Miałam sobie odpuścić ten tydzień, ale że po kilku
dniach pracy świąteczne opowiadanie zniknęło od tak i ostał się pusty
plik, postanowiłam spróbować. Bo święta warte są pozytywnych tekstów z morałem,
nie tylko lekkiej obyczajówki. A nawiązanie do tygodnia dwunastego po prostu
się pojawiło podczas tworzenia, co poradzić?
Zimno. Zimno. Zimno. Tylko to jedno słowo kołatało
się po głowie Marygold, która drżącymi dłońmi tarła ramiona, by choć trochę się
ocieplić. stało się to, czego tak bardzo obawiał się tata - nie mieli już czym
palić w kominku, by się ogrzać. Stare gazety, jej książki, które z ciężkim
sercem poświęciła, deski i zebrane latem drwa. Wszystko to już spłonęło, w
palenisku pozostał jedynie gryzący w nos popiół. Szykowała się ciężka noc,
dziewczynka zdawała sobie sprawę z tego, że mogą jej nie przeżyć. Ani ona, ani
jej rodzice. Biedni, z ostatnimi monetami, które przeznaczyć mieli na bochenek
chleba, by przeżyć te najwieksze mrozy. Pozostawieni sami sobie w święta Bożego
Narodzenia. Kiedy cały glob cieszył się z nadejścia Gwiazdki, oni nie
wyczekiwali Wigilii, do której brakowało dwóch dni, lecz martwili się, że
najzimniejsze w stuleciu święta spędzą jak prawie umarli ludzie, a może i nawet
faktycznie umrą. Było im ciężko, naprawdę ciężko, a nie zapowiadało się na to,
by ktoś zechciał im pomóc.
Marygold miała tylko dziesięć lat, ale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Widziała po mamie, z którą właśnie przechodziła przez główny plac miasteczka, że nie jest najlepiej. Kobieta zmizerniała, jej ubrania wisiały na niej jak na wieszaku, była blada, do tego wciskała dłonie w kieszenie wysłużonego płaszcza tak mocno, jakby chciała przebić pięściami słaby materiał. Do tego kuliła się pod wpływem wiatru i starała nie wchodzić za bardzo w śnieżne zaspy. Dziewczynka, odczuwając zimno, starała się czynić jak mama, pewna że dzięki temu nie będzie tak marznąć.
Ukrywała swój wzrok przed spojrzeniem innych ludzi, starała się nie zerkać na wystawki w małych sklepikach, które dały radę wytrwać w tej kraince na końcu świata i wszystkiego. Minęła choinkę obleczoną w dziwe łańcuchy i krok za rodzicielką szła na wschód, by dotrzeć do swojego domku. Chciała tylko usiąść na twardej podłodze i otulić się tym małym kawałkiem kocyka, by przez chwilę czuć ciepło.
W myślach już widziała siebie, jak próbuje okryć swoje ciało, kiedy do jej uszu dotarły dziecięce okrzyki. Zaintrygowana podniosła głowę i dostrzegła grupkę dzieci stojącą przed jednym z filarów, które rozstawiono regularnie w najważniejszym punkcie w mieście. Pokazywały palcami na jeden z plakatów i głośno dzieliły się swoimi pomysłami.
- Pójdziemy na cmentarz i weźmiemy stamtąd znicze! - wykrzyknęło jedno z nich, mały, pucołowaty chłopiec o gęstej, jasnej czuprynie. - Tym na pewno dostaniemy się na listę!
- Nie! - zaprotestowała wysoka i chud dziewczynka o cienkich włosach. - Podrzucimy pani Watson koszyk z pokrzywami, na pewno będzie na nas głośno krzyczeć.
- Głupiaś! - ofuknęła ją stojąca obok koleżanka. - Gdzie o tej proze roku znajdziesz pokrzywy? Poszczujemy psy pana Bagginsa, to na pewno na nas doniesie!
Wokół grupki padały kolejne, coraz bardziej wymyślne pomysły, żaden jednak nie zyskał tak dużego poparcia, by z debatowania przejść do realizacji.
Marygold chwyciła mamę za rękaw odzienia i pociągnęła, kobieta obejrzała się w jej stronę.
- Co jest?
- Mogę tam podejść? - zapytała, wskazując na filar. - Chcę tylko zobaczyć, o co chodzi.
Kobieta wzruszyła ramionami, zmęczona mrozem dającym w kość i głodem.
- Dobrze, tylko potem od razu wracaj do domu.
