Nie wierzę po prostu, że 3 strony tekstu pisałam tydzień… Dlatego zostawiam bez komentarza. Możecie mnie po prostu zjechać xD
Aktina
Druga szansa
Obudził ją ostry kaszel, kiedy jej organizm próbował pozbyć się drobinek popiołu, które dostawały się do jej nosa z każdym oddechem. Leżała na brzuchu, z twarzą przyduszoną do ziemi. Czym prędzej przekręciła się na plecy i przełknęła ślinę, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego drapania w wysuszonym gardle, ale w zamian wstrząsnął nią odruch wymiotny, kiedy poczuła na języku gorzki smak węgla. Dotknęła dłonią policzków, a na jej palcach pozostała gruba warstwa pyłu, który brudził skórę. Podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła otrzepywać z szarobiałego proszku, który przykleił się do niej w każdym możliwym miejscu. Spadał nawet z powiek podczas mrugania.
Rozejrzała się wokół, próbując uświadomić sobie, gdzie jest. Miała przed sobą istne pustkowie, wypalone niedawnym pożarem. Popiół pokrywający ziemię był jeszcze ciepły, a drzewa, teraz gołe i martwe, nadal dymiły. Wszystko było szare, a powietrze nadal przeszywał ostry zapach spalenizny.
Strefa Uciekiniera.
Nagle wszystko do niej dotarło. To była jej druga szansa, a jednocześnie kara. W głowie ponownie usłyszała głos sędziego: „Uznaję Amandę Johnson za winną wszystkich przedstawionych zarzutów. Ze względu na medialność procesu pozwalam jej wziąć udział w Wyścigu Uciekiniera, czego chęć wyraziła oskarżona. Zasady są wszystkim doskonale znane. Zarządzam więc koniec procesu”.
Miał rację. W całym kraju nie było chyba osoby, która nie oglądałaby wyścigu, nie stawiała zakładów albo przynajmniej nie orientowała się w przebiegu wydarzenia, a ten był bardzo prosty – skazany na dożywocie przestępca miał dwadzieścia cztery godziny, żeby wydostać się z wyznaczonej strefy. Jeśli nie zdąży, czeka go śmierć. Ostatecznie jest to szybsze rozwiązanie niż wyczekiwanie ostatniego tchnienia w więzieniu przez sześćdziesiąt lat albo i więcej. Jeśli przekroczy granicę w wymaganym czasie, czeka na niego nie tylko wolność, ale również nagroda pieniężna. Według zamysłu twórców tak wielka determinacja potrzebna do ucieczki miała być dowodem na to, że zwycięzca będzie przydatny w społeczeństwie, a gotówka stanowiłaby dobry początek jego nowej drogi życia. Co najciekawsze, główny pomysłodawca show niedługo później został skazany za oszustwa, stanął w centrum Strefy i już nigdy nie wydostał się z niej żywy.
Amanda wiedziała, że dla podniesienia atrakcyjności transmitowanego pełną dobę widowiska nieco zmieniono pierwotne zasady. Od niedawna w każdej turze Wyścigu brało udział po dwóch Uciekinierów. Z tego wynikało, że gdzieś obok siebie powinna znaleźć przydzielonego towarzysza.
No i był. Leżał na boku jakieś dziesięć metrów od niej. Cały pokryty popiołem, który wręcz spadał z nieba. Mimo szarawego proszku zacierającego wszelkie rysy twarzy dziewczyna widziała, że ma przed sobą najwyżej piętnastoletniego chłopaka o czarnych włosach i nieco ciemniejszej skórze. Zapewne mieszkaniec najgorszej dzielnicy miasta. W dawnym porządku administracyjnym musiał być obywatelem Meksyku.
Podeszła do niego i stanowczo potrząsnęła jego ramieniem. Nie było czasu na wstępne uprzejmości. Kiedy chłopak otworzył oczy, po chwili je mrużąc i przecierając, odezwała się:
– Świetnie, czyli żyjesz. Szybkie pytanie. Wiesz, dlaczego się tu znajdujesz i co masz robić? – stanęła nad nim wyprostowana. Ktoś z ich dwójki musiał przejąć dowodzenie. Już, teraz.
– Musimy iść… – podniósł się gwałtownie i chciał już biec przed siebie, ale został zatrzymany silnym uściskiem za nadgarstek.
– Dobrze, że działasz szybko, ale chyba nigdy nie oglądałeś zbyt uważnie transmisji z Wyścigu? – podniosła rękę, kiedy zaczął otwierać usta do odpowiedzi. – Nie uda nam się stąd uciec, nawet gdybyśmy biegli cały dzień, a nie wiadomo, ile byliśmy nieprzytomni. Specjalnie ustalili taką odległość, aby nikomu się nie udało.
– Nie ma stąd żadnej drogi ucieczki? – W jego głosie słychać było przerażenie.
