Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 9 września 2018

[103-108] I can't shoot them anymore ~ Miachar

Przy przepisywaniu zdałam sobie sprawę, że tworzę zdania dłuższe i bardziej zakręcone niż Zafón, ale nie miałam głowy, by nanosić poprawki. Przyjmijcie to więc tak, jak jest.

     Jak zwykle wyszedł z domu, zapominając o zgaszeniu światła w swoim gabinecie, będącym również jego sypialnią, musiał się więc wrócić po przejściu kilku kroków na chodniku, znowu wydobyć klucz i dopełnić codziennej powinności. Kiedy ponownie znalazł się na zewnątrz. Zadarł głowę do góry i spojrzał w niebo, na którym dzień dopiero się budził, zahaczając przy tym wzrokiem o antenę, którą jeden z anonimowych sąsiadów przyozdobił blok, jakby ten nie był już wystarczająco oszpecony przez odpadający tu i tam tynk ze ścian. Na niebie wciąż widoczny był księżyc, odchodził powoli, jakby chciał jeszcze popatrzeć na tę półkulę, zapamiętać ją, nim ujrzy ją ponownie za kilka godzin. Poza Organem, bo tak nazywał się ten zapominalski o świetle w gabinecie mężczyzna, w pobliżu nie było nikogo, co też zbytnio nie dziwiło - Orgen był jedną z niewielu osób w mieście, która opuszczała swoje lokum, zanim wszelkie zegary mogły choć pomyśleć o tym, by wskazać godzinę trzecią w nocy lub też nad ranem, w zależności od tego, jakie to było indywidualne odczuwanie.
     Po minucie spoglądania w niebo Orgen wrócił do siebie myślami i mógł ruszyć dalej - do pracy, która wpędziła go już w bezsenność, a depresja wyciągała po niego swoje rozpostarte ramiona. W czasach, gdzie królowała magia wespół z technologią, nie powinien w ogóle na nic chorować - przecież tyle jest lekarstwem i dostępnych terapii, a także eliksirów na niemal wszystko - a jednak czuł, jak choroba, która dopiero zakiełkowała w jego organizmie, zaczęła go powoli zabijać. Ale poza pracą i bezsennością nie miał za wiele, dlatego tym dwóm oddał całe swoje serce.
     Wykonanie dzisiejszego zadania zawodowego nie wymagało za wiele czasu, to dlatego już przed piątą, kiedy tak zwane "ranne ptaszki" wychodziły ze stalowych domów, by uprawiać jogging w towarzystwie swoich małych robotów lub też udawać że zaczynają kolejny dzień pełen niesamowitych wrażeń z uśmiechem na ustach, a w wazonach w swoich domach umieścili sztucznie wyhodowane mlecze, Orgen mijał tych wszystkich szczęśliwców, nie dostrzegając ich zupełnie, obojętny na wszystko, potwornie zmęczony z niewyspania i ze śladami krwi, które ozdobiły jasną koszulę, co starał się zakryć połami marynarki. Teraz, kiedy zadanie zostało wykonane, zmierzał tam, gdzie kierował się zawsze po pracy, by pocieszyć się jak zwykle kofeiną lub czymś mocniejszym i rozmową z kimś, kto nie oceniał go, w słuchał, choć nie za wiele z tego miał.
      Mimo bardzo wczesnej pory lokal był jutro otwarty, a przynajmniej dla tych, którzy wiedzieli, jak się do niego dostać poza stałymi godzinami otwarcia. Wystarczyło w odpowiednim miejscu dotknąć dłonią drzwi, by przez małe ukłucie została zweryfikowana krew, a przez to miejsce stawało przed wybranymi otworem. Orgen, jako stały bywalec, mógł się szczycić poznaniem także dwóch innych sposobów na dostanie się do baru, ale tych nikomu nie zdradził, bo obiecał Luzie - właścicielce tego przybytku - że nie zrobi tego, a poza tym nie otaczało go zbyt wielu ludzi, by miał się z kim podzielić tą wiedzą. To był ich wspólny sekret, który Orgen chciał zachować przy sobie aż do śmierci.
     "Maliflores", bo tak nazywał się lokal prowadzony od kilkunastu lat przez zimową wróżkę Luzę, był opustoszały, a mimo to jego wnętrze rozświetlały liczne lampy, z głośników zaś płynęła spokojna muzyka pasującą bardziej do opery niż do takiego miejsca.
      Orgen lubił tu przychodzić, bo zamiast betonu na ścianach widział cegły, których się już w ogóle nie używali, a meble były drewniane, nie zaś metalowe. Ten lokal pozwalał mu wrócić pamięcią do lat dzieciństwa, kiedy technologia dopiero zaczęła wypierać ze świata tradycję. 
     Jak mógł się tego spodziewać, w "Maliflores" poza nim był jeszcze tylko jeden klient - Sirg, starszy od niego o jakieś dwie dekady, czytający w myślach fryzjer. Jak zwykle pił wodę z domieszką dobrego humoru, który chyba jeszcze na niego nie działał, skoro siedział przy barze z bardzo niezadowoloną miną. Albo nie była to tylko wina drinka.
