
– Cześć,
Rangiku-san. Popatrz, gościa ci przyprowadziłam.
Matsumoto
uśmiechnęła się, doskonale wiedząc, że jeszcze przed chwilą gonili się po
dziedzińcu. Zresztą widziała ich przez okno, gdy oderwała się od papierów.
– Macie
szczęście, że kapitan jeszcze nie wrócił. Napijecie się herbaty?
Corrie
uśmiechnęła się nieco nostalgicznie, obserwując Kenseia, który przyglądał się
trenującej Kimiko tylko nieco cielęcym spojrzeniem. Coś jej to przypominało,
choć musiała przyznać, że dzieciaki i tak zaszły dalej. Jednak było to trochę
dziwne, ale i zabawne, jak historia zatacza kręgi. A może to po prostu geny.
– Nie
wahałabym się na twoim miejscu – odezwała się.
Prawie się
roześmiała, gdy zobaczyła identyczny co u jego ojca wyraz twarzy odwracającego
się gwałtownie Kenseia. Gdyby nie brak tatuażu i blizn, mogłaby przysiąc, że
stoi przed nią Hisagi podglądający Matsumoto.
–
Shiroyama, jak długo tam stoisz? – zapytał z niezadowoleniem.
– Corrien –
poprawiła go. – Ile razy mam jeszcze powtarzać, żeby ten czarny łepek załapał?
A wracając do twojego pytania, dłużej, niż byś chciał.
Chłopak
nachmurzył się widocznie.
– To nie
jest twoja sprawa.
– Moja, nie
moja, żadna różnica. – Wzruszyła ramionami. – Po prostu szkoda, żebyście
marnowali czas, krążąc wokół siebie, bo potem może być za późno. Zostanie tylko
żal.
– Zajmij się
sobą.
– O mnie
się nie martw, Kensei-kun. –
Wyszczerzyła zęby w uśmieszku.
Saga tylko
prychnął z niesmakiem. Nie rozumiał tej kobiety. Drgnął, gdy na krótko położyła
dłoń na jego ramieniu, choć nie zamierzał dalej pokazywać, że się jej obawia.
– Nie popełniaj
tego błędu – powiedziała z nutą nostalgii. – Zasługujecie na coś więcej niż
tylko długie spojrzenia. Zresztą zapytaj ojca.
Chwilę
później odeszła z nadzieją, że geny chociaż w tym przypadku nie będą aż tak
dokładne. Nie chciała obserwować powtórki. Chyba na tyle mogła liczyć w tym
zniszczonym świecie.
Łoboru, a szo tu się wydarzyło? Mały Kensei syn Hisaga? Ale fajneeeee!
OdpowiedzUsuńAż wstrzymałam oddech. Zawsze, kiedy świeci słońce, udaję się do Seireitei. Dziękuję za kolejną, nową wycieczkę w te strony <3
OdpowiedzUsuńNie wahaj się! Oddział dziesiąty jest super! :D
Corrie i Shuuhei.Shippuję. <3 Oj tam, narazić się Hitsugayi, przecież to takie niegroźne! :D
Matsumoto w papierkowej robocie? I jeszcze proponuje herbatę?! xD :D
Co to tu sie w końcówce narobiło! O so tu chosi?! :D Dobre, dobre bardzo! :D Kurde, podjarałam się, miałam myć rower, a tu mnie przeniosłaś w dawno nieodwiedzane rejony i mi się zatęskniło! :D
Krótko, ale trafnie! <3
Mnie się od początku podobało <3. Nie znam tak bardzo Corrie, choć wydaje mi się, że coś już o niej czytałam, ale lubię ją!
OdpowiedzUsuńMoja znajomość uniwersum Bleacha jest dosyć marna, bo jak ci opowiadałam, doszłam do jakiegoś 60, 70 odcinka, dlatego kojarzę tylko Matsumoto i Hitsugayę, a Shuuhei... wyguglowałam go sobie, nie znaju ;____; bynajmniej fragment był uroczy! :D
Nawet nie wiesz, co straciłaś. Takiego desperata to ze świecą szukać :D
UsuńOi ya, przyda sie troche blicza, zawsze. Miły, nostalgiczny fragment. Shuuhei tracący cierpliwosć... tak, czemu nie ;D To by było ciekawe, tak go totalnie wyprowadzić z równowagi. Krótko! Podróżowac po seireitei lubię.
OdpowiedzUsuńTylko Corrie tak potrafi i to w odpowiednich warunkach. Ale to powinnaś już wiedzieć;)
Usuń