Rozdział IX
29 Żniw 1273 roku Po
Uwolnieniu
Szedł
przez Świątynie Trzech Chórów napawając się zniszczeniem, profanacją i
bluźnierstwami dokonanymi przez jego akolitów. Gdy przechodził obok któregoś z
nich, ten klękał lub pozdrawiał go, mówiąc "Króluj Pajęcza Bogini"
albo "Arachne z tobą". Czuł, że potęga jego Bogini rośnie z każdą
chwilą. Przechodząc obok, spojrzał na kaplicę Chóru Pracy.
Z nici jego magowie utkali przeklęte
pajęczyny, które spaczały wszystko czego dotknęły. Pomniki "świętych"
były ledwo spod nich widoczne, biła od nich mroczna energia. Posągowi kowala
złamali miecz trzymany w lewej dłoni i młot z prawej ręki. Szewc był cały
przepołowiony, została mu tylko górna część tułowia. Chłopowi brakowało rąk, a
karczmarce głowy. Inne pomniki były nierozpoznawalne przez nici narzucone na
nie. Arcymag uśmiechnął się na ten widok. Arachne będzie zadowolona .
Kaplica Chóru Służby wyglądała jeszcze gorzej. Witraże z niej były powybijane,
pomniki kapłana, lekarza i uczonego były zamienione w proch. Wszelkie złocenia,
ozdoby i pozostałe posągi były porozkradane, nawet nie został po nich ślad.
Arcymag nie poświecił dłuższej chwili na kontemplacje tej kaplicy. Niegodni
głupcy. Mają czelność nazywać się chórem służby, a potrafią służyć tylko złotu -
wykpił ich w myślach. Przyszła kolej na Chór Sztuki, pomniki malarza,
rzeźbiarza, kupców, rzezimieszka i wszystkich innych profesji były połamane i
poskładane na nowo, tylko że teraz w pozach oddających hołd. Oddawali go
posągowi kurtyzany, jednakże jej pomnik również był zmieniony. Miała dodane
sześć nóg, w jednej dłoni przełamany miecz a w drugiej głowę karczmarki.
Wcześniej nagie piersi były teraz zasłonięte przez gęsta pajęczynę z nici.
Całość była skropiona krwią. Arcymag usiadł na cokole pod wizerunkiem swojej
Bogini i powiedział na głos:
- Dokonało się!
Nagle,
drzwi do Świątyni Trzech Chórów otworzyły się z hukiem. Do środka wbiegł jeden
z akolitów. Uklęknął przed arcymagiem i powiedział:
- Panie, zawiodłem. Ambasadorowie żyją i
zmierzają do Golemiego Pola. Błagam o wybaczenie.
Arcymag
uśmiechnął się znowu. Miał koło sześćdziesiątki, lecz wyglądał na maksymalnie
pięćdziesiąt lat. Pierwsze zmarszczki pojawiały się w kącikach brązowych oczu.
Biła od niego niesamowita energia i moc magiczna. Arcymag poprawił długie siwe
włosy spadające na czoło i przemówił spokojnym, cichym głosem:
- Doskonale o tym wiem. Wszystko idzie
zgodnie z planem. Podejdź tu, sługo Arachne.
Akolita, wystraszony, nie mógł się
ruszyć. W końcu jednak powstał i zbliżył się niepewnie. Arcymag również wstał z
cokołu, objął maga i poprowadził go przed oblicze Bogini.
- Ja jestem w stanie wybaczyć twoją
niekompetencję. Ale czy nasza Bogini? - zapytał akolitę.
Mag nagle zrozumiał o co chodzi. Zaczął
się wyrywać arcymagowi, ten jednak był silniejszy niż by można było sądzić po
jego wyglądzie i posturze. Mocno przytrzymał wiernego, obrócił w swoją stronę i
złapał za gardło. Zaczął go dusić. Jednocześnie wsysał energię magiczną maga.
Wkrótce akolita przestał się ruszać. Arcymag zacisnął pięść na szyi swojego
podopiecznego, a ten rozsypał się jakby cały był z popiołu.
