Krótka scenka, na którą nie miałam zbyt dużego pomysłu. Ważne, że napisane, może kiedyś wejdę w świat piratów na dłużej. Choć nie czuję się w nim jakoś świetnie.
Przejrzyste niebo pozbawione białych obłoków, do tego słońce prażące tak mocno w kark, że żadna szmatka nie mogła robić za skuteczną ochronę. Tak przyjemny dzionek aż napawał optymizmem i weną, to dlatego nie bacząc na nic, postanowiłem oddać się swojemu ulubionemu zajęciu i wrócić do pisania w głowie powieści, która powinna być poczytna, bo w końcu mój geniusz nie był pospolity.
- Błękit wód szerokich po horyzont prawie zlewał się z błękitem nieba, jedynie cienka nić jasności oddzielała górę od dołu… - zamruczałem, a kolejna spokojna fala uderzyła bez siły w należący do mnie statek. - Żadne ptactwo nie ośmieliło się zakłócić piękna, które postanowiło objawić się zwykłym wilkom morskim i sprawić, by ci na chwilę zapomnieli o tym, jakimi łotrami potrafili być…
To było moim marzeniem - opisywać w wielkich słowach zwyczajność świata, z tego mieć sławę, chwałę i pieniądze. Na razie niewiele z tego wychodziło, ale każdej nocy przysiadałem nad pergaminem uzbrojony w pióro i atrament, w towarzystwie świecy starałem się uwolnić słowa z głowy i przelać je tak, by inni mogli zobaczyć moje myśli.
Choć często wieczorami padałem na twarz i nie potrafiłem zapisać nawet słowa, bo ktoś mi przeszkadzał. Ale w tak ładny dzień któż by się tego ośmielił?
Nabierałem powietrza, by wypowiedzieć kolejne słowa swojej powieści, kiedy dotarł do mnie okrzyk pierwszego oficera:
- Kapitanie! KAPITANIE!!!
Przeszedłem przez mostek i wychyliłem się lekko, by spojrzeć na mężczyznę będącego moją prawą ręką na mym statku.
- Czego znowu, kamracie?
- Piraci! Proszę spojrzeć w lewo! Płyną na nas PIRACI!!!
Spojrzałem tam, gdzie mi nakazano, i westchnąłem. No tak, płynęli na nas piraci, ale czy to pierwszy raz? Nie, do tej pory mieliśmy z nimi do czynienia już trzykrotnie i za każdym razem wychodziliśmy z takiego spotkania bez większych strat. Fakt, należało przerzucić na bandycką łajbę jakieś przewożone przez moją załogę dobra, ale kto mi zaglądał w inwentarz? Trochę złota w tę czy w drugą stronę nie robiło mi żadnej różnicy.
Na pokładzie wybuchło małe zamieszanie, kiedy pierwszy oficer wydawał kolejne komendy. A ja? Zeskoczyłem z mostka i spokojnym krokiem przemierzałem swój padół, coby znaleźć odpowiednie miejsce, z którego mógłbym porozmawiać z kapitanem piratów. Tak przeprowadzałem każde podobne spotkanie, nie czułem, by miało być dzisiaj inaczej.
Nie dane mi jednak było go znaleźć, bo właśnie otworzono do nas ogień. Od lat nic nie zaskoczyło mnie tak jak to.
Skuliłem się, wręcz upadłem i położyłem na płask, byle tylko nie znaleźć się na linii ostrzału. Moje serce biło jak potłuczone w piersi, a wszelkie poetyckie słowa, za pomocą których mógłbym wieczorem opisać to zdarzenie, uciekły mi z głowy, pozostawiając w niej jedynie pustkę.
- Atakują nas! - zaryczał pierwszy oficer i zbiegł pod pokład, by dać znać do odwetu. Nie wiedziałem, gdzie dokładnie nas uderzono, ale nie czułem, by statek zaczął nabierać wody.
Podniosłem się, by zgięty również wejść pod pokład, ale wtedy doszedł mnie czyjś okrzyk, do tego kobiecy.
- Stójta, gdzie stoisz! - zabrzmiała kobieta, przeskakując ze swojego statku na mój. Brakowało w tym gracji, raczej budziło grozę, nic więc dziwnego, że przestraszony przełknąłem ślinę, kiedy zaczęła przemieszczać się w moją stronę.
- Spokojnie - powiedziałem, unosząc dłonie do góry, w geście kapitulacji, który podpatrzyłem jakiś czas temu u francuskich żołnierzy, którzy zagubili się na tych wodach. - Weźcie, co chcecie, i odpłyńcie. Proszę, pani… - Kobieta zbliżyła się, a z mojego gardła wyrwał się głośny jęk, kiedy ją poznałem. - Mama?!
