Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 4 grudnia 2016

[16] Cień cienia cieniem pogania ~ Justyna W-R.



O magiczności tego tygodnia może świadczyć to, że w poniedziałek o piątej rano zaplotłam warkocz, który rozplotłam dopiero we wtorek koło dwudziestej. A w między czasie parę godzin spałam, byłam w teatrze i napisałam to opowiadanie, podczas przerwy śniadaniowej w pracy. Tydzień ma pseudonim "morderczy", ale co tu kryć, uwielbiam takie tygodnie! 

Cień cienia cieniem pogania.

- Pakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy, oni nadchodzą. Chcą fioletu z Andaluzji - zatrwożony szept obudził kobietę w fazie najgłębszego snu. Gdy otworzyła oczy, usłyszała, że ten, który ją obudził zbiegł po schodach. Mimo tego, że wiedziała co robić, to ręce jej drżały, gdy na piżamę naciągała grube ubrania. Jednocześnie budziła śpiącą córeczkę i pakowała duży plecak. Ubrania, woda, chleb, trochę podsuszanej kiełbasy. Zaspane dziecko po omacku ubierało buty.
- Mamo, co się dzieję?
- Musisz się mnie słuchać, koteczku. Ubieraj się, wyjeżdżamy. Musimy.
- Dziewczyny, gotowe? Przelałem kanistry z benzyną do baku, bo oczywiście był pusty. A tyle razy prosiłem! - powiedział mężczyzna głaszcząc po głowie dziewczynkę.
- Przepraszam.
- No nic. Benzyny macie na trzysta kilometrów, bez problemu dojedziecie do Sopotu. Zatrzymajcie się pod tym adresem - mężczyzna dał żonie białą kopertę. - Gnaj, ale rozsądnie. Śnieg pada, jest minus jeden. Przyjadę za tydzień się pożegnać i dopełnić formalności. Muszę zniknąć. U was nie znajdą ani cienia cienia. Nie wytropią was.
- Bogdan, nie... - kobiecie głos uwiązł w gardle.
- Przepraszam, Marzena. Wiedzieliśmy na co się piszemy.
- Pogadamy jak przyjedziesz. Może da się coś wymyślić.
Mężczyzna pogłaskał ją po policzku, a ona przytuliła się do jego ręki. Prawie siłą oderwał od niej dłoń i ukucnął na przeciwko córki. Przytulił senną dziewczynkę. Po twarzy spływały mu fioletowy łzy.
- Płaczesz, tatulku?
- Tak, Janeczko. Kocham cię, malutka.
Kobieta wzięła dziecko za rękę. Bogdan założył rękawiczki, złapał plecak i zaniósł do samochodu. Dziecko jeszcze chwilę patrzyło w tylną szybę, machając do ukochanego taty. Płatki śniegu lśniły w świetle latarni. Aż w końcu tata zniknął w mroku.   

***

Ta szerokość teksu idealnie pasowała do szablonu bloga.
- Teraz wygląda to o wiele lepiej - mruknęła do siebie. Kliknęła ikonkę dyskietki po czym zamknęła laptopa. Mrok, który nastał, uświadomił jej, że zapadł już wczesny, jesienny wieczór. Pomacała ścianę, i znalazła włącznik. Rozlewające się światło przypomniało jej, że nie jest w domu. Zatonęła w pracy nad blogiem, zapominając o całym świecie. Była w miejscu, które pamiętała z wczesnego dzieciństwa. W pewnym momencie szanowny tatuś ograniczył kontakty do kartek na urodziny i święta. Kartki były z egzotycznych miejsc, zapakowane w szare koperty. Czasami, jeżeli nie spodobały się pani na poczcie, w kopertach znajdowała parę dolców. Mama opowiadała o ojcu same dobre rzeczy. W przeciwieństwie do innych koleżanek z rozwiedzionych domów, ona nie musiała być po niczyjej stronie. Tata parę tygodni temu zadzwonił, pierwszy raz od dwudziestu lat. Pół godziny rozmawiał z mamą, pół godziny z nią. Miał miękki, serdeczny głos. Rozmawiała z nim, jak ze starym znajomym. Był ciężko chory. Chciała go odwiedzić, ale leżał w szpitalu w RPA. Pogrzeb odbył się tydzień temu. Zaraz po nim skontaktował się z nią prawnik ojca. Okazało się, że odziedziczyła dom, i, na pół z mamą, małą fortunkę.
Do domu pojechała zanim załatwiono wszystkie formalności, między innymi poszukiwanie kluczy od odziedziczonego domu, których nigdzie nie było. Okazało się, że mama wciąż miała stare klucze. Janka wzięła je i pojechała. Zaryzykowała. Udało się. Zamek nie został zmieniony. Była ciekawa jakie marmury i cudowności czekają na nią w domku na Gajowej we Włocławku. Co za cudna nazwa ulicy, wzdychała. Pamiętała, że z tarasu był widok na las. W głowie kołatał jej obraz, kiedy siedziała tacie na kolanach i wspólnie słuchali muzyki. Tęskniła za nim, ale przeżyła już żałobę po ojcu, okupioną terapią, więc była pogodzona z losem. Zżyła się z tęsknotą i swobodnie wplotła ją w warkocz życia. Być może była gorzka, ale była jej własna.
Wczorajszy dzień spędziła na intensywnym zwiedzaniu i sprzątaniu domu. Spodziewała się marmurów, a dom wyglądał jakby czas stanął w miejscu lata temu. W lodówce stało mleko sprzed dziesięciu lat, na półkach produkty z datą ważności do 2006 roku.  Kurzu było całe mnóstwo. Na szczęście w samochodzie miała śpiwór i kanapkę, w przeciwnym razie wczorajszy wieczór musiałaby spędzić w hotelu. Dzisiaj udało się ogarnąć sypialnię oraz kuchnie i dom pokazywał swoje piękno. Urocze, stare mebelki, nie żadna taśmowa IKEA z płyty, tylko drewno lub piękny fornir. Spłakała się rzetelnie w pokoju dziecinnym. Chociaż większość mebli i zabawek stąd zabrała, to parę sztuk zostało. Pamiętała, jak tata czytał jej bajki leżąc na ziemi oparty o wielką, puchatą małpę.  Pamiętała też, jak przebudzała się w nocy, bo słyszała różne hałasy. Wołała "Tato!" a gdzieś zza ściany słyszała jego "Hej, hej, Janeczko!". Tego najbardziej brakowało jej po rozstaniu. Tylko jak to możliwe, skoro nawet teraz nie słyszała radia, które zostawiła włączone w salonie?
- Zaraz, zaraz... - szepnęła do siebie z błyskiem w oku. W głowie zaczęły działać trybiki. Pokój dziecinny nie przylegał do sypialni. Tata musiał czytać do późna w pokoju obok, skoro słyszał jej wołanie. Janka wróciła do salonu i podgłośniła radio. W pokoju dziecięcym wciąż nic nie było słychać. Analizowała rozkład pomieszczeń. Tu powinien być jeszcze jeden pokój! I to spory. Za tą ścianą, na której wciąż tkwią magnetyczne literki, którymi bawiła się będąc dzieckiem. Tata wymyślił jakiś sprytny mechanizm, dzięki któremu literki przyklejały się do ściany, mimo, że z zewnątrz nic nie było widać. Co zawsze układała z ojcem? Mellon! Tak! "Powiedz przyjacielu, i wejdź." Dopiero gdy jako nastolatka przeczytała Władcę Pierścieni uśmiała się z tego, czego uczył ją ojciec. Jak kiedyś ułożyła literki w znane słowo. Czuła ekscytację. Jednocześnie nie chciało jej się wierzyć, że coś się może stać.
- Nie, to by było za proste - powiedziała, gdy nic się nie wydarzyło. - No jasne, miałam dziesięć lat!
Przypomniała sobie, że mama zaznaczała jej wzrost na drzwiach szafy w sypialni. Pobiegła tam i  odnalazła jeden z ostatnich zapisów - rok 1996, 149 cm.
Z podręcznej torby w samochodzie wyciągnęła miarkę. Janka lubiła mieć przy sobie podstawowe narzędzia. Ułożyła napis Mellon na wysokości stu czterdziestu dziewięciu centymetrów. I wtedy usłyszała "klik". Pod napisem rozsunęły się ukryte drzwi. Z otworu ziała ciemność. Miała wrażenie, jakby ta ciemność próbowała wleźć do pokoju. Przesunęła jedną literkę i drzwi się zamknęły.
- To mi się nie podoba... - westchnęła. Wiedziała, że nie wytrzyma do jutra. Wzięła do kieszeni dwie bułki, butelkę wody, latarkę i weszła w otwór w ścianie. Na szczęście po  krótkim korytarzu po drugiej stronie objawiło się jej zwyczajne pomieszczenie wypełnione stosami książek. Odszukała włącznik światła. Najbliżej ściany, która sąsiadowała z jej łóżkiem stał piękny, skórzany fotel, stolik i podnóżek. Obok biurko z garderobianym lustrem i szafeczką pełną małych szufladek. Na przeciwległej ścianie wisiała wielka mapa z wbitymi pinezkami, do których były przyczepione karteczki  z napisem "Cień" oraz kolorem i datą. Przy niektórych był dopisek "mści się!". Otworzyła pierwszą z książek. Tytuł kompletnie nic jej nie mówił.
- "Występowanie cieni do powiek w Nowej Zelandii" - przeczytała na głos. Podtytuł brzmiał jeszcze bardziej zagadkowo. "Styliści Na Czasie mszczą się za turkus". Przekartkowała książkę, która była  pełna map i wykresów. Wyglądała jak książka naukowa, tylko dotyczyła jakby... cieni do powiek i zwalczających je wszelkimi środkami Stylistów. Dziewczyna siadła w fotelu i zatopiła się w lekturze.

5 komentarzy:

  1. O matulu! Cienie do powiek! Zabiłaś mnie.
    Uśmiałam się wewnętrznie serdecznie (na zewnątrz nie mogę bo w pubie jestem).
    Poza tym poczułam emocje małej dziewczynki z początku opowiadania i chęć przygody tej już starszej... Gajowa, hmmmm, ni cholery nie mogę umiejscowić.
    Piękne generalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ta ulica, którą chodziliśmy pić nad Łubę lub piachy, przechodzi w Kapitulną na zakręcie przy działkach. Dzięki!

      Usuń
  2. Mnie również zabiłaś. Początek świetny, pełny emocji, zapowiadający akcję i wielką tajemnicę. Potem przeskok w czasie, powrót do dawnego domu, a ja oczekuję przygody. Tajemniczy pokój - jeszcze lepiej.
    Hasło bezczelnie zerżnięte z Władcy Pierścieni wywołało na moich ustach rozbawiony uśmiech, całkiem inny niż, gdy te sam pomysł znalazłam u Sapkowskiego w "Sezonie burz".
    Książki, mapy. Przygodo, witaj!
    A to ciebie do powiek.
    I choćbym chciała być zła, to nie potrafię, bo chce mi się śmiać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, nawiązaniem do Tolkiena mnie podbiłaś! :D
    Tekst zaskakujący, wciągający, po prostu bardzo dobry! Aż się uśmiechnęłam przy cieniu do powiek.
    Ładna gra językiem, szkoda że nie dłuższe ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Osz kurde! Cienie do powiek. No właśnie tak na końcówce myślałam, ale że cienie do powiek? :D
    I że ten wstęp, a potem się okazało, że to ta córka. Dobre.
    Normalnie mam wrażenie, że do takich historii nie pasują polskie imiona. Nie łączą się jakoś z fantastyczną rzeczywistością. A jednak u Ciebie wszystko pasuje jak ulał.

    OdpowiedzUsuń