- Nasza Królowa nie toleruje słabości i
niekompetencji! Zapamiętajcie to! - krzyknął do wszystkich znajdujących się w
świątyni, po czym jak gdyby nigdy nic, wrócił usiąść na cokół pomnika
kurtyzany.
***
Późnym
popołudniem, po odprawieniu rytuałów w Świątyni Trzech Chórów, arcymag
skierował swoje kroki do Wielkiej Wieży,
wcześniejszej siedziby rady miejskiej oraz miejscowych czarodziejów, obecnie
jego własnej kwatery. Szedł ulicami Golemiego Pola wspominając zniszczenia oraz
morderstwa dokonane przez wiernych Wielkiej Pajęczarki przed miesiącem. Raz po
raz spotykał akolitów których pozdrawiał i błogosławił słowami „Arachne z
tobą”. Mijał również zauroczonych ludzi, nieświadomych swojej niedoli.
Wykonywali zadania które arcymag im wpoił poprzez dotknięcie magicznym
kryształem. Dzięki ci, o Pajęcza Bogini, za Twój dar potęgi i mocy, który
pozwolił mi zapanować nad ich umysłami. Przejęcie całego miasta było
zaskakująco łatwe. Wpierw, ponad rok temu, gdy siły kultu Arachne składały się
z pojedynczych osób, spotykali się w kanałach i podziemiach Golemiego Pola.
Arcymag i jego podopieczni zaczęli przekonywać do swoich racji kolejne osoby z
magicznymi zdolnościami, kusząc ich niewyobrażalną potęgą, pokonaniem śmierci
czy po prostu złotem. W ten sposób została również zwerbowana cała rada miejska
jak i najważniejsze osobistości. Natomiast ci, którzy nie dali się przekonać,
albo zostali zamordowani, albo zauroczeni. Wkrótce wyznawcy Arachne urośli w siłę
i za podszeptami ich duchowego przywódcy, postanowili przejąć miasto. W
nocy z trzydziestego na trzydziestego
pierwszego dnia miesiąca Upałów wyszli na ulice i zaczęły się mordy. Zabijano
głównie nie-ludzi, chociaż niespecjalnie zwracano na to uwagę – jeśli ktoś
stawiał opór, również szedł pod nóż. Arcymag miał cały czas tą wspaniałą noc
przed oczami. Wspominał z lubością, jak szedł tymi ulicami między swoimi
akolitami ze swoją drewnianą laską w prawej i magicznym kryształem w lewej
ręce. Zewsząd słyszał krzyki przerażenia, nozdrza wypełniał zapach śmierci i
spalenizny, w twarz buchały ognie palonych domostw a całe niebo zasnuł dym i
czerwona łuna.
Przepełniony
satysfakcją wszedł do Wielkiej Wieży. Nazwa był adekwatna do rzeczywistości.
Budynek był ogromny, prawie na pięćset stóp wysokości. Na pierwszych trzech
piętrach znajdowały się wielkie sale. Na parterze przyjmowano petentów,
pierwsze piętro służyło jako miejsce obrad, drugie jako sąd, natomiast sala na
trzecim piętrze była tak zwaną salą balową. Kolejne poziomy były zajmowane
przez biura, pokoje, laboratoria magów, zbrojownie oraz różne inne
pomieszczenia których przeznaczenia trudno było się domyślić. Na środkowej
wysokości wieży znajdowały się magazyny żywności oraz żuraw który ułatwiał dostarczenie
jej do góry. Budynek oprócz funkcji publicznych i magazynowych, był również
świetnym donżonem.
Arcymag
powolnym krokiem ruszył na trzecie piętro. W prawym rogu sali balowej, po
ukosie od schodów prowadzących do góry, znajdowało się małe pomieszczenie.
Wszedł do niego, i nagle ruszył do góry. Znajdował się w specjalnym dźwigu,
działającym na podobnej zasadzie co żuraw na zewnątrz budynku. Z taką różnicą,
że dźwig wewnątrz był napędzany krasnoludzką technologią i nie potrzebował do
pracy ludzi, którzy wciągaliby go do góry.
Gdy
arcymag znalazł się w pomieszczeniu ponad poziomem spichlerza, wyszedł z dźwigu
i ruszył w stronę swojej komnaty.
***
- Mam same wątpliwości... Jestem słaby i
stary. Daj mi siłę, abym mógł doprowadzić wszystko do końca. Abym mógł zobaczyć
Cię w chwale. Powiedz mi, co mam uczynić!
Arcymag
klęczał w swoich komnatach przed obliczem Arachne. Był to niewielki pokój w
Wielkiej Wieży, jeden z tych które służyły jako sypialnie. W środku znajdowała
się mała strzelnica zamiast okna, mnóstwo zapalonych świec, siennik i ogromny
ołtarz na którym stała duża statuetka pół-kobiety, pół-pająka. Pomieszczenie
wypełniał chłód kamieni oraz zapach kadzidła, chociaż przebijał się przez niego
delikatnie odór rozkładającej się ofiary leżącej pod ołtarzem.
- Milczysz? Jak zwykle... Czyżbym coś
czynił źle? Przecież wszystko dzieje się zgodnie z Twoją przepowiednią. Czy...
Czy mnie opuściłaś?
Arcymag
załkał. Nie wiedział dlaczego, nigdy wcześniej to mu się nie zdarzało. Mimo
całej magicznej potęgi jaką posiadał i jaką mógł jeszcze posiąść, czuł się
słaby.
Nie, nie słaby -
uświadomił sobie starzec - czuję się opuszczony. Opuszczony przez Moją
Najwspanialszą Boginię. Ale to nie może być prawda! Jestem Jej najwierniejszym
sługą! W końcu do mnie przemówi. Modlił się już tak od prawie godziny i nie
mógł znaleźć ukojenia ani uspokoić swojego ducha. Wszystko przez tego elfa i
krasnoluda. Oni... Oni wprowadzają chaos do mojego idealnego planu...
Z
rozmyślań wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Do środka wszedł jeden z jego
akolitów.
- Panie! Wzywa cię. Czeka w sali
przyjęć.
- Co? Kto mnie wzywa? - Arcymag przez
chwilę był skołowany - Aaa... Ten gówniarz ma czelność wzywać MNIE? To on
powinien się do mnie pofatygować. No ale dobrze, przejdę się do niego.
Arcymag
wstał z kolan i ruszył w stronę drzwi. Nikt nie może wiedzieć, że przez
chwilę okazałem słabość. Gdy mijał akolitę stojącego przy klamce, złapał go
za ramię, obrócił w swoją stronę i zaczął wysysać jego energię magiczną. Młody
mag próbował się wyrywać, lecz na próżno. Wkrótce została z niego jedynie kupka
popiołu.
- Gdybyś zapukał, może byś żył, a tak...
***
Udał
się do dźwigu i zjechał w dół. Przeszedł salę balową, ominął salę sądową oraz
salę obrad. Na parterze stało kilku jego akolitów, w większości ludzie którzy
świeżo dołączyli do kultu Arachne. Arcymag przechodzą obok nich, mechanicznie
odwzajemniał pozdrowienia, bardziej przysłuchując się ich rozmową. W
większości, młodzi i jeszcze zieloni magowie zachwycali się nad swoimi
osiągnięciami. Jednemu udało się ożywić trupa. Drugiemu zauroczyć radnego.
Trzeciemu rzucić klątwę. Ech... Pamiętam dobrze te czasy, gdy samemu
stawiałem pierwsze kroki w czarnej magii. I pomyśleć, że ja również
ekscytowałem się takimi drobnostkami.
Wpadł
nagle na rozmowę dwóch starszych akolitów i jednego młodszego:
- A ja zawsze lubiłem moc przywracania
zmarłych do życia. Zwłaszcza stanie nad ich grobami i słuchanie, jak próbują
się wydostać.
- Hahaha! Masz rację, to jest naprawdę
genialne! Tak jak implodowanie elfów. Uwielbiam patrzeć jak najpierw się kurczą
a potem wybuchają!
- A kiedy ja się nauczę takich rzeczy? -
zapytał najmłodszy z nich.
- Najpierw naucz się wiązać buty,
gówniarzu! Gdzie ci do takich mistrzów jak my? - i starsi zaczęli się śmiać.
O
Arachne! Czemu pozwalasz takim... Takim pyszałkom, służyć Tobie?! Muszę ich
zapamiętać i później ukarać. Arcymag wyminął śmiejących się akolitów i
ruszył w dół. W sali przyjęć było prawie pusto. Mężczyzna ubrany cały na
czarno, stał na środku sali. Przeglądał księgi na jednym z biurek. Usłyszał
kroki arcymaga, z hukiem zatrzasnął książkę i odwrócił się do starca. Jego
czarny płaszcz rozchylił się na moment, ukazując ukrytą zbroję. Sprytnie,
zbroja z luxitu odbija większość zaklęć – pomyślał starszy
mężczyzna. Odezwał się jednak młodszy.
- No nareszcie! Ile można czekać?!
- Jeśli na Arachne, to nawet i całą
wieczność – odpowiedział spokojnie arcymag – Ponoć wzywałeś mnie.
- Tak, dziadku. Chcę poznać cały plan.
CAŁY, rozumiesz?! Mam już dość, że ujawniasz mi tylko ogólniki!
- Ani nie jestem twoim dziadkiem, ani
nie ujawnię ci całego planu. Znasz najważniejsze założenia, to musi cię
satysfakcjonować – arcymag nie mógł się przyznać, że wszystko uległo zmianom i
sam jeszcze nie zna nowych szczegółów, zwłaszcza teraz, gdy ci karczmarze
wprowadzają wiele zamieszania.
- Nie będziesz mi mówił co muszę a czego
nie!
Co za rozwydrzony gówniarz! Gdyby nie był mi potrzebny...
Jego skrwawione ciało pięknie by wyglądało na ołtarzu Arachne – arcymag uśmiechnął się na tą myśl, powiedział jednak:
- Proszę o wybaczenie, Wasza Królewska
Mość! Jak zawsze, ja, niegodny sługa, pozwolił sobie na za dużą zuchwałość.
Obiecuję, że przekażę wkrótce cały plan, z najdrobniejszymi szczegółami.
- No! To mi się bardziej podoba, w końcu
trochę szacunku! Podlizuj się tak dalej, to może mianuję cię naczelnym błaznem,
kiedy już mnie koronują – mężczyzna w czerni zaśmiał się.
Śmiej się, śmiej. Nim się zorientujesz, będziesz moją
marną marionetką.
- Jeśli takie będzie życzenie Waszej
Królewskiej Mości.
- Dobra, starczy tych kurtuazji. Powiedz
mi lepiej, gdzie są.
- Ostatnia wizja z kryształu ukazała mi
ich w obozie Wilkołaków. Ale nastąpiła, cóż... Drobna komplikacja.
- Drobna komplikacja?
- Tak... Okazało się, że hmmm...
krasnolud jest kowalem run.
- Do kurwy nędzy! - wybuchnął mężczyzna
– Elf jest pierdolonym Łowcą a teraz mi jeszcze mówisz, że krasnolud jest
przeklętym magiem kurdupli?! To karczma jakiś herosów czy jaki chuj?!
- Hmmm... To po prostu nieszczęśliwy
zbieg okoliczności. Nic, z czym sobie nie poradzę.
- Już ja tego dopilnuję! - i kiwnął
ręką. Z cienia wyłonił się ludzki kształt. Arcymag dopiero teraz go zauważył.
Bardzo go to zaniepokoiło. Cholera, staję się nieostrożny. Mężczyzna w
czerni odezwał się do przybysza.
- Wiesz co masz robić? - tamten jedynie
kiwnął głową i znowu zniknął w cieniu – No to po kłopocie. Załatwi karczmarzy.