      Nie czekając, aż fryzjer go dostrzeże i wyrazi chęć towarzystwa, Orgen zbliżył się do niego i zajął miejsce obok.
      Sirg spojrzał na niego i uśmiechnął się krzywo.
      - Dzień dobry - przywitał się, a chrypa w jego głosie była bardziej słyszalna niż zazwyczaj. - Ciężka noc, jak widzę.
      Orgen nie bronił się przed zajrzeniem w swój umysł, był na to aż nazbyt zmęczony. Nie musiał się tym samym z niczego tłumaczyć, co go cieszyło, bo naprawdę nie miał ochoty tłumaczyć komukolwiek, jak bardzo ma wszystkiego dość, zwłaszcza technologii.
      - Ale chyba bywało gorzej, czyż nie? - zapytał Sirg, a Orgen stwierdził, że fryzjer - jak rzadko bywało - jest skóry do rozmowy.
     - Tak, bywało - odrzekł i rozejrzał się po barze, szukając właścicielki, bo sam chętnie by się napił, a jakoś nie było nikogo, kto by mu polał. - A jak u ciebie? Coś się wydarzyło?
      Sirg westchnął ciężko i jednym łykiem rozprawił się z całym drinkiem. Jeśli to był jego pierwszy, można się było spodziewać, że ma zamiar upić się, może nawet w trupa.
      - Ani nie pytaj. Normalnie powinienem zwijać interes, nim zapukają do mnie mundurowi.
     Orgen spojrzał na niego, unosząc przy tym brew.
      - Niby dlaczego miałbyś to robić?
      - Bo zaś jakieś czubki podczas obcinania włosów mieli w głowach bardzo kosmate myśli na temat moich pracownic. Kiedy kolejny z nich pomyślał o tym, co by z nimi robił w łóżku, rzuciłem pomysł, by poza włosami dziewczyny obcinamy również coś innego.
      Orgen uśmiechnął się pod nosem.
      - Dobrze powiedziałeś - zauważył. - Takie prostactwo nie powinno mieć wstępu do twojego ekskluzywnego zakładu.
      Sirg prychnął.
      - Ty to wiesz, ale oni nie. Jak tak dalej pójdzie, naprawdę będę musiał zwijać manatki.
     Zakład Sirga nie byłby pierwszym usługowym lokalem, który przegrywa z ludźmi i ich nieprzystosowaniem do czasów.
     - Jeśli to zrobisz, będziesz mógł pracować tutaj - odezwał się nowy głos, a spod baru wychynęła niebieska głowa wróżki, do której należało "Maliflores". Uśmiechnęła się radośnie na widok obu mężczyzn, po czy zwróciła do tego, który był tu krócej: - Cześć, Orgen, miło cię tutaj widzieć. To samo co zawsze?
     - Cześć, Luza. Dzisiaj dodaj szczyptę regeneracji i cierpliwości, inaczej coś rozniosę. 
      - Jak sobie życzysz.
     Luza zajęła się przygotowaniem drinka, a mężczyźni zamilkli. Przez małe okno do środka zaczęły spadać pierwsze promienie chłodnego słońca. Kolejny dzień nastawał, wchodził wyżej na nieboskłon nad tym zdegenerowanym miastem, a to, co mógł czuć Orgen, to tylko gorycz rozpływającą się na języku niczym kawałek gorzkiej czekolady z chili.
      - Dzięki - odezwał się, kiedy wróżka postawiła przed nim szklankę pełną przezroczystego płynu, i rozprawił się z drinkiem za jednym razem, chcąc jak najszybciej poczuć działanie jego dodatkowych składników. 
      Luza przyglądała mu się z troską niczym matka, która wypuściła już z gniazda swoje dziecko, ale nadal się o nie martwi.
      - Co się stało, Orgen? - zapytała. - Nie wyglądasz najlepiej.
     Mężczyzna spojrzał na nią w taki sposób, jakby chciał zmiażdżyć ją samym tylko spojrzeniem, a Sirg opuścił głowę na kontuar i zaczął cicho pochrapywać. 
      Wróżka znała to spojrzenie, nic dziwnego, że wykrzyknęła:
      - Na litość boską! Kogo teraz zabiłeś?
      Orgen przesunął pustą szklankę w stronę wróżki i westchnął.
      - Tych, których musiałem. Nie było tak źle, tylko łopatki z pleców poleciały. Ale nie martw się - dodał szybko, kiedy zobaczył, że Luza szykuje się do zadania kolejnego pytania. - Nie mogę ich już więcej zastrzelić. To koniec. Żaden z nich już nam nie zagrozi.
     Luza patrzyła na niego uważnie.
     - Więc co teraz?
     Orgen westchnął jeszcze raz.
      - Nie wiem, naprawdę nie wiem.
      Kobieta wyciągnęła rękę ponad bar i pogłaskała kolegę po głowie. Oto ich cichy asasyn zakończył swoją misję, po raz pierwszy nie wiedział, co przyniesie mu jutro.
      Ale ona wiedziała, że cokolwiek się wydarzy, on da sobie radę. W końcu był najlepszym półcyborgiem w całym kraju, niczego więc nie powinien się lękać. 