– Jest jedna możliwość. Jeśli pójdziemy w tamtą stronę – wskazała palcem miejsce, gdzie na horyzoncie majaczyły słabo widoczne punkty – trafimy na farmę, samochód, ale również uzbrojonych strażników. To nasza jedyna szansa, rozumiesz?
– Jak się nazywasz? – Patrzył na nią już całkowicie poważnie. Zniknęła chwilowa dezorientacja i bezmyślność, które zawładnęły nim zaraz po przebudzeniu.
– Amanda – odparła po chwili zastanowienia.
– Nick. – Nie pytała, ale uznał, że wypada przynajmniej podać swoje imię. Tym bardziej, że sam zszedł na ten temat.
Żwawym krokiem po prostu skierowali się w stronę farmy, mając nadzieję, że to faktycznie będzie farma, a nie przykładowo kilka ocalałych drzew. Swoją drogą wszystko, co ich otaczało, przyprawiało o gęsią skórkę. Powykręcane gałęzie wysuszone na wiór. Kiedy dotknął jednego z mijanych pni, na ziemię posypała się lawina spalonych okruchów drewna. Miał nieodparte wrażenie, że gdyby popchnął jedno z nich, pękłoby jak zapałka. Nie dziwił się, że organizatorzy postarali się, aby zabić wszystko wewnątrz Strefy, a jednocześnie nadzieję Uciekinierów. Strach pojawiał się automatycznie i czuć go było w całym ciele, jakby ciął aż do kości. Krocząc wśród prochu i popiołu, czując jeszcze ciepło ognia, który niedawno tu szalał, miało się wrażenie, że to się nigdy nie skończy. Będą tak szli wiecznie, początkowo fizycznie, a ostatecznie wyłącznie jako skołatane dusze.
– Za co cię skazali? – Nie mógł znieść tej ciszy przerywanej tylko trzeszczeniem spalonych na węgiel roślin pod butami.
– A jak myślisz? Za niewinność – prychnęła.
– Mnie wrobili. Mówię prawdę… Stałem tylko na czatach. Nic nie ukradłem. – Automatycznie przed oczami zobrazowała mu się sytuacja, kiedy nagle znajomi zniknęli, a on stał pod radiowozem, zakuty w kajdanki.
W sumie rozumiał Amandę i jej milczenie. To nie był najlepszy moment na rozmowy od serca, ale za chwilę mogli zginąć, kiedy będzie lepsza do tego okazja?
Nienaruszony przez pożar budynek wyrósł przed nimi nagle. Wcześniej widzieli tylko czubki dachów, ponieważ widok przesłaniało niewielkie wzgórze, które właśnie pokonali. Z jego czubku widać było cały kompleks garaży, dom, zapewne centrum dowodzenia i przede wszystkim – drogę. Na dodatek zapadał zmierzch. Na całe szczęście, ponieważ w dzień na tym pustkowiu dało się ich zauważyć jak na dłoni.
Zauważyli trzy osoby krążące bezładnie po pustym terenie, który można było określić podwórkiem, ale z takiej odległości i o tej porze dnia nie mogli nawet określić ich płci, nie mówiąc o uzbrojeniu. Musieli zaryzykować.
Kiedy budynki ukryły się w ciemnościach, dwójka towarzyszy w przedsięwzięciu zbiegła ze wzgórza, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Nie było czasu na chłodną kalkulację. Stracili już kilka godzin. Musieli jeszcze znaleźć samochód, wyjechać nim stąd i zdążyć opuścić Strefę, najlepiej przed świtem.
Drzwi pierwszego garażu były zamknięte na kłódkę. Drugiego również, jak i trzeciego. Ucieknierzy zamierali w bezruchu na każdy trzask, odgłosy kroków. Raz nawet usłyszeli głos strażników bardzo blisko siebie, za blisko. Dzieliło ich najwyżej kilkanaście metrów nieoświetlonego terenu, ale ktoś mógł na nich nagle wpaść. Tamci znali tę farmę, ich dwójka nie.
Nick machinalnie sprawdzał kolejne wejście, przygotowując się na następną porażkę, więc o mało nie krzyknął z radości, kiedy odkrył otwartą kłódkę. Otworzył drzwi tylko na tyle, aby zmieścić się w przejściu, po czym złapał Amandę za rękę i wciągnął ją do środka. Nawet w grobowych ciemnościach bardzo szybko natrafili na samochód. Chłód karoserii pod palcami obudził w nich dodatkowe pokłady energii.
Nie musieli tego między sobą ustalać. Dziewczyna natychmiast zajęła miejsce kierowcy, a chłopak to należące do pasażera. Wystarczyło szybkie szarpnięcie pod deską rozdzielczą, zetknięcie odpowiednich kabelków i… nic. Cisza.
– Zepsuli go. Celowo. – Uciekinierka szeptała, a jej szeroko otwarte oczy zdradzały przerażenie.
Nick natychmiast wyskoczył z samochodu i podniósł maskę.
– Co ty robisz? – piskliwie, chociaż najciszej jak mogła, zapytała Amanda.
– Mój ojciec rozbierał samochody na części. Pomagałem mu w tym od kilku lat. Mógłbym z zamkniętymi oczami rozłożyć i złożyć silnik tak, że działałby nawet lepiej. A strażnicy byli na tyle leniwi, że po prostu odłączyli akumulator – stwierdził, grzebiąc w przewodach i smarze. – Otwórz bramę na oścież. Inaczej nie wyjedziemy. Zanim zdążysz wrócić, auto będzie na chodzie.
Nie słyszał, jak odchodzi. Potrafiła się zachowywać bardzo cicho, co było zadziwiające. Nie zastanawiał się nad tym, po prostu przyjął fakt i kontynuował swoją pracę. Kiedy miał opuścić maskę, zadowolony z siebie, usłyszał za sobą głuche uderzenie o blaszaną powierzchnię drzwi do budynku. Powinien uciekać świeżo naprawionym pojazdem, ale wiedział, że nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby zostawił Amandę na pewną śmierć. W końcu siedzieli w tym razem.
Przebiegł przez garaż w trzech skokach, ale wszystko zdążyło już się rozegrać. Jego oczy przyzwyczaiły się do kompletnej ciemności wewnątrz budynku, więc zdołał zauważyć swoją towarzyszkę klęczącą nad ciałem strażnika. W prawej dłoni nadal ściskała nóż, a mężczyzna leżący przed nią krztusił się w ostatnich oddechach. Nick podszedł do Uciekinierki i chwycił ją za ramiona. Ta ciągle wpatrywała się w zakrwawioną broń.
– Musiałaś to zrobić. Inaczej on zabiłby ciebie. Musimy iść, reszta na pewno coś usłyszała.
Machinalnie podniosła się i podeszła do samochodu. Usiadła za kierownicą i odpaliła samochód tym samym sposobem, który chciała wykorzystać poprzednio. Spokojnie ustawiła wsteczny bieg i wyjechała z garażu na pełnym gazie. Szybko zawróciła w kierunku drogi, kiedy rozległy się pierwsze wystrzały. Zostawili je za sobą już po kilku sekundach.
Przypomniała sobie scenę sprzed dosłownie kilku minut. Ona zaraz po zabójstwie strażnika. Wiedziała, jak to wyglądało od strony Nicka. Prawda była zupełnie inna. Spojrzała wtedy na broń jak na starego, dobrego przyjaciela. Broń, która leżała teraz na jej nodze. Chłopak jadący z nią zapewne nawet nie zauważył, że zabrała ją ze sobą.
Nie da się oszukać samego siebie. Można dać człowiekowi drugą szansę. Zmarnuję on ją albo wykorzysta. Ucieknie nawet spośród płomieni albo pozwoli zamienić się w popiół.
Wiedziała, co musi zrobić. Jej długi były tak duże, że na ich spłatę nie wystarczy nagroda podzielona na pół z drugim Uciekinierem, a właśnie to zastrzegały nowe zasady. Czasami druga szansa nie oznacza nowego początku.
Zacisnęła palce na rękojeści noża, kierując jedną ręką. Nie zasługiwał na to, ale bardziej interesowało ją własne życie po drugiej stronie granicy Strefy. Zaczęła odliczać w głowie
Trzy…
Dwa…
Jeden…
Puściła kierownicę, nie zatrzymując samochodu na prostej drodze.
Bardzo spodobał mi się ten tekst :D Lekko i przyjemnie się go czyta, i nie da się od niego oderwać aż do końca. Klimat trochę jak w Igrzyskach Śmierci. Ooo! Albo jak z filmu "Uciekinier" ze Schwarzenegger'em! Z chęcią przeczytam co było wcześniej i co się potem wydarzyło :D
OdpowiedzUsuńKlimat faktycznie podobny, z Igrzyskami Śmierci skojarzyłam przy pisaniu od razu. Może jakoś podświadomie się zainspirowałam, ale raczej nie jest kompletnie zerżnięte xD a filmu że Schwarzeneggerem nie wymęczyłam xD dałam radę chyba niecałe pół godziny i mnie odrzuciło. Książka była lepsza i nie chodzi tu o to, że film był stary i m.in. efekty specjalne pozostawiały wiele do życzenia, bo to bym wybaczyła, ale po początku już było widać, że zmienili zamysł fabuły. No ake mniejsza z tym... XD cieszę się, że ci się ten tekst spodobał :)
UsuńHeh :P Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że jest książka :P
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńKlimat jak z Igrzysk śmierci i Więźnia labiryntu, ale ma też swój klimat. Jest tu tempo, inteligentne pomysły i ta chęć pozostania człowiekiem w obliczu największego zagrożenia.
Podoba mi się to, jak podeszłaś do całej sytuacji i że zakończenie pozostaje otwarte.
Pozdrawiam.