Głośna muzyka, różnokolorowe reflektory,
setki wijących się ciał. Trzy parkiety, dwoje didżejów, bary, scena do karaoke,
kilka boksów ukrytych gdzieś z boku. Istny raj dla chcącego wyszaleć się
studenta. A że ja takim odrobinę byłem, nic dziwnego, że z kilkoma znajomymi z
roku i dwoma najlepszymi przyjaciółmi zawitałem do tego przybytku zabawy i
zapomnienia. Po całym tygodniu stresów i zabiegania coś mi się od życia
należało, tak więc po dotarciu do klubu i zaopatrzeniu się u barmana w dobry
napój, z drinkiem w ręce znalazłem dla siebie miejsce nieopodal sceny z karaoke
i obserwowałem licznych zgromadzonych, spragnionych procentów i niezapomnianych
wrażeń. Właściwie to patrzyłem tylko na jedną osobę, która już jakiś czas temu
przykuła moją uwagę, a która właśnie wśród głośnego aplauzu została poproszona
o mały występ.
Nie wiedziałem, co najbardziej podobało mi się w tej młodej kobiecie. Czy była to typowa latynoska uroda, czy może mocny głos, którym wyśpiewywała kolejne linijki znanego przeboju, porywając przy tym do tańca kilkanaście osób, czy może uśmiech, którym obdarowywała wszystkich naokoło. Coś w niej było, coś, co sprawiało, że tak szybko nie dało się o niej zapomnieć.
Niedaleko mnie kręcił się mój najlepszy przyjaciel, kątem oka widziałem, jak zagaduje jakieś studentki i stara się je rozśmieszyć. Jak zwykle w swoim żywiole. Czasami zazdrościłem mu odrobinę tego, z jaką łatwością przychodzi mu kontakt z drugim człowiekiem. Ale to było jedyne, czego mu zazdrościłem, poza tym był dla mnie jak brat, którego nie dane mi było mieć. Dlatego szybko gasiłem to uczuciem zazdrości i czerpałem garściami z naszej przyjaźni.
Skoro on dobrze się bawił, a pozostali znajomi gdzieś się rozeszli - w końcu trzy parkiety do eksploatacji to nie jest nic małego - mogłem wrócić do obserwowania dziewczyny. Skończyła już śpiewać, ale nadal nie zeszła ze sceny, nawoływana przez swój mały fanklub, by zaśpiewała jeszcze jedną piosenkę. Też chętnie bym jej posłuchał, naprawdę sprawiało mi to przyjemność.
Nieznajoma chyba wiedziała, jak wpływa na słuchaczy, to dlatego z tym swoim pięknym uśmiechem na twarzy zgodziła się wykonać jeszcze jeden utwór. Nie sądziłem, że chwyci się za latynoskie rytmy, ale skoro wyglądała jak Latynoska, musiała dobrze się wśród nich czuć.
Można powiedzieć, że przepadłem przy tej drugiej piosence, no ale to wykonanie zaprowadziło mnie wprost na białą plażę, gdzie chciałem jedynie opaść na piach i leżeć, póki nie skończy się świat. Z tych rozmyśleń zostałem dość szybko wyrwany przez czyjąś rękę, która spoczęła na moim ramieniu.
- Co tam? - zapytam Nick, bo to on zjawił się obok. - Jak się bawisz?
To, co robiłem, było dalekie od rozrywkowej zabawy, ale nie czułem się znudzony. Uniosłem szklankę z drinkiem w stronę kolegi i uśmiechnąłem się.
- Nie narzekam.
Powinienem powiedzieć coś jeszcze, ale właśnie ze sceny zeszła obserwowana przeze mnie dziewczyna. Nie umknęło to uwadze Nicka.
- Może w końcu być do niej podszedł i zagadał? - zapytał, klepiąc mnie teraz po ramieniu. Po nierównym oddechu i kroplach potu występujących na czole stwierdziłem, że właśnie musiał zakończyć jeden ze swoich pełnych energii występów tanecznych. - Chyba nie chcesz tylko na nią patrzeć? Stary, to już trzy tygodnie, jak tu przychodzisz, by pod pozorem zabawy studenciaka ją
obserwować.
- Coś w tym złego?
- Tak. Zachowujesz się jak stalker.
Zaśmiałem się na to stwierdzenie i spojrzałem na przyjaciela. Sądząc po wyrazie jego twarzy, naprawdę tak uważał. Musiałem mu więc wyjaśnić, jak naprawdę się sprawy przedstawiają.
- Nie jestem stalkerem. Nie wiem, gdzie mieszka, gdzie się uczy czy studiuje. Ba, nie wiem nawet, jak się nazywa. - Wiedziałem, że niektórzy z jej fanów wykrzykują co jakiś czas jej imię, ale z powodu odległości i hałasu nie zdołałem go do tej pory wyłapać. - Jestem tylko zwykłym obserwatorem.
- A może byś w końcu zagadał? - Nick nie dawał za wygraną. - Przecież to nie takie
trudne.
- Naprawdę? Chyba dla ciebie.
Chłopak westchnął i trzymając za ramię, przyciągnął do siebie tak, że byłem blisko jego
twarzy.
- Słuchaj, to proste. Podchodzisz i pytasz: “Bolało, jak spadłaś z nieba?”. Później mówisz jej, że wygląda jak anioł i rozmowa sama się potoczy.
Uniosłem jedną z brwi, nie czując się ani trochę przekonany do tego tekstu.
- To chyba nie zadziała.
- Oj tam, zadziała, uwierz mi! Stosowałem to wiele razy i się udawało. Poza tym nie jesteś jakimś brzydkim nerdem, by panna miała od ciebie uciec. - Co za ulga. - Idź, a sam się
przekonasz.
Mocne poklepywanie po plecach, jakie Nick mi zafundował, nie dodało mi pewności siebie, ale pod czujnym spojrzeniem przyjaciela nie mogłem się wymigać. Dopiłem drinka, szklane zostawiłem w rękach kumpla i ruszyłem w stronę nieznajomej, która oczarowała mnie głosem.
Podejście do niej nie należało do łatwych zadań, ale zdołałem mu podołać. Kiedy znalazłem się z nią prawie że twarzą w twarz, na sekundy zaparło mi dech. Z bliska była jeszcze ładniejsza.
- Przepraszam - powiedziałem głośno, kiedy skończyła rozmawiać z inną dziewczyną.
Spojrzała na mnie, na jej ustach czaił się lekko uśmiech.
- Tak?
- Bolało, jak spadłaś z nieba?
Przez chwilę zastanawiała się, czy dobrze mnie usłyszała, po czym zaserwowała mi odpowiedź:
- Nie pamiętam, bo straciłam przytomność, a kiedy się ocknęłam, płakałam w ramionach obcej położnej.
Nick nie podpowiedział mi, jak może wyglądać wypowiedź zwrotna, ale chyba nawet on by się takiej nie spodziewał.
- A czy… - Próbowałem znaleźć w głowie inny tekst, którym mógłbym beztrosko rzucić między nas, ale miałem w niej pustkę. Jedna wielka, czarna dziura. - Nie masz może przypadkiem przy sobie smyczy? Zostawiłem swojego psa przed wejściem, a nie mam go jak odprowadzić do domu i…
O Boże! Co ja plotłem?! Normalnie strzeliłbym sobie w twarz, gdybym nie miał właśnie przed sobą ewentualnego świadka mojego dziwacznego zachowania.
Dziewczyna uśmiechnęła się miło, na sam ten widok niektórym mężczyznom mogły zmięknąć kolana, i oznajmiła uprzejmie, co zupełnie nie pasowało do miejsca:
- To był najgorszy możliwy tekst na podryw.
Wiedziałem, że nie warto było ufać Nickowi, jeśli chodzi o flirtowanie. Może i miał pewne doświadczenie, ale przecież z zamiłowania był aktorem teatralnym, nie powinienem wierzyć w to,
że tekst z jakiejś starej sztuki pozwoli mi na zwrócenie na siebie uwagi bardzo ładnej dziewczyny.
Westchnąłem i postanowiłem być sobą, tylko to wychodziło mi tak dobrze, jak nic innego na
świecie. Niech wygrywa mój wewnętrzny Vincent.
- Nie martw się, to był tylko plan A.
Moja odpowiedź chyba zainteresowała brunetkę, bo przechyliła głowę lekko na lewo i zapytała:
- Co jest planem B?
- Porwanie.
To było pierwsze słowo, które przyszło mi na myśl, do tego wypowiedziane dość poważnym tonem rozładowało moje wewnętrzne napięcie. A nieznajomą towarzyszkę rozbawiło.
- Bardzo ciekawy plan. Jakby miał wyglądać? Siłą wyciągnąłbyś mnie stąd na zewnątrz
i co działoby się dalej?
Zamyśliłem się na chwilę. Wśród ogólnego gwaru nikt nie zwracał uwagi na naszą dwójkę, nawet barman nie raczył zerkać w naszą stronę. Porwanie mogłoby więc być możliwe, ale co dalej?
- Najwidoczniej musiałbym ukraść jakiś samochód, bo byłoby to bardzo spontaniczne porwanie, a później wywieźć cię gdzieś daleko i mieć nadzieję, że nie będziesz mnie miała za totalnego świra.
- Ciekawe. Tylko jest jeden mały problem.
- Jaki?
- Pracuję tutaj, znam wszystkie możliwe wyjścia oraz rozlokowanie kamer. Nie ma opcji, byś uprowadził mnie niezauważenie.
Westchnąłem. Tak to jest, wszelkie moje plany idą dość szybko w diabły. Ale czy się nie starałem?
- W takim razie chyba muszę znaleźć sobie nowy cel na ofiarę.
Dziewczyna ponownie się zaśmiała i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
- Cenię sobie kreatywność i poczucie humoru, masz więc u mnie plusa. Jestem Tania, miło
mi cię poznać.
- Mnie ciebie również. Znaczy się… Jestem Vincent.
- Skoro już się znamy, to może dopracujemy ten plan porwania? Bo szczerze mówiąc, zabrzmiało to dość ciekawie.
Do tej pory nigdy nie miałem nikogo, przy kim od razu czułbym się swobodnie. Z tą dziewczyną było inaczej. Próba mojego fatalnego podrywu dość szybko odeszła w zapomnienie, a my zanurzyliśmy się w rozmowie, której nie skończyliśmy nawet wtedy, kiedy oznajmiono głośno, że to koniec imprezy, klub zostaje zamknięty.
Nie mogliśmy się nagadać nawet przed brzydkim blokiem, w którym Tania wynajmowała z trzema koleżankami mieszkanie. Mieliśmy tyle do powiedzenia, że nawet pierwsze miesiące przyjaźni nie wystarczały do tego, by podzielić się wszystkimi myślami i opiniami.
Nic więc dziwnego, że staliśmy się swoimi najlepszymi przyjaciółmi i po skończeniu studiów Tania wprowadziła się do domu wypoczynkowego, który zacząłem prowadzić z dwoma kumplami j młodszą siostrą, a który był ostatnim, co zostało mi po rodzicach. Tania na dobre weszła do mojego życia i miałem olbrzymią nadzieję, że pozostanie w nim aż do samego końca.
I żyli długo i szczęśliwie. Jak ładnie :) Dobrze poczytać pozytywne rzeczy, akurat oglądam horror o nocnych marach, a tu taka jasna strona świata w opowiadaniu. To zestawienie jak w życiu rysuje realny obraz otoczenia, gdzie dobro miesza się ze złem a jedno bez drugiego istnieć by nie mogło. I za tę jasną stronę dziękuję :) I pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZa rozjechane kilka linijek przepraszam, bo to po części wina mojej walki z blogspotem. xD Po pierwszym skopiowaniu tekst kompletnie się rozjechał, narobiło się masę dziwnych enterów, aż prawie zaczęłam krzyczeć ze strachu (nienawidzę walk z blogspotem, zwykle przegrywam, a ja nienawidzę przegrywać! ;) )
OdpowiedzUsuńNiemniej, tekst mnie wciągnął, uwielbiam czytać takie lekkie i przyjemne teksty, sama dałam się porwać klimatom takiej imprezy, choć wcale nie słyszałam tej pani, jak śpiewa, uwierzyłam bohaterowi :) Realizm oddany całkowicie, choć jestem studentem, ale nie bujam się po takich imprezach, to myślę, że tak to właśnie wygląda :D I gdzie, jak nie na studiach właśnie, przychodzą ludziom do głowy dziwne pomysły na podrywy xD Bardzo fajnie, że zakończyło się szczęśliwie, mam wrażenie, że tekst świeci jak słońce, którego mi strasznie już brakuje podczas tej zdaje się nieskończonej zimnicy. :) Bardzo fajny obrazek, pozdrawiam! :)
Czytając opowiadanie miałem wrażenie, jakbym w postaci głównego bohatera widział siebie xD Niemniej jednak, nie wiem, czy wyszedłbym tak kreatywnie z niezręcznej sytuacji jak Vincent xD Studencki klimat idealnie pasuje do podanego tematu, zaś sama realizacja wyszła Tobie bardzo dobrze. Choć nie uczęszczam na imprezy, zagłębiając się w dalsze linijki, niemalże czułem, jakbym był wśród tych wszystkich świateł, reflektorów i głośnej muzyki - aż zachciało mi się wziąć w tym udział xDD
OdpowiedzUsuńBędąc szczerym, sądziłem, że wszystko zakończy się w nieco ironicznym stylu, a tu taka niespodzianka - happy end. No, i dobrze, bo w końcu każdy zapracowany student, jak choćby Vincent, zasługuje na choć odrobinę szczęścia.
Tekst idealnie wpasowujący się w taką ładną i słoneczną niedziele :) Pozdrawiam.