4 komentarze:

  1. Fajnie pomieszane dwa tematy. Podoba mi się ten magiczny świat❤ i ten dostep do baru na krople krwi😏 pomysłowe. Tajemnuczy ten Orgen i jego znajomi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo zachwycających opisów, z których magii niestety wybija dość duza ilość literówek lub wgl innych wyrazów, za co jak się domyślam, odpowiada jakaś diabelna autokorekta. Marzę o tym, byś miała więcej czasu, by dopracować tekst i pozwolić nam się nim w pełni delektować. I tego czasu Ci życzę, bo takie perełki: "Kolejny dzień nastawał, wchodził wyżej na nieboskłon nad tym zdegenerowanym miastem, a to, co mógł czuć Orgen, to tylko gorycz rozpływającą się na języku niczym kawałek gorzkiej czekolady z chili." zasługują na oszlifowanie.
    Powoli odkrywasz katy tego świata, czułam się, jakbym wchodziła na jakaś ciekawą wystawę wraz z przewodnikiem i dowiadywałam się coraz wiecej na jej temat. Siwetnie udalo ci sie połączyć tematy. Orgen jako pólcyborg <3 Po ostatnim zdnaiu miałam w głowie kady z cyberpunka 2077. Lubie zestawienie technologii z magią. Zimowa wróżka i fryzjer czytajacy w myslach? Idę w to. Od zaraz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle, cyborga sie nie spodziewalem :D Super napisany tekst, polaczonp dwa tematy, bardzo przyjemnie się czytało. Fajny pomysł na bar i postacie. Jedyne co mi troszkę przeszkadzało, jeśli mam się do czegoś doczepić to takie błędy jakiejś autokorekty, a tak to wszystko super :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde, napisałam taki długi i konstruktywny komentarz, ale chyba się nie wysłał... let's try again...

    No hej! Tak, w końcu nadrabiam zaległości.
    Zacznijmy od ogólnego wrażenia może. Niektóre opisy wydawały mi się takie trochę... ciężkie. Jakby zamiast wody lał się budyń (nie wnikajmy w moje dziwne skojarzenia). Ale miało to też swój urok, chociaż faktycznie niektóre zdania aż się prosiły, żeby zrobić z nich co najmniej dwa.
    Jednak mimo to, czytało się nawet fajnie. Bardziej przeszkadzały mi te "zaś", które po prostu... nie pasowały mi strasznie.
    Dużym plusem jest dla mnie ta nutka tajemniczości - samego świata i głównego bohatera, które imię, swoją drogą, jest bardzo ciekawe. Podoba mi się też relacja jaka łączy Ordena i Luze - to głaskania po głowie było urocze.
    Co ja to jeszcze chciałam... A tak! Nie spodziewałam się, że Orden okaże się cyborgiem (no, półcyborgiem). A bardzo lubię, jak mnie tekst zaskakuje. I bezsenność u maina to dobry pomysł. Nie powinno mi się to podobać, ale jednak się podoba xd.
    No i same tematy fajnie połączone.
    Jak słowo daję, mam słabość do łączenia magii i współczesności lub magii z technologią, więc i tak nie trudno mnie było przekonać do tego tekstu, ale i tak dobra robota (bo starałam się być obiektywna, a że obecnie mam beznadziejny humor to mogłam trochę zrzędzić).
    Żałuję trochę, że pierwszy komentarz się nie wysłał, bo teraz nie brzmi to juz tak samo, jak świeże, pierwsze myśli, no ale trudno. Wybacz ewentualny chaos ;)
    Pozdrawiam (i lecę nadrabiać dalej)

    OdpowiedzUsuń