Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 19 marca 2017

[31] Kruk ~ Laurie



Kruk

Laur szaleje, drugi tekst w tym tygodniu. Zawdzięczacie go Wilczej, Tris i Rili, które na przestrzeni kolejnych tygodni, gdy tak wypadło, karmiły mnie swoim „Tagged”. I choć tego nie planowałam, narodziła się Lila znana również jako Lintu. Dziewczyny, możecie być z siebie dumne, ale w końcu poniesiecie tego konsekwencje;)

            Popołudnie zdawało się dość spokojne jak na miasto bezprawia i rozpusty, jakim było Ergastulum. W budynku, który trudno było nazwać nowym, wiele ścian zostało zburzonych, więc piętro traktowano jako jedno pomieszczenie oddzielone tylko od klatki schodowej. Co prawda taki układ był nieco niebezpieczny, ale mieszkańcy mieli na to swoje sposoby.
            Huk dobiegający z okolicy wejścia oderwał na moment wszystkich od ich zajęć. Najwyraźniej ktoś wpadł w pułapkę zastawioną przez najmłodszych mieszkańców: jasnowłosego Simona i czarnowłosego Chrisa, którzy wiecznie trzymali się razem. Ten pierwszy pobiegł sprawdzić, co się stało. Reszta przyjęła to z większym spokojem, choć każdy z nich ukradkiem sprawił, czy ma broń w zasięgu ręki.

            – Chris, zabiliśmy jakiegoś faceta! – zawołał Simon.
            Brunet upił łyk kawy z obtłuczonego kubka zupełnie niewzruszony spanikowanymi słowami przyjaciela.
            – Siedem miliardów ludzi na świecie, a ty panikujesz, bo zabiliśmy jednego faceta. I to normalsa – prychnął. – Żaden Zmrok nie dałby się na to nabrać.
            W przeciwieństwie do Simona zdawał sobie sprawę, że taka pułapka jest raczej dzwonkiem ostrzegawczym dla mieszkańców, że mają intruza, niż faktycznym zagrożeniem. Zmroki, ludzie o wytrzymalszych organizmach i wyjątkowych umiejętnościach zabijania, z pewnością wyszliby z takiej konfrontacji bez jednej rysy.
            – Ale, Chris...
            – Siedem. Miliardów. Ludzi – powtórzył, akcentując każde słowo. – Przestań marudzić i pij swoją kawę, póki jest ciepła.
            – A jak normalsi będą mieć z tym problem? Jak wymyślą, że to przeciwko Trzem Prawom i będą chcieli się mścić za swojego?
            Z parapetu zeskoczyła kobieta ubrana w podarte bojówki i przylegający do ciała, czarny top. Czarno-fioletowe włosy przyozdobione miała kruczymi piórami, spojrzenie granatowych oczu znudzone. Dotąd tylko się przysłuchiwała wymianie zdań pomiędzy chłopcami, ale teraz dołączyła do Simona lekkim krokiem pomimo ciężkich buciorów. Westchnęła ciężko, rozpoznając popielate włosy mężczyzny, który wpadł w pułapkę i leżał twarzą do podłogi, nie ruszając się.
            Kopniakiem odwróciła ciało na plecy, na cięciwę łuku włożyła strzałę, którą dotąd trzymała w dłoni.
            – Skończ udawać umarlaka, jednooki paniczyku, bo odstrzelę ci jaja i przestaniesz robić za boskiego żigolo – zagroziła.
            Pojedyncze oko otworzyło się, a jego właściciel szybko usiadł po turecku, uśmiechając się nieco zakłopotany. A przynajmniej dobrze udawał.
            – Jesteś oziębłą kobietą, Liluś – powiedział śpiewnie.
            – Dla ciebie „pani Lintu”, Woricku Arcangelo – prychnęła. – Gdzie twój obronny kundel?
            – Nick ma dzisiaj inną robotę. Stęskniłaś się za nim, a za mną nie?
            Posłała mu lodowate spojrzenie mówiące wprost, że ma go za durnia. Nie znosiła Specjalistów, odkąd tylko ich poznała. Swoją drogą, że ten opętaniec Brown rzucił się na nią bez uprzedzenia, Worick jednak wkurzał ją dużo bardziej. Co prawda nie miała dowodów, ale podejrzewała, że to właśnie on wsypał ją przed Uranosem Corsicą, z czego ledwo się wykaraskała. Czekała tylko na dobry moment, żeby zrobić z nim porządek.
            – Naprawdę ranisz moje uczucia – dodał. – Najpierw pułapka w drzwiach, potem do mnie celujesz, a teraz jeszcze to chłodne spojrzenie. A przyszedłem tylko w interesach.
            – Wypierdalaj – odparła, ściągając strzałę z cięciwy.
            – Jeszcze nic nie powiedziałem.
            – Nie zamierzam tego słuchać. Spierdalaj, bo cię sama wyrzucę.
            Zmarszczyła nos, wyczuwając obecność obcego Zmroka w pobliżu, chociaż dla niej ta woń była dość znajoma. A nie miał być gdzie indziej?
            – Jeszcze jego tu brakowało – prychnęła. – Nie wytresowałeś tego kundla.
            – Lintu, możesz mnie posłuchać przez chwilę?
            – Nie mam wspólnych interesów ze Specjalistami – odpowiedziała. – I nie mam ochoty się z wami użerać, więc stąd spierdalasz.
            Złapała Woricka za koszulę i przeciągnęła przez całe pomieszczenie w stronę okna. Gdyby nie była Zmrokiem, nie dałaby sobie z tym rady, Arcangelo jednak swoje ważył, więc były jeszcze jakieś korzyści ze spuścizny krwi.
            – Lintu, co ty robisz? Nie wygłupiaj się. – Worickowi przestało być do śmiechu.
            – Brown jest tak wiernym psem, że cię złapie. – Wyszczerzyła zęby. – A jest już pod budynkiem. Brown, aport! – krzyknęła.
            Nim Worick zdążył się o coś zaprzeć, wypchnęła go przez okno. Chwilę później usłyszała uderzenie ciała o beton. Wychyliła się lekko. Arcangelo leżał u stóp swojego partnera, który przyglądał mu się ze zdumieniem.
            – Ups, zapomniałam, że Brown jest głuchy jak pień. – Zaśmiała się. – Dobrze, że to pierwsze piętro.
            Zupełnie nie przejęła się ogłupiałymi minami chłopców, którzy w ciszy obserwowali całe zajście. Wiedzieli, że Lintu jest niebezpieczna – w końcu ranga B/3 to już nie przelewki – ale pierwszy raz widzieli, żeby zachowywała się tak agresywnie wobec kogokolwiek, a jednocześnie była tak złośliwa.
            – Ups.
            Cofnęła się, chwilę później na parapecie zjawił się Brown. Najwyraźniej nie spodobało mu się rzucanie jego partnerem, bo szczerzył zęby, węsząc walkę. Nic to, że teren nie był do tego stworzony.
            Nick zamigał coś, na co Lintu prychnęła.
            – Wiesz, że cię nie rozumiem, Brown. Ty za to czytasz z ust, więc skup się. Zabieraj swojego paniczyka i spierdalaj stąd. Nie mam ochoty patrzeć na wasze gęby.
            W odpowiedzi Nikolas tylko bardziej się uśmiechnął i rzucił na kobietę, która zablokowała cios łukiem. Od razu wyprowadziła kopniaka, lecz bez większych efektów. Musiała więc odskoczyć przed atakiem mężczyzny, bo to mogłoby się źle skończyć. Z wojskowego buciora wyciągnęła nóż i rzuciła nim w przeciwnika, który bez problemu się uchylił.
            – Nosz kurwa, Brown, weź se na wstrzymanie – warknęła.
            Brak ścian w tym przypadku działał na jego korzyść, bo mógł bez opamiętania machać kataną, nie dając jej ani chwili, by napiąć łuk. Nie dość, że miała niższą rangę, to bez Celebrera, leku, który Zmroki musiały regularnie przyjmować, nie miała z nim najmniejszych szans. Nie miała ochoty uciekać się do tego świństwa tylko z powodu Specjalistów. Pozostało jej unikanie ataków tak długo aż go zmęczy albo się znudzi. Mogła też wciągnąć go w jedną z pułapek Simona i Chrisa, może zadziała na tego psychola.
            W międzyczasie Worickowi udało się dostać z powrotem do środka – chłopcy go przywlekli. Nie połamał sobie żadnych ważnych kości, ale upadek z pierwszego piętra mocno go poobijał.
            Lintu dostrzegła Arcangelo kątem oka i podjęła błyskawiczną decyzję. Cofnęła się w stronę normalsa i zasłoniła nim przed ciosem. Brown w ostatniej chwili zatrzymał katanę.
            – Lintuś, to było niebezpieczne.
            – To trzymaj go na smyczy. A ty przestań machać łapami, Brown.
            – Nieźle wyglądasz jak na kogoś, kto nie pachnie jak Zmierzch – przetłumaczył Worick. – Gdy widzieliśmy się ostatnio, odmawiałaś przyjmowania Celebrera, a minęło już trochę czasu.
            – Doktorek przygotował to świństwo tak, że nie cuchnie. To po co tu przyszliście?
            – Teraz chcesz słuchać? – zapytał Worick.
            – Bo zapewne się nie odczepicie – prychnęła. – I tak moja odpowiedź brzmi „nie”, ale postrzęp sobie język, skoro twój kundel nie może.
            Worick westchnął. Chyba tylko cudem niczego nie złamał po upadku z pierwszego piętra, ale był dość poobijany. Jednak źle się do tego zabrał. Sądził, że Lintu będzie bardziej skora do rozmów, jeśli przyjdzie sam. Że też Zaćmieni zawsze muszą sprawiać tyle kłopotów.
            – Przysłał nas Luca Cristiano. Chce cię zatrudnić.
            – Odpada. Doskonale wiesz, że nie będę już nikomu służyć. Możesz mu to powtórzyć. Poza tym Gildia nie przysłała mu Zmroków do ochrony?
            – Nie możesz wykazać odrobiny entuzjazmu? – zapytał Worick. – Nie zapytasz nawet o warunki?
            – Znasz moje zdanie na ten temat, jednooki paniczyku. Zabieraj swojego kundla i spieprzaj do domu.
            – Przemyśl to, Liluś. Jeśli nie Cristiano, Gildia zacznie o ciebie zabiegać. W końcu jesteś Krukiem.
            Odprawiła go gestem i wróciła na parapet, na którym siedziała przed przybyciem Specjalistów. Wiedziała, że przed przeszłością nie ucieknie, a Czterech Ojców Ergastulum pilnie przygląda się Zmrokom o wysokich rangach. Może czasy się zmieniły, ale nie podejście ludzi. Mogła zapomnieć o normalnym życiu.
            Może właśnie dlatego dwa dni później zjawiła się w „Bastardzie”, burdelu prowadzonym przez rodzinę Cristiano. Najwyraźniej Luca czekał na nią, bo od razu zaprowadzono ją przed oblicze jednego z Czterech Ojców.
            – Specjaliści mówili, że odrzucasz ofertę.
            – Pomyślałam, że jeśli powiem to osobiście, definitywnie zakończymy tę sprawę – uśmiechnęła się. – Teraz jestem wolnym Krukiem.
            Po chwili skrzywiła się i rozejrzała. Jej uwagę przykuł mężczyzna w jej wieku o ciemnych włosach i błękitnych oczach. Na twarzy miał dość paskudną, wąską bliznę ciągnącą się przez prawy policzek.
            – Don Luca, z całym szacunkiem, ale trzymanie tu Łowcy jest dość nieśmiesznym żartem – stwierdziła chłodno.
            Dłoń sama powędrowała do łuku. Łowcy byli naturalnymi wrogami Zmroków, więc instynkt Lintu podpowiadał jej, żeby pozbyć się mężczyzny, nim on zrobi to samo z nią.
            – Spokojnie. Marco stoi po naszej stronie i jest cennym członkiem rodziny Cristiano – odparł Luca. – Nie ma powodu, aby go atakować.
            Lintu uniosła brew. Nie wierzyła w to, choć widok Łowcy i Zmroka obok siebie był dość niezwykły. Tego drugiego kojarzyła mętnie jako członka Gildii.
            – Nie ma powodu, abyśmy kontynuowali tę rozmowę, Don Luca.
            – Liczyłem, że zostaniesz ochroniarzem mojej córeczki.
            – Jesteśmy wystarczającą ochroną dla panienki – odezwał się Zmrok. – Nie widzę powodu, by zatrudniać kogoś jeszcze.
            – Galahad, wsparcie kogoś pokroju Kruka z pewnością będzie przydatne.
            – To jest ten Kruk? – zapytał Marco. – Sądziłem, że to mężczyzna.
            Lintu uśmiechnęła się kpiąco. Przynajmniej częściowo udało jej się ukryć swoją prawdziwą tożsamość.
            – Jakiś problem, panie Łowco? Też nie rozumiem, po co ja, skoro panienkę Cristiano chronią Łowca i Zmrok z Gildii o wyższej ode mnie randze. Chyba że mam być dekoracją, bo godzi w moją dumę.
            Kątem oka dostrzegła, jak drzwi się uchylają i do pomieszczenia wchodzi dziewczynka z niezadowoloną miną. Już na pierwszy rzut oka było widać podobieństwo pomiędzy nią a Lucą, więc od razu zrozumiała, że to Loretta. Uśmiechnęła się, słysząc, jak obrażonym tonem wyrzuca swoim ochroniarzom, że nadal są tu, zamiast spełnić daną obietnicę.
            Spojrzała na Marco, rzucają mu tym samym wyzwanie. Chwilę później uzbrojona w nóż ruszyła na dziewczynkę. Reakcja ludzi Cristiano była natychmiastowa. Na gardle Lintu zacisnęła się żyłka, którą ex-Łowca był w stanie obciąć kobiecie głowę, Galahad zablokował jej ruchy.
            – To było bardzo głupie – stwierdził Marco.
            – Chciałam was tylko przetestować – odparła z uśmiechem.
            – I już wiesz, że nie masz szans.
            – Naprawdę?
            – Marco – odezwała się Loretta nieco drżącym głosem wpatrzona w grot strzały oddalony od jej twarzy zaledwie o centymetr.
            Tej prostej sztuczki się nie spodziewali, skoro Lintu miała nóż w ręce. Nie zauważyli w rękawie bluzy ukrytej strzały i gdyby kobieta chciała skrzywdzić następczynię, zrobiłaby to.
            – Może już wystarczy tych popisów? – odezwał się Luca. – Teraz znacie swoje możliwości.
            Strzała zniknęła w rękawie, a Lintu została uwolniona. Spojrzała najpierw na Lucę, potem na Lorettę.
            – Don Luca, zmieniłam zdanie, ale mam warunek. Odejdę, gdy uznam, że się tu nudzę.
            – Jeśli taka będzie twoja wola.
            Lintu kucnęła przed Lorettą, która obserwowała ją hardym spojrzeniem. Może i dziewczynka się przestraszyła, ale nie pokazywała tego aż tak po sobie.
            – Panienko, to będzie zaszczyt opiekować się panienką. Proszę wybaczyć moje nieco nieuprzejme zachowanie sprzed chwili.
            – Żeby to był ostatni raz – powiedziała młoda Cristiano.
            – Oczywiście.
            Dopiero wtedy Loretta się uśmiechnęła. Luca też był zadowolony z osiągniętego celu.
            – Lintu, jeszcze jedna sprawa – powiedział. – „Bastard” to nie byle jakie miejsce, a rodzina Cristiano nie jest podrzędnym gangiem, więc chciałbym, abyś godnie reprezentowała nowe stanowisko. Chyba konieczne będą zakupy.
            Lintu zaśmiała się.
            – Don Luca, wiesz, jak dogodzić kobiecie – stwierdziła. – Na zakupy jestem chętna zawsze.

