Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 11 grudnia 2016

[17] Tak ciężko damą być ~ Laurie


Tak ciężko damą być

Ten tydzień jest dla mnie wyjątkowo udany, choć w pracy notorycznie spada temperatura, a za oknem szaro. Nie wiem więc, skąd ten dobry nastrój, ale dzięki temu oddaję tekst dopracowany i ze wszystkimi szczegółami, które mają ułatwić odbiór. Do tego nie zajęło mi długo pisanie go – może wracam do formy. „Pożegnaj jutro” jest projektem, z którym noszę się już od dłuższego czasu i wciąż się rozwija, a sama jego idea narodziła się z pytania „co by było, gdyby moje trzy flagowe bohaterki spotkały się w jednym świecie?” Na razie zaś odrobina przeszłości jednej z nich.


Vivian z krytyczną miną przyglądała się swojemu odbiciu w lustrzanych drzwiach garderoby. Miała na sobie granatową, długą suknię bez pleców, w której wyglądała dojrzalej. Nikt – nawet ci, którzy ją znali – nie powiedziałby, że ma jedynie piętnaście lat. Dziewczęce rysy przykrył odpowiedni, choć niezbyt mocny makijaż. Brązowe włosy miała fantazyjnie upięte, szyję i nadgarstek lewej ręki zdobiła srebrna, elegancka biżuteria.
Dwunastoletnia Anika wyglądała na zachwyconą, gdy zobaczyła efekt. Od początku robiła wszystko, by ubrać Vivian bardziej dziewczęco i w końcu jej się to udało. Starsza dziewczyna sądziła, że i tak dopięłaby swego, bo była równie uparta jak jej ojciec. Obojgu trudno było odmówić, choć jedynie prosili. Nie groźba, nie rozkaz, ale zwyczajna prośba. Vivian uważała to za przerażające.
Sama nie była przekonana do tego stroju. Nie czuła się w nim dobrze, nigdy wcześniej nie miała na sobie sukienki i teraz wydawało jej się, że wygląda dziwacznie i wszyscy to dostrzegą. Do tego suknia wymagała całkiem innych ruchów – drobniejszych kroków, kobiecej gracji, elegancji, płynności. Nie miała tych cech. Dlaczego nie mogła ubrać się normalnie?
– Wreszcie wyglądasz jak dziewczyna – usłyszała.
Odwróciła się. W drzwiach stanął Xanxus, przystojny, dwudziestoletni brunet o śniadej cerze i czerwonych, niebezpiecznych oczach. Drogi garnitur leżał na nim nienagannie, co nie zdziwiło Vivian. Czegokolwiek nie miałby na sobie, wyglądał idealnie. I to bez większego wysiłku. To nie było sprawiedliwe.
– Naprawdę muszę? – skrzywiła się.
– Tak.
– Paniczu... – przerwała, gdy uniósł palec do góry.
– Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się tak do mnie nie zwracała? – warknął.
Prychnęła tylko pod nosem i znów spojrzała w lustro.
– Wyglądam dziwacznie – orzekła.
– Nie dyskutuj z rozkazami i etykietą. Na przyjęcie nie zejdziesz w innym stroju.
– Nie muszę iść tam wcale – fuknęła.
– Owszem, musisz. I masz się zachowywać.
– Nie jestem małpą na wybiegu.
– Szanujący się zabójca umie się zachować w towarzystwie. Zwłaszcza mafijnym.
Vivian przeklęła upartość Dziewiątego, by zrobić z niej damę. W ogóle nie widziała w tym sensu, dotąd szkolono jej umiejętności zabijania, nic więcej nie było jej potrzebne. A teraz? A teraz ma w pięknej sukni zejść na przyjęcie i zachowywać się jak dama.
Minął rok, odkąd została ocalona przez Xanxusa i przygarnięta przez jego ojca, Don Timotea Vongolę. Dopiero po kilku dniach w rezydencji została uświadomiona, że tym samym dołączyła do mafii. I to nie byle jakiej, bo Vongola była najpotężniejszą organizacją mafijną na świecie i wszyscy musieli się z nią liczyć. Choć na pierwszy rzut oka nikt by nie powiedział, że ten siwiejący pan o jasnobrązowych oczach i ciepłym uśmiechu jest dziewiątym z kolei szefem najpotężniejszej mafii świata. Zresztą jego córka, Anika, również zdawała się całkiem zwyczajna. Tylko Xanxus psuł efekt, bo od razu było widać, że lepiej z nim nie zaczynać. Tak jakby miał na czole napisane „skrajnie niebezpieczny”.
Nie miała domu, nie miała rodziny. Od wielu dni błąkała się po ulicach głodna, spragniona i przeraźliwie zmęczona. Nie sypiała w obawie przed tymi, od których uciekła. W tym stanie nie mogła sobie poradzić z bandą wyrostków, którzy stwierdzili, że jest wystarczająco łatwym celem. Gdyby nie ingerencja Xanxusa, pewnie dziś byłaby już tylko wspomnieniem.
Dziewiąty zaproponował jej dach nad głową. Nie miała dokąd wracać, więc postanowiła zostać. To nie było złe. Ciepłe łóżko, jedzenie, czyste ubrania. Zupełnie inaczej niż wcześniej. Mimo to nie potrafiła się tu odnaleźć. Przez dziesięć lat była szczuta, poniżana, a jedyne, czego się nauczyła, to mordowanie. Była maszyną do zabijania, więc te wszystkie życzliwe gesty ze strony Dziewiątego i jego rodziny przyjmowała nieufnie i podejrzliwie. Cały czas zdawało jej się, że to wszystko jest jakąś dziwną grą. Nie miała ochoty w niej uczestniczyć.
To było jej pierwsze przyjęcie. Coś w rodzaju testu. Nie odbywał się jednak poprzez walki na noże i trucizny, które tak lubiła, lecz przez słowa i umiejętności socjalne. A w tym nie była zbyt dobra. Nie lubiła przebywania w tłumie, nie za często się odzywała. Takie imprezy uważała za stratę czasu i nie czuła się dobrze, gdy myślała, że będzie musiała w tym uczestniczyć. Nie miała jednak wyboru. Dziewiąty postanowił ją na nowo wychować, tym razem na normalnego człowieka. Stwierdził, że zabójca musi umieć zachowywać się wśród ludzi i nie pozwoli kroczyć jej tą ścieżką, dopóki się tego nie nauczy.
Nie znosiła lekcji dobrych manier, sztywnych konwersacji i tego wszystkiego, co miało z niej uczynić dobrze wychowaną młodą damę. To było dobre dla Aniki, o którą dbano z pewną przesadą, nie zaś dla niej, która nie umiała nic poza zabijaniem.
A jednak stała na środku swojego pokoju w granatowej sukni, by lada chwila zejść do sali bankietowej na przyjęcie. Nawet nie wiedziała, z jakiej jest okazji. Mało ją to obchodziło.
– Nie przeklinaj – skarcił ją Xanxus. – Dzisiaj nie wypada.
Rzuciła mu tylko złe spojrzenie. Brunet uważał, że dla niej jest jeszcze za wcześnie na taki test, ale może z drugiej strony w końcu się przyłoży do tego. Wolał nie mieć w składzie dzikuski, która nie potrafi się kontrolować.
Wyciągnął do niej ramię.
– Przynajmniej wyglądaj na uśmiechniętą – poradził.
– Jakby było się z czego cieszyć – prychnęła.
– Doskonale wiesz, że stary dotrzymuje słowa, a chyba zależy ci na tym, by trochę odpuścił, co?
Westchnęła i uśmiechnęła się wymuszenie do lustra. Podobno to pomagało. Chwilę później schodziła po schodach w holu pod rękę z Xanxusem. Przez cały czas obawiała się, że nadepnie na sukienkę i poleci do przodu. Co prawda, refleks miała nienajgorszy, ale to nie pasowało do damy.
Uśmiechnęła się lekko do Dziewiątego, gdy podniósł na nich spojrzenie.
– Już myślałem, że nie zejdziecie – oznajmił.
– Wiesz, jak to jest z kobietami. Wiecznie niezdecydowane – zakpił Xanxus.
– Pięknie wyglądasz, Wianko.
Jedynie szef Vongoli używał tego zdrobnienia wobec niej. W rzeczywistości jej imię brzmiało Wiwianna, choć wszyscy przyzwyczaili się do Vivian. Jak przez mgłę pamiętała, że ktoś nazywał ją „Wianka”, ale nie mogła sobie przypomnieć kto. To było tak dawno temu. Może i nadal uczyła się ufać Timoteo, ale jakoś to zdrobnienie w jego ustach dawało poczucie bezpieczeństwa i przynależności.
– Dziękuję, Dziewiąty – ukłoniła się nieco sztywno.
– Bawcie się dobrze.
Chwilę później rozmawiał już z kimś innym. Nie było w tym nic dziwnego, jako gospodarz musiał zajmować się gośćmi i z każdym zamienić chociaż parę słów. Zresztą Xanxus również miał ten obowiązek do wypełnienia. Był synem szefa, zajmował się już wieloma sprawami, lada moment miał przejąć Varię, elitarny, niezależny oddział zabójców pod bezpośrednimi rozkazami Dziewiątego. Goście jego ojca chcieli porozmawiać także z nim, więc Vivian musiała sama o sobie zadbać. Zresztą gdyby cały wieczór spędzili razem, zaczęłyby się plotki, a to mogłoby przynieść kłopoty.
Dziewczyna nudziła się na przyjęciu. To naprawdę była strata czasu, szczególnie dla niej, która nie pochodziła z tego świata. Gdyby jeszcze pełniła służbę, byłoby pewnie inaczej, a tak starała się jedynie nie zwracać na siebie uwagi. W ten sposób nie popełni żadnej gafy, która mogłaby przekonać Dziewiątego, że Vivian nadal potrzebuje intensywnych lekcji dobrego wychowania.
Przystanęła w cieniu schodów i przysłuchiwała się rozmowom. Nic z tego nie rozumiała. Mężczyźni głównie rozprawiali o interesach, a w sytuacji Vongoli na tym polu Vivian nie była zorientowana. Dopiero niedawno udało jej się przyswoić hierarchię wewnątrz rodziny i tę w głównym sojuszu, któremu Vongola przewodziła. Jednak z kobiecymi rozmowami było jeszcze gorzej. Najnowsze trendy w modzie, plotki – prawdziwie czarna magia. Jak niby miała zdać ten cholerny test, skoro wydawało się, że ci ludzie rozmawiają w obcym jej języku? Dziewiąty wymagał niemożliwego.
Poczuła pragnienie, więc zbliżyła się do szwedzkiego stołu. Chciała nalać sobie odrobiny ponczu, póki Dziewiąty nie widział. Z winem nie ryzykowała, bo zaraz usłyszałaby, że jest za młoda na alkohol. Całe szczęście Timoteo nie wiedział o tych kilku popijawach, na które namówił ją Xanxus.
Wypuściła kieliszek z dłoni, gdy poczuła czyjąś obecność za sobą. Zbyt blisko. Zadziałała instynktownie, obracając się i atakując. Białowłosy mężczyzna nie zdążył uskoczyć zbyt zaskoczony reakcją dziewczyny. Oberwał pięścią prosto w nos, z którego puściła się krew. Vivian nie czekała na odpowiedź, kolanem uderzyła w krocze ofiary, przez co zgiął się w pół z jękiem bólu. Zamierzyła się na jego kark, gdy została odciągnięta przez czyjeś ręce. Szarpnęła się ze złością.
– Uspokój się – rozpoznała głos Nougata, Prawej Ręki Dziewiątego.
– Puszczaj – warknęła na niego.
Nie zważała na to, że zwróciła na siebie uwagę niemal wszystkich gości już w momencie pierwszego ciosu. Nie zarejestrowała wtedy brzęku rozbijającego się o podłogę szkła zbyt skupiona na ataku. Teraz zaś wszelkie rozmowy ucichły. Dwóch innych ludzi Dziewiątego pomagało podnieść się białowłosemu.
Tuż przy Vivian pojawił się Xanxus z gniewnym spojrzeniem. Chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą, uwalniając tym samym od uścisku Nougata.
– Zajmę się nią – warknął.
Zaciągnął ją na górę i brutalnie wepchnął do swojej sypialni. Była na tyle daleko od sali bankietowej, by nikt nie usłyszał awantury. Bez tego się raczej nie obędzie.
Był wściekły. Spuścił ją tylko na chwilę z oka, a już wplątała się w kłopoty. Już dawno nie zrobiła czegoś takiego. Miał ochotę rozwalić jej łeb, bo prawdopodobnie właśnie rozpieprzyła kilka ważnych spraw swoim wyskokiem.
– Czy ciebie popierdoliło? – warknął. – Co ty sobie wyobrażasz?
– Zaatakował mnie – odparła.
– Zaatakował? – zapytał z powątpieniem.
– Zaszedł mnie od tyłu.
– I co, kurwa? Zerżnąć cię chciał na stole? – zawarczał ze wściekłością. – Te twoje, kurwa, odruchy.
Kopnął fotel, żeby rozładować na czymś złość. Przecież jej nie uderzy, to i tak nic by nie zmieniło, ewentualnie pogorszyłoby tylko jej sytuację, a wtedy byłaby już bezużyteczna.
Vivian skuliła się w sobie. Docierało do niej właśnie, że oblała test, zachowując się jak dzikuska. Poczuła zagrożenie, więc instynkt zadziałał. Wyraźnie czuła, jak białowłosy wyciąga po nią rękę. Co miała sobie pomyśleć? Przecież to nie jest normalne.
– Wiesz w ogóle, kogo zaatakowałaś? – zapytał.
Pokręciła głową. Z tego wszystkiego zapamiętała tylko te białe kudły. Może dlatego, że Allen takie miał.
– To Squalo Superbi. Debil, który zabił Tyra – wyjaśnił, czując, jak opuszcza go cierpliwość.
Tyr był poprzednim szefem Varii. Wszyscy się go bali, włączając w to Anikę, która nie obawiała się żadnego członka Vongoli. Kilka tygodni temu jakiś młody, obiecujący szermierz wyzwał go na pojedynek i zwyciężył. Był to właśnie najstarszy syn rodziny Superbi. Niedługo zaś stanie się również częścią Varii pod dowództwem Xanxusa.
– Pójdziesz i go przeprosisz.
– Dlaczego?
– Bo ci tak każę – warknął Xanxus. – Nie wkurwiaj mnie, Vivian. Już wystarczająco przegięłaś.
Nachmurzyła się. Nie widziała żadnego powodu, by przepraszać jakiegoś białowłosego głupka, który sam się prosił, żeby mu przyłożyć. Wiedziała jednak, że może sobie narobić jeszcze większych kłopotów odmową. Z Xanxusem w takim stanie nie należało dyskutować, jeśli chciało się żyć.
Zeszła do sali bankietowej, szukając spojrzeniem białej czupryny. Chwilę trwało, nim znalazła jej właściciela. Squalo siedział w fotelu niedaleko drzwi tarasowych i spoglądał na deszcz na zewnątrz. Nawet z tego wszystkiego nie zauważyła, że zaczęło padać, a zwykle zwracała uwagę na takie szczegóły.
Podeszła do niego tak, aby dostrzegł jej obecność wcześniej. Nie zamierzała się podkradać.
Squalo zauważył idącą w jego kierunku brązowowłosą dziewczynę, która mu przyłożyła. Dawno coś takiego się nie zdarzyło i chyba nigdy więcej nie będzie próbował udawać miłego. Nawet na prośbę Dziewiątego Vongoli. A z tą wariatką nie chce mieć nic wspólnego.
Vivian przystanęła dwa kroki od fotela tak, aby nie zaburzać przestrzeni osobistej któregokolwiek z nich. Już miała się odezwać, gdy spojrzał na nią szarymi oczami. To był kolor nieba w deszczowy dzień.
– Czego chcesz? – warknął. – Jeszcze mi dołożyć?
Jego warkotliwy głos przywrócił ją do rzeczywistości. Odchrząknęła, by głos jej nie zawiódł.
– Przepraszam za moją reakcję – powiedziała. – Była nieco za ostra.
Uniósł brew do góry. Nie usłyszał skruchy, nawet nie ukrywała, że to jego wini za ten atak.
– Masz szczęście, że jesteś dziewczyną – odparł, podnosząc się z miejsca. – Inaczej bym cię zabił, pupilko Xanxusa.
Przeszedł obok niej. Tak blisko, że poczuła jego zapach. Morze w deszczowy dzień. Po chwili wdał się w dyskusję z jakimś mężczyzną, a ona nadal stała tam jak idiotka, czując, że czeka ją poważna rozmowa z Dziewiątym. Miała przerąbane.

