Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 18 czerwca 2017

[44] Sen ~ Justyna W.-R.

Może uda mi się dokończyć ten tekst następnym razem... :) Pisany na szybko, ale polubiłam Józię i może uda mi się w końcu napisać o jakiejś bohaterce więcej niż jeden raz? Tekst ucina się idealnie, by następnym razem wyjaśnić, czemu sny w wydaniu Józi to taka straszna rzecz. Stay tuned!

- Sen to dobra rzecz, ale co jeśli za każdym razem budzisz się w innym miejscu?
-Usłyszałam to pytanie za plecami i to właśnie ono wyrwało mnie z zamyślenia. Zatopiona po uszy w strumieniu wspomnień byłam kompletnie w innym świecie. Pytanie złapało mnie za uszy i wyciągnęło ze złowrogo pluskających myśli. Przy sąsiednim stoliku, w odpowiedzi na to pytanie, usłyszałam perlisty, nieco za głośny, chichot. Odwróciłam się, by przyjrzeć się osobie, która zadaje takie pytania. Nie rozczarowałam się.

-Mężczyzna miał długie włosy, zaplecione w warkocz francuski, interesującą twarz, z blisko osadzonymi oczami i długie palce, którymi oplatał szklankę z herbatą. Gdy tylko na niego spojrzałam wbił wzrok w moją twarz. Chichocząca umilkła wpół dźwięku i położyła upierścienioną dłoń na jego ramieniu.
-Dresy zaszeleściły melodyjnie gdy wstałam i stanęłam tuż przed nim.
-- Dlaczego zadajesz pytania, których odpowiedzi bolą jak moje życie? - zapytałam, schylając się na wysokość jego oczu. Powoli podniósł się, a ja unosiłam głowę równo z nim, jak w jakimś dziwnym tańcu synchronicznym. Dłoń chichoczącej spłynęła z jego ramienia niczym topiące się lody. Piętnaście centymetrów między nami sprawiało, że czułam jego pachnący goździkami oddech. Próbowałam się powstrzymać ale oblizałam wyschnięte wargi. Chciałam tylko poznać autora pytania, które zadał przypadkowy głupiec w głupiej knajpie, w głupim czasie. Nie pomyślałam, że to nie polska komedia romantyczna, tutaj nie zdarzają się hiper przypadkowe rzeczy.
-To pytanie zostało powiedziane celowo, prosto w moje plecy. Można było we mnie strzelać, rzucać nożami, wołać setkami imion, a nie udało by się mnie zidentyfikować. Jednak wystarczyło jedno pytanie, a ja gotowałam się jak siusiumajta na koncercie ukochanego bojsbendu.
-Pozostało mi jedno wyjście. Czy aby na pewno? Palce świerzbiły czystą magią. Widziałam siebie, jak wbijam czarną strzałę między te super seksowne oczy i wyrywam z nich wspomnienie. Jednak zrobiłam kolejną głupią rzecz.
-Roześmiałam się.
-- Sorry, nie wzięłam dzisiaj leków. Józia jestem.
-Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyciągnęłam do mężczyzny dłoń.
-- Piotrek - usłyszałam w odpowiedzi.
-W jego oczach błysnęła dezorientacja. Nareszcie mogłam się mu do woli poprzyglądać. Spod czarnego t-shirtu wyłaniały się lekko umięśnione ramiona. Spod rękawów wystawały kawałki tatuaży, wzbudzając we mnie zainteresowanie. Chciałoby się wyciągnąć paluszek i dać upust ciekawości podnosząc ten nieznośny t-shirt. Zdałam sobie sprawę, że oglądam go jak wystawę w butiku Prady. Uśmiechnęłam się kwaśno gdy dotarło do mnie, że tu i tu nie mam czego szukać.
-- No więc, Piotrek... - powiedziałam z udawaną wesołością. - Miło cie było poznać! Bywasz tu czasem? Bo ja już nie! Teraz muszę lecieć, bo jak siedzę za długo, to mi się strasznie gniotą dresy i dzięki temu moja trenerka wie, że wcale nie biegam, tylko siedzę w knajpie. A prasowanie tych dresów, proszę cię! Katorga. Zwłaszcza bez żelazka, tylko prostownicą do włosów. No, podsumowując... Komu we wrotki temu drogę! Pa!
-Pomachałam chłopakowi i chichoczącej, którzy wyglądali jak ja tydzień temu, po serii ćwiczeń na siłowni, kiedy okazało się, że te piętnaście godzin (a naprawdę piętnaście minut) biegania po bieżni nie spaliło kalorii odpowiadających nawet nadzieniu z trzech pączków, które zjadłam przed wejściem. Jednym słowem – byli zdziwieni. Ja, korzystając z ich chwilowego obezwładnienia, odwróciłam się na pięcie i czmychnęłam, przewracając tylko jedno krzesło po drodze. Na szczęście pierwszą rzeczą jaką nauczyły mnie mentorki była technika SOULw, czyli Szybkiego Odwracania Uwagi Laniem wody. Z niewiadomych przyczyn podkreślały często, że w każdej możliwej sytuacji „zamiast czarować trzeba SOULwować”. Nawet teraz widziałam mentorkę Małgorzatę, którą z elegancją godną koronowanej głowy wygłaszała tę formułkę ustami złożonymi w zgrabny dzióbek.
-Kiedy wybiegłam... backspace, backspace, backspace... energicznym krokiem wyszłam z knajpki uśmiechnęłam się wesoło. Jest dwunasta, ja się nawet trochę spociłam ze stresu, co znacznie uwiarygodniło moje plany treningowe.
-Niestety usłyszałam za sobą kroki.
-- Ej ty, w dresie! - padło niebezpiecznie blisko mnie. Dźwięk przeleciał nad ramieniem jak niewprawnie wystrzelony pocisk.
Przyspieszyłam kroku i obejrzałam się. Za mną mignęła czarna bluzka. Postać biegła w moją stronę machając rękoma.
- Stój, natychmiast!
Z przyczyn światopoglądowych nie biegam. Tylko krowa nie zmienia poglądów, więc ruszyłam jak najbardziej rącza łania w stadzie. Budynki migały po bokach jak przez okno Pendolino.
- No i co teraz? - usłyszałam po lewej stronie. Odwróciłam się i przez wodospad potu zobaczyłam kelnera z baru. Szedł szybkim krokiem i wyraźnie mnie wyprzedzał. Gdyby się odrobinę wysilił mógłby spokojnie robić wokół mnie kółka i śpiewać Dumkę na dwa serca.
- Odejdź, bo użyję mocy! - próbowałam powiedzieć, jednak z moich ust wydobyło się tylko zakrztuszone pisknięcie.
- Zatrzymaj się!
- Ani mi się śni! - zatrzymałam się, by to zabrzmiało godnie. Natychmiast zgięłam się wpół. Pulsowało mi w boku. To na pewno zawał.
- Trzynaście złotych! - powiedział mężczyzna spokojnie.
- Józefino Amelio Aronio von Truppen-Hoffen! - usłyszałam za sobą. - Ty biegasz! Jestem poruszona!
- Trzynaście zeta, paniusiu, albo wzywam policję! - kontynuował chłopak.
Poznałam go wreszcie. To był kelner z baru. Zaczęłam nerwowo szperać w kieszeni. Wręczyłam mu dwie dychy.
- Reszty nie trzeba - powiedziałam, dając mu wymowne znaki oczami.
- Oto rachunek - Niestety nie zrozumiał moich intencji.
Widziałam jak kawałek papieru przejmują wymanikjurzone palce.
- Karmelowa latte i sernik. Józefino!!!
Ból w boku trochę przeszedł.

- Nic tu po mnie, pa! - krzyknęłam i ruszyłam dalej. 

3 komentarze:

  1. "Dlaczego zadajesz pytania, których odpowiedzi bolą jak moje życie?" - ten dramat XD
    "- Sorry, nie wzięłam dzisiaj leków. Józia jestem." - to mnie totalnie rozwaliło! Prawie padłam na podłogę >D
    „zamiast czarować trzeba SOULwować” - ej, dobre! Muszę to zastosować kiedyś :D.
    W sumie to... dziwny fragment, wielu rzeczy nie mogę sobie w nim poskładać, ale to jest właśnie twój urok! Rozbawiasz jak nikt >D! No i wydaje mi się, że opowieść jest intrygująca. Chętnie poczytałabym więcej o biegającej Józi >D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, rozbawiła mnie Józia, polubiłam ją.
    Tekst zakręcony, ale i zabawny. Opowieść mnie zaciekawiła. Jeśli trafi się odpowoedni temat, pisz kontynuację!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, nie wiem, co powiedzieć, co byłoby inne niż to, co powiedziały moje poprzedniczki. Jednak ten tekst naprawdę zasługuje na kontynuację, aż się prosi, więc czekam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń