Jak
zwykle przy każdym wejściu rozległ się dźwięk dzwoneczków, które zawieszono nie tyle ze względów
estetycznych, co po to, aby wiedzieć o kolejnym kliencie nawet wtedy, kiedy na
chwilę zniknie się na zapleczu. Wyjrzała właśnie zza niego, by zobaczyć, kto to
nawiedził jej salon, i westchnęła w duchu. Ze wszystkich osób, jakie
kiedykolwiek dziarała, tej jednej nie chciała spotykać za często, a musiała, bo
ta widziała swoją osobistą misję w tym, by mieć całe ciało w tatuażu.
– Cześć, Murcié! – wykrzyknął przybysz i zbliżył się do kontuaru. Dzisiaj jego włosy przypominały ogon papugi, takie były długie i barwne, jakby niewiele dzieliło je od tego, by stały się tęczą przytwierdzoną do człowieka. – Też czekałaś na dzisiejszy dzień?
– Cześć, Murcié! – wykrzyknął przybysz i zbliżył się do kontuaru. Dzisiaj jego włosy przypominały ogon papugi, takie były długie i barwne, jakby niewiele dzieliło je od tego, by stały się tęczą przytwierdzoną do człowieka. – Też czekałaś na dzisiejszy dzień?
Nie chciała na to odpowiadać. W ogóle nie chciała mieć do czynienia z tym chorym mężczyzną, który przez swoje widzimisię powoli zamieniał się w chodzący obraz, ale co mogła poradzić? Prowadziła jedyne w tej dzielnicy studio tatuażu, które było przystanią dla dziesięciu tysięcy mieszkańców pragnących mieć wpływ na swoją skórę. A że ten jegomość był jedną z nich... Musiała to znieść jeszcze raz.
– Dzień dobry – wymamrotała, podchodząc do lady i patrząc na klienta spode łba. Wiedziała, że takim spojrzeniem nic nie zdziała, w końcu próbowała tego już wcześniej, ale doszła do wniosku, że kiedy to robi, lepiej znosi obecność tego kogoś, kto chce wyglądać jak najgorzej. – Oczekiwałam pana. Czy w projekcie nic się nie zmieniło?
Musiała się upewnić, ale nie robiła tego tak jak inni tatuażyści po to, by ewentualnie wprowadzić na szybko jakieś poprawki zgodnie z wolą klienta, ale żeby dopasować moc, którą ofiaruje mężczyźnie podczas rytuału przyozdabiania ciała. A z tym nigdy nie szło za łatwo.
– Oczywiście, że nic, droga Murcié. – Zbliżył się do kontuaru, uśmiechając niczym osobnik knujący naprawdę coś złego, a kobieta aż się wzdrygnęła. Znowu czuła ten dziwny, ziemisty zapach, który atakował ją z każdego milimetra skóry tego gościa. – Przecież dobrze wiesz, że wszelkie poprawki świadczą o tym, że klient nie jest pewny, a co za tym idzie – w przyszłości może chcieć usunąć tatuaż. A doskonale oboje wiemy, że twoje tatuaże to nie jest byle co.
Bardzo nie podobało jej się to, że mężczyzna puścił jej oczko i tak się wymądrzał, ale zniosła to. Na szczęście poza nimi nie było w salonie nikogo, kto mógłby wysłuchać tych pierdół i uprzedzić się do Murcié i przestać wierzyć w jej reputację. Jeden mężczyzna, maluch wśród rzeszy ludzi tak bardzo do niego podobnych, nie mógł mieć wpływu na jej życie.
– W takim razie proszę za mną, zaczniemy działać.
Nie miała na to ochoty. W ogóle nie wyobrażała sobie, że właśnie weźmie się za to, by na prawym przedramieniu – jednym z niewielu miejsc, gdzie jeszcze nie pojawił się tusz – narysować generator Van de Graaffa. Wciąż nie rozumiała, skąd ten pomysł, ale jeśli klient chciał w ten sposób uczcić pamięć o wynalazcy, nie miała za wiele do powiedzenia. Jedyne, o czym mogła zdecydować, to o mocy, jaką po raz kolejny obdarzy tego klienta. Miał już ich tyle, że nic dziwnego, iż był zadowolony z życia, władzy i potęgi, jakiej nie osiągnąłby, gdyby nie Murcié i jej przekleństwo w tym okrutnym świecie. Postanowiła podarować mu moc przechowywania prądu, jeśli tylko kiedyś trafi w niego piorun. Tylko i wyłącznie w takich okolicznościach ta moc zadziałała. Miała nadzieję, że nigdy się to nie wydarzy.
Poprowadziła klienta do pomieszczenia, gdzie zawsze oddawała się swojej pracy, gotowa była już nałożyć kalkę z projektem i sięgać po maszynkę, kiedy ponownie rozległ się dźwięk dzwonków zwiastujący jeszcze jedną osobę. A ta akurat była o wiele chętniej widziaa w tym studio.
– Wstrzymaj się, Murcié Lago – nakazał nowo przybyły, wchodząc do pokoju tatuażystki, z takim samym obojętnym wyrazem twazy jak zawsze. – Dzisiaj nic mu nie narysujesz.
Kobieta przyjrzała się przybyszowi, a na jej twazy wykwitł uśmiech ulgi. Oto zjawiło się zbawienie.
– Dzień dobry, Orgen. Dlaczego to miałabym nie wykonać swojej pracy?
Orgen, półcyborg będący znanym w pewnych kręgach zabójcą na zlecenie, wpatrywał się w klienta, który gotów był brać nogi za pas, gdyby tylko panna Lago nie przytrzymała go w odpowiednim momencie. Wystraszony prawie krzyknął, kiedy Orgen zbliżył się o krok.
– Co chcesz zrobić? – zapytała tatuażystka.
– Tylko go wyeliminować. – Odpowiedź była krótka i rzeczowa. – O ile tylko pozwolisz mi go stąd zabrać.
Można było szerzyć propagandę, że każde życie jest ważne, że musimy dbać o siebie nawzajem, ale ta chora kampania nie zakładała tego, że w społeczeństwie istnieją prawdziwe szuje, których tylko śmierć może być czymś dobrym. Jak w przypadku tego gościa.
– Jest twój – powiedziała i puściła klienta, a ten nie zdołał nic zrobić, nim został chwycony za szyję przez Orgena.
– Dziękuję. – Cyborg uśmiechnął się lekko. – Nie przeszkadzaj już sobie, Murcié. Miłego dnia.
– Tobie również.
Słuchała, jak wychodzi ze swoją kolejną ofiarą, i odetchnęła głęboko. Nie musiała przenosić swojej mocy na innego człowieka, a to oznaczało, że dłużej pozostanie młoda i sprawna jako mag. A tego pragnęła. Przynajmniej do czasu, aż nie nadejdzie jej koniec. Bo na razie nikt nie może zająć jej miejsca.
Hej.
OdpowiedzUsuńZaczynając od początku tak żebym nie zapomniał. To masz 2 braki liter, w momencie kiedy cyborg wchodzi, brakło ci literki w "twarzy" i "Widziana" także w wolnej chwili sobie popraw. Co do reszty tekstu, szczerze mówiąc nie mam żadnych zastrzeżeń, a wręcz mnie zaciekawił. Kreatywne uniwersum gdzie jest coś magicznego, coś technicznego i życiowego. Scena jest dość krótka i niewiele można powiedzieć o bohaterach, ale Orgen wzbudził we mnie ciekawość. Niestety wróciłem dość nie dawno i pominąłem kilka(set) tekstów, ale mam wrażenie, że to jest część z całości. Jeżeli tak jest, to zachęcam Cię do kontynuowania tego uniwersum. :)
Oyyy. Zaskoczylas mnie! Zanim sie zorientowałam co to za uniwersum, bylam pewna, ze jednak doświadczymy sceny dziarania, ale jednak nie xd jak zobaczylam Orgena zaczelam sie sklaniac ku teorii ze nici z tego. Ale wiesz, nie żałuje, ze tak to sie potoczylo. Papugo podobny koles nie przypadl mi do gustu. A Murcie... Hm. Jej moc z takiej perspektywy wydaje się interesujaca. Smutne, ze musi sie sie dzielic nawet gdy nie ma ochoty. Zastanawia mnie to. Dopatrzylam sie kilku bledow, jak niepoprawnie odmieniony wyraz, ale na tresc nie ma to wplywu, choc gdyby to podszlifowac, bylby bo jeszcze lepszy kawalek porzadnej, nienaiwnej prozy. Rosniesz w sile.
OdpowiedzUsuń