Osiem lat później Vivian jest już całkiem inną osobą. Pewną siebie twarzą domu mody Vongola, charyzmatyczną wokalistką Varii. Sama zaś Vongola zjawia się w Karakurze, by sprzątnąć bajzel po Arrancaracie i Visoredach. Vivian staje na drodze Corrien Shiroyamy, która jeszcze nie wie, że to spotkanie zmieni jej życie. Na zawsze.

6 komentarzy:

  1. Chyba wole te Vivian niż pewna siebie głowę domu. Taka jest bardzo ludzka i można się z nią utożsamiać. Świetna dziewczyna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku to ci powiem, że wciąż nie skończyłam czytać tego opka na papierze ;____; musisz mi wybaczyć, ale obiecuję, że skończę! Zawsze mam je w plecaku!
    Xanxus brzmi tak śmiesznie, ale... matko, jaram się nim!
    Podoba mi się to, że tak wszystko dokładnie wyjaśniasz, dzięki czemu bez znajomości uniwersum, możemy wczuć się w klimat opowiadania i wiemy o co chodzi!
    Viv przywaliła temu gościowi tak nagle, że sama sie zdziwiłam!
    Już sama końcówka trochę mi namieszało w głowie, bo nie wiem co to za dziwne nazwy i o co chodzi, ale... propsuję opowiadanie <3. Chcę więcej o Viv!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem tego upilnowałam, jak robię to zawsze przy każdym shocie do jakiejś serii. A takie pisanie było przyjemnością.
      Ostatni akapit jest taką moją małą fanaberią, żeby połączyć to opowiadanie z serią główną. Nie musisz zwracać uwagi ;)

      Usuń
  3. Mnie też Xanxus podbił, bo odrobin3 przypomina mi Fabia. Co tam.
    Vivian i jej atak mnie zaskoczyło, ale pasuje mi to do tej postaci. Bardzo dobrze opowiedziana historia, choć końcówka może mieszać. Ale połączenie trzech opowiadań Ci wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fabia? To Cesare był nieco wzorowany na Xanxusie :D:D

      Usuń
  4. Końcówka mi trochę przegalopowała przed oczami, ale cały tekst mi się bardzo podobał. Fajne tempo, świetna bohaterka, którą łatwo polubić. Super!

    OdpowiedzUsuń