Dziewczynka przytaknęła skinieniem głowy, po czym ruszyła w stronę innych dzieci. Przez chwilę musiała się przez nie przebijać, ale w końcu dotarła przed filar i mogła popatrzeć na duży plakat, który ktoś w jakiś magiczny sposób przyczepił do ściany. Szeroko otwartymi oczami śledziła tekst, z którego dowiedziała się, że oto do miasteczka przyjedzie kilka wozów z węglem, a każde niegrzeczne dziecko zarejestrowane na specjalnej liście będzie mogło je otrzymać w paru workach. Marygold poczuła, jak jej serce przyspiesza swoje bicie. Kilka worków węgla! Nie będą musieli siedzieć więcej w zimnie i może jakoś przetrwają! Oczami wyobraźni już widziała uśmiech na twarzy mamy zbliżającej się do kominka, słyszała radosny śmiech taty, którego bawił widok iskier. Tak bardzo chciała tego widoku, że w jednej chwili zdecydowała: zrobię wszystko, by dostać się na tę listę! Dopiero po tym dostrzegła drobniejszy napis, który głosił: Uwaga, zostały dwadzieścia cztery godziny, by trafić na listę, śpiesz się drogie dziecko!
Zaledwie doba! A przecież Marygold nie wiedziała, kiedy oklejono filar, kiedy informacja poszła w miasteczka. Czy miała jakąkolwiek szansę, by zdążyć?
Szansa jest zawsze, powiedziała sobie, ruszając w stronę domu. Trzeba tylko mieć dobry pomysł. A ona nie miała żadnego. W jej głowie panowała czarna dziura, bardzo podobna do tej umiejscowionej w brzuchu. Nie wiedziała, co poczynić. Rodzice zawsze mówili jej, że jest dobrym dzieckie, lepszego nie mogli sobie wymarzyć. Kochali ją ponad wszystko, chcieli, by była szczęśliwa. A jeśli szczęście zapewić miała jej ta lista? Jeśli bycie choć przez chwilę niegrzeczną miało dać jej opał i uczynić szczęśliwą? Musiała spróbować.
Szła pośpiesznie w stronę domu, nie bała się ciemności, która przejęłą władzę nad miasteczkiem. Zatopiona we własnych myślach nie spostrzegła obserwującej jej zza wysokich drzew rozpoczynających linię lasu jaskrawne oczy. Patrzyły na nią, a ich właściciel powoli skradał się do dziewczynki. Przez swoją zdolność adaptacji był prawie niedostrzegalny, tylko delikatne ślady stóp na śniegu dawały znać, że ktoś idzie.
Marygold była już zaledwie ulicę od swojej małej chatki, kiedy poczuła, że coś jest nie tak. Odwróciła się, by znaleźć źródło swojego niepokoju, zobaczyła tego, który ją śledził, i krzyknęłam. Żaden mieszkaniec nie mógł jej zbytnio usłyszeć - żyła z rodzicami prawie na granicy z lasem - nikt więc nie przybędzie z pomocą.
Jej serce biło jak głupie, strach dławił gardło, jedynie resztki rozumu zakazały jej uciekać, by nie rozgniewać tego trzymetrowego potwora. Nie wiedziała, z kim lub czym ma do czynienia, mimo to wyuczon kultura nie pozwoliła o sobie zapomnieć.
- Dobry wieczór, nazywam się Marygold Pobreza. Czy pan się zgubił?
Potwór nie odpowiedział, patrzył tylko na nią. Dziewczynka przełknęła ślinę. Nie wiedziała, czy coś dodać, w dodatku zimno atakowało na nowo jej ciało, a kurtka już od awna nie dawała rady mrozom. Potarła ramiona, a wydobywająca się z jej ust para prawie zamarzała.
Potwór to dostrzegł i skonstatował, że może być z nią źle. Zbliżył się bardziej i wyciągnął w jej stronę dużą, czarną dłoń.
- Jeestem Noriisamaa - powiedział śpiewnie, co przypadło do gustu dziewczynce. - Gdziee idziesz?
- Miło poznać, Noriisamaa. Wracam do domu.
- Dlaczego jessteś smuutna?
- Bo mi zimno i mogę nie dostać się na listę niegrzecznych dzieci, by dostać przydział węgla na święta - wyjaśniła w prostych słowach, prawie szczękajac zębami. - Nie chcę, by rodzice marzli, ale nie wiem, co zrobić, nie jestem niegrzecznym dzieckiem.
Norisama spoglądał na dziewczynkę, rozmyślał nad czymś przez chwilę, po czym chwycił delikatnie dziewczynkę w pasie - pisnęła cicho na ten ruch potwora - podniósł i posadził na swoim ramieniu. Marygold bała się, że spadnie, nie wiedziała, co planuje jej duży kolega, ale w powodu zimna nie umiała się skoncentrować, by pomyśleć. Zaufała mu więc i dała się ponieść.
A potwór ruszył z powrotem w kierunku głównego placu. Po co? Po to, by kto jeszcze się po nim kręcił, mógł ich zobaczyć i poświadczyć, że mała Marygold Pobreza oswoiła przerażające monstrum i z jego pomocą ukradła złotą gwiazdkę z olbrzymiej choinki stojącej na rynku. Bo to się właśnie wydarzyło, a dziesięciolatka nie mogła nic z tym zrobić. Norisama jej nie słuchał, nie docierało do niego, co mówi dziewczynka. Chciał jej pomóc, a jeśli kradzież miała być sposobem na dostanie się na listę niegrzecznych dzieci i węgiel, to musiał się jej dopuścić.
Kilkunastu dorosłych z otwartymi ustami obserwowało, jak dochodzi do tego przestępstwa, jedno z nich - niska kobieta w średnim wieku o spojrzeniu kobry, której nie lubiły dzieci - pognało do ratusza, by powiadomić burmistrza miasteczka i kazać ukarać "tę małą złodziejkę biedaków".
Norisama powiódł Marygold do jej domu, gdzie ją zostawił, w prezencie ofiarowując złotą gwiazdę.
- Przeechowuj jąą - polecił jej. - Ktoś niedługgo po nią przybędzie
Dziewczynka skinęła głową, pożegnała się uprzejmie i weszła do chatki, gdzie czekali na nią jej zaniepokojeni rodzice. Została wyściskana i ucałowana - państwo Pobreza myśleli, że stało jej się coś poważnego w drodze powrotnej z miasya - a następnie wypytana o to, co się działo, kiedy nie było jej w czterech lichych ścianach. Początkowo przerażeni, dość szybko uznali, że najgorsza rzecz, jaka może się wydarzyć, to upomnienie przez burmistrza - przecież nie wsadzą jej do więzienia. Mama dziewczynki poleciła jej schować gwiazdkę w pudełku po butach, by się nigdzie nie zapodziała, a następnie wysłała ją do łóżka.
Następnego dnia wcześnie rano, chwilę po tym, jak jakiś kogut, któremu żaden śnieg czy mróz nie dawał rady, zapiał donośnie kilka razy, rozległo się mocne walenie w drzwi. Pan Pobreza podszedł do nich i uchylił je lekko. Zaskoczył go widok kilku mężczyzn w płaszczach. Ten najbardziej wysunięty z przodu uśmiechnął się pogodnie, co nie pasowało do jego dość mroczego wyglądu.
- Dzień dobry, czy tu mieszka Marygold Pobreza? - zapytał zachrypniętym głosem.
Ojciec dziewczynki skinął głową.
- Dzień dobry, tak, mieszka. A o co chodzi?
Nie usłyszał odpowiedzi, zamiast tego ujrzał kilkanaście worków z węglem, które pod płaszczami ukryli mężczyźni, oraz pachnącą choinkę. Patrzył na to z niedowierzaniem.
- Oto nagroda dla pańskiej córki za bycie niegrzeczną - powiedział zachrypnięty mężczyzna. - Dziękujemy za jej udział i pokazanie, że czasami, kiedy kierujemy się wyższym celem, trzeba nagiąć trochę prawa, lecz zrobic z tą klasą. Ale proszę przekazać córce, by już nigdy więcej nie była niegrzeczna, nasza akcja jest jednorazowa. Gwiazdę należy zwrócić na jej prawowite miejsce. Wesołych świąt.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę zaparkowanych niedaleko wozów, za nim poszli pozostali mężczyźni, a rodzina Pobreza mogła na nowo poczuć ciepło z kominka.
Uradowana Marygold chciała podziękować Norisamie - bez niego nie dałaby rady trafić na listę i uzyskać najlepszy prezent na święta - ale nie umiała go znaleźć. Obiegła całe miasteczko, zanurzyła się także w lesie, jednak nigdzie nie natrafiła na ślad potwora. Wróciła więc do domu, do rodziców, by z nimi świętować gwiazdkę. Przyrzekła sobie jednak, że odnajdzie Norisamę i powie mu dźwięcznie dziękuję. Bo to dzięki potworowi nie zamarzła w najzimniejsze święta, a śmierć musiała poczekać kilka miesięcy, by spróbować zajrzeć jej w oczy.
Naprawdę, naprawdę fajna opowiastka, która daje sporo do myślenia. Nie zrobiłaś z dziewczynki prawdziwie niegrzecznego dziecka, a jednak pozwoliłaś jej zwyciężyć i ocalić rodzinę. Bije z tego tekstu takie przyjemne ciepło - w sam raz na świąteczny czas.
OdpowiedzUsuńDo czego mogłabym się przyczepić, to korekta, ale zdaję sobie sprawę, że po prostu się śpieszyłaś, więc może to pomińmy.
Pozdrawiam
Jeee, są potwory, jest impreza. Fajna bajka, spokojnie mogłabym ją opowiedzieć córce na dobranoc. Coś w rodzaju, że jeżeli pozostaniesz szlachetny i wierny sobie, to sprawy się zawsze jakoś ułożą :) Dzięki za to ciepłe przesłanie!
OdpowiedzUsuń