Może uda mi się dokończyć ten tekst następnym razem... :) Pisany
na szybko, ale polubiłam Józię i może uda mi się w końcu napisać o jakiejś
bohaterce więcej niż jeden raz? Tekst ucina się idealnie, by następnym razem
wyjaśnić, czemu sny w wydaniu Józi to taka straszna rzecz. Stay tuned!
- Sen to dobra rzecz, ale
co jeśli za każdym razem budzisz się w innym miejscu?
-Usłyszałam to pytanie za plecami i to właśnie ono wyrwało
mnie z zamyślenia. Zatopiona po uszy w strumieniu wspomnień byłam kompletnie w
innym świecie. Pytanie złapało mnie za uszy i wyciągnęło ze złowrogo pluskających
myśli. Przy sąsiednim stoliku, w odpowiedzi na to pytanie, usłyszałam perlisty,
nieco za głośny, chichot. Odwróciłam się, by przyjrzeć się osobie, która zadaje
takie pytania. Nie rozczarowałam się.
-Mężczyzna miał długie włosy, zaplecione w warkocz francuski,
interesującą twarz, z blisko osadzonymi oczami i długie palce, którymi oplatał
szklankę z herbatą. Gdy tylko na niego spojrzałam wbił wzrok w moją twarz.
Chichocząca umilkła wpół dźwięku i położyła upierścienioną dłoń na jego
ramieniu.
-Dresy zaszeleściły melodyjnie gdy wstałam i stanęłam tuż
przed nim.
-- Dlaczego zadajesz pytania, których odpowiedzi bolą jak
moje życie? - zapytałam, schylając się na wysokość jego oczu. Powoli podniósł
się, a ja unosiłam głowę równo z nim, jak w jakimś dziwnym tańcu
synchronicznym. Dłoń chichoczącej spłynęła z jego ramienia niczym topiące się
lody. Piętnaście centymetrów między nami sprawiało, że czułam jego pachnący goździkami
oddech. Próbowałam się powstrzymać ale oblizałam wyschnięte wargi. Chciałam
tylko poznać autora pytania, które zadał przypadkowy głupiec w głupiej knajpie,
w głupim czasie. Nie pomyślałam, że to nie polska komedia romantyczna, tutaj
nie zdarzają się hiper przypadkowe rzeczy.
-To pytanie zostało powiedziane celowo, prosto w moje plecy.
Można było we mnie strzelać, rzucać nożami, wołać setkami imion, a nie udało by
się mnie zidentyfikować. Jednak wystarczyło jedno pytanie, a ja gotowałam się
jak siusiumajta na koncercie ukochanego bojsbendu.
-Pozostało mi jedno wyjście. Czy aby na pewno? Palce świerzbiły
czystą magią. Widziałam siebie, jak wbijam czarną strzałę między te super
seksowne oczy i wyrywam z nich wspomnienie. Jednak zrobiłam kolejną głupią
rzecz.
-Roześmiałam się.
-- Sorry, nie wzięłam dzisiaj leków. Józia jestem.
-Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyciągnęłam do mężczyzny
dłoń.
-- Piotrek - usłyszałam w odpowiedzi.
-W jego oczach błysnęła dezorientacja. Nareszcie mogłam się
mu do woli poprzyglądać. Spod czarnego t-shirtu wyłaniały się lekko umięśnione
ramiona. Spod rękawów wystawały kawałki tatuaży, wzbudzając we mnie
zainteresowanie. Chciałoby się wyciągnąć paluszek i dać upust ciekawości
podnosząc ten nieznośny t-shirt. Zdałam sobie sprawę, że oglądam go jak wystawę
w butiku Prady. Uśmiechnęłam się kwaśno gdy dotarło do mnie, że tu i tu nie mam
czego szukać.
-- No więc, Piotrek... - powiedziałam z udawaną wesołością. -
Miło cie było poznać! Bywasz tu czasem? Bo ja już nie! Teraz muszę lecieć, bo
jak siedzę za długo, to mi się strasznie gniotą dresy i dzięki temu moja
trenerka wie, że wcale nie biegam, tylko siedzę w knajpie. A prasowanie tych
dresów, proszę cię! Katorga. Zwłaszcza bez żelazka, tylko prostownicą do włosów.
No, podsumowując... Komu we wrotki temu drogę! Pa!
-Pomachałam chłopakowi i chichoczącej, którzy wyglądali jak
ja tydzień temu, po serii ćwiczeń na siłowni, kiedy okazało się, że te piętnaście
godzin (a naprawdę piętnaście minut) biegania po bieżni nie spaliło kalorii
odpowiadających nawet nadzieniu z trzech pączków, które zjadłam przed wejściem.
Jednym słowem – byli zdziwieni. Ja, korzystając z ich chwilowego obezwładnienia,
odwróciłam się na pięcie i czmychnęłam, przewracając tylko jedno krzesło po
drodze. Na szczęście pierwszą rzeczą jaką nauczyły mnie mentorki była technika
SOULw, czyli Szybkiego Odwracania Uwagi Laniem wody. Z niewiadomych przyczyn
podkreślały często, że w każdej możliwej sytuacji „zamiast czarować trzeba
SOULwować”. Nawet teraz widziałam mentorkę Małgorzatę, którą z elegancją godną
koronowanej głowy wygłaszała tę formułkę ustami złożonymi w zgrabny dzióbek.
-Kiedy wybiegłam... backspace, backspace, backspace...
energicznym krokiem wyszłam z knajpki uśmiechnęłam się wesoło. Jest dwunasta,
ja się nawet trochę spociłam ze stresu, co znacznie uwiarygodniło moje plany
treningowe.
-Niestety usłyszałam za sobą kroki.
-- Ej ty, w dresie! - padło niebezpiecznie blisko mnie. Dźwięk
przeleciał nad ramieniem jak niewprawnie wystrzelony pocisk.
Przyspieszyłam kroku i obejrzałam się.
Za mną mignęła czarna bluzka. Postać biegła w moją stronę machając rękoma.
- Stój, natychmiast!
Z przyczyn światopoglądowych nie
biegam. Tylko krowa nie zmienia poglądów, więc ruszyłam jak najbardziej rącza łania
w stadzie. Budynki migały po bokach jak przez okno Pendolino.
- No i co teraz? - usłyszałam po lewej
stronie. Odwróciłam się i przez wodospad potu zobaczyłam kelnera z baru. Szedł
szybkim krokiem i wyraźnie mnie wyprzedzał. Gdyby się odrobinę wysilił mógłby
spokojnie robić wokół mnie kółka i śpiewać Dumkę na dwa serca.
- Odejdź, bo użyję mocy! - próbowałam
powiedzieć, jednak z moich ust wydobyło się tylko zakrztuszone pisknięcie.
- Zatrzymaj się!
- Ani mi się śni! - zatrzymałam się, by
to zabrzmiało godnie. Natychmiast zgięłam się wpół. Pulsowało mi w boku. To na
pewno zawał.
- Trzynaście złotych! - powiedział mężczyzna
spokojnie.
- Józefino Amelio Aronio von
Truppen-Hoffen! - usłyszałam za sobą. - Ty biegasz! Jestem poruszona!
- Trzynaście zeta, paniusiu, albo
wzywam policję! - kontynuował chłopak.
Poznałam go wreszcie. To był kelner z
baru. Zaczęłam nerwowo szperać w kieszeni. Wręczyłam mu dwie dychy.
- Reszty nie trzeba - powiedziałam, dając
mu wymowne znaki oczami.
- Oto rachunek - Niestety nie zrozumiał
moich intencji.
Widziałam jak kawałek papieru przejmują
wymanikjurzone palce.
- Karmelowa latte i sernik. Józefino!!!
Ból w boku trochę przeszedł.
- Nic tu po mnie, pa! - krzyknęłam i
ruszyłam dalej.
"Dlaczego zadajesz pytania, których odpowiedzi bolą jak moje życie?" - ten dramat XD
OdpowiedzUsuń"- Sorry, nie wzięłam dzisiaj leków. Józia jestem." - to mnie totalnie rozwaliło! Prawie padłam na podłogę >D
„zamiast czarować trzeba SOULwować” - ej, dobre! Muszę to zastosować kiedyś :D.
W sumie to... dziwny fragment, wielu rzeczy nie mogę sobie w nim poskładać, ale to jest właśnie twój urok! Rozbawiasz jak nikt >D! No i wydaje mi się, że opowieść jest intrygująca. Chętnie poczytałabym więcej o biegającej Józi >D.
Haha, rozbawiła mnie Józia, polubiłam ją.
OdpowiedzUsuńTekst zakręcony, ale i zabawny. Opowieść mnie zaciekawiła. Jeśli trafi się odpowoedni temat, pisz kontynuację!
Dobra, nie wiem, co powiedzieć, co byłoby inne niż to, co powiedziały moje poprzedniczki. Jednak ten tekst naprawdę zasługuje na kontynuację, aż się prosi, więc czekam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam