Głodnia
- Co za
gówno - powiedziałam deptając zimną ziemię beżową baletką. Gdy podniosłam stopę
zobaczyłam wygnieciony, świeży pęd tulipana. Chuj zamiast zdechnąć i dostarczyć
mi satysfakcji wyprostował się jak gdyby nigdy nic. Nawet tego nie umiałam zrobić
porządnie.
Była
pieprzona wiosna, a ja wciskałam ręce do kieszeni kuląc się z zimna pod jabłonką
posadzoną przez dziadka. Rozejrzałam się po działce. Napisać, że była
zaniedbana było by eufemizmem.
- Zaniedbana to ja jestem - powiedziałam, podziwiając swoje
odbicie w pękniętym lustrze w chałupce. - Tutaj jest jak w mojej duszy.
Dom wyglądał
jakby go ktoś zjadł i wyrzygał. Pachniał jakby stało się to z osiem lat temu.
Działka była porośnięta chwastami a ogrodzenie w ruinie. Jednak wiedziałam, że
nie mam ani czasu, ani wyboru. Na szczęście była wiosna, więc mogłam tu
zamieszkać. Do zimy może poznam bogatego i przystojnego aktora z Hollywood.
Taki był plan. Póki co musiałam zabrać się do roboty. Postanowiłam zacząć od
razu. Spojrzałam na zegarek. Była szesnasta. Z terapii powinnam wrócić koło
osiemnastej, więc miałam jeszcze dwie godziny. Taki tam ogródek, parę ruchów
grabiami i po robocie.
Niestety
okazało się, że rzeczywistość skrzeczy. Po dwóch godzinach harówy moje baletki
przypominały wnętrze mojej duszy, a ogródek okolice bikini po wakacjach. Ogarnęłam
może pięć metrów na pięć. Spojrzałam na swoje dzieło z satysfakcją. W tym
tempie przeprowadzę się tutaj za jakieś piętnaście lat.
Wsiadłam
do auta, którym nie udało mi się wjechać za ogrodzenie, i obiecałam sobie, że
przyjadę tu najszybciej jak będę mogła, żeby dokończyć dzieła. Na furtce błyszczała
nowa kłódka, na moim kółeczku z kluczami nowy, śliczny okaz.
Następny poranek był koszmarny. Bolało mnie absolutnie
wszystko. Myślałam, że umieram na jakąś ciężką chorobę genetyczną. Niestety
moje dziecko miało to, delikatnie mówiąc, w dupie.
- Mamo, mamo, jestem głodna!
- Na co masz ochotę?
- Na płatki!
Załkałam
bezgłośnie. Małymi kroczkami ruszyłam do kuchni, by podgrzać Waszej Wysokości
mleko do odpowiedniej temperatury i nasypać płatków. Na szczęście sprostałam
wymaganiom wysublimowanego podniebienia. Z lodówki straszyło pismo informujące
o terminie rozprawy sądowej. Wiedziałam, że w moim cudownym mieszkaniu, które
urządzałam przez ostatnie osiem lat, mogę zostać najwyżej do końca miesiąca.
Dopiero siostra, z upiornym uśmiechem, podpowiedziała mi, że mogę wprowadzić się
z powrotem do rodziców. Ta groźba wywindowała moją inteligencję do
niebotycznego poziomu. Wtedy właśnie przypomniałam sobie ziemię dziadka.
Nasza pra
pra rodzina kiedyś tam mieszkała. Dziadek przeprowadził się do bloku, a ziemię
za miastem traktował jako miejsce odpoczynku i źródło pożywienia, które za
czasów PRLu było trudno dostępne. Z opowieści wiem, że hodował tu praktycznie
wszystko, od alkoholizmu przez fasolę, aż po nutrie i króliki. Ziemia była średnio
urodzajna. Położona niedaleko drogi krajowej, więc gdy przejeżdżały nią TIRy to
szklanki dzwoniły o siebie. Pamiętam to, bo jako dziecko regularnie spędzałam
tu wakacje. Później, gdy rodzice zachorowali, ziemia została zaniedbana. Teraz
przypomniałam sobie o niej ja. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Potrzebowałam
miejsca do życia. Po rozwodzie zostałam z niczym. Niestety dałam się oszukać
jak małe dziecko. Dostałam mieszkanie na ogromny kredyt, którego nie miałam
szansy spłacać. Sprzedałam mieszkanie dużo poniżej jego wartości przez kryzys
na rynku nieruchomości. Spłaciłam lwią część kredytu. Na resztę pieniędzy pożyczyli
rodzice. Kurwiąc pod nosem starałam się powtarzać sobie w głowie, że tak właśnie
musiało być. Wracałam na ojcowiznę. Myśląc o warunkach, jakie mnie tam czekają,
czułam, że z moją karmą jest stanowczo coś nie tak. Zapewne była to nie karma
tylko głodnia.
Mimo goryczy i perspektywy przekopywania rabatek w pocie czoła, to jednak tulipan wiosnę czyni. Do tego sterczący. Cóż, natura mimo wszystko buchnie majem i zielenią wybijając nas w głupawy kosmos jeszcze głupszych pomysłów, czego tobie i sobie oraz wszystkim życzę. Z wiosennymi pozdrowieniami. MAG ;)
OdpowiedzUsuńO kurwa, skonczylo sie tak nagle...! Bylam gotowa na wiecej wiecej, wiesz, jakbym palila papierosa to nawet bym nie dokonczyla I wtedy bylabym rozczarowana. Gdzie ten aktor z hollywood?!
OdpowiedzUsuńJak zwykle jak tylko zaczelam czytac, to sie do sb usmiecham jak pojebana, bo Ty umiesz. Ty, Justa, umiesz I ty to wiesz I ja to wiem tez. Ty bys od reki wydala zbior takich historii. Od wstepu z bezowa baletka I hasle o gownie ktorym okazal sie tulipan... nie no tworzysz po prostu arcykontrasty, ja to kocham. Kocham, gdy wiem, ze sama bym na to nie wpadla! To jest fenomen bezowej baletki. Riposty. Pointy. To jest balsam na moja dusze. Drobne nie dociagniecia np braklo wyrazu w zdaniu o szklakach dzwoniacych o siebie, gdzies bym tam wcisnela.obijajac sie albo zrezygnowala z "o siebie" I mysle ze tiry I dzwoniace szklanki to juz kazdy polaczy kropki, przynajmniej ja, pod oknami co 15 minut przejezdza mi tramwaj. Xd
Piiisz po prostu piiiisz bo ja chce cie czyyytac.
O, właśnie! Zupełnie niedawno mówiłam Justynie, aby pomyślała nad wydaniem książki ze swoimi opowiadaniami. Justyno, czas już chyba :)
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńTekst jak zwykle justynowy, gorzki, do tego z barwnym słownictwem. Czasami się zastanawiam, dlaczego ja jeszcze nie mam w domu Twojej książki.
Odrobinę dobijające, ale jestem zdania, że jak bohaterka dłużej popracuje na ziemi dziadka, znajdzie jakąś rownowage w życiu i wreszcie zacznie się jej układać.
Pozdrawiam.
Uwielbiam takie gorzkie teksty. Od gniecenia kultową beżową baletką tulipana, poprzez czekanie na aktora z hollywood, po rozprawę i kłopoty z kredytami i tak mam cichą nadzieję, że bohaterka jeszcze raz tupnie nóżką w beżowej baletce, na doprowadzonej do porządku ziemi dziadka, która będzie jej i postawi na swoim. I jej się uda. I będzie jej jaśniej. Nie raz przechodziły mnie ciarki na wspomnienie takich słów jak "powrót do rodziców" czy "kredyty" i marzy mi się, bym potrafiła tak doskonale pisać o tym, jak Ty. Od razu zrobiło mi się lżej, bo takie "krzywe" zwierciadło naprawdę pomaga. I dziękuję Ci za to :) Ach i podziwiam córeczkę bohaterki, że potrafi zjeść płatki z ciepłym mlekiem XD Riposty, jakie rzucasz w tekście są idealne, takie doskonałe odpowiedzi na ataki jakie stawia życie. Good job, my dear :D :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się, o co chodzi z tym tytułem, bo niemożliwe, żeby to była literówka... No i nie jest ;) W sumie nie wiem, co ja tu mogę jeszcze napisać, bo już dziewczyny się rozpisały. Szybko się urywa i rozumiem, że niektóre teksty tego potrzebują, żeby zachować esencję, a nie rozwlec go za bardzo. Może też po prostu lepiej czujesz się w takich luźnych, krótszych tekstach... Chociaż wielu twoich po prostu nie czytałam, więc może tam ominęły mnie te dłuższe xD na pewno chciałabym zobaczyć, co umiesz wymyślić, kiedy dasz sobie popłynąć, ale to też w jakiś sposób może być twój styl, a wtedy nie mogę się już do niczego przyczepić ;) i tak jest charakterystyczne, jak zawsze. No i zawsze "ciebie" czyta się z uśmiechem, mimo że temat wcale nie komediowy.
OdpowiedzUsuń