Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 24 grudnia 2018

[123] Pożegnaj jutro: Chmura i lis ~ Laurie


Pożegnaj jutro: Chmura i lis

Drugi tekst w tym tygodniu oznacza, że albo zwariowałam, albo zostałam skutecznie przekupiona albo mam za mało literek we krwi i za dużo czasu. Znowu męczę Was Pożegnaj jutro, choć sama główna historia wciąż leży w powijakach. Ale może już niedługo. Zresztą właśnie czegoś takiego potrzebowałam, niejednoznacznego, ale mówiącego wiele o przyszłości.


So you want to start a War
In the age of icons?
So you want to be Immortal
With a loaded gun?
So you want to start a War... War
So you want to start a War

Nikt by nie zgadł, że to przyjęcie organizowane przez mafię. Sporo tu było znanych ludzi: gwiazd sportu, muzyki, polityków, modeli, a wszystko zostało zorganizowane na najwyższym poziomie. To nie było miejsce dostępne dla zwyczajnych śmiertelników, zresztą ochrona wszystkich szczegółowo sprawdzała. Niektórych nawet za bardzo, z tego co słyszał.
To nie było jego pierwsze przyjęcie na tym poziomie. Kilka bankietów pracowniczych, a jeszcze wcześniej organizowanych przez mafię, w których uczestniczył jako podwładny Aizena. To w tych czasach nauczył się zachowania w takich sytuacjach.
Zresztą Aizen od początku świetnie czuł się w takich klimatach. Maska łagodnego uśmiechu przyciągała do niego ludzi, podobał się kobietom, mężczyźni zaś cenili w nim rozmówcę. Zdawało się, że nikt nie dostrzega zagrożenia, jakie stanowił. Wszyscy dawali się nabrać, kiedy on planował podbój ich świata. Z każdym krokiem był coraz bliżej. Nawet teraz, gdy usunął się w cień.
Uśmiechnął się pod nosem. Nie spodziewał się, że znów wejdzie do legowiska lwa. I to jeszcze takiego, a jednak życie było zaskakujące. Może gdyby byli tu ci, których zdradzili, nie byłby taki zrelaksowany, ale martwi nie mogli nikomu zaszkodzić. Nikt tutaj nie wiedział, kim jest i jaki jest cel jego przybycia.

Bang, shots fired
Pain, is what you desire
If the pen is mightier than the sword
Than how did we get here my god, my god

Dostrzegł ją w tłumie. Brązowe włosy upięła w fantazyjnego koka, krwistoczerwona suknia odsłaniała wytatuowane skrzydła na plecach. Niewielu wiedziało, co oznaczają. Uśmiechała się, śmiała z żartów jakiegoś mężczyzny. Przysunęła się do niego nieznacznie bliżej, musnęła wierzchem dłoni jego ramię niby przypadkiem, by poprawić nieposłuszny kosmyk włosów. Piękna i niebezpieczna. Wszyscy musieli to czuć, a jednak pragnęli jej towarzystwa.
Wiedział, dlaczego. Czuł od niej tę charakterystyczną woń krwi i prochu. Kogo przed przyjęciem zabiła? To jej nie wzruszało, bawiła się, uwodząc mężczyzn dookoła. Z pewnością planowała zniszczyć któregoś, ot tak dla rozrywki. Powinni się jej bać, ale nawet jeśli czuli podświadomy lęk, to tylko podsycał ich ekscytację. Może gdyby wiedzieli, kim jest naprawdę?
Byli trochę podobni. Ona i Aizen. Doskonale kryli się pod maskami ciepłego, niewinnego uśmiechu, wzbudzali zaufanie postronnych, a jednocześnie budzili respekt. Sami sobie pisali historię, która później miała doprowadzić ich ofiary do zguby. Roztrzaskać je na drobny mak. W podobny sposób uzależniali. Dopiero gdy stanęło się bliżej nich, zobaczyło, co kryje się pod maską, dostrzegało się, jak są niebezpieczni. Wtedy jednak zwykle było zbyt późno. Wiedział o tym, w końcu był zgubiony już od dawna.

