Strażnik i królowa
Gdy zaczęłam pisać
historię Corrie, była ona przybyszką z innego świata. Gdzieś w trakcie
narodziła się nieco alternatywna wersja osadzona jedynie w uniwersum „Bleacha”,
do którego Corrie jest fanfikiem. Bardzo przydatna wersja. Nawet ostatnio
pomyślałam, że dobrze by było rozpisać tę alternatywę choćby w postaci luźnych,
powiązanych ze sobą fragmentów. To mógłby być jeden z nich. Znajomość uniwersum
niewymagana :)
Taka
smutna. Ilekroć ją widział, zawsze było w niej coś, co potrafił określić tylko
w ten sposób. Smutek i samotność. Jej piękne, zielone oczy były matowe, nie
lśniły jak u innych panien w jej wieku, minę zawsze przybierała obojętną i
wyniosłą, choć widział, że to maska nałożona siłą przez jej pozycję. Tak
naprawdę była pusta w środku.
Początkowo
nawet nie wiedział, że ta dziewczyna istnieje. Córka Shiroyamów nie pokazywała
się na oficjalnych uroczystościach czy przyjęciach, całe życie spędzała w
posiadłości rodu, nie znając innego życia. To miało ją przygotować do wykonania
zadania, do którego się urodziła. Tylko to się liczyło.
Pamiętał
ich pierwsze spotkanie. Akurat wykradł się z posiadłości na przechadzkę. W
murze otaczającym rezydencję Shiroyamów znalazł wyrwę, z której postanowił
skorzystać. Wiedział, że nawet jeśli go ktoś przyłapie, nie zostanie ukarany.
Właśnie dlatego wszedł do ogrodów.
Siedziała w
trawie pod wiecznie kwitnącą wiśnią. Śliczna dziewczynka w błękitnym kimonie z
monem rodu na piersi i smutnymi oczami. Bardzo podobna do pana Yuto, choć nie
przypominał sobie, aby Shiroyamowie mieli córkę.
– Witaj –
odezwał się.
Dziewczynka
spłoszyła się i zerwała nieco niezdarnie z miejsca, nie wiedząc, jak się
zachować wobec obcego chłopaka.
– Nie bój
się. Nie zrobię ci krzywdy. Jak masz na imię?
Przez
chwilę wahała się, rozważając ucieczkę i zawołanie kogoś na pomoc, ale w końcu
odpowiedziała cichym, spokojnym głosem:
– Nazywam
się Corrien Shiroyama, jestem córką Yuto Shiroyamy.
– Ładnie,
choć nie słyszałem, żeby pan Yuto miał córkę.
– Jestem
mało ważnym członkiem rodu. Nie ma powodu, by o mnie wspominać.
– Corrien,
wracaj do środka – usłyszeli kobietę, która zmieszała się na widok młodzieńca.
– Paniczu Ato, co panicz tu robi? Corrien, ukłoń się natychmiast i nie przynoś
swej rodzinie wstydu.
Szarpnęła
dziewczynką, która w popłochu wykonała polecenie, nie do końca rozumiejąc, co
zrobiła źle.
– Pani
Midori, nie ma powodu robić zamieszania. Wyszedłem na spacer. Corrien
prawdopodobnie mnie nie skojarzyła. To nasze pierwsze spotkanie.
– Proszę
wybaczyć. Ta dziewczyna nadal wykazuje się bezczelnością i ignorancją. Żadne
nauki do niej nie docierają.
– W
porządku. Nic się nie stało.
Dopiero
wtedy dowiedział się, że ta smutna dziewczyna jest przyszłą konkubiną jego
brata, Shizumo, a także potomkinią legendarnej Królowej Zmierzchu, przez którą
ród Shiroyama został wygnany z Dworu Przeczystych Dusz. To dlatego odcinano ją
od życia społecznego Dworu Wiatru. W jej życiu ważny był tylko jeden moment –
złożona przysięga wierności swemu władcy. Potem zaś zostanie umieszczona w
przygotowanym dla niej skrzydle i zapomniana.
Było mu jej
żal. Ciotka Midori traktowała ją tak szorstko, nigdy nie pochwaliła ani jednym
słowem. To przykre. Widział, jak bardzo Corrien pragnie odrobiny akceptacji.
Chyba właśnie dlatego tak często ją odwiedzał. Była szczęśliwa, że w końcu ktoś
poświęca jej czas. Miała taki piękny uśmiech, a blask w jej oczach warty był
wszelkich narzekań Shizumo, żeby przestał się nią interesować, bo nic dobrego z
tego nie wyniknie. Nie zamierzał jednak słuchać. Przychodził do niej tak
często, jak tylko mógł, opowiadał o różnych rzeczach i sprawiał, że się
uśmiechała.
Martwił się
o nią. Wczoraj po raz pierwszy uczestniczyła w festiwalu i była tym dość
zaaferowana, a słyszał, że inne rody nie przyjęły jej obecności zbyt dobrze.
Wszyscy powtarzali, że jest Królową Zmierzchu i ma się nie zbliżać. Musiało ją
to zaboleć, więc postanowił sprawdzić, jak się czuje i jakoś pocieszyć.
– Pani
Midori – usłyszał za shoji niepewny głos Corrien – kim była Królowa Zmierzchu?
– Jesteś
zbyt rozgadana – zrugała ją ciotka. – Nie przystoi córce rodu Shiroyama i
członkini Dworu tyle mówić.
Odpowiedzi
nie usłyszał, ale podejrzewał, że Corrien cichutko przeprosiła za swoje
pytanie. Według Shiroyamów nie musiała o niczym wiedzieć, a za ciekawość po
prostu ją karano.
Rozsunął
shoji, mówiąc:
– Ja też
chętnie posłuchałbym o Królowej Zmierzchu.
Corrien
opadła w ukłonie i nie podnosiła się, czekając na pozwolenie. Midori również
się skłoniła, lecz krócej.
– Paniczu
Ato, nie powinien panicz wchodzić do pokoju Corrien. To nie przystoi –
powiedziała z szacunkiem.
– Opowie
nam pani tę historię? – zapytał uprzejmie.
Usiadł na
podłodze naprzeciw Corrie, która nadal się nie podniosła. Uśmiechnął się lekko.
– Podnieś
się, Corrien – powiedział łagodnie. – Nie musisz być spięta w mojej obecności.
–
Oczywiście, paniczu Ato.
Usiadła,
ale nie podniosła na niego spojrzenia. Znowu się speszyła, a obecność Midori
nie pozwalała mu na przekonanie dziewczyny do swobodniejszego zachowania.
Kobieta krążyła wokół podopiecznej niczym sęp nad ofiarą i bezlitośnie wytykała
jej błędy.
– Królową
Zmierzchu nazywa się bezpośrednią przodkinię rodu Shiroyama, która
uczestniczyła w wojnie przeciwko strażnikom śmierci. Swój przydomek zawdzięcza
mocy swojego Szponu. Mówi się, że była jednym z najlepszych szermierzy i
niezwykle silnym wojownikiem, a do tego świetnym taktykiem, dzięki któremu
kilka bitew należało do Wygnanych Rodów. Niestety, w wojnie zginęli wszyscy jej
najbliżsi. Sama posłała ich w boje, które okazały się być ostatnimi dla nich.
Stąd przekonanie, że to ona przyniosła im śmierć, choć to nie jedyny powód jej
złej sławy. Drugim była skuteczność w walce. Nie było przeciwnika, który
uszedłby z życiem, stając przeciwko niej. Wojnę jednak przegraliśmy, natomiast
wyniszczony ród Shiroyama został objęty opieką przez ród Kazemichi, do którego
należą panicz Shizumo i panicz Ato. – Ukłoniła się w stronę młodzieńca.
– Podobno
Królowa Zmierzchu również miała na imię Corrien – odezwał się Ato. – Ale ja tam
nie wierzę, żeby to miało komukolwiek przynieść nieszczęście. – Uśmiechnął się
do Corrie, która na ułamek sekundy podniosła na niego spojrzenie.
Przybliżył
się do niej i delikatnym ruchem uniósł jej podbródek tak, żeby na niego spojrzała.
Zarumieniła się lekko nienawykła do takich gestów. Nie odwróciła jednak wzroku,
przez parę sekund topiąc się w jego zielonym, łagodnym spojrzeniu.
– Ty nie
jesteś Królową Zmierzchu – powiedział poważnie. – Nieważne, co mówią inni.
Jeśli się za kogoś poświęca życie, to jest to wyraz największej miłości, jaką
można dać drugiej osobie i nie ma w tym nic złego.
– Paniczu
Ato – odezwała się Midori. – Powinien panicz już iść. Corrien nie skończyła
jeszcze swoich ćwiczeń, a z pewnością na panicza czekają dużo ważniejsze
obowiązki niż ta dziewczyna.
– Obowiązki
poczekają, pani Midori. Nie bądź wobec Corrien aż tak surowa. Jestem
przekonany, że daje z siebie wszystko i ród Shiroyama nie będzie się za nią
wstydzić, gdy pośle po nią mój brat.
A ten
moment był bliski. Przygotowania do uroczystości były już na ukończeniu, choć
dziewczyna nie była tego świadoma. Jednak gdy myślała o nieuchronnym
przeznaczeniu, gasła.
–
Chciałabyś zobaczyć świat? – zapytał kilka dni później.
Corrie
rozejrzała się nerwowo, czy gdzieś w pobliżu nie czai się ciotka, która od razu
wybiłaby jej takie pomysły z głowy.
– Nie bój
się, pani Midori tu nie ma. Możesz być szczera.
– Trochę
się boję, ale to byłoby przyjemne. Świat zewnętrzny znam tylko z książek, które
mi przyniosłeś.
– Też znam
świat tylko w granicach Dworu, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby chociaż
jedno z nas mogło zobaczyć resztę. Świat jest taki rozległy.
– Ale są
tam strażnicy śmierci. Co jeśli by nas rozpoznali?
– Wystarczy
trzymać się od nich z daleka. Umiesz ukrywać swoją aurę, prawda? – Kiwnęła
głową. – No to nie ma problemu.
Tej nocy
przekonał ją do ucieczki. Wyprowadził potajemnie z rezydencji, otworzył
przejście w barierze otaczającej Dwór Wiatru i pozwolił odejść. Nie czekał
długo na reakcję brata. Wiedział, że jego działania zostaną od razu zauważone.
Shizumo dopadł go już kilka chwil później w asyście straży. Był wściekły.
– Czyś ty
kompletnie zdurniał?! – wrzasnął na niego. – Wiesz, co właśnie zrobiłeś?!
Chcesz ściągnąć na Społeczeństwo Dusz Królową Zmierzchu?! Nałożyć na tego
głupca piętno zdrajcy, a potem niech Takeshi wyjaśni mu, co właśnie zrobił –
polecił.
– A co z
dziewczyną?
– Zostawcie
ją. Zginie na pustyni, zanim dotrze do Miasta.
Jesteś tchórzem, Shizumo. Nie wyściubisz
nosa poza Dwór, żeby pozostać w tej iluzji władzy, którą niby masz od Króla
Dusz. Jesteś nikim. Cóż, byłoby łatwiej poza Dworem upozorować wypadek, a nawet
zrzucić winę na mieszkańców Miasta Wędrujących Dusz czy strażników. Ale nie
szkodzi. Zlekceważyłeś Corrien. Sądzisz, że jest słaba i zginie w ciągu
najbliższych kilku dni. Tak się nie stanie. Przez lata hodowałem w niej
poczucie własnej wartości, które ty i Shiroyama próbowaliście w niej zdusić.
Tyle wystarczy, by zaczęła walczyć o siebie. O to, by żyć, by stać się silniejszą
w obawie, że po nią sięgniesz. Pewnego dnia tu wróci. Myślisz, że nie wiem o
pieczęci na jej aurze, o tym, że musi zostać wzmocniona, bo zaczyna się
rozkruszać. I dobrze. Corrien tu wróci. Czy po zemstę czy z innego powodu.
Wróci, a pieczęć pęknie, budząc Królową Zmierzchu. A wtedy mój bracie czeka cię
przykra niespodzianka. Ja mogę poczekać, bo twój los jest już przypieczętowany
dzięki małej, niegroźnej Corrien.
Szkoda mi tej Corrie, ale fajnie, że w przyszłości przestanie być taką niunią. Fajnie można przeprowadzić tą przemianę małej dziewczynki w Królową Zmierzchu. Girl power!
OdpowiedzUsuńBiedna Corrie - nie ma łatwego życia przez wmawianie, że będzie "nową" Królową Zmierzchu. Jest taka zagubiona i nie ma pewności siebie, ale ją polubiłam. Ładne.
OdpowiedzUsuń