Pożegnaj jutro: Chmura i lis
Drugi tekst w tym
tygodniu oznacza, że albo zwariowałam, albo zostałam skutecznie przekupiona
albo mam za mało literek we krwi i za dużo czasu. Znowu męczę Was Pożegnaj
jutro, choć sama główna historia wciąż leży w powijakach. Ale może już
niedługo. Zresztą właśnie czegoś takiego potrzebowałam, niejednoznacznego, ale
mówiącego wiele o przyszłości.
So you want to start a
War
In the age of icons?
So you want to be
Immortal
With a loaded gun?
So you want to start a
War... War
So you want to start a
War
Nikt by nie zgadł, że to
przyjęcie organizowane przez mafię. Sporo tu było znanych ludzi: gwiazd sportu,
muzyki, polityków, modeli, a wszystko zostało zorganizowane na najwyższym
poziomie. To nie było miejsce dostępne dla zwyczajnych śmiertelników, zresztą
ochrona wszystkich szczegółowo sprawdzała. Niektórych nawet za bardzo, z tego
co słyszał.
To nie było jego pierwsze
przyjęcie na tym poziomie. Kilka bankietów pracowniczych, a jeszcze wcześniej
organizowanych przez mafię, w których uczestniczył jako podwładny Aizena. To w
tych czasach nauczył się zachowania w takich sytuacjach.
Zresztą Aizen od początku
świetnie czuł się w takich klimatach. Maska łagodnego uśmiechu przyciągała do
niego ludzi, podobał się kobietom, mężczyźni zaś cenili w nim rozmówcę. Zdawało
się, że nikt nie dostrzega zagrożenia, jakie stanowił. Wszyscy dawali się
nabrać, kiedy on planował podbój ich świata. Z każdym krokiem był coraz bliżej.
Nawet teraz, gdy usunął się w cień.
Uśmiechnął się pod nosem. Nie
spodziewał się, że znów wejdzie do legowiska lwa. I to jeszcze takiego, a
jednak życie było zaskakujące. Może gdyby byli tu ci, których zdradzili, nie
byłby taki zrelaksowany, ale martwi nie mogli nikomu zaszkodzić. Nikt tutaj nie
wiedział, kim jest i jaki jest cel jego przybycia.
Bang, shots fired
Pain, is what you
desire
If the pen is mightier
than the sword
Than how did we get
here my god, my god
Dostrzegł ją w tłumie. Brązowe
włosy upięła w fantazyjnego koka, krwistoczerwona suknia odsłaniała wytatuowane
skrzydła na plecach. Niewielu wiedziało, co oznaczają. Uśmiechała się, śmiała z
żartów jakiegoś mężczyzny. Przysunęła się do niego nieznacznie bliżej, musnęła
wierzchem dłoni jego ramię niby przypadkiem, by poprawić nieposłuszny kosmyk
włosów. Piękna i niebezpieczna. Wszyscy musieli to czuć, a jednak pragnęli jej
towarzystwa.
Wiedział, dlaczego. Czuł od niej
tę charakterystyczną woń krwi i prochu. Kogo przed przyjęciem zabiła? To jej
nie wzruszało, bawiła się, uwodząc mężczyzn dookoła. Z pewnością planowała zniszczyć
któregoś, ot tak dla rozrywki. Powinni się jej bać, ale nawet jeśli czuli
podświadomy lęk, to tylko podsycał ich ekscytację. Może gdyby wiedzieli, kim
jest naprawdę?
Byli trochę podobni. Ona i Aizen.
Doskonale kryli się pod maskami ciepłego, niewinnego uśmiechu, wzbudzali
zaufanie postronnych, a jednocześnie budzili respekt. Sami sobie pisali
historię, która później miała doprowadzić ich ofiary do zguby. Roztrzaskać je
na drobny mak. W podobny sposób uzależniali. Dopiero gdy stanęło się bliżej
nich, zobaczyło, co kryje się pod maską, dostrzegało się, jak są niebezpieczni.
Wtedy jednak zwykle było zbyt późno. Wiedział o tym, w końcu był zgubiony już
od dawna.
Safe, among liars
Blame, the deniers
If history is dead and
gone
Than how did we get
here my god, my god
Ukłonił się z kurtuazją,
zwracając na siebie jej uwagę. Zmarszczyła lekko brwi, kiedy nie mogła dostrzec
błękitu jego oczu, które nieustannie mrużył.
– Panna Vivian Walker, jak
mniemam – odezwał się z lekkim uśmiechem na ustach. – Miałbym do pani osobistą
prośbę.
Rozwinęła wachlarz, którym
machnęła kilka razy w teatralnym geście. Zbliżyła się o krok z rozbawionymi
iskierkami w oczach. Czuła, że w tej chwili to nudne przyjęcie staje się nieco
ciekawsze.
– Cóż to za prośba, panie…? –
Urwała, oczekując podpowiedzi.
– Gin Ichimaru – przedstawił się.
– Wolałbym nie mówić o tym tutaj.
Nie drgnęła jej nawet powieka,
gdy poczuła ostrze noża przyłożone do boku. Objął ją tak, że nikt nie zauważył
broni. Uśmiechnęła się nieco drwiąco, bo mężczyzna chyba nie wiedział, z kim ma
do czynienia. Nie zdążyłby jej dźgnąć, byłby martwy od własnego noża.
– W takim razie powinniśmy
znaleźć jakieś bardziej ustronne miejsce – odparła. – Chodźmy więc.
Wyprowadziła go do holu, zupełnie
nie przejmując się jego zamiarami. Jednak grała według jego zasad, przynajmniej
na razie. Zawsze to jakaś rozrywka w czasie nudnego przyjęcia.
– Zaprowadź mnie do swego
mocodawcy. Wiem, że gdzieś tu jest – odezwał się Ichimaru.
– Czemu nie pójdziesz sam?
Czyżbyś nie miał zaproszenia?
So you want to start a
War
So you want to start a
War
SO YOU WANT TO START A
WAR
Nie zastanawiało jej, kim jest i
czego chce od Dziewiątego. Jednak stanowił zagrożenie, a tego nie zamierzała
tolerować. Mimo to rozluźniona prowadziła go dalej, byle dalej od ludzi, którzy
mogliby udaremnić jej zamiary lub narobić krzyku.
Odwróciła się do niego, ignorując
ostrze. Zresztą zaraz chwyciła go za nadgarstek, uśmiechając się diabelsko.
– Chyba nie wiesz, z kim
zadarłeś, panie lisie – szepnęła złowrogo.
Uniósł tylko nieco kąciki ust w
odpowiedzi. Nie okazał nawet odrobiny strachu, choć czuł wyraźną żądzę mordu
bestii, która mieszkała w tym pięknym ciele młodej modelki.
– Vivian – padło.
Skrzywiła się i odsunęła od
Ichimaru, choć nadal gotowa była go zabić. Kątem oka spojrzała na nowo przybyłego.
– Nougat.
Nigdy nie przepadała za Prawą
Ręką szefa. Zresztą ze wzajemnością, chyba wciąż uważał ją za małą bestię,
której nie powinni hodować we własnym domu.
– Wróć na przyjęcie – polecił. –
Nie powinnaś się tu kręcić.
Wykrzywiła się, ale bez słowa ruszyła
w drogę powrotną. Rzuciła jeszcze tylko jedno spojrzenie Ichimaru obiecujące
śmierć przy następnej okazji. Póki co nie miała pojęcia, czemu ten człowiek
miałby przyjść do Dziewiątego i wyjść o własnych siłach. Z pewnością był
zagrożeniem, ale może dzięki temu przestaną się nudzić. Może to oznacza
początek wojny.
Oh, a ja myślałam, że w fineryjny sposób dotsanie sztyletem pod żebra. Troszkę się zawiodłam, bo miałam ochotę na odrobinę mordu( też się nudzę:-) ) Wstęp mnie złapał jak haczyk rybę, zapanowanie nad światem? w tym czai się jakieś podwójne dno, przyznam, że dowiem się z chęcią co było dalej, gdyż histria mnie zainetresowała.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńJak jest Vivian, to u mnie musi być na twarzy uśmieszek kogoś, kto wie, że może być jatka. Tej nie dostałam, ale - cholera - podoba mi się ta scena. Podoba mi się to lekceważenie i aktorska gra w wykonaniu Walker, podoba mi się Gin i to, że nie da się tak szybko przestraszyć. Ach, czuje się tu napięcie i pewnego rodzaju probe tańca według zasad, które mogą się za chwilę zmienić. Trafione w punkt.
Pozdrawiam.
Też liczyłam, że Gin skończy z nożem w ciele. A skoro o nim mowa, to jak tylko on się pojawił w tekście, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
OdpowiedzUsuńZ tekstu dowiedziałam się tyle, co Khione i banda o "rannej", a nawet mniej. Ale była atmosfera, była Viv, która o dziwo współpracowała... no powiedzmy, że tak. Był Ichimaru i było troche tajemnicy, więc nie narzekam. Za bardzo xd