„Wiosennie jakoś…”
Pierwsze promienie
słońca, które już wyżej wznosiło swój złoty łeb oblizały łakomie skrawek ogrodu
Zbigniewa. Tuż za pięknym domem rozpościerał się kawał niezłego gruntu, na
którym Zbigniew uprawiał nie tylko roślinki, ale i sport oraz nierzadko
igraszki z pannami. Panien było wiele, ale oto przyszła i na niego pora i Zbigniew
się zakochał. Nie dość, że pani, która wjechała do jego serca z impetem godnym
Yamahy R1, to jeszcze ta piosenka się do niego przyczepiła! Zbigniew był
zdruzgotany swoim obecnym stanem. Snuł się po domu i ogrodzie w melancholii
pogrążony jak mnich w modlitwie, to znów podskoczył jak baranek na hali,
podśpiewując (pobekując) radośnie, aczkolwiek z nutą fałszywą i nieporadną.
Piosenka zupełnie mu się nie podobała, ale się uczepiła i tyle.
Zbigniew miał ogromny problem, bo pani nie odwzajemniała jego
gorliwych zalotów i uczuć podawanych bezpośrednio. Cierpiał.
„Wiosna wybuchła mi prosto w twarz” – zaśpiewał w radio
znajomy głos. Zbigniew aż podskoczył i rozlał nieco kawy porannej na wieczorowy
szlafrok.
- Tak nie może być!- powiedział do siebie głośno i podjął
postanowienie. W drodze do łazienki miał już gotowy plan.
Przygotowania trwały kilka dni. Wszystko obmyślane do
najmniejszego szczegółu. Zadowolony z siebie zaśpiewał: „ z nosa leci mi krew/
ja czuję, że cię tracę”. Oj, tam! Nie stracę! Będzie moja! Na zawsze!
- O, proszę! Tu
będzie ci wygodnie, moja kochana! Tak. Oprzyj głowę na poduszce i się zrelaksuj. Ja za chwilę wracam. Czekaj!
Nigdzie nie odchodź, bo niespodzianka, o której ci mówiłem jest po prostu… Ach,
co ci będę opowiadał! Sama za chwilę się przekonasz!
Zbigniew należał do ludzi, którzy jeśli czegoś pragną, to w
końcu to dostają lub sobie sami biorą. Więc wziął. Na tarasie pyszniły się
sadzonki wielokolorowych kwiatów i dziwnych, ale pięknych krzewów. Ogród był
przygotowany do przyjęcia nowych jego mieszkańców. Zbigniew starannie wyznaczył
poszczególne stanowiska dla określonych sadzonek. Całość miała się układać w
konkretny wzór. Wszystko dla niej. Dla ukochanej! „Jestem taki nieodporny/ Jak
zmienia się czas/ I jestem jakiś taki/ Ty czegoś płaczesz” – zanucił pod nosem
i wrócił do salonu, gdzie czekała na niego jego Jolanta. Była piękna! Patrzył
na nią zachwycony i oczarowany. Jej półprzymknięte oczy patrzyły na ogród,
który czekał na zasiedlenie. Jej rzęsy rzucały cień na alabastrowe policzki, a
długie, czarne włosy, niedbale rozrzucone na poduszce odbijały promienie
zachodzącego słońca. Westchnął Zbigniew oniemiały tym widokiem i zanucił cicho:
„I znowu noce są krótsze/ I co raz więcej dnia/ A nasze ciała są chudsze/ A w
nich jest więcej nas.”
- Moja droga! Nie chcę burzyć twego stanu ukojenia, ale czas,
abyśmy przenieśli się do miejsca, w którym nikt nie będzie nam przeszkadzał w
naszym zespoleniu. Chodź! Albo nie! Ja cię zaniosę! – i porwał Zbigniew w
ramiona swoją oblubienicę, i poniósł w miejsce intymne, gdzie przygotował
niezwykłe łoże, wyścielone płatkami róż i skropione wonnymi olejkami.
- Królowo moja! Jesteś taka piękna!- zapiał z radości. – Czas
na celebrację naszej miłości! Każdą cudną część twojego boskiego ciała przyozdobię
odpowiednim kwiatem, krzewem niezwykłym, by utkać kobierzec godny bogini na
wzór jej i podobieństwo! – i zabrał się Zbigniew do pracy żmudnej i ciężkiej.
„Wiosną ulice nie są wcale takie złe/ Budzą się wrzody/ I
ciepły jest deszcz” wyło z głośników zapętlone nagranie. Zbigniew nalał sobie
szklaneczkę rumu. Pot ściekał mu z czoła, ale dzielnie pracował. To dla niej!
Dla nas! Na zawsze!
- Popatrz, królowo moja! Twe serce jak róża, więc niechże
róże tu kwitną. Twe dłonie jak lilie, a zatem niech rosną. Twoja twarz jak
magnolia, niech zalśni pełnia kwiatów. Ręce twe i nogi smukłe jak powoje. Łono
i brzuch gładki jak płatki tulipanów, a wokół roztaczasz blask i niewinność jak
stokrotki. Niechże więc rosną gęstwiną wokół. – przemawiał Zbigniew, popijając
rum jak stary marynarz.
„Może trochę więcej piję/ Może trochę mniej śpię/ Poza tym
wszystko/ No, wszystko okey ‘.
- Nie martw się, Jolanto. To tylko piosenka. Ja nie piję, ale
dziś taki dzień, taki wieczór niezwykły i nasz! Nasz! – bełkotał zmęczony pracą
i alkoholem Zbigniew.
„Wiosną mi mówisz/ Że gubisz swój wdzięk/ No nie przesadzaj/ Ja
wciąż kocham Cię” – zaintonował nie wiadomo, który raz wokalista. Zbigniew się
żachnął na te słowa z głośnika.
- Nie słuchaj go, moja jedyna! Wdzięk swój zachowasz na
zawsze. Zawsze będę cię kochał tak jak dziś. Na wieki! – seplenił już nieco,
ale szło mu dobrze.
- Noce są już krótsze, Jolanto. Czas kończyć. Jak ci się
podoba? Piękne, prawda? Starałem się bardzo i cieszę się, ze doceniasz mój
wysiłek. To symbol mojej miłości do ciebie, jedyna! Teraz czas na spoczynek.
Utulę się w tobie i zasnę. Śpij słodko, moja bogini! – i złożył swoją głowę
zmęczoną, ale pełną miłości i rumu tuż przy krzewie czerwonych róż.
„Wiosną wydaje się/ Że koniec jest blisko/ Chce się uciekać/ Lecz
nie wiadomo gdzie”. Zachrypiało i piosenka i zgasła. Zapadła głęboka noc i
cisza.
„Makabrycznego
odkrycia dokonała policja wrocławska. Przyjęto zgłoszenie, że na jednej z
posesji słychać głośną muzykę i odgłos piły mechanicznej. Na miejscu
interwencji odnaleziono zwłoki mężczyzny, który leżał w ogrodzie wśród świeżo
posadzonych kwiatów. Podczas przeszukiwania terenu policyjny pies zaczął
rozkopywać sadzonki. Okazało się, że pod każdą z nich znajdowało się
rozczłonkowane ciało młodej kobiety, której zaginięcie zgłoszono trzy dni temu. Policja ustala okoliczności i
wszczęła śledztwo w sprawie”
- Brrr… wzdrygnęła się kobieta i przełączyła stację radiową.
I popłynęła wesoła piosenka o wiośnie: „
Wiosna wybuchła mi prosto w twarz/ Z nosa leci mi krew/ Ja czuję, że Cię
tracę.”
Marzec 2018
MAG
Wow. Po prostu wow. Gdzies tam na poczatku mi zabraklo przecinka, ale w miare czytania kompletnie zapomnialam gdzie konkretnie, chyba mi sie nie dziwisz. Co za styl, momentami sie czulam jakbys pisala do mnie z ambony co tylko charakter tekstu poglebia. No I ok odkad jej glowe na poduszkach uloxyl to wiedzialam ze jest grubo, nacpal ja albo spil I przyniosl do domu, potem o miejscu intymnym, no to gwalciciel z niego jak nic. Potem sie triche dziwilam co on odpierdala w tym ogrodku, no ale stawalo sie jasne ze facetowi brakuje klepki jednak komunikat z wiadomosci... och. U got me. Ze to tak daleko zaszlo to sie nie spodziewalam. To byl prawdziwy moment grozy. I swietnie wykorzystana piosenka, az zigi irytowala momentami jak kazdy kto za dlugo spiewa nam kolo ucha jedno I to samo, ale wyszla z tego sliczna klamra.
OdpowiedzUsuńTo Ci sie udalo, yay, mialam dreszcze.
Dzięki bardzo :) Z tymi przecinkami mam zawsze problem. Niby znam zasady, ale pisząc używam ich jak miejsca na nabranie oddechu.. coś w tym stylu.Co do reszty wypowiedzi pozostaje mi tylko skromnie się ukłonić i podziękować. Życzę wesołości świątecznej :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJuż od pierwszych chwil obcowania z tym tekstem wiedziałem, że na końcu czeka na mnie prawdziwa petarda i nie myliłem się xD Ale po kolei...
OdpowiedzUsuńSamo ukazanie głównego bohatera rodziło w mojej głowie myśl, że albo jest niespełna rozumu, albo kryje w sobie mroczną tajemnicę. Efekt wzmacniało śpiewanie (lub nawet wykrzykiwanie) tekstu piosenki, co w sposób szczególny nadało całej narracji wyjątkowego wydźwięku.
Sama rozmowa bohatera z jego "ukochaną" od początku była co najmniej podejrzana i wiedziałem, że kryje się tam drugie dno. Ten cały słowospad (tak, tak - mój neologizm xd) przy jej ciągłym milczeniu tworzył swego rodzaju nastrój, przy którym określenie "crepy" pasuje idealnie.
I w końcu grande finale: wyjawienie prawdy w postaci newsa w radiu było idealnym zagraniem. Choć spodziewałem się podobnego zakończenia, i tak byłem zdumiony, zaś na mojej twarzy zawitał szczery i szeroki uśmiech.
Aby odpowiednio zakończyć swoją wypowiedź, pozwolę sobie przytoczyć wielokrotne padające zdanie: „Wiosna wybuchła mi prosto w twarz”. Niech wiosna natchnie do tworzenia większej ilości równie dobrych tekstów.
Pozdrawiam :)
Bardzo podoba mi się Twój neologizm. "słowospad". Słowo, które posiada w sobie siłę wodospadu piękną, ale i niebezpieczną. Bardzo się cieszę, że opowiadanko się podobało. Miłość przecież ma kolor czerwony, czerwony jak cegła lub jak krew. A zakochani są porównywani do obłąkanych, więc wszystko chyba się zgadza ;) Pozdrawiam wiosennie :)
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńJak tylko wspomniałaś o kwiatach i ukochanej, przeszło mi przez myśl, że chciałabym widzieć tutaj trupa. I dostałam, co chciałam, za co serdecznie Ci dziękuję!
Piękny, choć makabryczny tekst, w którym wykorzystanie tematu jest oryginalne i jakże pasuje. Poza tym ja poczułam wiosne, kiedy czytałam o różach, liliach i stokrotkach.
Dziękuję za pokazanie mi, że nie tylko ja w ładnym otoczeniu doszukuję się scenerii dla mordu.
Pozdrawiam.
Trup, ale jakże piękny, prawda? (Przynajmniej w pierwszej wersji, później nieco "rozbity"). Bardzo proszę. Ktoś kiedyś powiedział, ze tylko szaleńcy mają ciekawe życie, o którym warto pisać. I dobrze, że są szaleńcy, którzy o tym piszą. Bardzo dziękuję i do poczytania wzajemnego. :) Pozdrawiam ciepło i wiosennie :)
UsuńChyba jeszcze żadnego twojego tekstu nie czytałam, więc nie mogę ocenić, jak wypada ba tle reszty i czy ten styl (taki inny, ale jednocześnie pasuje i fajnie się to czytało) jest charakterystyczny dla ciebie, czy tak tylko raz wystąpił, ale przecież w niczym to nie przeszkadza ;) Mogłabym się pewnie przyczepić do paru przecinków, ale już nie będę tego tu wypisywać :) Nie zmienia to odbioru tekstu. Temat wykorzystany nie tak jak się kojarzy po pierwszym przesłuchaniu. Naprowadzasz czytelnika na końcówkę (Zbyszek, jeśli kie może czegoś dostać, to po prostu to bierze), ale było to na tyle subtelne, że nie zabierało zaskoczenia końcówką. Chociaż niektórzy już wcześniej czuli tu trupa... XD Coś mój instynkt przewidywania, co będzie za chwilę, się przytępił, albo za rzadko go ostatnio używam xD Fragment o dobieraniu kwiatów do części ciała najpierw mi się podobał... Ale później to naprawdę okazuje się creepy xD i jeszcze to ponowne powtórzenie piosenki, już wcale nie takiej wesołej. Wszystko dobrze przemyślane ;)
OdpowiedzUsuń