Krótka
wariacja na temat Flasha bez jego postaci.
Przerażenie. To czuł właśnie w tym momencie, kiedy
wpatrywał się w niebieskie, migoczące coś, co wydawało z siebie potworny
szum, a co jego najlepszy, uśmiechający się od ucha do ucha przyjaciel nazywał
- z pewną wumą w dodatku - wyłomem międzywymiarowym. Patrzył na to, a wszystko
w nim, każda komórka jego ciała nakazywała mu spieprzać, gdzie tylko może, jak
daleko poniosą go nogi. Spojrzał na Beezee'a i wydobył z siebie wulgarne słowa:
- Pojebało się do reszty? Co ty mi tu pierdolisz? Tłumacz się!
Osoba, do której skierowany został ten rozkaz, wzruszyła ramionami. Chłopak ten miał najwyżej siedemnaście lat, wciąż dziecięcą twarz i był bardzo wątłej budowy ciała. Wyglądał na kogoś, kto bardzo często - o ile nie cały czas - poważnie choruje.
- Nie widzisz? Stworzyłem to, o czym ci opowiadałem. Udało mi się! Mam już wszystko, by znaleźć siebie w innym świecie!
Jego entuzjazm zakrwawał o głupotę. Naiwnie wierząc, że z wiedzą zdobytą poprzez lekturę wszystkich wydanych komiksów oraz z oglądanego serialu zdoła sprowadzić na Ziemię swojego sobowtóra z innego wymiaru, zbudował coś podobnego do prototypu nieudanego wehikułu czasu w swoim pokoju, a kilka godzin temu przeniósł do laboratorium swoich rodziców, by wykonać test główny i dowieść wszystkim, a także sobie, że w przyszłości może być naukowcem zbawiającym świat. O ile zdrowie mu na to pozwoli.
- Ty chyba do reszty zwariowałeś! - Jeszcze głośniej oburzył się Conn. - Obudź się, Beezee! Nie jesteś jakimś pieprzonym Flashem!
Beezee zaśmiał się pod nosem, z politowaniem spojrzał na swojego najlepszego, najstarszego i jedynego przyjaciela.
- Naprawdę? A czy to nie ja zbudowałem maszynę, która właśnie teraz w materii tworzy dziurę czasoprzestrzenną? Czy to nie ja tym przyciskiem - wskazał na czerwonozłoty przycisk na małej konsoli z boku swojego urządzenia - wyślę komunikat do innych światów z prośbą, by odwiedził mnie któryś z moich sobowtórów? Kto tego dokonał, jak nie ja?
Conn nie wiedział, co mu odpowiedzieć, pokręcił jedynie głową i skierował się drzwi. Zapragnął wyjść z tego wielkiego pokoju fizyków i nigdy nie wracać, nie uczestniczyć w planach kogoś, kto poskradał zmysły i uznał, że jego życie to także akcja komiksu. Nie chciał patrzeć, jak przyjaciel bzikuje coraz bardziej.
- Na razie, Beezee - wyszeptał. - Mam nadzieję, że zdołasz pojąć, iż nie jesteś Smugą.
Wyszedł, a młody pseudonaukowiec nawet nie zwrócił na to uwagi, zbyt mocno zaaferowany tym, by wysłać porządany sygnał w nieznane. Podekscytowany patrzył, jak nowa wiązka opuszcza wnętrze maszyny i mknie ku wyłomie, by z prędkością światła podać ważną wiadomość. Był ciekawy, kiedy odpowie pierwsza osoba i jaka będzie.
Zadziwiające, ale nie musiał czekać za długo, raptem kilka minut tuż przed nim pojawił się młodzieniec kropka w kropkę podobny do niego. Miał tej samej długości włosy, bladą skórę i wystające obojczyki. Beezee przyglądał mu się z zachwytem, ale i pewnym lękiem. Oto miał do czynienia z kimś z innego wymiaru. Jak powinien się zachować? Tego raczej nie uczono podczas szkoły przetrwania.
Przełknął ślinę, po czym wyciągnął przed sobą dłoń i przedstawił się.
- Cześć, jestem Beezee. Witaj na Ziemi-1.
Obcy przybysz uśmiechnął się lekko i uścisnął jego rękę.
- Witaj, jestem Astro, przybywam z mojej Ziemi-1. Przybyłem w odpowiedzi na twój komunikat.
- To świetnie. - Beezee poczuł ulgę. - Jak w nim podałem, będziesz udawał mnie, chodził za mnie do szkoły, do kina i robił wszystkie te rzeczy, które robią ludzie w moim... naszym wieku. A ja udam się do Zurychu i wyleczę z tej paskudnej choroby. Co ty na to?
Astro uśmiechnął się uprzejmie, jednak w jego oczach czaiło się coś złowrogiego. Zafascynowany nim Beezee nie potrafił tego dostrzec, a to wielka szkoda.
- Chętnie przejmę na siebie tę obowiązki - podszedł krok bliżej - chętnie przejmę twoje życie. - Wpatrywał się intensywnie w tego, który go wezwał. - Ale ty się nie wyleczysz. Nie zdołasz.
Te słowa wywołały dreszcze u Beezee'a, który - nim wymówił słowo - otworzył szeroko oczy, zaskoczony ruchem towarzysza i przerażony, kiedy ręka Astro jak gdyby nic przeszła przez jego klatkę piersiową, dotknęła serca i zatrzymała je, oderwała od aorty.
Beezee padł martwy na podłogę, Astro spoglądał na niego z góry z uśmiechem diabła na twarzy.
- Dzisiaj ty - wyszeptał - jutro cała ta Ziemia - po czym opuścił laboratorium, by siać spustoszenie w całym Darkness City, czyniąc je sobie posłużnym.
Za nim zaczęli przybywać inni, a zielone ludki, w które wierzyli ziemianie, zaczęły przyjmować postać ludzi. Bo to ludzie są największymi potworami wszechświata.
Woooooow! Jak ja uwielbiam Flasha!
OdpowiedzUsuńŚwietny tekścik. Spodziewałam się zakończenia, ale nie zawiodło. Bardzo mi się podobało
Ojaaaa, super, zaskoczyła mnie końcówka. Myślałam, że będzie słodkopierdząco, a tu śmierć, flaki i inne przysmaki :) Fajnie wykorzystany temat, że to nie on się przeniósł do innego wymiaru, a inny wymiar do niego.
OdpowiedzUsuń