- Kurza twarz, mój ptasi móżdżek? - Patrzyła na mnie zaskoczona. - A więc to tutaj się podziewasz?!
Na obu statkach zapanował nagły spokój, atak ustał, kiedy członkowie załóg posłyszeli naszą wymianę zdań. Za moimi plecami poniósł się szmer rozmowy, moi ludzie dziwili się, że właśnie mamy do czynienia z moją rodzicielką. No tak, nikomu nie powiedziałem, że wywodzę się z pirackiej rodziny, szybciej udało mi się wmówić, że jestem handlarzem z dziada pradziada. Teraz będę musiał wypić tego piwa, co to je nawarzyłem.
- Cześć, mamo - przywitałem się i uścisnąłem lekko kobietę. - Co u ciebie?
Prychnęła, po czym uderzyła mnie w tył głowy.
- O to pytasz? Nie widziałam cię dwa lata, ptasi móżdżku, a ty się tak do matki zwracasz?! Co sobie twój ojciec pomyśli?! Przecież miałeś pływać z nim na jego statku!
Podrapałem się po głowie. No, tak miało wyglądać moje życie, ale ja go nie chciałem. Tylko jak mogłem to teraz wyjaśnić?
- Powiem ci, dlaczego z nim nie pływam, ale w mojej kajucie. Czy twoi ludzie mogą powstrzymać się od kradzieży? Mam trochę towaru do przewiezienia.
- Towaru? Co ty, w kupca się bawisz?! Caramba, ale mi się ten syn nie udał! - zagrzmiała, na co piracka załoga zaśmiała się złośliwie. Wiedziałem, że nie będzie ze mnie dumna, ale czy musiała wyrażać to tak głośno?
- Proszę cię, zejdźmy na dół.
- Zgoda, ale tylko wtedy, jak dostanę od ciebie jakąś sztabkę złota.
- Dobrze, dobrze, dostaniesz. A teraz chodźmy, chyba mamy co nadrobić.
Pani kapitan ruszyła przede mną, odprowadzono nas licznymi spojrzeniami, jedynie mój pierwszy oficer nie wyglądał na zbytnio zdziwionego tym, kogo widzi. To było zastanawiające.
Schowałem się z matką w kajucie, a na pokładzie zapanował mały chaos, który mnie jeszcze nie dotyczył. Najpierw musiałem co nieco wyjaśnić, później przyjdzie czas na oficjalne zerwanie z piratami.
Ach, bycie synem żywych legend morza nigdy nie było łatwe.
Wątek pisania w tekście świetny xD Ogólnie w momencie, kiedy płyną piraci, a główny bohater kompletnie nie reaguje, po prostu sobie idzie, wygląda to tak, jakby on też dalej pozostał w tym wymyślonym świecie, gdzie nad wszystkim panuje. I nagle został gwałtownie "ściągnięty" na ziemię.
OdpowiedzUsuńCiekawe rozróżnienie języka. Widać, z jakiej warstwy społecznej pochodzi matka bohatera, a w jaką celuje bohater. Chce być kimś więcej niż piratem, który niesie tylko strach. Chce być zapamiętany jako pisarz, jeśli tylko mu się to uda, co oczywiście nie będzie zrozumiane przez rodzinkę.
Interesujące jest tylko zachowanie pierwszego oficera... wiedział?
Niby krótka scenka, do której pewnie nie wrócisz z kontynuacją, ale dobry klimat i plan :)
Widzę to bardziej jako namalowany obraz niż opowiadanie - raczej krótka scena, ale przyjemna dla oka. Pisarz, zbuntowany, który nie chce być taki jak jego rodzice, który mimochodem handluje i zbija majątek. Trochę nieprzekonuje mnie to, że zdarzyły się napady piratów na statek i ci odpuścili, musiałabyś to lepiej uargumentować, ale i tak jest ok, jakoś to przechodzi bokiem. Fajne jest to, że jak każdy normalny człowiek, nasz boihater w obecności swojej matki zmienia się małe bobo. Znam to dobrze, nawet wczoraj moja rodzona matka pokroiła mi kanapkę i posmarowała masłem "bo przecież nie będziesz jeść na sucho i chcesz masło, chociaż mówisz, że nie chcesz, to ja wiem lepiej, że chcesz." :D Mogłabym sobie z bohaterem podac łapkę. Dzięki ci za tą refleksję.
OdpowiedzUsuń"Stójta, gdzie stoita!" - moim zdaniem tak powinno być, ale się nie czepiam. Relacje matka- dziecko są trudne z każdej strony i nawet na pełnym morzu wyłazi to, co napisała Justyna, więc bez sensu się powtarzać. Ogólnie miło się przeczytało, więc jest ok. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń