Odrobine
Henry'ego z "Forever", bo mi tu podpasował. Szkoda, że mogliśmy
widzieć się tylko przez jeden sezon.
Morze. Spokojne lub wzburzone. Jasne
lub ciemne w swej głębi. Ciepłe od promieni lub zimne w mroku. Niektórych
zachwyca, innych przeraża. Ale tego jednego mężczynę po prostu denerwowało.
Dlaczego? Bo to w nim najczęściej budził się po swojej śmierci. Tak jak teraz.
Po krótkiej walce z wodą zdołał wydostać się na powierzchnię i ponownie spojrzeć prosto w słońce. Zaklął głośno i to kilkukrotnie, byle tylko dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Nie po to narodził się wśród Nieśmiertelnych, by odradzać się w morskich odmętach, na pustyni lub w domu jakieś staruszki, która na jego widok zmarła z powodu nagłego ataku serca.
Po chwili utrzymywania się na wodzie zaczął ociężale ruszać rękami i nogami, zmusił się do płynięcia i zbliżania do brzegu. Wciąż przeklinał, tym razem w myślach, a i nie złowieszczył światu, że siebie upominał za głupotę. Gdy dowiedział się, że jest nieśmiertelny, bo przyszedł na świat w noc przesilenia zimowego w rodzinie ludzi
błogosławionych niezwykłymi mocami, wymyślał scenariusze tego, co uczyni ze swoją magią. Posłuchał swojego nauczyciela i znalazł przedmiot, w którym schował swoją duszę. By dowieść, że jest godny posiadania tego przedmiotu, przez rok miał go nosić przy sobie i pokazać, że potrafigo strzec. Powtarzano mu, że śmierć może przyjść nagle i niespodziewanie, ważne więc było, aby zmartwychwstać jak najbliżej miejsca, gdzie się umarło, by nie wzbudzić żadnej sensacji. Miał się tak ukrywać przed zwykłymi ludźmi.
To się jednak nie udało. I to nie tylko dlatego, że najczęściej odkładał gdzieś przedmiot, a później zapominał, gdzie go pozostawił, co wykorzystywali – i to bardzo często – członkowie organizacji zwalczającej (lub raczej próbującej zwalczyć) Nieśmiertelnych, ale głównie dlatego, że na przedmiot będacy czymś podobnym do horkruksa rodem ze świata Harry'ego Pottera wybrał kamień. Gorzej już być nie mogło. Za każdym razem, gdy nie pamiętał, gdzie go zostawił, ten albo stracił się na plaży, albo został zostawiony w kawiarni i przygarnięty przez jakąś dziewczynę, zaprowadzony do jej domu, umiejscowiony na biurku lub pod łóżkiem. Gdy nie był ostrożny i nie strzegł kamienia jak oczka w głowie, mógł przebudzić się gdziekolwiek. A że najlepiej rzuca się kamienie do wody, to najczęściej właśnie w taki sposób wracał do świata żywych. Co za porażka.
Płynął dalej, a odzyskując siły, rozglądał się wzrokiem po coraz bliższej plaży. Chciał mieć pewność, że nikt go nie widzi – nie chciał po raz kolejny tłumaczyć się komukolwiek z tego, że pływa nago w morzu w samym środku pełnej śniegu zimy, przecież to u miejscowej policji nie rpzejdzie. O ile wciąż pozostaje w swoim mieście.
Będąc tuż przy brzegu, wygramolił się na kamieniste podłoże, opadł na plecy i nie zważając na wszelki ból, głęboko zaczerpnął powietrza. Lewa dłoń spoczęła na brzuchu, palce zbadały świeżą bliznę po ostatnio zadanej śmierci. Westchnął. Miał już dość umierania z rąk rabusiów, którzy chcąc uciec przed policją ze skradzionym złotem, nie bali się zaatakować zwykłego przechodnia wykazującego się odruchem społecznym. Chyba powinien porzucić pomysł bycia bohaterem wśród ludzi, bo się naprawdę nie sprawdzał.
– Tutaj jesteś. – Dźwięczny, kobiecy głos wyrwał go z rozmyśleń. Odwrócił głowę lekko w bok i spojrzał w górę. Musiał zmrużyć oczy, by zobaczyć choćby sylwetkę. – A mówiłam ci, byś przykleił sobie gdzieś ten pieprzony kamyk lub przerobił go na część zegarka, może wtedy nie musiałabym się szukać w miejscach podobnych do tego.
Uśmiechnął się lekko, czując na sobie ciepło zarzuconego koca. To nie tak, że wstydził się swojego ciała, wręcz przeciwnie, był z niego strasznie, wręcz narcystycznie dumny, uważał tylko, że świat nie musi oglądać go zbyt często w całej jego boskiej okazałości.
– Jak zawsze na posterunku – odpowiedział na wywód koleżanki. – Dzięki.
– Gdybyś płacił mi za każdym razem, gdy mi dziękujesz, byłabym teraz milionerką i mogła wygryźć Trumpa z fotela prezydenta. Chyba zacznę pobierać od ciebie opłaty.
Parsknął śmiechem. Uwielbiał jej poczucie humoru, choć charakterek miała naprawdę ciężki. Dźwignął się na łokciach, a jego towarzyszka przykucnęła obok.
– Proszę, to chyba twoje. – Wyciągnęła w jego stronę dłoń, w której skryła jego kamień (pewnie morze wyrzuciło go przed tym, jak mężczyzna wypłynął na powierzchnę). – Bądź ostrożny, Drew. Następnym razem mogę cię nie znaleźć.
– Wiem.
Przy jej pomocy dźwignął się z podłoża, opierając o nią i otulając mocniej kocem, ruszył w śtronę niewielkiego zagajnika, by wrócić na nowo do świata.
Czasami nie znosił bycia Nieśmiertelnym. Ale czy ktoś chciałby się z nim zamienić? Wątpię. Lepiej jest umrzeć raz, będąc choć przez chwilę panem swojego losu, niż odradzać się ponownie, będąc zależnym od martwej rzeczy.
Po krótkiej walce z wodą zdołał wydostać się na powierzchnię i ponownie spojrzeć prosto w słońce. Zaklął głośno i to kilkukrotnie, byle tylko dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Nie po to narodził się wśród Nieśmiertelnych, by odradzać się w morskich odmętach, na pustyni lub w domu jakieś staruszki, która na jego widok zmarła z powodu nagłego ataku serca.
Po chwili utrzymywania się na wodzie zaczął ociężale ruszać rękami i nogami, zmusił się do płynięcia i zbliżania do brzegu. Wciąż przeklinał, tym razem w myślach, a i nie złowieszczył światu, że siebie upominał za głupotę. Gdy dowiedział się, że jest nieśmiertelny, bo przyszedł na świat w noc przesilenia zimowego w rodzinie ludzi
błogosławionych niezwykłymi mocami, wymyślał scenariusze tego, co uczyni ze swoją magią. Posłuchał swojego nauczyciela i znalazł przedmiot, w którym schował swoją duszę. By dowieść, że jest godny posiadania tego przedmiotu, przez rok miał go nosić przy sobie i pokazać, że potrafigo strzec. Powtarzano mu, że śmierć może przyjść nagle i niespodziewanie, ważne więc było, aby zmartwychwstać jak najbliżej miejsca, gdzie się umarło, by nie wzbudzić żadnej sensacji. Miał się tak ukrywać przed zwykłymi ludźmi.
To się jednak nie udało. I to nie tylko dlatego, że najczęściej odkładał gdzieś przedmiot, a później zapominał, gdzie go pozostawił, co wykorzystywali – i to bardzo często – członkowie organizacji zwalczającej (lub raczej próbującej zwalczyć) Nieśmiertelnych, ale głównie dlatego, że na przedmiot będacy czymś podobnym do horkruksa rodem ze świata Harry'ego Pottera wybrał kamień. Gorzej już być nie mogło. Za każdym razem, gdy nie pamiętał, gdzie go zostawił, ten albo stracił się na plaży, albo został zostawiony w kawiarni i przygarnięty przez jakąś dziewczynę, zaprowadzony do jej domu, umiejscowiony na biurku lub pod łóżkiem. Gdy nie był ostrożny i nie strzegł kamienia jak oczka w głowie, mógł przebudzić się gdziekolwiek. A że najlepiej rzuca się kamienie do wody, to najczęściej właśnie w taki sposób wracał do świata żywych. Co za porażka.
Płynął dalej, a odzyskując siły, rozglądał się wzrokiem po coraz bliższej plaży. Chciał mieć pewność, że nikt go nie widzi – nie chciał po raz kolejny tłumaczyć się komukolwiek z tego, że pływa nago w morzu w samym środku pełnej śniegu zimy, przecież to u miejscowej policji nie rpzejdzie. O ile wciąż pozostaje w swoim mieście.
Będąc tuż przy brzegu, wygramolił się na kamieniste podłoże, opadł na plecy i nie zważając na wszelki ból, głęboko zaczerpnął powietrza. Lewa dłoń spoczęła na brzuchu, palce zbadały świeżą bliznę po ostatnio zadanej śmierci. Westchnął. Miał już dość umierania z rąk rabusiów, którzy chcąc uciec przed policją ze skradzionym złotem, nie bali się zaatakować zwykłego przechodnia wykazującego się odruchem społecznym. Chyba powinien porzucić pomysł bycia bohaterem wśród ludzi, bo się naprawdę nie sprawdzał.
– Tutaj jesteś. – Dźwięczny, kobiecy głos wyrwał go z rozmyśleń. Odwrócił głowę lekko w bok i spojrzał w górę. Musiał zmrużyć oczy, by zobaczyć choćby sylwetkę. – A mówiłam ci, byś przykleił sobie gdzieś ten pieprzony kamyk lub przerobił go na część zegarka, może wtedy nie musiałabym się szukać w miejscach podobnych do tego.
Uśmiechnął się lekko, czując na sobie ciepło zarzuconego koca. To nie tak, że wstydził się swojego ciała, wręcz przeciwnie, był z niego strasznie, wręcz narcystycznie dumny, uważał tylko, że świat nie musi oglądać go zbyt często w całej jego boskiej okazałości.
– Jak zawsze na posterunku – odpowiedział na wywód koleżanki. – Dzięki.
– Gdybyś płacił mi za każdym razem, gdy mi dziękujesz, byłabym teraz milionerką i mogła wygryźć Trumpa z fotela prezydenta. Chyba zacznę pobierać od ciebie opłaty.
Parsknął śmiechem. Uwielbiał jej poczucie humoru, choć charakterek miała naprawdę ciężki. Dźwignął się na łokciach, a jego towarzyszka przykucnęła obok.
– Proszę, to chyba twoje. – Wyciągnęła w jego stronę dłoń, w której skryła jego kamień (pewnie morze wyrzuciło go przed tym, jak mężczyzna wypłynął na powierzchnę). – Bądź ostrożny, Drew. Następnym razem mogę cię nie znaleźć.
– Wiem.
Przy jej pomocy dźwignął się z podłoża, opierając o nią i otulając mocniej kocem, ruszył w śtronę niewielkiego zagajnika, by wrócić na nowo do świata.
Czasami nie znosił bycia Nieśmiertelnym. Ale czy ktoś chciałby się z nim zamienić? Wątpię. Lepiej jest umrzeć raz, będąc choć przez chwilę panem swojego losu, niż odradzać się ponownie, będąc zależnym od martwej rzeczy.
Podejrzewam, że złorzeczył bardziej pasuje, niż to " nie złowieszczył światu".
OdpowiedzUsuńAle to jedyna uwaga. Tekst króciutki, ale przyjemny. Temat jasny i przejrzysty. Też fajnie. Kamień i budzenie się w wodzie. Śmiesznie by było, gdyby ożył w wodzie i się utopił :D
Fajne ujęcie tematu. Nieśmiertelność naprawdę przestaje być ciekawa po takich tekstach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam