Początkowo pisałam inny tekst, całkowicie pasujący do
fantastyki, ale choć miałam już nawet pomysł, do jakiego swojego cyklu go
wcielić, opowieść ta zamknęła się na mnie i nie pozwoliła dokończyć. Wisi na
dysku i czeka, a ja serwuję Wam scenę wyrwaną z kontekstu do historii, która od
jakiegoś czasu siedzi mi w głowie, ale chyba się nie ziści i na ekranach jej
nie zobaczycie. Niemniej zapraszam.
Półmrok panujący w pokoju. Chodzący klimatyzator dający
powiew chłodu i sprzyjający lepszemu snu. Szelest kartek, który mimo prób
zniwelowania daje się słyszeć. Czerwony pisak jeżdżący po papierze. Oraz
pochrapywanie, które - choć słyszałam już wielokrotnie - nadal brzmiało dla
mnie jak cicha muzyka dająca poczucie bezpieczeństwa.
Przerzuciłam kartki, by dotrzeć do ostatniej - do tej, która potrzebowała jeszcze mojej korekty. Obok mnie nastało lekkie poruszenie. Ponownie spojrzałam na mężczyznę, który wydął wargi i wyszeptał przez sen:
- Stary, nie będziemy pytać o drogę smoka.
Uśmiechnęłam się. Nie mogłam wiedzieć, co takiego mu się śni, ale musiał przebywać w jakimś fantastycznym świecie, jednym z tych, w których się zaczytywał. Pewnie podczas lotu skonsumował jakąś powieść i teraz przeżywał ją we własnych obrazach i ze sobą w roli głównego bohatera.
Nie uwierzył mi, kiedy po raz pierwszy powiedziałam mu, że mówi przez sen, kiedy śni mu się coś niezwykłego, ciekawego czy też fantastycznego. Przy drugim razie również zbył śmiechem to, co mu powiedziałam o mamrotaniu z zamkniętymi oczami. Dopiero kiedy jeden ze wspólników powiedział mu, że również go słyszał, kiedy ten przysnął przy swoim biurku i coś mówił podczas snu, mój przyjaciel zaczął mi trochę wierzyć. Chyba powinnam go kiedyś nagrać, by mieć jakikolwiek dowód.
Kiedy nie nastąpiło kolejne poruszenie ani nie padło następne słowo, wróciłam do pracy. Byłam w połowie ostatniej strony, gdy nagle poczułam czyjąś dłoń na udzie. Westchnęłam i zganiłam się w duchu za to, że postanowiłam wziąć teksty ze sobą do łóżka. Powinnam robić to przy stole w kuchni albo w ogóle w swoim mieszkaniu.
- Ten smok nas przecież zje - wyszeptał mój przyjaciel, a ja zakreśliłam jedno słowo na czerwono i obok niego napisałam krótką adnotację. - No proszę, nie pytaj go, ja nie chcę tu umierać.
Ciepła dłoń nie zniknęła. Nadal tkwiła na mojej nodze, a miejsce, gdzie spoczywała, była inna od reszty mojego ciała. Naładowana prądem, który mógł mnie zranić, jeśli tylko za szybko zacząłby przechodzić niżej, do stopy, i wyżej do brzucha, piersi i głowy. Serce i tak biło mi szybciej niż zwykle, przepływający przez nie prąd mógłby jedynie zatrzymać je na króciutki moment.
Dotarłam do ostatniej kropki, zaznaczyłam ją na czerwono i westchnęłam. Koniec. Prawie trzy godziny ślęczenia nad tekstami tuż po tym, jak wróciliśmy z lotniska, na którym spędziłam tyle samo czasu, czekając na powrót przyjaciela do kraju. Nic dziwnego, że byłam zmęczona.
Odłożyłam plik kartek na stolik nocny, rzuciłam okiem na tarczę zegara - dwadzieścia po drugiej w nocy. Koło południa powinnam zjawić się w biurze i oddać poprawki, koło ósmej powinnam wstać, by pojechać do swojego mieszkania i się przebrać, a także sprawdzić, czy nikt sie do niego nie włamał. Na razie powinnam iść spać.
Wyskoczyłam z łóżka na krótką chwilę, starając się nie obudzić przyjaciela, i skorzystałam z toalety. Na powrót zakopałam się pod kołdrę i ułożyłam twarzą do mężczyzny, który wyglądał, jakby coś go bardzo niepokoiło. Marszczył czoło i zaciskał oczy. Wyciągnęłam rękę i odgarnęłam mu kilka kosmyków, które próbowały pokłuć końcówkami jego oblicze. Nie spodziewałam się, że chwyci mnie za nią, ale to właśnie zrobił. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy zasnę, skoro jest tak blisko mnie. Niby nie był to pierwszy raz, jak nocowałam u niego na takich warunkach, ale mimo to czułam się niepewnie.
- Proszę - z jego jasnoróżowych, wąskich ust wydostały się kolejne słowa - nie pytaj go o drogę.
Uśmiechnęłam się. Nadal tkwił w swoim fantastycznym śnie, którego pewnie po obudzeniu nie będzie pamiętał. Czasami zazdrościłam mi tej umiejętności.
Ścisnęłam mocniej jego rękę i odpowiedziałam szeptem:
- Dobrze, nie zapytam tego smoka o drogę.
Nie sądziłam, że wymamrocze coś jeszcze, ale tak się stało.
- Dziękuję. - Jego twarz rozpogodziła się, co oznaczało, że w marze nie nastąpiło nic złego.
Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
- Saranghae - wyszeptał, a ja na nowo na niego patrzyłam, nic nie rozumiejąc.
Dlaczego wyznawał mi to przez sen? Czyżbym ja też w nim była? Dlaczego? I dlaczego bolało mnie, że mówi to w takich okolicznościach?
Przełknęłam ślinę i zamrugałam szybko, byle tylko pozbyć się napływających do oczu łez.
- Dlaczego nie potrafisz powiedzieć mi tego całkowicie na poważnie? - zapytałam, po czym zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać, by stosując pewną poznaną dzięki ulubionemu serialowi metodę na szybkie zaśnięcie, szybko i skutecznie oddać się we władanie Morfeusza.
Byłam już na granicy świadomości, kiedy dotarły do mnie jeszcze te słowa:
- Przecież tak to właśnie powiedziałem. Saranghae, Mirei.
Z ich echem w duszy zasnęłam.
Przerzuciłam kartki, by dotrzeć do ostatniej - do tej, która potrzebowała jeszcze mojej korekty. Obok mnie nastało lekkie poruszenie. Ponownie spojrzałam na mężczyznę, który wydął wargi i wyszeptał przez sen:
- Stary, nie będziemy pytać o drogę smoka.
Uśmiechnęłam się. Nie mogłam wiedzieć, co takiego mu się śni, ale musiał przebywać w jakimś fantastycznym świecie, jednym z tych, w których się zaczytywał. Pewnie podczas lotu skonsumował jakąś powieść i teraz przeżywał ją we własnych obrazach i ze sobą w roli głównego bohatera.
Nie uwierzył mi, kiedy po raz pierwszy powiedziałam mu, że mówi przez sen, kiedy śni mu się coś niezwykłego, ciekawego czy też fantastycznego. Przy drugim razie również zbył śmiechem to, co mu powiedziałam o mamrotaniu z zamkniętymi oczami. Dopiero kiedy jeden ze wspólników powiedział mu, że również go słyszał, kiedy ten przysnął przy swoim biurku i coś mówił podczas snu, mój przyjaciel zaczął mi trochę wierzyć. Chyba powinnam go kiedyś nagrać, by mieć jakikolwiek dowód.
Kiedy nie nastąpiło kolejne poruszenie ani nie padło następne słowo, wróciłam do pracy. Byłam w połowie ostatniej strony, gdy nagle poczułam czyjąś dłoń na udzie. Westchnęłam i zganiłam się w duchu za to, że postanowiłam wziąć teksty ze sobą do łóżka. Powinnam robić to przy stole w kuchni albo w ogóle w swoim mieszkaniu.
- Ten smok nas przecież zje - wyszeptał mój przyjaciel, a ja zakreśliłam jedno słowo na czerwono i obok niego napisałam krótką adnotację. - No proszę, nie pytaj go, ja nie chcę tu umierać.
Ciepła dłoń nie zniknęła. Nadal tkwiła na mojej nodze, a miejsce, gdzie spoczywała, była inna od reszty mojego ciała. Naładowana prądem, który mógł mnie zranić, jeśli tylko za szybko zacząłby przechodzić niżej, do stopy, i wyżej do brzucha, piersi i głowy. Serce i tak biło mi szybciej niż zwykle, przepływający przez nie prąd mógłby jedynie zatrzymać je na króciutki moment.
Dotarłam do ostatniej kropki, zaznaczyłam ją na czerwono i westchnęłam. Koniec. Prawie trzy godziny ślęczenia nad tekstami tuż po tym, jak wróciliśmy z lotniska, na którym spędziłam tyle samo czasu, czekając na powrót przyjaciela do kraju. Nic dziwnego, że byłam zmęczona.
Odłożyłam plik kartek na stolik nocny, rzuciłam okiem na tarczę zegara - dwadzieścia po drugiej w nocy. Koło południa powinnam zjawić się w biurze i oddać poprawki, koło ósmej powinnam wstać, by pojechać do swojego mieszkania i się przebrać, a także sprawdzić, czy nikt sie do niego nie włamał. Na razie powinnam iść spać.
Wyskoczyłam z łóżka na krótką chwilę, starając się nie obudzić przyjaciela, i skorzystałam z toalety. Na powrót zakopałam się pod kołdrę i ułożyłam twarzą do mężczyzny, który wyglądał, jakby coś go bardzo niepokoiło. Marszczył czoło i zaciskał oczy. Wyciągnęłam rękę i odgarnęłam mu kilka kosmyków, które próbowały pokłuć końcówkami jego oblicze. Nie spodziewałam się, że chwyci mnie za nią, ale to właśnie zrobił. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy zasnę, skoro jest tak blisko mnie. Niby nie był to pierwszy raz, jak nocowałam u niego na takich warunkach, ale mimo to czułam się niepewnie.
- Proszę - z jego jasnoróżowych, wąskich ust wydostały się kolejne słowa - nie pytaj go o drogę.
Uśmiechnęłam się. Nadal tkwił w swoim fantastycznym śnie, którego pewnie po obudzeniu nie będzie pamiętał. Czasami zazdrościłam mi tej umiejętności.
Ścisnęłam mocniej jego rękę i odpowiedziałam szeptem:
- Dobrze, nie zapytam tego smoka o drogę.
Nie sądziłam, że wymamrocze coś jeszcze, ale tak się stało.
- Dziękuję. - Jego twarz rozpogodziła się, co oznaczało, że w marze nie nastąpiło nic złego.
Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
- Saranghae - wyszeptał, a ja na nowo na niego patrzyłam, nic nie rozumiejąc.
Dlaczego wyznawał mi to przez sen? Czyżbym ja też w nim była? Dlaczego? I dlaczego bolało mnie, że mówi to w takich okolicznościach?
Przełknęłam ślinę i zamrugałam szybko, byle tylko pozbyć się napływających do oczu łez.
- Dlaczego nie potrafisz powiedzieć mi tego całkowicie na poważnie? - zapytałam, po czym zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać, by stosując pewną poznaną dzięki ulubionemu serialowi metodę na szybkie zaśnięcie, szybko i skutecznie oddać się we władanie Morfeusza.
Byłam już na granicy świadomości, kiedy dotarły do mnie jeszcze te słowa:
- Przecież tak to właśnie powiedziałem. Saranghae, Mirei.
Z ich echem w duszy zasnęłam.
Proszę, proszę, mały romans nam się tu zrobił. I jak ładnie zarysowany. To spanie z przyjacielem przypomina mi trochę Viv i Arte, choć pomiędzy nimi nic takiego nie będzie :D Pozabijaliby się przecież.
OdpowiedzUsuńŁadna ta scena, taka bardzo przyjemna i w sumie kojąca w jakiś sposób. Chętnie poznam tych bohaterów bardziej.
Pozdrawiam
Przyzwyczaiłam sie do komentowania pośrodku czytanego tekstu :D
OdpowiedzUsuńJuż przy pierwszych słowach poczułam klimat ciszy, tego półmroku, ciekawie, ciekawie, aż doczytałam do pierwszego wypowiedzianego przez postać zdania i zrobiłam głośne AAAWWWWW. <3 Jestem osobą popierającą przyjaźnie, więc już ląduje ogromny plus dla postaci. :D
Ach, ludzie mają tendencję do nie wierzenia o własnych rozmowach w trakcie snu. Kupuję, stuprocentowo :)
"Powinnam robić to przy stole w kuchni albo w ogóle w swoim mieszkaniu. " Oj tam, przy kimś robi się to lepiej! :D
Okej, wzmianka o prądzie bardzo mnie zaciekawiła, chętnie dowiedziałabym się o tym czegoś więcej :)
Aaawww, dlaczego muszę być taką romantyczką? Śliczny ten romans. Prosta scenka ze snem w tle i miłoscią, która tak ładnie została wyznana. Będę się dzięki temu uśmiechać za każdym razem, dgdy sobie przypomnę o tych bohaterach. Kochani, naprawdę!
Pozdrawiam cieplutko! :)
O jaaaa! Cudnie udało ci się rozwiązać sprawę tematu! Lubię taką łagodną narrację w twoim wydaniu - mam wrażenie, że w tematach poza swoim uniwersum wpadasz w taką przyjemną manierę spokojnej narracji. Dziele się tym z tobą dlatego, że kolejny raz mam takie wrażenie. Cały tekst jest taki cieplutki, co mnie bardzo cieszy! Pozytywny, dojrzały, lekko smutny. Taki tekst być może nie zostawia wrażenia przeżytej przygody ale za to zostaje poczucie jakby się dotknęło ciepłego kaloryfera w mroźny dzień. Jest absolutnie cudny, chciałabym takich tekstów czytać więcej.
OdpowiedzUsuń