I sprowadzi nam ambasadorów.
To się jeszcze okaże. Na głos natomiast powiedział:
- O Arachne, oby tak było!
Hej :)
OdpowiedzUsuńArcymag to dla mnie bardzo dobry kandydat na idealnego antagonistę do fantastycznego dzieła. To, jak pragnie zniszczenia dla swej Bogini i władzy dla siebie, bardzo mi się w nim podoba, choć jego samego nie znoszę, bo gościu cierpi na przerost ego i jest dość narcystyczny. To właśnie dlatego wrogiem może być świetnym.
Bardzo zgrabne i plastyczne opisy, nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie pomieszczeń i tego, jak Arcymag się przemieszcza. Podoba mi się to zderzenie pewności siebie młodych magów z myślami doświadczonego już Arcymaga - pokazujesz tu różnicę pokoleniową, która niekiedy może być przeszkodą podczas wspólnych działań.
Alan i Rubin nie są nazwani tu z imion, ale bardzo mi się podoba, że się pojawiają w rozmowie i mają dać czadu ;)
Pozdrawiam.
Dzięki! Cieszę się, że się podoba :D
UsuńZaczne od tego, ze nie bardzo zdawalam sobie sprawe, ze mag I pajecza bogini sa bezposrednio zwiazane z Alanem I Rubinem. Choc czytalam twoje teksty I te na pisarskim sierpniu, gdzies mi to umknelo. od razu rozpoznalam fragment z pisarskiego sierpnia. musze stwierdzic ze arcymaga darze lekkim brakiem sympati, ale coz nie wysztkich bochaterow trzeba lubic. sama bym go zlozyla na oltazu u pajeczycy:)
OdpowiedzUsuńfajnie sie wszytsko rozwija w twojej historii, I gdy juz wiem ze elf I karsnolud sa z tej samaj bajki( tak wiem, jak moglam tego nie zauwarzyc:P) to caly scenariusz robi sie jeszcze bardziej ciekawy I zwily( w pozytywny sposob).
pisz dalej, czekam na kontynuacje I pozdrawiam
Hahaha :D W sumie, o to mi chodziło - w tym przypadku nie chciałem budzić sympatii czytelnika do "głównego złego" :P
UsuńCzęść tekstu kojarzę z wyzwan. Pomniki, Arachne, Pajecza Bogini, Arcymag, do tej pory jednak nie połączyłam tego z Alanem i Rubinem! A więc to tak! Bedzie sie wobec tego działo xd I mamy tu jakąś Waszą Wysokosć, który dużo klnie ;D Oy ten stary arcymag pewno utrze mu nosa. Tak czuję, majac wgląd w jego myśli. Ciekawie się to łączy.
OdpowiedzUsuńImplodowanie elfów? Poległam ;D Rany! Tak sie nie godzi! ;D
z małych korekt to tyle, co zauważyłam:
cały przepołowiony - myślę, że "cały" wkradło się z mowy potocznej i w tej sytuacji jest zbędne
tą wspaniałą noc przed oczami. - tę wspaniałą noc
Mężczyzna ubrany cały na czarno, stał na środku sali. - zbedny przecinek, w tym wypadku mamy zdanie pojedyncze, wiec nie trzeba nic rozdzielac
- Ani nie jestem twoim dziadkiem, ani nie ujawnię ci całego planu. Znasz najważniejsze założenia, to musi cię satysfakcjonować (tu powinna byc kropka i po myslniku z duzej liter) – arcymag nie mógł
tu i drugie pod tym zdanie rowniez podobnie: Co za rozwydrzony gówniarz! Gdyby nie był mi potrzebny... Jego skrwawione ciało pięknie by wyglądało na ołtarzu Arachne – arcymag uśmiechnął się na tą myśl,
Hahaha :D Cieszę się, że tekst się podoba :D I wielkie dzięki za takie wyliczenie błędów i spraw do korekty ;) Jest to bardzo pomocne, bo ja sam nie zauważam takich rzeczy :P
Usuń