Szczerze powiedziawszy do tej pory nie wiem jak to się
stało.
W sobotę nad ranem wróciłem lekko zalany do domu, to prawda,
ale kto tak nie robi? Te wszystkie kluby z zachęcającymi szyldami wiszącymi nad
wejściami, śliczne kobiety zapraszające do środka… Czemuś takiemu nie można się
oprzeć. Cotygodniowe piątkowe wypady stały się już właściwie tradycją i nigdy
nie było z nimi problemu, szczególnie, że zwykle w soboty nie muszę wcześnie
wstawać. Czasami chodzę z kumplami, czasami sam, niekiedy uda mi się nawet
wyrwać jakąś laskę…
W każdym razie nie o to teraz chodzi. W ostatni piątek
wyszedłem, jak zawsze, dosyć wcześnie z domu, żeby poszukać najlepszych
miejscówek na ten wieczór. Co jest najśmieszniejsze, co tydzień najlepsza
zabawa jest gdzie indziej i trzeba się nieźle naszukać, żeby trafić na naprawdę
dobrą imprezę. Ostatecznie trafiłem do jakiegoś nowo otwartego klubu, nie za
bardzo wiem jak, bo do tamtej pory nieźle już popiłem, gdzie można było się
nieźle zabawić. Jakiś frajer postawił wszystkim kolejkę, więc co, miałem nie
skorzystać? Później już się posypało, wszyscy chlali ile wlezie. W pewnym
momencie przestałem kontaktować, kojarzę tylko pojedyncze sceny. Nie wiem jakim
cudem trafiłem do domu i jak wyciągnąłem whisky z najwyższej półki, nie
zabijając się przy tym, ale to już nie podchodzi pod ten temat. Dziwię się też,
że Azor nie obszczekał mnie na wejściu. A może obszczekał? Kto w moim stanie by
to zauważył?
W każdym razie sporo tej whisky zniknęło, co zauważyłem
dopiero koło południa w sobotę. Nie była to za to najdziwniejsza rzecz, której
ubyło.
Obudziłem się na pijackie okrzyki dobiegające z kuchni. Jako
że nie pamiętałem co się działo tak od połowy mojego wypadu, nie zdziwiło mnie
to za bardzo. Nie kojarzyłem tego głosu, należał do jakiegoś gościa w średnim
wieku, więc zacząłem się zastanawiać nad wszystkimi znanymi mi grzecznymi
odpowiednikami ‘spierdalaj stąd stary chuju!’, bo wolałem nie wiedzieć skąd się
tam wziął i co robił koleś starszy o około dwadzieścia lat. Zdarzały mi się
gorsze sytuacje, serio, stary dziad w sobotnie przedpołudnie w twojej kuchni to
nie jest jeszcze tragedia. Im bliżej byłem, tym odgłosy stawały się głośniejsze
i bardziej niewyraźne. Śmieszne, im bliżej byłem, tym mniej go rozumiałem.
Już chciałem wpaść do środka i zacząć wypróbowywać na tym
gościu wszystkie znane mi epitety, jednak przystanąłem, kiedy zobaczyłem pustą
miskę mojego psa na środku korytarza. Co ona tam robiła? Schyliłem się, żeby ją
podnieść, i właśnie wtedy uderzył mnie mocny zapach alkoholu. W stanie, jakim
byłem, od razu zrobiło mi się niedobrze, musiałem oprzeć się o ścianę, żeby nie
zwymiotować. Kiedy trochę mi przeszło (ale tylko trochę) pochyliłem się w
stronę miski i delikatnie ją podniosłem, żeby dokładnie się przyjrzeć. Przy
każdym drżeniu mojej ręki orzechowy płyn chlupotał na dnie, obijając się o
ścianki.
-- Moja whisky? Co do… -- rzuciłem miską o podłogę i
wbiegłem do kuchni, żeby wywalić tego dziada z mojego domu jak najszybciej. Kto
jest na tyle pojebany, żeby lać psu alkohol? Mógł mi zatruć Azora! Mimo
poważnego kaca (albo jeszcze lekkiego nawalenia, kwestia sporna) ciśnienie mi
się podniosło i już chciałem go pobić, serio, ale to, co zobaczyłem w kuchni zdecydowanie
mnie otrzeźwiło. Z ręką na sercu mówię, że już nawet kaca nie miałem.
Na środku pomieszczenia stał mój pies. Hmm, wydaje mi się, że już na wstępie
przesadziłem. Azor zdecydowanie nie stał, stan, w którym się znajdował był tak
daleki od stania jak mój wygląd do bycia przystojnym. Azor właściwie próbował
utrzymać się na wszystkich czterech łapach, które drżały mu jak u ćpuna na
głodzie, opierając się przy tym o szafkę. Pomijając psa wszystko było w takim
samym porządku, jak po każdym piątku: żadnym. Rozrzucone ubrania, które jakimś
cudem zdjąłem dzień wcześniej z siebie leżały na podłodze w salonie, tak samo
jak butelka po whisky stała obok szafek w kuchni. Jak tak o tym myślę, to
dziwny był jeszcze alkohol rozlany na podłodze, ale wtedy tego nie zauważyłem.
Całą moją uwagę zwrócił na siebie trzęsący się Azor ze spuszczoną głową.
W pewnym momencie, jakby zdając sobie sprawę z mojej
obecności, pies podniósł na mnie swoje przekrwione oczy. Wzdrygnąłem się,
serio, ten wzrok był przerażający! Nie wiem w którym momencie Azor nauczył się
tak robić.
