Broken
W tym tygodniu temat
był prawdziwym wyzwaniem. W pierwszej chwili sądziłam, że dam sobie radę, ale
potrzebowałam więcej czasu, by stworzyć odpowiedni tekst, bo jednak dwa
uniwersum, o których pomyślałam na początku, nie do końca pasowały. Chyba się
udało. Bez imion, bez tragedii wprost, bez narracji pierwszoosobowej, w której
na pewno bym coś chlapnęła. I trochę się boję tego finału, a jednak bardzo chcę
go już zapisać.
Tak
strasznie drżały mu ręce. Zawsze był ich pewny, od nich zależało powodzenie
misji, wygrana. Nieważne, kto lub co było jego przeciwnikiem. Nigdy go nie
zawiodły, a teraz drżały. Nie potrafił tego powstrzymać. Czy reszta ciała też
się telepała? Nie miał pewności. Nie czuł tego. Nic już do niego nie docierało.
To zresztą nie miało już znaczenia. Mogli sobie wrzeszczeć i ryczeć. Miał to
gdzieś. Gówno o tym wszystkim wiedzieli.
Dłonie miał
czerwone od krwi. Przerażało go to. Ta czerwień. Nigdy nie bał się krwi, nie
ruszała go. Gdy rozszarpywał wrogów, posoka lała się na wszystko dookoła. Nie
robiło to na nim wrażenia. To tylko konsekwencje wojny, którą prowadzili.
Jednak ta krew go przerażała. Wiedział, dlaczego. Nie potrafił się jednak
zmusić, żeby ją zmyć, bo to oznaczałoby koniec. Definitywny koniec. Skąd u
niego ten sentymentalizm? Przyjmował rzeczywistość taką, jaka była. Brak w nim
było nadziei i chęci walki, jego świat był szarością i nie planował niczego
zmieniać. Po co? Nie dla niego spokojna starość.
Czuł
pustkę. Dłonie nie trzymały już miecza, od którego stały się szorstkie i
nieprzyjemne. Były zimne. Ten chłód nie należał do niego. Pozostał na nich i
nie chciał się z nim rozstawać jeszcze przez chwilę. Nie rozumiał. Czy naprawdę
musiał odebrać mu wszystko? Nawet ten ostatni moment? Nie zasłużyli chociaż na
tyle?
Tak bardzo
pusty. To było aż bolesne. Nigdy wcześniej nie czuł takiego bólu, nie pamiętał.
A przecież od początku swego istnienia musiał się do niego przyzwyczaić. Jednak
ten był inny. Świadomość tego, co zrobił, czego się dopuścił... Nie chciał o
tym myśleć, nie chciał znów tego widzieć, słyszeć... Nie, dość! Dość, do kurwy
nędzy!
Nie
pamiętał, jak dotarł do pokoju. Był głuchy i ślepy na wszystko dookoła, a
złożona obietnica ciążyła mu tak bardzo. Nie mógł jej złamać. Obiecał.
Opadł na
kolana, te też nie utrzymały jego ciężaru. Pewnie wyglądał jak idiota, ale to
nic. Był idiotą. Od samego początku. Mógł winić tylko siebie, nikogo innego.
Gdyby tylko ktoś wyłączył ból i poczucie pustki... Wariował. W jednej chwili
wstał i zaczął wszystko przewracać. Biurko, szafę, łóżko. Ze ściany zdarł
katany i połamał im ostrza, kalecząc się. Darł ubrania, pościel we wściekłości.
Wściekał się na wszystko. Na świat, na siebie, na każdego w tym przeklętym
budynku, na nią... Nie, na nią nie potrafił się wściekać. Chciał, bo to
przyniosłoby ulgę. Nie potrafił, bo wiedział. Wiedział lepiej niż ktokolwiek
inny.
Opadł na
podłogę i spojrzał na swoje drżące, zakrwawione dłonie. Nie miał siły się
wściekać. Nie potrafił złamać obietnicy i wszystkiego zakończyć. Nie chciał
zapomnienia, choć to przyniosłoby ulgę. Nigdy w życiu nie był tak samotny i
rozbity. Patrzył na swoje dłonie i obraz coraz bardziej mu się rozmazywał.
Dopiero po wielu godzinach zrozumiał, że płacze.
Bardzo przejmujący obrazek nam namalowałaś.
OdpowiedzUsuńBardzo ładny i plastyczny. Straszny, ale i ładny.
Ja czuje furię i zagubienie bohatera.
Dobra robota.
Od początku obrazka czuć napięcie i skonfundowanie bohatera. Żywo zobaczyłam krew na jego rękach, na jego ciele, wszędzie. Nie tylko tragedia, ale walka, najbardziej spodobała mi się walka, którą bohater toczy z samym sobą. Tak jakby chciał to wszystko ze środka wylać razem z krwią i łzami, aż czuć jego nawet i bezsilność. Trafione, lubię, czułam. :)
OdpowiedzUsuńBiedny bohater. Uczucie straty, wściekłość, ból, poczucie winy. Dajesz obraz po tragedii, jednocześnie wskazujesz na to, że sama tragedia była dość mocna. Aż mi się przykro zrobiło.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie.