Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 25 marca 2018

[84] Głodnia ~ Justyna


Głodnia
            - Co za gówno - powiedziałam deptając zimną ziemię beżową baletką. Gdy podniosłam stopę zobaczyłam wygnieciony, świeży pęd tulipana. Chuj zamiast zdechnąć i dostarczyć mi satysfakcji wyprostował się jak gdyby nigdy nic. Nawet tego nie umiałam zrobić porządnie.
            Była pieprzona wiosna, a ja wciskałam ręce do kieszeni kuląc się z zimna pod jabłonką posadzoną przez dziadka. Rozejrzałam się po działce. Napisać, że była zaniedbana było by eufemizmem.
- Zaniedbana to ja jestem - powiedziałam, podziwiając swoje odbicie w pękniętym lustrze w chałupce. - Tutaj jest jak w mojej duszy.
            Dom wyglądał jakby go ktoś zjadł i wyrzygał. Pachniał jakby stało się to z osiem lat temu. Działka była porośnięta chwastami a ogrodzenie w ruinie. Jednak wiedziałam, że nie mam ani czasu, ani wyboru. Na szczęście była wiosna, więc mogłam tu zamieszkać. Do zimy może poznam bogatego i przystojnego aktora z Hollywood. Taki był plan. Póki co musiałam zabrać się do roboty. Postanowiłam zacząć od razu. Spojrzałam na zegarek. Była szesnasta. Z terapii powinnam wrócić koło osiemnastej, więc miałam jeszcze dwie godziny. Taki tam ogródek, parę ruchów grabiami i po robocie.

            Niestety okazało się, że rzeczywistość skrzeczy. Po dwóch godzinach harówy moje baletki przypominały wnętrze mojej duszy, a ogródek okolice bikini po wakacjach. Ogarnęłam może pięć metrów na pięć. Spojrzałam na swoje dzieło z satysfakcją. W tym tempie przeprowadzę się tutaj za jakieś piętnaście lat.
            Wsiadłam do auta, którym nie udało mi się wjechać za ogrodzenie, i obiecałam sobie, że przyjadę tu najszybciej jak będę mogła, żeby dokończyć dzieła. Na furtce błyszczała nowa kłódka, na moim kółeczku z kluczami nowy, śliczny okaz.
Następny poranek był koszmarny. Bolało mnie absolutnie wszystko. Myślałam, że umieram na jakąś ciężką chorobę genetyczną. Niestety moje dziecko miało to, delikatnie mówiąc, w dupie.
- Mamo, mamo, jestem głodna!
- Na co masz ochotę?
- Na płatki!
            Załkałam bezgłośnie. Małymi kroczkami ruszyłam do kuchni, by podgrzać Waszej Wysokości mleko do odpowiedniej temperatury i nasypać płatków. Na szczęście sprostałam wymaganiom wysublimowanego podniebienia. Z lodówki straszyło pismo informujące o terminie rozprawy sądowej. Wiedziałam, że w moim cudownym mieszkaniu, które urządzałam przez ostatnie osiem lat, mogę zostać najwyżej do końca miesiąca. Dopiero siostra, z upiornym uśmiechem, podpowiedziała mi, że mogę wprowadzić się z powrotem do rodziców. Ta groźba wywindowała moją inteligencję do niebotycznego poziomu. Wtedy właśnie przypomniałam sobie ziemię dziadka.
            Nasza pra pra rodzina kiedyś tam mieszkała. Dziadek przeprowadził się do bloku, a ziemię za miastem traktował jako miejsce odpoczynku i źródło pożywienia, które za czasów PRLu było trudno dostępne. Z opowieści wiem, że hodował tu praktycznie wszystko, od alkoholizmu przez fasolę, aż po nutrie i króliki. Ziemia była średnio urodzajna. Położona niedaleko drogi krajowej, więc gdy przejeżdżały nią TIRy to szklanki dzwoniły o siebie. Pamiętam to, bo jako dziecko regularnie spędzałam tu wakacje. Później, gdy rodzice zachorowali, ziemia została zaniedbana. Teraz przypomniałam sobie o niej ja. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Potrzebowałam miejsca do życia. Po rozwodzie zostałam z niczym. Niestety dałam się oszukać jak małe dziecko. Dostałam mieszkanie na ogromny kredyt, którego nie miałam szansy spłacać. Sprzedałam mieszkanie dużo poniżej jego wartości przez kryzys na rynku nieruchomości. Spłaciłam lwią część kredytu. Na resztę pieniędzy pożyczyli rodzice. Kurwiąc pod nosem starałam się powtarzać sobie w głowie, że tak właśnie musiało być. Wracałam na ojcowiznę. Myśląc o warunkach, jakie mnie tam czekają, czułam, że z moją karmą jest stanowczo coś nie tak. Zapewne była to nie karma tylko głodnia.

6 komentarzy:

  1. Mimo goryczy i perspektywy przekopywania rabatek w pocie czoła, to jednak tulipan wiosnę czyni. Do tego sterczący. Cóż, natura mimo wszystko buchnie majem i zielenią wybijając nas w głupawy kosmos jeszcze głupszych pomysłów, czego tobie i sobie oraz wszystkim życzę. Z wiosennymi pozdrowieniami. MAG ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurwa, skonczylo sie tak nagle...! Bylam gotowa na wiecej wiecej, wiesz, jakbym palila papierosa to nawet bym nie dokonczyla I wtedy bylabym rozczarowana. Gdzie ten aktor z hollywood?!
    Jak zwykle jak tylko zaczelam czytac, to sie do sb usmiecham jak pojebana, bo Ty umiesz. Ty, Justa, umiesz I ty to wiesz I ja to wiem tez. Ty bys od reki wydala zbior takich historii. Od wstepu z bezowa baletka I hasle o gownie ktorym okazal sie tulipan... nie no tworzysz po prostu arcykontrasty, ja to kocham. Kocham, gdy wiem, ze sama bym na to nie wpadla! To jest fenomen bezowej baletki. Riposty. Pointy. To jest balsam na moja dusze. Drobne nie dociagniecia np braklo wyrazu w zdaniu o szklakach dzwoniacych o siebie, gdzies bym tam wcisnela.obijajac sie albo zrezygnowala z "o siebie" I mysle ze tiry I dzwoniace szklanki to juz kazdy polaczy kropki, przynajmniej ja, pod oknami co 15 minut przejezdza mi tramwaj. Xd
    Piiisz po prostu piiiisz bo ja chce cie czyyytac.

    OdpowiedzUsuń
  3. O, właśnie! Zupełnie niedawno mówiłam Justynie, aby pomyślała nad wydaniem książki ze swoimi opowiadaniami. Justyno, czas już chyba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)
    Tekst jak zwykle justynowy, gorzki, do tego z barwnym słownictwem. Czasami się zastanawiam, dlaczego ja jeszcze nie mam w domu Twojej książki.
    Odrobinę dobijające, ale jestem zdania, że jak bohaterka dłużej popracuje na ziemi dziadka, znajdzie jakąś rownowage w życiu i wreszcie zacznie się jej układać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam takie gorzkie teksty. Od gniecenia kultową beżową baletką tulipana, poprzez czekanie na aktora z hollywood, po rozprawę i kłopoty z kredytami i tak mam cichą nadzieję, że bohaterka jeszcze raz tupnie nóżką w beżowej baletce, na doprowadzonej do porządku ziemi dziadka, która będzie jej i postawi na swoim. I jej się uda. I będzie jej jaśniej. Nie raz przechodziły mnie ciarki na wspomnienie takich słów jak "powrót do rodziców" czy "kredyty" i marzy mi się, bym potrafiła tak doskonale pisać o tym, jak Ty. Od razu zrobiło mi się lżej, bo takie "krzywe" zwierciadło naprawdę pomaga. I dziękuję Ci za to :) Ach i podziwiam córeczkę bohaterki, że potrafi zjeść płatki z ciepłym mlekiem XD Riposty, jakie rzucasz w tekście są idealne, takie doskonałe odpowiedzi na ataki jakie stawia życie. Good job, my dear :D :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastanawiałam się, o co chodzi z tym tytułem, bo niemożliwe, żeby to była literówka... No i nie jest ;) W sumie nie wiem, co ja tu mogę jeszcze napisać, bo już dziewczyny się rozpisały. Szybko się urywa i rozumiem, że niektóre teksty tego potrzebują, żeby zachować esencję, a nie rozwlec go za bardzo. Może też po prostu lepiej czujesz się w takich luźnych, krótszych tekstach... Chociaż wielu twoich po prostu nie czytałam, więc może tam ominęły mnie te dłuższe xD na pewno chciałabym zobaczyć, co umiesz wymyślić, kiedy dasz sobie popłynąć, ale to też w jakiś sposób może być twój styl, a wtedy nie mogę się już do niczego przyczepić ;) i tak jest charakterystyczne, jak zawsze. No i zawsze "ciebie" czyta się z uśmiechem, mimo że temat wcale nie komediowy.

    OdpowiedzUsuń