8 komentarzy:

  1. Booyah! No nie wierzę. Znaczy przeczytałam, więc nie mam wyjścia. xd Fajnie, fajnie! Czyli inspirujemy, czyli mozna powiedziedz, ze na misji sie powodzi xd gut! Strasznie fajnie czytać tekst, którego w jakims stopniu czuje sie matka chrzestna! No ale zes mi Nicolasa jak psa.... no wiesz... Brow aport, booyah, zapomniała, że to nieboskie stworzenie jest głuche ! :D ahaha, dobra to była akcja, zaiste, podobało mi się i wiesz nie? Wiesz. Ostrze sobie ząbki na więcej ;D A bo czemu nie. But! No ciekawie, ciekawy wybralas czas, takie mozna by rzec, ze spokojne, gdyby nie to ze w Ergastulum ciagle cos sie dzieje, tylko rozni stopniem pojebania tego 'dziejstwa'. Kruk. Lintu. Brzmi dobrze, brzmi ciekawie. Czarno, granatowo, fioletowo. Dużo kolorów, wspołgrajacych ze sobą. Bidny worric... a nie. Tego chuja nie jest mi szkoda, zwlaszcza po 7 tomie, tch.
    BAWIŁAM SIE ZNAKOMICIE. Cieszy, tekst mnie cieszy. A ja sie cieszyc lubie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba widać, jak bardzo Lintu "lubi" Specjalistów :D A to nie jedyna taka ich przygoda - coś się tam tworzy w rozpiskach, ale nie obiecuję, że coś w najbliższym czasie będzie z tego.
      Cieszę się, że cieszy. I czuj się matką chrzestną, czuj.

      Usuń
  2. O, fajne ma imię. I te pióra we włosach ^^
    Boziu, co Ty Worricowi robisz?
    Aaaa, nie wierzę, ona go wyrzuciła przez okno!
    "Chwilę później usłyszała uderzenie ciała o beton. Wychyliła się lekko. Arcangelo leżał u stóp swojego partnera, który przyglądał mu się ze zdumieniem.
    – Ups, zapomniałam, że Brown jest głuchy jak pień. – Zaśmiała się. – Dobrze, że to pierwsze piętro."
    O boru...
    Ale mega to jest!
    No nie jestem zaskoczona, bo wiedziałam, że planujesz coś z uniwersum Gangsty, ale noooo, muszę przyznać, że Lintu przewyższyła moje oczekiwania. Jest drapieżna jak Elena, ale różni się od niej, chociażby słownictwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Elena to kobieta z klasą, a Lintu... No cóż, to Zmrok.
      Osobiście uwielbiam tę scenę z wyrzucaniem Woricka przez okno.

      Usuń
    2. Czemu wszyscy ewakuuja woricka oknem xd nie zeby mu sie nie nalezalo, z mojego skromnego punktu widzenia ;p

      Usuń
    3. Wilczy, to taki typ, że do okna pasuje :) I rację masz, należy mu się.

      Usuń