Trochę zabawiłam się z tematem – mam nadzieję, że Wam się
spodoba 😝 Z góry przepraszam, że dopiero po 2 miesiącach, ale nie będę
się rozwodzić nad tym jakoś specjalnie, pokajałam się w komentarzach do mojego
poprzedniego tekstu w tygodniu 112 😃
Karma smętnie
spoglądała w swoją małą, szklaną kulę, która kurczyła się jeszcze bardziej,
ilekroć ktokolwiek postanowił przebaczyć swojemu wrogowi. Zresztą, ostatnie
lata posuchy (a raczej wieki, jeśli spojrzeć na to z ludzkiej perspektywy) dały
się we znaki nie tylko kuli.
Nie wyglądała
najlepiej. Jej lśniące czerwone oczy zaszły mgłą, policzki zapadły się,
wychudła, a mlecznobiałą cerę naznaczyły popękane naczynka. Siedziała
zgarbiona, ze spuszczonymi, brudnymi skrzydłami, dziwnie cicha i smutna, bez
celu. I głodna. Przeraźliwie głodna.
Czekała. Na
choćby najmniejsze wezwanie, na łut szczęścia. Rozdrażniona, wciąż w gotowości.
A gdy wreszcie pojawiały się jakieś ochłapy ludzkiej zawiści czy bólu, rzucała
się na nie jak wygłodniały bezpański pies na kawałek padliny. Daleko jej było
do królewskiej postaci z czasów wojen krzyżowych czy drugiej wojny światowej. W
najlepszym momencie kula zajmowała niemal całą przestrzeń pokoju, a ona sama
wyglądała jak piękny anioł śmierci. Nie miała chwili czasu dla siebie i choć
szybko zaczęła się tym męczyć, był to wspaniały okres w jej karierze. Można
rzec: zapisany złotymi zgłoskami. Komunizm też był dla niej łaskawy.
Przynajmniej na samym początku. Bo z czasem się okazało, że nie ma nic
gorszego, niż chrześcijaństwo.
Pierwsze zmiany
w rozmiarze kuli były na tyle drobne, że nawet ich nie zauważyła. Później, gdy
kurczenie się zaczęło być zauważalne, nie przejęła się tym jakoś specjalnie.
Nawet w szczytowej formie miewała gorsze dni i miesiące, nic nadzwyczajnego.
Jednak czas mijał, a kula malała w oczach, aż w końcu zostały z niej te
strzępy, w które właśnie martwo patrzyła. Nastały czasy posuchy.
Z ludzkiej
perspektywy chrześcijaństwo było doskonałym lekarstwem na zło otaczającego
świata - działało jak kojący opatrunek.
Komuniści, próbując je zdusić w zarodku, uzyskali efekt wręcz odwrotny. Ludzie
zachwycali się Odwagą, a przede wszystkim – Miłosierdziem. Miłosierdziem,
którego ona nigdy nie traktowała poważnie. Od zarania dziejów święciła nad nim
triumfy.
Do momentu
powstania Nowego Testamentu mogła robić, co jej się żywnie podobało, byle na
końcu wygrała Sprawiedliwość. Jednakże Nowy Testament, oprócz chrześcijaństwa,
przyniósł ze sobą malutką, słodką Miłosierdzie, która od tej pory miała być jej
przeciwwagą. Tam, gdzie Karma nie znała litości, Miłosierdzie, ze swoją
dziecięcą naiwnością, szukało ludzkiego dobra. W ogóle Miłosierdzie była
taka... dobra. Karma jej nie pojmowała. Delikatna, miła, cicho znosiła
wszystkie upokorzenia, których nieświadomie przysparzała jej Karma. Każda
spełniona wendetta była dla Miłosierdzia niczym cios prosto w serce. A jednak
nigdy nie powiedziała o Karmie złego słowa.
Zapewne
zgodnie z duchem tego cholernego chrześcijaństwa – pomyślała Karma.
Miłosierdzie
uwielbiała chrześcijaństwo. Karę jedynie irytowało. Pragnęła krwi. Nieistotne
było dla niej, kto pragnął, lecz jak bardzo i dlaczego. I jakie uczucia, jakie
emocje mu towarzyszyły. Ból, nienawiść, zazdrość – te były najbardziej
wartościowe, miały największą kaloryczność. Strach i gniew też były smakowite.
Najmniej wartości energetycznych miał dla niej smutek.
Jej zadaniem
było dopilnowanie, by Sprawiedliwość dosięgła każdego. Nie mogła jednak działać
wbrew zasadom Miłosierdzia. Wszyscy, którym przebaczono, znajdowali się poza
jej zasięgiem. Co było niesamowicie frustrujące i... niesprawiedliwe. Coraz
mocniej wygłodniała, nie mogła myśleć trzeźwo. Bez sił, nie potrafiła załatwić
szybko zleceń, a gdy rzucała się bez opamiętania na ochłapy, prawdziwe
smakołyki uciekały jej sprzed nosa. Za to Miłosierdzie wyglądała kwitnąco.
Spojrzała
jeszcze raz w kulę. Żadnych czerwonych punktów. Coś zamigotało, poderwała się
natychmiast z krzesła, ale zaraz znikło, więc opadła, zrezygnowana. Zamknęła
oczy, chcąc skorzystać z regenerujących właściwości snu, gdy poczuła stukanie w
ramie. Stanęła przed nią Miłosierdzie, w szczytowej formie. Uśmiechała się
jakoś dziwnie. Tak...wyzywająco? z wyższością?
- No i proszę.
Karma dopadła i samą Karmę. Cóż za złośliwy uśmiech losu.
Po tych słowach
Karma wiedziała, że Miłosierdzie wcale nie jest taka dobra, za jaką ją brała.
- Czego chcesz?
- Niczego.
Przyszłam tylko popatrzeć jak dostajesz to, na co zasłużyłaś.
- Wiesz –
wycharczała Karma – to raczej mało miłosierne z twojej strony.
Miłosierdzie
tylko się uśmiechnęła. I wyszła.
A Karma
pomyślała, że na tym świecie nie ma już nic pewnego oprócz samej karmy.
Hej :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe spojrzenie na chrześcijaństwo, karmę i miłosierdzie, ciekawe zestawienie wyobrażenia z możliwą rzeczywistoscią. Bardzo plastyczny opis wszystkiego, do Miłosierdzia poczułam niechęć, zaś Karmy zrobiło mi się szkoda. Ładnie ubrane w słowa. Bardzo mi się to podoba :) dziękuję za możliwość lektury.
Pozdrawiam.
Prawda? Jak miałabym wybierać, to chyba wolałabym Karmę - przynajmniej była szczera :) Dziękuję bardzo za miłe słowa <3
UsuńBardzo ciekawe podejście do tematu:) Fajnie przedstawiłaś uosobienie karmy, troche jak upadłego anioła, który łaknie nieszczęścia innych, a zawiść i złowróżenie sączy ze smakiem jak tropikalneo drinka.
OdpowiedzUsuńBardzo otyginalnie i z przekąsem.
Pozdrawiam
Kaja
Dziękuję, jakoś tak kilka dni przed końcem wpadłam na ten pomysł. Początkowo myślałam o Amelii, ale jakoś nie mogłam z niej wykleić krótkiego opowiadania a wiedziałam, że na dłuższe nie znajdę sił ani czasu :( Ciężko mi się wyrabiać, ale będę się starać.
UsuńI tak, zdecydowanie z przekąsem, w tych tekstach zamykam część siebie.
Pozdrawiam!
No takiego podejscia do tematu sie nie spodziewałam ;D I jestem bardzo pozytywnie zaskoczona! Personifikacja karmy i miłosierdzia - świetne posunięcie. Do tego wykreowałaś te postacie bardzo smacznie, realistycznie. Są dopracowane. Jakby istniały już wcześniej. To bardzo lubie, bo postacie to wsrod fabuły i stylu to zdecydowanie mój ulubiony element tekstu. Tu widzę je bardzo wyraźnie, nie są papierowe, och, cholernie polubiłam Karmę. No i to co zrobiłaś z Miłosierdziem też mi się mocno podoba - zbudowałaś jej powiedzmy stereotypowy wizerunek, żeby na koniec bez skrupułów go zburzyć ;D Ach, zawsze wiedziałam, że miłosierdzie jest przereklamowane, ze za jego obliczem kryje się wyrachowana sucz ;D Ładnie, ładnie! Do tego robisz to wszystko w bardzo wdzięcznym stylu. Wyważenie dobierasz słowa, wszystkie słowa ze sobą współgrają, jest rytmika, jest to wszystko bardzo doszlifowane. Nie mam się do czego przyczepić. Och, chyba jedną literówkę w karmie gdzieś widziałam i tyle. Zdania stylistycznie ciekawie budowane, nebanalnie i bezvłednie. Bardzo mi się podoba Twój styl. Jest dojrzały, masz warsztat i talent. Mam tylko nadzieję, że w nadchodzącym tygodniu znów będę mogła coś od Ciebie przeczytać!
OdpowiedzUsuńJak wracać to z hukiem! :P Bardzo się cieszę, że Cię zaskoczyłam. Bardzo lubię personifikować to, czego nikt raczej nie personifikuje.
UsuńKarma jest cudowna. Przypomina mi w tym tekście taką pogodzoną z losem staruszkę, niegdyś mającą wszystko, teraz nic. Ale mimo wszystko szczerą i sprawiedliwą. Miłosierdzie to ewidentnie sucz :P Choć ten tekst jest troszkę przewrotny.
Z jednej strony - żałujemy Karmy, która wydaje się nam dobra i pokrzywdzona i niewątpliwie tak jest. Również w świecie - kiedy mówimy "karma wraca" to w tych słowach karma jest tym złym charakterem, odpowiedzialnym za wendetty. Z drugiej - ludzie miłosierni, odpuszczający, mają w życiu ostro przesrane zazwyczaj, ja sama często jestem aż nazbyt miłosierna, więc chciałam tu pokazać, że miłosierdzie kiedyś może jednak być górą, nie wiem, czy mi się udało :p
A z ostatniej strony, uważam, że zbytnia potulność godzi w nas najbardziej i gdy przyjmujemy na siebie kolejne rany, wcale nie wychodzimy na tym zwycięsko, wręcz przeciwnie - możemy się zamienić w zawistne, zgorzkniały karykatury, takie, jak Miłosierdzie.
Obiecuję z opóźnieniem oddać tekst ze 123. tygodnia, ale nie wiem, czy do niedzieli się wyrobię :p Ten rok nie jest dla mnie zbyt łaskawy.
Cieszę się jednak, że biorę udział w GPK - zmusza mnie to do większej systematyczności i budzi dawno uśpioną kreatywność.
Trzymajcie się! :)
Zrobić błąd w wyrazie 'bezbłędnie" xd to tylko ja potrafię.
OdpowiedzUsuńNie martw się, takie błędy są tylko urocze, nic więcej :p
Usuń