Safe, among liars
Blame, the deniers
If history is dead and gone
Than how did we get here my god, my god

Ukłonił się z kurtuazją, zwracając na siebie jej uwagę. Zmarszczyła lekko brwi, kiedy nie mogła dostrzec błękitu jego oczu, które nieustannie mrużył.
– Panna Vivian Walker, jak mniemam – odezwał się z lekkim uśmiechem na ustach. – Miałbym do pani osobistą prośbę.
Rozwinęła wachlarz, którym machnęła kilka razy w teatralnym geście. Zbliżyła się o krok z rozbawionymi iskierkami w oczach. Czuła, że w tej chwili to nudne przyjęcie staje się nieco ciekawsze.
– Cóż to za prośba, panie…? – Urwała, oczekując podpowiedzi.
– Gin Ichimaru – przedstawił się. – Wolałbym nie mówić o tym tutaj.
Nie drgnęła jej nawet powieka, gdy poczuła ostrze noża przyłożone do boku. Objął ją tak, że nikt nie zauważył broni. Uśmiechnęła się nieco drwiąco, bo mężczyzna chyba nie wiedział, z kim ma do czynienia. Nie zdążyłby jej dźgnąć, byłby martwy od własnego noża.
– W takim razie powinniśmy znaleźć jakieś bardziej ustronne miejsce – odparła. – Chodźmy więc.
Wyprowadziła go do holu, zupełnie nie przejmując się jego zamiarami. Jednak grała według jego zasad, przynajmniej na razie. Zawsze to jakaś rozrywka w czasie nudnego przyjęcia.
– Zaprowadź mnie do swego mocodawcy. Wiem, że gdzieś tu jest – odezwał się Ichimaru.
– Czemu nie pójdziesz sam? Czyżbyś nie miał zaproszenia?

So you want to start a War
So you want to start a War
SO YOU WANT TO START A WAR

Nie zastanawiało jej, kim jest i czego chce od Dziewiątego. Jednak stanowił zagrożenie, a tego nie zamierzała tolerować. Mimo to rozluźniona prowadziła go dalej, byle dalej od ludzi, którzy mogliby udaremnić jej zamiary lub narobić krzyku.
Odwróciła się do niego, ignorując ostrze. Zresztą zaraz chwyciła go za nadgarstek, uśmiechając się diabelsko.
– Chyba nie wiesz, z kim zadarłeś, panie lisie – szepnęła złowrogo.
Uniósł tylko nieco kąciki ust w odpowiedzi. Nie okazał nawet odrobiny strachu, choć czuł wyraźną żądzę mordu bestii, która mieszkała w tym pięknym ciele młodej modelki.
– Vivian – padło.
Skrzywiła się i odsunęła od Ichimaru, choć nadal gotowa była go zabić. Kątem oka spojrzała na nowo przybyłego.
– Nougat.
Nigdy nie przepadała za Prawą Ręką szefa. Zresztą ze wzajemnością, chyba wciąż uważał ją za małą bestię, której nie powinni hodować we własnym domu.
– Wróć na przyjęcie – polecił. – Nie powinnaś się tu kręcić.
Wykrzywiła się, ale bez słowa ruszyła w drogę powrotną. Rzuciła jeszcze tylko jedno spojrzenie Ichimaru obiecujące śmierć przy następnej okazji. Póki co nie miała pojęcia, czemu ten człowiek miałby przyjść do Dziewiątego i wyjść o własnych siłach. Z pewnością był zagrożeniem, ale może dzięki temu przestaną się nudzić. Może to oznacza początek wojny.

3 komentarze:

  1. Oh, a ja myślałam, że w fineryjny sposób dotsanie sztyletem pod żebra. Troszkę się zawiodłam, bo miałam ochotę na odrobinę mordu( też się nudzę:-) ) Wstęp mnie złapał jak haczyk rybę, zapanowanie nad światem? w tym czai się jakieś podwójne dno, przyznam, że dowiem się z chęcią co było dalej, gdyż histria mnie zainetresowała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Jak jest Vivian, to u mnie musi być na twarzy uśmieszek kogoś, kto wie, że może być jatka. Tej nie dostałam, ale - cholera - podoba mi się ta scena. Podoba mi się to lekceważenie i aktorska gra w wykonaniu Walker, podoba mi się Gin i to, że nie da się tak szybko przestraszyć. Ach, czuje się tu napięcie i pewnego rodzaju probe tańca według zasad, które mogą się za chwilę zmienić. Trafione w punkt.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też liczyłam, że Gin skończy z nożem w ciele. A skoro o nim mowa, to jak tylko on się pojawił w tekście, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
    Z tekstu dowiedziałam się tyle, co Khione i banda o "rannej", a nawet mniej. Ale była atmosfera, była Viv, która o dziwo współpracowała... no powiedzmy, że tak. Był Ichimaru i było troche tajemnicy, więc nie narzekam. Za bardzo xd

    OdpowiedzUsuń