- So się gapisz? – warknął na mnie Azor, a ja zdębiałem. –
Nigdy pijanego psa nie widziałeś?
- Aazor? – zająknąłem się, nie wiedząc co się dzieje. –
Czemu mówisz?
- Szeba było mi lać tego gówna do misski? – Azor strasznie
zaciągał, chociaż jak na psa nieźle się trzymał. Właściwie jak zachowują się
psy po alkoholu? Oprócz tego, że gadają? Jakaś paranoja. – Patsz, jak się przez
Ciebie błaźnię. Nie umiem do końca się wy…wysłowić – przy ostatnim wyrazie
dostał czkawki.
- Ale co… - zacząłem, jednak mi przerwał.
- Ty nic nie widziałeś – machnął łapą jak jakiś Jedi,
wywracając się przy tym na pysk, bo do utrzymania równowagi potrzebne mu były
jednak cztery łapy. – Idź spać człowieku, jesteś baaaardzo śpiący. Zasypiasz na
stojąco – cicho coś jeszcze burknął, po czym warknął, jakby się śmiał.
Stałem tam, w sobotnie przedpołudnie, w mojej własnej,
niemiłosiernie usyfionej kuchni i patrzyłem się na psa, który zaczął śpiewać
jakieś niemieckie pieśni wojskowe. Powoli, bardzo powoli wycofałem się do
korytarza, z którego przeszedłem do sypialni i walnąłem się na łóżko, kładąc
poduszkę na głowę.
Pierdolę to, od dzisiaj nie piję alkoholu.
Mam wrażenie, że u każdej z nas puenta jest ta sama: więcej nie piję alko, ale temat trochę to narzucał.
OdpowiedzUsuńGratuluję debiutu! :) Widać, że pisanie nie jest Ci obce. Bardzo dobrze radzisz sobie ze słowami, tworzysz proste przemyślenia, relacjonujesz rzetelnie to, co się dzieje. Polubiłam bohatera za jego porównania i taki niezbyt grzeczny tryb życia. To byłby dla mnie świetny kumpel do rzucania w niego sarkazmem.
Azor pobił wszystko! Opis jego stanu jest tak plastyczny, że nie miałam najmniejszego problemu z jego wyobrażeniem, a akurat podczas czytania siedziałam w kuchni.
Chcę więcej Twoich tekstów!
Pozdrawiam :)
Oke, jeste, czytam! Wymyślny tytuł! Pierwsze co rzuca mi sie w oczy brak akapitów.... nie wiem czy coś z plikiem nam się porobiło czy tam firmowo było?
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy (przecinek) do tej pory nie wiem (przecinek) jak to się stało.
Lubię przecinki ;D
W sobotę nad ranem wróciłem lekko zalany do domu, to prawda, ale kto tak nie robi?
xd no właśnie! *mentalne high five z glownym bohaterem*
Ostatecznie trafiłem do jakiegoś nowo otwartego klubu, nie za bardzo wiem jak, bo do tamtej pory nieźle już popiłem, gdzie można było się nieźle zabawić.
tu mi cosik nie pasuje w tym zdaniu, gdzies sie gubi jego sens, ale jakby to wtrącenie odzielić nawiasami albo myslnikami byloby w porzo:
Ostatecznie trafiłem do jakiegoś nowo otwartego klubu (nie za bardzo wiem jak, bo do tamtej pory nieźle już popiłem), gdzie można było się nieźle zabawić.
Nie wiem (przecinek) jakim cudem trafiłem do domu (...)
"W każdym razie" się powtarza na początku akapitu ;)
Heh, no niezły balangowicz z tego naszego bohatera. Trochę go rozumiem, a trochę mnie przeraża jego zachowanie ;D Udaje Ci się ładnie nakreślić jego charakter. Przynajmniej podejscie do imprez - musza byc! ;D
Obudziłem się na pijackie okrzyki dobiegające z kuchni.
Hm, a co powiesz na "Obudziły mnie pijackie okrzyki (...)"?
Jako że nie pamiętałem (przecinek) co się działo tak od połowy mojego wypadu
Haha, jak grzecznie powiedzec spierdalaj dziadu xd TEGO NIE WIE NIKT ;D <3 dobre.
musiałem oprzeć się o ścianę, żeby nie zwymiotować.
to oparcie o sciane pomaga na nudnosci??? xd good to know ;D ;D
Kto jest na tyle pojebany, żeby lać psu alkohol?
podejrzewam, ze wlasie sam siebie obrazil ;D LUBIE.
Pomijając psa wszystko było w takim samym porządku, jak po każdym piątku: żadnym.
Pomijając brak przecinka, kocham to zdanie <3
Oi, yaaa, podobalo mi sie. Było zabawnie, a ja sie lubie smiac. Trochu przecinkow brakowało, wszystkiego nie wypisywałam, ale generalnie, zeby odzielac od siebie zdania składowe i gites! Myślę, że humor to będzie Twoja mocna strona, ale czekam, jaką jeszcze nam zaprezentujesz. Puenta weszła pięknie. Tekst zaciekawia. Myślę, ze jestes na etapie budowania swojego stylu i idziesz w dorą stronę. Byle pisać, pisać i pisać! Ja, my - zawsze czekamy ;)
Świetnie, że się odważyłaś. Idź tą drogą! Potrafisz zaciekawić czytelnika, przukuć wzrok. Używaj swych mocy! ;D
Napisane całkiem zgrabnie, z ładną puentą, ale trochę jakby bez polotu. Nie jest zły, nie oczarowałaś mnie jednak. Może to kwestia tego, że to dopiero pierwszy tekst. Debiut udany, zostań z nami na dłużej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam