Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 18 grudnia 2016

[18] Home for Christmas... ~ Alicja K.



Świąteczny klimat zakradł mi się w opowiadanie wcześniej niż zamierzałam. Tradycyjnie nie miałam czasu w tygoniu to i spóźniłam się z tekstem w niedzielę. Opowiadanie jest o mnie. Co tu dużo mówić. Wyobraziłam sobie „co by było gdyby” i prawie popłakałam się, kiedy uswiadomiłam sobie jak bardzo nie chcę nic w swoim zyciu zmieniać. Mimo potknieć i bolączek i problemów jestem soba i jestem z tego dumna. Jestem nawet szczęśliwa. Jako bonus świąteczna fotka #ilovesnapchat, która, mam nadzieją, odwróci waszą uwagę od niedociągnięć tekstu.
 


Home for Christmas...

„Zakochany Szekspir” dobiegał końca, puste telerze stały na stole, a ogień na kominku dawał pomarańczowe ciepło. Niedzielne popołudnie było spokojne. Kot przeciągnął się na zagłówku sofy i połaskotał mnie tylnymi łapkami w plecy. Miałknęła kiedy odwróciłam się, żeby sprawdzić czy wszystko ok jakby chciała powiedzieć, że mam się nie ruszać. Pomyślałam, że warto by zrobić deser. Przecież porządny, niedzielny obiad nie może się obejść bez deseru.
Patrząc na to z perspektywy czasu powinnam pozwolić jemu na zrobienie tego pieprzonego budyniu. Może zostałabym na dłużej.
Wstałam i, dając mu ostatniego buziaka, poszłam do kuchni. Kiedy przeszłam przez próg to już nie była moja kuchnia.

@@@

Mama wkładała właśnie naczynia do zlewu. Za oknem leżał śnieg. Z salonu dało się słyszeć dźwięk rozmów. Tata zabawiał dziadków. Sprzeczali się chyba o akt własności pilota do telewizora. Podeszłam do miski z budyniem i zaczęłam nakładać każdemu równą porcję. W oczach zebrały mi się łzy.
- Zaraz wracam. – zdołałam tylko z siebie wydusić i pobiegłam na górę, do łazienki.
Z lustra spoglądała na mnie okrągła twarz otoczona czerwoną grzywką. Spróbowałam się do niej uśmiechnąć. Smutny grymas wykrzywił jej twarz, a z oczu popłynęły, czarne od tuszu do rzęs, łzy. Usłyszałam łkanie i uświadomiłam sobie, że dochodzi z mojego własnego gardła.

@@@

Zawsze lubiłam czytać. Kiedy przeprowadziłam się tutaj znalazłam cudny, malutki antykwariat z tanimi i ciekawymi książkami. Pewnego dnia kupiłam tom, który miał na okładce imię Newtona. Nigdy nie ciągnęło mnie do nauki, ale ta książka miała obrazki, które wygladały jak szkice Da Vinciego. Zupełnie jakby sir Isaac był niespełnionym wynalazcą. W domu okazało się, że było dużo ciekawiej, niż to by się mogło wydawać. Zawarta na starych kartkach teoria głosiła, że każdy mógł się dowolnie przemieszczać między wymiarami, o ile tylko miał wymyślony przez naukowca przyrząd. Dalej nastepował opis innych wymiarów, które autor miał przemierzać z pomocą instrumentu. Pamiętam, że pomyślałam wtedy, że Newton miał świetną wyobraźnię.

@@@
Przesiedziałam z rodzicami cały wieczór. Starałam sie nie myśleć o tej mnie, która spędzała czas w moim salonie, przy mojej choince, chodząc do mojej pracy. Nigdy nie wiedziałam, co działo się, kiedy mnie nie było. Pojawiałam się w danym miejscu znienacka i byłam mną w tym innym miejscu. Newton nigdy nie wspomniał, że po innych wymiarach nie podróżowało się w całości. Podróżowała tylko świadomość. Za każdym razem byłam tą sobą, która mieszkała w danym wymiarze. Miałam różne włosy, różne życia, byłam gruba i chuda, miałam rodzinę, nie miałam rodziny. W niektórych wymiarach byłam nawet szczęśliwa. Przez chwilę.
Zawsze lubiłam wracać do rodziców i dobrych chwil jakie z nimi przeżywałam. W moim prwadziwym życiu nie widywaliśmy się za często. Czasami moimi rodzicami był ktoś zupełnie inny. Wtedy udawałam, że nie jestem sobą i modliłam się w duchu, żeby opuścić to miejsce jak najszybciej.
Moim ulubionym miejscem był świat, w którym ja i jakiś mężczyzna byliśmy rodziną. Mieliśmy dwójkę dzieci i trzecie w drodze. Bobby (zawsze chciałam nazwać mojego syna Robert) był ciemnowłosym, ślicznym chłopakiem, który po ojcu odziedziczył kręcone, czarne włosy. Za każdym razem kiedy coś zbroił przypominały mi się historie jakie w moim świecie opowiadał mi On. Uśmiechałam się za każdym razem, bo ten maluch był do niego bardzo podobny. To tylko sprawiało, że tęskniłam za nim bardziej. Maggie wyglądała jak mała ja. Lekko jej współczułam, bo pamiętałam co przeżywałam jako nastolatka. Miałam tylko nadzieję, że będzie silniejsza niż ja.
Byłam tam trzy razy i uwielbiałam grać ich mamę.

@@@

W każdym wymiarze, do którego mnie zaniosło szukałam książki Newtona. Konstruując urządzenie musiałam się gdzieś pomylić, bo nie mogłam go kontrolować. Przeskakiwałam z wymiaru do wymiaru i nigdzie nie zostawałam długo. Odkąd opuściłam mój dom byłam tam tylko raz, na dziesięć minut, tylko po to, żeby zjeść z nim kolację. Wszystko czego chciałam to wrócić do domu. Wrócić do domu na święta.

@@@

Śnieg padał cichutko za oknem, a ja ciągle mieszkałam z rodzicami. Nie mialam pojecia co się działo z moim życiem w tej rzeczywistości. Nie wiedziałam czy pracuję, czy utrzymują mnie rodzice, czy mam jakiekolwiek pieniądze. W tamtym momencie podjęłam decyzję. Nie ważne gdzie będę od tej chwili, znajdę książkę i wrócę do domu, a jeśli mi się to nie uda znajdę jego i sprawię, że będziemy razem.
Tego samego wieczoru sprawdziłam konto, kupiłam bilety na samolot, napisałam kartkę do rodziców i wsiadłam w pociąg na lotnisko. Czas się liczył. Nigdy nie wiedziałam, kiedy skoczę.

@@@

Obudziłam się w pociągu w UK. Cholera jasna! Znowu przeskoczyłam. Nareszcie jednak  byłam bliżej rozwiązania niż wczesniej. Wysiadłam na najbliższej stacji. Musiałam wrócić do domu i znaleźć antykwariat. Nic nie gwarantowało, że książka tam będzie, ale musiałam spróbować.
Mój pociąg czekał na sąsiednim torze. Nie mogłam pozwolić, żeby uciekł. W każdej chwili mogłam skoczyć. Pieprzony wiadukt. Tyle schodów i tyle ludzi i tak mało czasu. Coś spadło na peron. Usłuszałam chrzęst deptanego obiektu. To był mój... nigdy nawet nie wiedziałam jak nazywa się to urządzenie. Teraz nawet nie miało to znaczenia. Nie było co naprawiać. Podniosłam pudełeczko i plastikowy guzik, który z niego wydadł. Ktoś uderzył mnie w ramię przechodząc. Kilka metrów ode mnie jakiś maluch płakał rozdzierająco. Zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani jak się stąd wydostać. Jedyna nadzieja na powrót do domu leżała na mojej otwartej dłoni w kawałkach.
- You ok, Love? – usłyszałam z przeciwka i podniosłam głowę. Konduktorka patrzyła na mnie z troską. Nie odpowiedziałam ze strachu, że zacznę płakać. Przytaknęłam tylko i zapytałam, kiedy będzie następny pociąg.
- Not today. That was the last one. We finish early on Christmas Eve.
Nogi sie pode mną ugięły.
- Where am I? – spojrzała na mnie jak na kosmitę.
- Hornbeam Park.
- Thanks. Merry Christmas. – usmiechnęła się i poszła w swoją stronę. Miałam przed sobą tylko godzinny spacer do domu. Nie było tak źle. Skoro do tej pory nie przeskoczyłam, może uda mi się tu zostać na dłużej.

@@@

Blues Bar stał tam gdzie stać powinien. Jak zawsze stało przed nim kilku palaczy. Wśród nich był On. Chciałam podbiec, krzyczeć, że wróciłam, że jestem, że go kocham. Nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy. A co jeśli mnie nie zna? Co jeśli bedę musiała poznawać go od nowa i zacznę wygladając jak wariatka?
Zamiast tego wmurowało mnie w ziemię i stałam pośród wigilijnego tłumu, który płynął jak rzeka z ostatnimi zakupami. Lampki na drzewach świeciły jak zawsze, rozświetlajac grudniowy półmrok i rzucając cienie na uśmiechnięte twarze przechodniów. Zamknęłam oczy i chłonełam atmosferę świąt. Czułam się jak w domu. Uśmiechnęłam się do siebie. Nawet jeśli wszystko było stracone dam radę to odbudować. To jest prawie dom, a to znaczy, że jestem na swoim terenie. Nic nie było niemożliwe.
Ktoś pociągnął mnie za szalik. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ukochane, brązowe oczy z zielonymi plamkami na przeciwko mojej twarzy.
- You were supposed to be in Leeds. Thought you had a Christmas Party.
- I’d rather be with you. – zbadał moją twarz raz jeszcze, uśmiechnął się i pocałował.
- Silly. Want a shandy?
- I’d love one.
I już wiedziałam, że jestem tam gdzie być powinnam. Tam gdzie jest moje małe miejsce na ziemi, którego nie zamieniłabym na całe dziesiątki wymiarów. Byłam w domu.

5 komentarzy:

  1. Jakie słodkie. Jak by to rozwinąć to totalnie Love Actually. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej! Zdjęcie śliczne. Jak być rzeczywiście zabłądziła między wymiarami to dzwoń, naprawię lub złożę ci tą maszynę ;) Świetny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  2. Urocza, choć też odrobinę smutna opowieść. Realizm opisów sprawił, że czułam, jakbym sama skakała między kolejnymi wymiarami. A wplecienie Newtona i ten antykwariat nadały pewnego naukowego mistycyzmu (co za oksymoron). Świetny tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry, choć smutny tekst. Nie opuszcza mnie tylko wrażenie, że gdzieś to już widziałam. Bardziej denerwuje mnie, że nie wiem gdzie dokładnie, bo sama historia naprawdę mnie wciągnęła.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń